Sejm pracuje nad przepisami, dzięki którym będzie można wycinać duże drzewa bez jakiegokolwiek nadzoru. Obrońcy przyrody ostrzegają przed powtórką z lex Szyszko i podkreślają: w obliczu kryzysu klimatycznego powinniśmy drzewa chronić, a nie ułatwiać ich ścinanie
Lex Szyszko 2 - tak o nowym przepisie dotyczącym wycinki drzew pisała posłanka Zielonych Małgorzata Tracz. Nawiązuje do przepisu z 2017 roku. Ówczesny minister środowiska Jan Szyszko wprowadził samowolkę w wycinaniu drzew, przez co straciliśmy ich miliony.
Sejm właśnie pracuje nad ponownym ułatwieniem wycinek na prywatnych działkach.
W „Komisyjnym projekcie ustawy o zmianie ustaw w celu likwidowania zbędnych barier administracyjnych i prawnych", a dokładnie w 14. artykule tego projektu, zawarto zmiany w ustawie ochrony przyrody. Zapis zmienia obwody pnia drzew, których nie trzeba będzie zgłaszać do wycinki.
Mówiąc prościej: duże i stare drzewa będzie można ścinać swobodnie, bez konieczności informowania gminy.
W tym samym projekcie próbowano także "przemycić" zniesienie zakazu udziału dzieci w polowaniach. Pisaliśmy o tym w OKO.press:
Chodzi dokładnie o artykuł 83f ustawy o ochronie przyrody, który określa, w jakich przypadkach nie trzeba nawet zgłaszać planowanej wycinki.
Obecnie wycinka bez zgłoszenia jest możliwa tylko w przypadku mniejszych drzew.
To efekt szeregu zmian, które w ostatnich latach wpisywano do ustawy o ochronie przyrody. Przypomnijmy: do końca grudnia 2016 r., gdy ktoś chciał wyciąć drzewo czy krzew na swojej działce – niezależnie od powodu – musiał uzyskać zezwolenie. Wszystko zmieniło się 1 stycznia 2017, gdy weszła w życie nowelizacja nazywana lex Szyszko.
Nowela zwalniała osoby fizyczne z uzyskania zezwolenia na usunięcie drzew i krzewów na cele niezwiązane z prowadzeniem działalności gospodarczej. To doprowadziło do ogromnych wycinek w całym kraju. Profesor Zbigniew Karaczun ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego oszacował wtedy, że
straciliśmy nawet 3 miliony drzew.
„Wielkie rżnięcie” skończyło się w Polsce w połowie czerwca 2017 roku, gdy wprowadzono kolejne korekty do ustawy o ochronie przyrody. Wtedy opracowano obowiązujące do dziś zasady. Żeby usunąć drzewo z powodu niezwiązanego z prowadzeniem działalności gospodarczej – jeśli jego obwód przekracza ustawowo określony rozmiar – trzeba taki zamiar zgłosić do urzędu gminy.
Urzędnicy mają 14 dni na ewentualne zatrzymanie wycinki. Według opracowywanej właśnie noweli ten czas ma się skrócić do 7 dni.
Mają się zmienić również obwody drzew, które można swobodnie, bez zgłaszania się do gminy, wyciąć. Obwód liczy się 5 cm nad poziomem gruntu.
20 cm zmiany w obwodzie pnia to nawet 30 lat różnicy w wieku drzewa.
W piątek 2 grudnia 2022 ustawą o barierach administracyjnych, w której zawarto zmiany dotyczące wycinek, zajmowała się sejmowa komisja do spraw deregulacji.
Podczas komisyjnych prac poseł PiS Bartłomiej Wróblewski zapowiedział, że obwody drzew, które można ściąć bez zgłoszenia, zwiększą się o 10, a nie o 20 cm.
Tłumaczył, że jest to propozycja będąca "złotym środkiem".
Zmieniono również datę wejścia w życia nowego przepisu na 1 maja 2023.
"Ta data jest związana z wątpliwościami, czy w tej poprawce chodzi o kryzys energetyczny" - mówił Wróblewski. Rzeczywiście - po publikacji projektu ustawy, niektórzy komentatorzy zwracali uwagę na to, że ścięte bez zgłoszenia drzewa mogą lądować w domowych piecach.
"Projekt powstał pod koniec 2021 roku, więc nie ma związku z kryzysem energetycznym. Dlatego miałby zacząć obowiązywać od 1 maja, już po okresie grzewczym" - dodał poseł PiS.
Eksperci, zajmujący się ochroną przyrody, krytykują zmianę, argumentując, że takie ułatwienie może nas pozbawić tysięcy, a nawet milionów drzew - choć nie jesteśmy w stanie ocenić, ile osób mogłoby z nowego zapisu skorzystać. W uzasadnieniu, opublikowanym razem z projektem, takich wyliczeń nie przedstawiono.
"Obecnie osoba prywatna i fizyczna ma bardzo łatwy dostęp do wycinki drzewa na swojej działce: musi jedynie złożyć zgłoszenie do właściwego urzędu" - mówi Sabina Lubaczewska z Fundacji EkoRozwoju. "To nie jest nic skomplikowanego, nie wiąże się z żadnymi opłatami. Jednocześnie dla gminy takie zgłoszenie jest ważnym narzędziem, które pozwala monitorować liczbę drzew i może pomóc w prowadzeniu świadomej polityki w zakresie gospodarowania drzewami.
