0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: kadr z filmu „Riefenstahl" Andresa Veielakadr z filmu „Riefen...

Na platformie online Millenium Docs Against Gravity możemy oglądać dokument Riefenstahl Andresa Veiela z 2024 roku. Wydawać by się mogło, że o niemieckiej reżyserce wiemy już wszystko. Polska telewizja emitowała w odcinkach 3-godzinny dokument Raya Müllera Potęga obrazu – Leni Riefenstahl, nakręcony za jej życia w 1993 roku; w wydawnictwie Świat Książki ukazał się też polski przekład jej Pamiętników (cegła, która liczy 580 stron). Jednak okazuje się, że bardzo wiele jest tu jeszcze do dodania. Leni Riefenstahl zmarła w 2003 roku i wreszcie – jak to się mówi językiem sądowym – przestała mataczyć.

Dodatkowo, w 2018 roku światło dzienne ujrzało jej prywatne archiwum, obejmujące ponad 700 pudeł zawierających filmy, fotografie, rękopisy, listy, nagrania dźwiękowe i inne materiały. Wcześniej archiwum było niedostępne dla badaczy i opinii publicznej (ile sama bym dała za wgląd do niego, gdy w 1999 roku pisałam pracę magisterską o związkach sztuki i propagandy w twórczości Riefenstahl!). Dopiero w 2016 roku, po śmierci jej partnera życiowego Horsta Kettnera, prawa do archiwum przeszły na jej byłą gospodynię, która przekazała je Fundacji Pruskiego Dziedzictwa Kulturowego.

Zdjęcie na ścianie: młoda kobieta i mężczyzna w mundurze (Hitler) witają się trzymając za ręce.
Kadr z filmu „Riefenstahl", materiały MDAG

Andres Veiel swój dokument Riefenstahl stworzył, dogłębnie analizując to archiwum. Wymagało to lat pracy, bo reżyserka za życia sama je porządkowała, oczywiście matacząc. Idealnie ułożone i opisane są te materiały, które chciała, żebyśmy widzieli; a byle jak te, które wolałaby ukryć. Z zażyłych relacji z Adolfem Hitlerem i Albertem Speerem była (na szczęście dla badaczy) na tyle dumna, że ich dowodów nie zniszczyła.

W filmie widzimy więc pisane odręcznie pełne wdzięczności listy do Hitlera. Słyszymy też telefoniczne rozmowy z Speerem, architektem Rzeszy, z którym – gdy wyszedł z więzienia w 1966 roku – Riefenstahl naradzała się, ile powinni brać wynagrodzenia za udział w programach telewizyjnych. Kamera na dłużej zatrzymuje się na jednym zdjęciu, zrobionym prawdopodobnie w prywatnej rezydencji Hitlera, kiedy rozbawieni podają sobie ręce, a on ściska jej dłoń z wyjątkową czułością. Widać, że łączyła ich szczególna relacja.

Mężczyźni ją uwielbiali, a ona to wykorzystywała. Podziwiali jej urodę i silny charakter. Pokazała te atuty, tańcząc i zdobywając szczyty w górskich filmach Arnolda Fancka, popularnych w Niemczech w latach 20. Riefenstahl wspina się tam w ekstremalnych warunkach, a jednak w sukienkach, z odsłoniętymi nogami, zarzucając rozpuszczonymi blond lokami. Dramatyzm potęgują zdjęcia i muzyka. Sama w tej wzniosłej konwencji kręci swój pierwszy film Błękitne światło, w którym gra też główną rolę.

Scenarzysta Carl Mayer komentuje: „Kiedy narodowi socjaliści cię zobaczą, staniesz się ich idolką”.

Pierwszy raz usłyszała Hitlera na wiecu w 1932 roku. Przyznawała potem, że miała ciarki na plecach i czuła się „przyciągana przez jego magnetyczną siłę”. Naziści proponują jej, by sfilmowała zjazd NSDAP w Norymberdze w 1934 roku. Speer przygotowuje oprawę i choreografię wydarzenia, wspólnie z Riefenstahl ustalają, jakie ujęcia Hitlera i słuchających go tłumów będą najkorzystniejsze. Tak powstaje Triumf woli, który do kin wchodzi w marcu 1935 roku.

W dokumencie Raya Müllera reżyserka podekscytowana ogląda zmontowane przez siebie materiały. Opowiada o efektach, jakie zastosowała, uśmiecha się, podśpiewuje, zadowolona, że obraz idealnie zgrywa się z muzyką. Pada pytanie: „Kiedy robiła pani Triumf woli, robiła go pani dla Hitlera? – O, nie, nigdy bym tak nie powiedziała. Dostałam zadanie, rozkaz i się z niego wywiązałam. To był mój obowiązek. Tak samo bym postąpiła, jak bym dostała zlecenie od Roosevelta czy Stalina. Wtedy ważna była dla mnie tylko praca, którą mam wykonać” – odpowiada.

Dwóch mężczyzn i kobieta na wózku operatorskim z kamerą, pcha ich trzeci.
Leni Riefenstahl na planie filmowym, 1936, Bundesarchiv, Bild 146-1988-106-29, CC BY-SA 3.0 DE

Triumf woli odnosi taki sukces, że Riefenstahl, dostając od Hitlera kolejną propozycję – sfilmowania igrzysk olimpijskich w Berlinie w 1936 roku – wie, że będzie mogła zaszaleć. Otrzymuje rekordowo wysoki budżet, może zatrudnić ponad 30 znakomitych filmowców i użyć nowatorskich technik zdjęciowych (kamer podwodnych, ruchomych – na szynach i w windach, najnowszych teleobiektywów, ujęć z balonów i dźwigów). Rzeczywiście tworzy dokumentalne arcydzieło, znów idealnie wpisujące się w propagandową linię Trzeciej Rzeszy. Od Hitlera dostaje kwiaty i bileciki z pozdrowieniami podczas premierowego tournée Olimpiady. „Zawsze myślę o tobie, twoja Leni Riefenstahl” – odpisuje. To jest ten szczyt, po którym można już umierać.

Praca korespondentki wojennej, która ma filmować marsz na Polskę, już jej się tak nie spodoba. Szybko rezygnuje.

Po wojnie wiedzie wygodne życie. Zostaje uznana jedynie za sympatyczkę Hitlera (nie należała do NSDAP), a to za mało, by trafić do więzienia. Ze swoim o 40 lat młodszym, zapatrzonym w nią jak w obrazek partnerem, mieszka w górskim domu w Szwajcarii, jeździ na nartach, chodzi na spacery, przyjmuje gości (np. Speera, który wychodzi z więzienia). I pisze wspomnienia. Nic jej wtedy tak nie zajmuje, jak budowanie narracji o swoim życiu, na jej własnych warunkach.

Chodzi do telewizji, godzi się na wywiady, bo chce zarabiać, ale agresywnie reaguje na pytania o poczucie winy, o Holokaust. „90 procent Niemców było wówczas zapatrzonych w Hitlera. Ja miałam być wyjątkiem?!”, „Nic nie wiedziałam o komorach gazowych, moi żydowscy znajomi powyjeżdżali już w 1938 roku do Stanów”. „Polityka to przeciwieństwo tego, co mnie przez całe życie zajmowało i fascynowało. Najważniejsza była sztuka”. Przerywa wywiady, żąda usunięcia niewygodnych pytań („Może pan filmować, ale nie wtedy, jak ja mówię „stop!”). Czuje się nękana. W latach 60. zaczyna jeździć do Afryki, do Sudanu. Tam nikt nie pyta o przeszłość. Przywozi znakomite fotoreportaże o plemieniu Nuba, ale i one kojarzą się recenzentom z „Olimpią” i faszystowskim kultem ciała.

Podczas talk show w telewizji WDR w 1976 roku zostaje skonfrontowana z Elfriede Kretschmar, kobietą z tej samej generacji, która mówi do Riefenstahl: „Byłam rozczarowana tym, jak kobieta może robić filmy, które są tak bardzo przeciwko ludzkości”. Efekt? Fala listów, kwiatów, próśb o autografy i telefonów ze słowami wsparcia dla Riefenstahl, które pieczołowicie gromadzi i nagrywa na kasety magnetofonowe. Przekonana, że ma rację. Jest jak uparta nastolatka, która postanowiła osiągać swoje cele, nie patrząc na konsekwencje i nigdy za nic nie przepraszać.

Andres Veiel oddaje głos Riefenstahl, cytując fragmenty jej Pamiętników, w których wspomina surowego ojca, przemoc seksualną ze strony szefa propagandy Rzeszy Josepha Goebbelsa czy później – swojego męża. Ale też punkt po punkcie obnaża jej kłamstwa. W jednym z wywiadów mówi: „Tak, popełniłam wiele błędów”. Dziennikarz pyta: „Czy patrząc z dzisiejszej perspektywy, uważa pani, że jednym z nich była bliska relacja z Hitlerem?” Musicie zobaczyć tę minę.

Riefenstahl, reż. Andres Veiel, 2024

Film można oglądać od 20 maja na www.mdag.pl

;
Na zdjęciu Agnieszka Kowalska
Agnieszka Kowalska

Dziennikarka, redaktorka Notesu na 6 Tygodni, autorka książek „Zrób to w Warszawie!", „Letnisko", „Zielona Warszawa".

Komentarze