0:00
0:00

0:00

Politycy Solidarnej Polski z Michałem Wosiem na czele przedstawili 30 marca projekt dotyczący "o transparentności finansowania organizacji pozarządowych". To nowa wersja przepisów, o których opowiada po raz pierwszy jeszcze w 2020 roku.

Michał Woś, powołując się na doniesienia niemieckich mediów, które ustaliły, że część działających w Niemczech organizacji pozarządowych była finansowana przez Rosję, stwierdził, że "Polsce potrzebna jest deputinizacja także w zakresie działań pewnych NGO-sów"

"Sami przedstawiciele NGO stale podkreślają, jak ważna dla trzeciego sektora jest zasada jawności. Temu ma służyć wprowadzenie obowiązku ujawniania przez organizacje pozarządowe informacji o wsparciu oraz o wsparciu otrzymanym z zagranicy. Nowe regulacje będą gwarancją dobrych praktyk organizacji pozarządowych i realizacją ich postulatów w tym zakresie" - czytamy w uzasadnieniu projektu. "Zapewnią też społeczeństwu większą wiedzę o działalności NGO. Obywatele mają prawo wiedzieć, skąd pochodzą fundusze danej organizacji non-profit - czy np. z darowizn drobnych składek, czy z dofinansowania zagranicznego".

Lex Woś wpisuje się w działania obozu rządowego wymierzone w III sektor organizacji społecznych, ale moment jeszcze szczególny.

"Projekt Solidarnej Polski to oburzające i nikczemne - według najgorszych wzorów putinowskich i orbanowskich- wykorzystywanie sytuacji wojny w Ukrainie do ataku na niezależne organizacje społeczne, które świadczą dziś tak potrzebną pomoc.

Wrzucanie tego teraz, kiedy do Polski na działania pomocowe napływa dużo środków z organizacji międzynarodowych i zagranicznych dla organizacji społecznych, które ta władza tępiła i tępi jest jak najbardziej celowe. Wiedzą, że ich organizacje tych pieniędzy nie zobaczą, a te, które chcieli uśmiercić, teraz robią najbardziej potrzebną robotę. I gdyby nie fundusze zagraniczne i dotacje od darczyńców zagranicznych, które otrzymywały przez ostatnie lata na podtrzymywanie swojej działalności, to by teraz nie miał kto zająć się pomocą uchodźcom. Bo ten rząd odcinał ich od wszelkich środków publicznych i od darowizn od polskich firm" - mówi nam Ewa Kulik z Fundacji im. Stefana Batorego.

Napiętnować "agentów"

Co znajduje się w ustawie? "Organizacje pozarządowe, których przychód z działalności statutowej za poprzedni rok obrotowy przekroczył 250 000 zł lub organizacje pożytku publicznego, których przychód z działalności statutowej za poprzedni rok obrotowy przekroczył 250 000 zł, przekazują zbiorczo w terminie 3 miesięcy od zakończenia roku podatkowego do Krajowego Rejestru Sądowego informacje o źródłach finansowania projektów".

W przypadku otrzymania finansowania zagranicznego dodatkowo przekazują informacje na temat podmiotu, od którego otrzymały wpłatę i powiadamiają o tym na swojej stronie. Informacja taka ma się tam znaleźć na stałe.

Jeśli przychód z działalności statutowej przekracza milion złotych obowiązki te są zdecydowanie rozszerzone.

Z treści ustawy wynika, że chodzi nie tylko o jednorazowe poinformowanie o otrzymanym wsparciu, ale o stałe elementy w komunikacji. Art 4 mówi bowiem o tym, że organizacje "przekazują bez zbędnej zwłoki informacje o źródłach finansowania projektów, uwzględniając kategorie określone w załączniku do ustawy, za pośrednictwem środków audiowizualnych, dźwiękowych lub wizualnych".

Informacja o finansowaniu ma się pojawiać m.in. na stronie podmiotu "jako stały element nagłówka strony, tak, aby tekst wyróżniał się od tła płaszczyzny, był widoczny, czytelny, nieruchomy i umieszczony poziomowo". Taka sama informacja ma być zamieszczana na materiałach drukowanych lub grafikach i filmach publikowanych w internecie i ma stanowić nie mniej niż 10 proc. wyświetlanej powierzchni. W filmach oraz nagraniach informacja ta ma również zostać odczytana.

Co ciekawe, w prezentowanych w sierpniu 2020 roku przez Solidarną Polskę założeniach do ustawy organizacja, której udział zagranicznych wpływów przekraczał 10 proc. przychodów miała obowiązek poinformować na swojej stronie internetowej, że ma status organizacji finansowanych z zagranicy. Jeśli więcej niż 30 proc. - „na wszystkich wytworzonych materiałach audiowizualnych, wizualnych, na swoich stronach internetowych i w ramach wszelkiej aktywności”.