Gmina ma prawo wyrażenia sprzeciwu wobec planowanej wycinki - jednak w 2014 roku sprawdziliśmy to i okazało się, że jedynie 2 proc. decyzji było odmownych. Kolejne kilka procent to decyzje częściowo odmowne.
To niewielki odsetek, więc zupełnie niezrozumiałe jest, z jaką barierą administracyjną mamy do czynienia" - zastanawia się Lubaczewska.
W 2019 roku Najwyższa Izba Kontroli przyjrzała się temu, jak gminy realizują swoje zadania związane z monitoringiem wycinki drzew i wydawaniem zgód. Sprawdzono dane z lat 2015-2018, a więc również czas obowiązywania lex Szyszko.
Z raportu wynika, że na porządku dziennym były braki w dokumentacji, tak podstawowe, jak nawet podanie gatunku wycinanego drzewa. Urzędy nierzetelnie spisywały dokumentację z oględzin. Często nie kontrolowały tego, jaki był cel wycinki, a w blisko połowie zbadanych jednostek gminy same rozpatrywały swoje własne wnioski o wycinkę, choć powinny były złożyć je od innych organów.
NIK podkreślał w raporcie, że na urzędnicze zamieszanie mogło mieć wpływ wielokrotne zmieniane przepisów ustawy o ochronie przyrody. Na przestrzeni lat 2015-2018 zmieniono je pięciokrotnie.
Teraz PiS chce ponownie je nowelizować.
Zdaniem Sabiny Lubaczewskiej zmiany w przepisach nie tylko pozbawią gminy cennego narzędzia (z którego urzędy dopiero zaczynają korzystać), ale również wysyłają do obywateli sygnał: "Drzewa są nic nie warte, można je wycinać do woli". Jak dodaje, manipulowanie przepisami dotyczącymi wycinki wprowadza niepotrzebne zamieszanie, a nawet może zachęcać do zachowań niezgodnych z prawem - czyli np. "czyszczenia działki", żeby móc ją łatwiej sprzedać pod inwestycje.
"Nie wiemy skąd się wzięło 20 cm, zamienione potem na 10 cm" - komentuje Sabina Lubaczewska. "Obwody drzew, na których ścięcie musimy mieć zezwolenie, pojawiły się w ustawie opracowanej lata temu. W tych wyliczeniach wzięto pod uwagę gatunek drzewa i jego tempo przyrostu. Teraz to tempo zwalnia - szczególnie w mieście, w warunkach suszy, drzewa nie mają takich przyrostów, jak kiedyś. Pytanie, czy ktoś przed zgłoszeniem poprawki to w ogóle analizował"- mówi ekspertka.
Odpowiedzi na to pytanie nie udziela również uzasadnienie, opublikowane razem z projektem.
"Dzięki tej zmianie właściciele nieruchomości będą mogli w szerszym zakresie korzystać z przysługującego im prawa własności (...) rzadziej będą pozbawiani możliwości usunięcia drzewa i nowego zagospodarowania swojej nieruchomości w trakcie jednego sezonu, co aktualnie – ze względu na przeciągające się czynności administracyjne – często ma miejsce" - czytamy w bardzo ogólnikowym wyjaśnieniu.
Fundacja EkoRozwoju, która zajmuje się m.in. obroną drzew, także w przestrzeni miejskiej, od początku sprzeciwiała się zmianom w przepisach. W swoim stanowisku aktywiści przypominają, że drzewa, także te na prywatnych działkach, odgrywają niezwykle ważną rolę:
Sabina Lubaczewska podkreśla także, że drzewa na działkach osób fizycznych są często samosiejkami. A samosiejki stanowią dużą bazę genetyczną. Likwidując je bez ograniczeń, tracimy cenny zasób. "Taki przepis, jeszcze bardziej ułatwiający wycinkę nie jest dziś potrzebny, w dobie kryzysu klimatycznego i coraz mniejszej liczby drzew w miastach, które realizując różne inwestycje po prostu te drzewa niszczą. Mamy duży problem i nie ma uzasadnienia, żeby go jeszcze bardziej pogłębiać" - dodaje.
Przeciwnicy zmian w prawie zaznaczają, że nikt nie chce zakazać wycinki drzew na prywatnych działkach. Jednak, jak mówi Lubaczewska, konieczność zgłaszania chęci wycinki większego drzewa stanowi barierę psychologiczną, może być momentem zastanowienia, czy ta wycinka jest koniecznie potrzebna.
"Podczas obowiązywania Lex Szyszko zobaczyliśmy, jak ludzie wycinają drzewa na zapas, bo może za chwilę ktoś tego zabroni. W tym wypadku może spełnić się bardzo podobny scenariusz" - dodaje. Podkreśla również, że ochrona drzew jest bardzo ważna. "One zależą od nas, ale jednocześnie my zależymy od nich" - komentuje.
Projekt ustawy likwidującej bariery administracyjne może być głosowany już na najbliższym posiedzeniu Sejmu, które zaczyna się 13 grudnia.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Komentarze