Wzorcem kontroli TK uczynił art. 38 Konstytucji (prawo do życia), jedynie pomocniczo odwołując się do wzorca godności (art. 30). Tym sposobem otwarto drogę do delegalizacji i penalizacji dopuszczalnej dziś aborcji, gdy ciąża jest wynikiem przestępstwa (kazirodztwo-gwałt) - ostrzega prof. Łętowska
Myliłam się: sądziłam, że nie dojdzie do wyroku TK w sprawie aborcji. To, że wyrok ten zapadł obrazuje jak daleko przesunęliśmy się w kierunku fundamentalizmu religijnego i obyczajowego. I jak daleko nam do wizji społeczeństwa inkluzywnego i prawa mającego kłaść granice sile - pisze dla OKO.press prof. Ewa Łętowska, członek rzeczywisty Polskiej Akademii Nauk, członek czynny Polskiej Akademii Umiejętności, pierwsza Rzecznik Praw Obywatelskich (1988-1992), sędzia NSA (1999-2002) i sędzia w stanie spoczynku Trybunału Konstytucyjnego (2002-2011), autorytet prawny.
Głównym problemem tego wyroku jest to, że inkluzywność konstytucji (obecnie lekceważona, ale niewątpliwa obecna u jej genezy i widoczna w jej tekście) zakłada, że państwo (ustawodawca, ale i TK) nie będzie fundamentalistyczne wobec jednego światopoglądu.
To założenie zostało w orzeczeniu TK odrzucone w praktyce na rzecz tezy „kto nie z nami, ten przeciw nam”.
Projekt polityczny, któremu ów wyrok ma służyć – jest czytelny. Niech tym zajmują się jednak politologowie. Mnie interesują niedopowiedziane skutki wyroku, który nie powinien był się pojawić – ani w tym trybunale, ani w tym momencie.
Wyrokiem w sprawie K 1/20, Trybunał Konstytucyjny uznał za niekonstytucyjny jeden z trzech wyjątków dopuszczających legalną aborcję. Ten mianowicie, gdy „badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu”. Aborcja nadal jest więc dopuszczalna w dwóch pozostałych wypadkach: zagrożenie życia lub zdrowia kobiety oraz w wypadku ciąży z gwałtu albo kazirodztwa.
Wyrok wejdzie w życie – to znaczy zakwestionowany przepis utraci swoją moc – automatycznie, bez konieczności dokonywania jakikolwiek zmian ustawowych - z momentem opublikowania wyroku w Dzienniku Ustaw (art. 192 ust. 2). Od tego momentu przerwanie ciąży z przyczyn embriopatologicznych – stanie się nie tylko niedozwolone, ale jednocześnie ścigane jako przestępstwo (art. 152 k.k.).
Druk wyroku powinien nastąpić natychmiast. Czy jednak tak się stanie – nie wiadomo.
W swoim czasie, w 2015 roku zwlekano wiele miesięcy z ogłoszeniem wyroków TK, a obecnie notuje się np. wielomiesięczne opóźnienia w przygotowaniu uzasadnień rozstrzygnięć TK. Niechlujstwo jest niestety rutynowe, choć nie bezinteresowne.
Paradoksalnie zresztą i bez publikacji wyrok będzie wywierał następstwa – chodzi o mrożący skutek. Przed diagnostyką prenatalną już zapaliło się czerwone światło. Nazbyt wnikliwe diagnozowanie wad i schorzeń płodu stało się dla lekarzy bardzo ryzykowne. Lepiej nie mieć oczu otwartych szeroko. Kolejna gałąź medycyny usycha.
Będzie oszczędniej - kosztem biednych.
Zwinięcie się opieki prenatalnej ogranicza także samą możliwość podjęcia leczenia dziecka już w okresie ciąży. Coś może o tym powiedzieć ekipa prof. Dębskiego, która – po jego śmierci – wyniosła się ze szpitala Bielańskiego w Warszawie. Zyskała za to prywatna służba zdrowia. Prenatalne leczenie dostępne dla zasobniejszych zyskuje aspekt klasowy.
Legitymacja Trybunału Konstytucyjnego w składzie z sędziami-dublerami – jest wątpliwa, a jego funkcja – zmieniona. Trybunał pełni obecnie funkcję zamrażarki i wyręczyciela przy przedsięwzięciach, których odium w założeniu ma spadać nie na parlament.
Wyrok aborcyjny wydany w samym środku szalejącej zarazy, chaosu z tym związanego i zapaści służby zdrowia, dzielący i drażniący - miał przyciągnąć powszechną uwagę i tak się stało; spowodował burzliwe demonstracje.
Intencją wnioskodawców było przede wszystkim wyłączenie wyjątku legalizującego aborcję płodów z zespołem Downa. Natomiast TK ciął szeroko, obejmując wszystkie embriopatologie, nawet te najcięższe. Wyrok zrezygnował z oszczędzającej formuły wyroku zakresowego czy interpretacyjnego. Moim zdaniem uczyniono to celowo. I dlatego wcale mnie nie dziwi pojednawcza zapowiedź ze strony działacza PiS (tak min. Piecha zapowiada, że rychło należy oczekiwać inicjatywy zmian w ustawie z 1993 roku. Najprawdopodobniej propozycja obejmie
przywrócenie owego wyjątku zezwalającego na aborcję już w węższym zakresie, ograniczonym do najpoważniejszych wad letalnych płodu. Tym sposobem to, co zrobił Trybunał i co wzbudziło społeczny protest, zostanie zminimalizowane szczodrą propozycją ustawodawczą rządzącej partii.
Nie wiem, czy tak się stanie – ale wysoce prawdopodobne, że stać się może, choć chyba strunę przeciągnięto i oferty może nie udać się przedstawić jako atrakcyjnej. Trybunałowi to wszystko i tak już niewiele pomoże. Jednakże nawet zasadne wątpliwości co do jego składu i legitymacji nie mogą przesłonić faktu, że wyrok – taki, jaki jest - zostanie w praktyce wykonany.
Nie robiłabym też sobie nadmiernych złudzeń co do tego, czy na etapie ewentualnego sądowego postępowania karnego przeciw lekarzowi będzie można liczyć na naprawcze wobec wyroku TK działanie ze strony sądu.
Takie nadzieje zgłaszali politycy opozycji, ale zarówno konstrukcyjnie (zakwestionowanie doniosłości wyroku TK i skuteczności spowodowania przezeń zmiany w ustawie z 1993 roku), jak i życiowo (wymaganie wyjątkowej umiejętności perswazyjnej i determinacji sądu) jest to słabo wyobrażalne.
W Polsce obecnie kobieta za własną aborcję karnie nie odpowiada. Inaczej było pod rządem kodeksu karnego z 1932 roku i w PRL, aż do 1956 roku. Dopiero wtedy zliberalizowano przesłanki dopuszczalności aborcji do granic aborcji na żądanie.
Obecnie kobieta nie jest karana - jest jednak świadkiem i cennym źródłem dowodowym w karnej sprawie lekarza. Rozwinięta u nas prokuratorska subkultura potraktuje ją z całą wypracowaną finezją.
Tak na marginesie: ogromnie irytujące są enuncjacje pełne fałszywego zdziwienia - celują tu politycy, ale i prawnicy- teoretycy. Otóż w razie wszczęcia jakiegoś postępowania – przygotowawczego, wyjaśniającego, dyscyplinarnego, powiadają, że to żadna dolegliwość, bo przecież na końcu „sąd się o tym wypowie”.
Czytam więc z przykrością wypowiedzi bagatelizujące np. postępowanie immunitetowe, skoro „nie przesądza to o winie, a sprawę ostatecznie i tak rozstrzygnie sąd”. Przecież sam fakt wszczęcia postępowania represyjnego (wyjaśniającego - przed dyscyplinarnym i immunitetowego - przed karnym) jest dolegliwością.
Lekkomyślne wszczynanie w celu zastraszenia czy dokuczenia - jest niegodziwością.
Już nie wspomnę o zawieszającym obniżeniu wynagrodzenia (sędziów) o 40 czy 50 proc., towarzyszących tym „wejściom w procedurę immunitetową”. Także przy formalnym braku penalizacji kobiety, procedura karna nie jest wobec kobiety-świadka w sprawie aborcyjnej neutralna i przyjazna.
Procedura i chętny prokurator potrafi przemielić poszkodowanego, a co dopiero świadka kobietę w takiej sprawie!
Wnioskodawcy w sprawie K 1/20 chętnie operują terminem „eugenika” i pochodnymi przymiotnikami, aby określić przedmiot wniosku i rozstrzygnięcia. Kieruje to myśl ku przemyślanej, planowej polityce, by tak rzec hodowlano-rasowej okresu międzywojnia i II wojny światowej.
Zrównanie znaczeniowe „eugeniki” i „embriopatologii” ma na celu negatywną stygmatyzację tego ostatniego terminu i - prawem kontrastu - podwyższenie moralnego standingu wnioskodawców.
Wzorcem kontroli uczyniono art. 38 Konstytucji (prawo do życia), jedynie pomocniczo odwołując się do wzorca godności (art. 30). Tym sposobem jednak
otwarto drogę do delegalizacji i penalizacji kolejnego z pozostałych dwóch wyjątków dopuszczalnej aborcji, tj. wypadku, gdy ciąża jest wynikiem przestępstwa (kazirodztwo, gwałt).
Gdyby bowiem wzorzec ograniczono do art. 30, otwierałoby to drogę do ważenia na szalach równowagi godności dwóch podmiotów. Nie tylko - jak to ma miejsce w wyroku - mającego się narodzić (nasciturus), ale także godności matki, zmuszanej do do donoszenia i urodzenia mającego umrzeć (moriturus). Byłoby to ważenie dwóch godności.
Tymczasem odwołanie się do wzorca z art. 38 (ochrona życia) usprawiedliwi w gruncie rzeczy tylko aborcyjny wyjątek motywowany zagrożeniem życia matki. Już zdrowie matki – mogło by być kwestionowane, ponieważ na szalach położono by z jednej strony życie – a z drugiej – zdrowie.
Dlatego zresztą wątpię, czy będzie można liczyć w praktyce na interpretacyjne rozszerzenie pojęcia „zdrowia emocjonalnego matki” jako podstawy do jednak dokonania terminacji ciąży w wypadku ciężkich wad rozwojowych płodu.
I wreszcie na koniec. Zastanawia mnie pewność siebie „widzących wszystko oddzielnie” tam, gdzie trzeba widzieć współdziałający mechanizm. Dopuszczalność czy brak dopuszczalności aborcji, czy porównanie systemów na nią zezwalających, czy za nią karzących, wymaga wiedzy złożonej. Nie wystarczy znać historyczne meandry ustawodawstwa mówiącego o dopuszczalności lub zakazie aborcji. Jednocześnie trzeba pamiętać o zakazach (w relacjach: zasada-wyjątki) i karaniu za ich łamanie, i o mrożącym działaniu takiego zagrożenia.
Co ważne, czasem karaniem były objęte także matki (np. pod rządem kodeksu karnego z 1932 roku). Nawet jednak przy szerokiej dopuszczalności wyjątkowej aborcji pozostanie ona tylko na papierze, jeżeli nie ma faktycznej dostępności lekarza czy jeżeli ujęta nazbyt szeroko klauzula sumienia utrudnia uzyskanie informacji, gdzie można zrealizować to, na co ustawa jednak zezwala.
Niestety, takie hipokryzyjne rozwiązanie przewidział TK w wyroku z 2015 roku, sygn. K 12/14. Wiedzący lepiej powiada także, że skoro kobiety się za aborcję nie karze, to nie dzieje się jej krzywda i nie jest poddawana żadnym represjom. A jeżeli ma urodzić niezdolne do życia dziecko – opiekuńcze państwo poda jej - według zapewnień posła Horały - pomocną dłoń.
To ostatnie w kraju, gdzie dzieci zdolne do życia lecz niepełnosprawne i ich rodzice od lat się zmagają z nieczułym systemem państwa - brzmi nie tylko cynicznie, ale wręcz prześmiewczo.
Jakoś dziwne, że stykam się przeważnie z besserwisserami, a nie znam besserwisserek.
Ewa Łętowska - prof. dr hab., profesor w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk, członek rzeczywisty Polskiej Akademii Nauk, członek czynny Polskiej Akademii Umiejętności. Pierwszy rzecznik praw obywatelskich w Polsce (1988–1992), sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego (1999–2002) i Trybunału Konstytucyjnego (2002-2011).
Ewa Łętowska - prof. dr hab., profesor w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk, członek rzeczywisty Polskiej Akademii Nauk, członek czynny Polskiej Akademii Umiejętności. Pierwszy rzecznik praw obywatelskich w Polsce (1988–1992), sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego (1999–2002) i Trybunału Konstytucyjnego (2002-2011).
Komentarze