W projekcie takiego warunku już nie ma. Oznacza to, że organizacja może mieć przychody sięgające milionów złotych pochodzące z drobnych wpłat polskich obywateli, ale wystarczy, że dostanie grant lub wpłatę z zagranicy na 10 tysięcy złotych i będzie objęta obowiązkiem otagowania się wszędzie jako "finansowana z zagranicy".

Co więcej, wsparcie zagraniczne może być również pośrednie i pochodzić od:

  • polskich osób prawnych z udziałem kapitału zagranicznego oraz podmiotów od nich zależnych, w których udział zagraniczny przekracza 50 proc.,
  • polskich organizacji pozarządowych, których przychody w roku podatkowym co najmniej w 33 proc. pochodzą z zagranicy.

Śladem Putina

Celem jest napiętnowanie organizacji pozarządowych oraz wzbudzenie wobec nich nieufności. Na pomysł takiej ustawy jako pierwszy wpadł Władimir Putin. Od 2012 w Rosji za „organizacje non-profit pełniące funkcję obcych agentów” uznawane są stowarzyszenia, które otrzymują bezpośrednio lub za pośrednictwem agencji państwowych finansowanie od zagranicznych rządów, organizacji międzynarodowych, zagranicznych obywateli lub bezpaństwowców.

Według Amnesty International w ciągu 4 lat obowiązywania ustawy na liście „obcych agentów” w Rosji znalazło się 148 organizacji, z czego 27 zostało zamkniętych. Zamknięto m.in. Centrum Polityki Społecznej i Gender Studies w Saratowie oraz moskiewskie stowarzyszenie Prawnicy na rzecz Konstytucyjnych Praw i Wolności. Kilka miesięcy temu spotkało to także stowarzyszenie Memoriał.

Na przykładzie strony niezależnego portalu Meduza zobaczyć można jak wygląda obowiązek informacyjny nakładany przez "ustawę o agentach". Napis na szarym tle głosi: "Ten przekaz (materiał) został stworzony i (lub) rozpowszechniony przez zagraniczne media działające jako agent zagraniczny i (lub) przez rosyjską osobę prawną działającą jako agent zagraniczny".

Tak wyglądają z kolei komunikaty na Twitterze niezależnej telewizji Dożd', która zawiesiła niedawno działalność w wyniku represji Kremla związanych z informowaniem o wojnie:

View post on Twitter

W 2017 w ślady Putina poszedł Viktor Orban, którego ustawę TSUE uznał za niezgodną z prawem UE. Analogiczne przepisy funkcjonują także w Izraelu.

Publiczne rejestry

Organizacje, które mają przychody powyżej miliona złotych, będą także zobowiązane do prowadzenia i upubliczniania na swojej stronie rejestru wpłat (powyżej 10 tysięcy złotych). W rejestrze tym zamieszczone ma być imię i nazwisko, imię ojca oraz miejsce zamieszkania osoby dokonującej wpłaty, data wpłaty oraz jej wysokość. Wzór rejestru ma być określony w rozporządzeniach.

W podobny sposób ma być prowadzony także rejestr wszystkich umów zawieranych przez organizację.

Z obowiązków organizacje rozliczać ma Narodowy Instytut Wolności, a za ich niedopełnienie będą mogły zapłacić do 50 tysięcy złotych kary. Osoby odpowiedzialne za rejestr wpłat podlegają w przypadku uchybień karze pozbawienia wolności do lat 2. W przypadku nieuiszczenia kar organizacje mogą ulec likwidacji. Nowe przepisy miałyby zacząć obowiązywać od 1 stycznia 2023 r.

Projekt, oprócz dyskusyjnych intencji, zawiera także dużo nieścisłości i pułapek.

"W rejestrze wpłat osób fizycznych podaje się imię i nazwisko oraz imię ojca. Mam pytanie do autorów tej ustawy - skąd organizacja, do której przychodzi darowizna, ma znać imię ojca osoby, która wpłaca? To jest informacja niemożliwa do zdobycia. Żaden bank jej nie udzieli. A jak rozumiem taki przelew trzeba będzie zatem zwrócić, bo w przeciwnym wypadku grozić będą sankcje. I moje drugie pytanie - w jakim kraju imię ojca jest częścią osoby, na którą się wskazuje?" - komentuje Szymon Osowski, prezes stowarzyszenia Sieć Obywatelska Watchdog Polska.

Narzędzia do badania już są

Jeszcze po pierwszych zapowiedziach ustawy Solidarnej Polski w 2020 roku eksperci podkreślali, że nowe rozwiązania będą dublować istniejące przepisy, ponieważ organizacje pozarządowe już dziś mają obowiązek informowania urzędu skarbowego o darowiznach, które przekraczają 15 tys. zł.

"Na gruncie obowiązujących przepisów w Polsce dotyczących przeciwdziałania praniu brudnych pieniędzy, prowadzenia rachunkowości, czy obowiązków informacyjnych w sprawozdaniach, jakie mają organizacje bezwzględnie można uzyskać wszystkie potrzebne informacje. Prawie wszyscy instytucjonalni darczyńcy, na przykład międzynarodowe fundacje działające na rzecz społeczeństwa obywatelskiego, dając pieniądze organizacjom w Polsce, publicznie to ogłaszają i tego samego wymagają od obdarowanych podmiotów. Te informacje są na stronach tych organizacji, tam wiszą loga darczyńców. Cel tej ustawy już jest w Polsce realizowany" - wyjaśnia Osowski.

"Przecież w zeszłym tygodniu udało nam się doprowadzić do skazania jednej osoby z zarządu Lux Veritatis właśnie za to, że nie chciała ujawnić, jak wydatkują pieniądze publiczne. Wszystkie te instrumenty, które chce się wdrożyć ustawą, już w Polsce istnieją. Nie o jawność tu chodzi. Celem są sankcje i represje przewidziane w tej ustawie, którymi chce się oddziaływać na organizacje".

Ewa Kulik argumentuje: "Po co taka ustawa? Przecież organizacje pozarządowe już teraz mają obowiązek ujawniania środków otrzymywanych od podmiotów prawnych (firm czy instytucji), zarówno w zeznaniu podatkowym CIT 8/O, jak i publicznie. Jeżeli jednorazowa kwota darowizny przekracza 15.000 zł lub jeżeli suma wszystkich darowizn otrzymanych w danym roku podatkowym od jednego darczyńcy przekracza 35.000 zł, to organizacje muszą listę podmiotów wraz z nazwą, adresem i kwotą przekazać do Urzędu Skarbowego, a także udostępnić te informacje do publicznej wiadomości, poprzez publikacje w Internecie, środkach masowego przekazu lub wyłożenie dla zainteresowanych w pomieszczeniach ogólnie dostępnych, i w formie pisemnej zawiadomić o tym właściwego naczelnika urzędu skarbowego.

Kto krzyczy: łapać złodzieja?

W 2020 projekt ministra Wosia nie spotkał się z uznaniem rządu. „Projekt, o którym mowa, zgodnie z deklaracją Przewodniczącego Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry jest jedynie propozycją prawną tego ugrupowania, nie uzgodnioną politycznie w ramach Zjednoczonej Prawicy” – zaznaczono wtedy w oficjalnym stanowisku. Jakiś czas później Ministerstwo Kultury zaczęło pracować nad własnym projektem ustawy o sprawozdawczości organizacji pozarządowych. OKO.press po raz pierwszy omawiało założenia tej ustawy w maju 2021 r:

Przeczytaj także:

Rząd jeszcze nie wypowiedział się w sprawie nowej, poszerzonej ustawy Solidarnej Polski. Za to politycy stronnictwa Zbigniewa Ziobry rozpoczęli już kampanię w mediach społecznościowych.

"Brak transparentności finansowania NGOs otworzył Putinowi bezpieczny kanał dezinformacyjny, szczególnie w Europie Zachodniej. Tylko czekać aż okaże się, że UE w swoich rezolucjach i wyrokach przeciwko Polsce powoływała się na te same NGOs, które były opłacane przez Kreml" - pisze Marcin Romanowski.

Do projektu odniósł się także szef Ordo Iuris Jerzy Kwaśniewski, wskazując, że pozwoli na śledzenie niemieckich wpływów w debacie na temat praworządności. Janusz Kowalski poleca z kolei przyglądanie się, komu nie podoba się ustawa, gdyż najprawdopodobniej jest ona nie w smak biorącym pieniądze od Putina.

Przychylnie o projekcie ustawy wypowiedziały się "Wiadomości" TVP w wieczornym paśmie 30 marca. Materiał zatytułowano: "Ochrona przed rosyjskimi manipulacjami".

"To jest przerażające, że ktoś w Polsce mógł wpaść na pomysł, by wprowadzić do dyskursu publicznego coś, co funkcjonuje na Węgrzech i w Rosji. To kampania naznaczania organizacji. To są przepisy, które w Rosji doprowadziły do zamknięcia wielu instytucji. I one są przedstawiane w Polsce w czasie, w którym Rosja zaatakowała Ukrainę, wcześniej niszcząc społeczeństwo obywatelskie przy pomocy takich ustaw. Teraz mamy kryzys wojenny i uchodźczy, w którym ogromną część pracy wzięły na siebie organizacje społeczne, uzyskując wcześniej wsparcie zagraniczne. A teraz politycy chcą je tą ustawą napiętnować. Tego się nie da właściwie nawet skomentować" - podsumowuje Szymon Osowski.

;
Na zdjęciu Dominika Sitnicka
Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze