Niedzielne rozstrzygnięcia pokazują, że na PiS w lubelskim nie ma mocnych. O eurowyborach partia Kaczyńskiego już może myśleć w kategorii zwycięstwa. Jakie są przyczyny wygranej PiS i porażki PO w regionie – analizuje „Jawny Lublin”
Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory do Sejmiku Województwa Lubelskiego i w nowej kadencji będzie miało aż 21 radnych. Drugą siłą, pozostającą w opozycji, jest Koalicja Obywatelska – 6 mandatów. Trzecia Droga, czyli Polska 2050 i PSL, musi zadowolić się 5 radnymi. Sejmik uzupełni jeden radny Konfederacji.
W Lublinie w pierwszej turze wybory na prezydenta miasta wygrał Krzysztof Żuk i zapewnił sobie większość w Radzie Miasta.
Jakie wnioski można wysnuć, przyglądając się tym wynikom?
Po pierwsze, PiS jest przez politycznych ekspertów niedoceniany. Analitycy, którzy przed głosowaniem zwiastowali, że kandydaci Jarosława Kaczyńskiego osiągną gorszy wynik, a PiS będzie balansował na granicy utrzymania większości w sejmiku, mocno się pomylili. To znak, że w takich symulacjach partia pozostaje mocno niedoszacowana.
21 radnych PiS będzie miał także na Podkarpaciu, które nazywane było zawsze bastionem tej partii. W takim razie lubelskie trzeba uznać za twierdzę.
Po drugie, Przemysław Czarnek, który w lubelskim odpowiadał za przygotowania do wyborów, się sprawdził. Ułożył tak mocne listy kandydatów, że jeszcze w kampanii niektórzy działacze PO chwalili takie posunięcie.
– Jam to, nie chwaląc się, sprawił – mówi nam dziś o listach Czarnek i w swoim stylu dodaje, że o zwycięstwie zdecydowało to „jak województwo lubelskie zmieniło się przez ostatnie pięć lat” i to, że ludzie pamiętają „jak się żyło przed 2015 i przed 2018 rokiem”. Więc wystarczyło tylko przypomnienie, a także „wytężona praca samych kandydatów”.
Jednak nie można pominąć jakości list, które zostały stworzone według autorskiego planu Czarnka. – Centrala wymagała przedstawienia kandydatów, ale zarząd regionu na mój wniosek jeszcze w listopadzie poprosił pełnomocników powiatowych, albo starostów, o przygotowanie list kandydatów z naddatkiem. Następnie były weryfikowane przez zarząd wojewódzki, a potem przedstawiliśmy je w Warszawie. Następnie listy wracały do Lublina i do ponownej weryfikacji w powiatach – opisuje poseł. I dodaje: – Mówiłem już podczas kampanii, że mamy najmocniejsze listy w historii.
W Lublinie listę otwierał znany prof. KUL promowany za rządów PiS w TVP Mieczysław Ryba (21 779 głosów). Za nim był Lech Sprawka (12 178), który jako wojewoda przeszedł COVID-19 i wybuch wojny w Ukrainie. A te tematy były przez długi czas numerem jeden z mediach. I tym samym Sprawka. Na ostatnim miejscu był Zbigniew Wojciechowski (3 553), członek zarządu województwa i w przeszłości zastępca prezydenta Lubina oraz poseł. Cała trójka została radnymi.
Mocnych nazwisk PiS w tych wyborach miał znacznie więcej. Marek Wojciechowski, który przez lata powiat lubelski politycznie zjechał wzdłuż i wszerz (15 216 głosów), Piotr Breś, miejski radny Lublina (18 094), Renata Bielecka (6 150), dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Ruch Drogowego w Lublinie, która co rusz urządza tam różne akcje promocyjne. Piotr Rybak (7 795) to z kolei popularny dyrektor szpitala w Puławach.
Takich osób można wyliczyć jeszcze wiele. I to nie zawsze będą kandydaci, którzy otrzymali mandat. Wszystkich jednak na głowę bije Jarosław Stawiarski, marszałek województwa lubelskiego, który otrzymał 53 832 głosów.
PiS zagrał w tych wyborach rozsądnie, analitycznie i na zimno. Na bok poszły wszystkie personalne spory i to nie one decydowały o kształcie sejmikowych list. Nie jest tajemnicą, że Czarnek i Stawiarski nie pałają do siebie polityczną miłością. Ale topór wojenny został na wybory zakopany. Bo liczyło się zwycięstwo w sejmiku.
Przecież Czarnek mógł zdecydować inaczej. Mógł – a były takie przymiarki – marszałka wysłać na starcie z Krzysztofem Żukiem w walce o fotel prezydenta Lublina. Bardzo możliwe, że Stawiarski by przegrał i Czarnek miałby już na długo spokój z partyjnym konkurentem. Strategicznym posunięciem było umieszczenie marszałka na pierwszym miejscu listy do sejmiku w okręgu obejmującym jego rodzinny Kraśnik. Bo to przyniosło głosy.
Sławne są już kuluarowe opowieści o tym, jak do Czarnka pielgrzymowali działacze, skarżąc się na dalsze miejsca na listach i prosząc o interwencję.
Czarnek odpowiadał im zawsze krótko, brutalnie, że żadnych przetasowań nie będzie. Tu nie liczyły się dla niego osobiste ambicje. Liczyła się mocna lista i wygrana w sejmiku.
– Powiedziałem jasno. Możecie się kłócić do momentu rejestracji list, a potem spokój. Ale jakichś wielkich kłótni nie było. Zdarzały się jak zawsze spory, osobiste aspiracje, ale to się szybko skończyło – mówi nam poseł Czarnek.
Politycy PiS świętując zwycięstwo powinni też mocno dziękować Koalicji Obywatelskiej. Sejmikowa wygrana w dużej części wynika ze słabości KO. Nie jej samej, jako formacji, ale kandydatów.
Nie można nazwać tego inaczej, jak porażką. Spośród kandydatów znaczących i rozpoznawalnych dalej niż w obrębie powiatu czy miasta było zaledwie kilkoro. Radną została Bożena Lisowska (obecna radna sejmiku) startująca z pierwszego miejsca w Lublinie. Za fatalny wynik KO trzeba uznać brak mandatu dla byłego posła i przewodniczącego regionalnej PO Stanisława Żmijana (miał pierwsze miejsce). Radnym nie będzie też wieloletni polityk Lewicy Grzegorz Kurczuk.
Przegraną trzeba wprost nazwać to, że w okręgu numer 4 (Chełm, Świdnik, Krasnystaw) mandatu nie zdobyły dwie pierwsze osoby z listy. To Waldemar Białowąs i Ewa Jaszczuk. Żadne z nich nie ma takiej politycznej marki, aby być znanym poza granicami Świdnika czy Chełma. Ona jest prezesem spółdzielni mieszkaniowej w Chełmie, on – radnym miejskim w Świdniku. Czy ktoś poważnie sądził, że lokomotywą listy będzie osoba, która przegrała w ostatnich wyborach do Sejmu, w 2019, w 2015, w 2011, a wybory na burmistrza Świdnika przegrywała w 2018, 2014, 2010, 2006? A tak właśnie wygląda CV Waldemara Białowąsa.
W niedzielę Białowąs otrzymał 7 627 głosów. Z czego najwięcej w powiecie świdnickim.
W okręgu nr 2 czyli podlubelskim na jaw wyszła słabość KO. Do sejmiku wprowadza tu tylko jednego radnego, puławskiego przedsiębiorcę Andrzeja Ścibora. I znów, po wynikach, widać, że nie walczył on równo w całym okręgu. Zwycięstwo zawdzięcza głosom z Puław (ponad 4 tys. na 14 152 otrzymanych). Ale jak mogła tu wygrać KO, skoro na czołowych listach umieszczono zupełnie nieznane osoby: Marek Wieczorek czy Michał Zimowski. Z całym szacunkiem, ale nie są to ani regionalni, ani powiatowi liderzy, którzy są politycznymi markami.
A przecież potencjał na tym terenie był. W wyborach do powiatu lubelskiego KO zdobyła cztery mandaty. Po raz pierwszy w historii.
Dlatego posłanka Marta Wcisło, szefowa PO w Lublinie chce rozliczeń. Mówi w Onecie, że powinny zostać wyciągnięte konsekwencje wobec Stanisława Żmijana. – Jestem gotowy do poddania się ocenie – mówi nam polityk. – I ocenie powinien się poddać zarząd partii w Lublinie – wskazuje na Wcisło.
Na słowa posłanki trzeba też patrzeć przez pryzmat jej osobistych aspiracji. To osoba ambitna, która na pewno ma na myśli dobro swojej partii, ale także własną pozycję polityczną.
Zdaniem Żmijana wyniki wyborów będą jeszcze analizowane. Będą też wyciągane wnioski i poszukiwane odpowiedzi na pytanie o to, czemu KO poszło kiepsko. – Chociaż w liczbach zdobytych głosów nie można mówić o porażce – zastrzega. – Co do mandatów w sejmiku, to tak. Rodzą się pytania. Nie ma prostej odpowiedzi. Jestem głęboko przekonany, że przyczyn jest kilka. Bardzo mi zależało i długo pracowałem nad tym, żebyśmy wystartowali jako Koalicja 15 Października (z Lewicą i Trzecią Drogą – red.). Nie udało się, a uważam, że wówczas nas wspólny wynik byłby znacznie lepszy – ocenia szef lubelskiej PO i dodaje, że PiS wykorzystało politycznie wieś i niedawno protestujących rolników. – Podsycał protesty – stwierdza, wskazując, że rolnicy, mimo działań rządu, opowiedzieli się w tych wyborach przeciwko KO.
Krzysztof Żuk to nie tylko prezydent Lublina, ale też wiceprzewodniczący lubelskiej PO. W tych wyborach pokazał jednak, że tak naprawdę to jest poza partią. I nie chodzi o to, że stworzył własny, imienny komitet. Raczej o to, że doszło do ostrego sporu z działaczami PO (głównie Martą Wcisło), którzy na listach do Rady Miasta chcieli więcej miejsc. Finalnie w nowej RM przedstawiciele PO zdobyli 9 mandatów (plus 1 mandat Anny Glijer, która jest byłą członkinią partii) na 18 wszystkich mandatów dla KWW Krzysztof Żuk.
– Krzysztof Żuk wykazał się wielką mądrością – mówi dziś Stanisław Żmijan o decyzjach prezydenta i tłumaczy go z tego, że nie mógł wspierać sejmikowej kampanii KO. – Jako kandydat innego komitetu nie mógł tego robić.
A może to był błąd? Autorski komitet Żuka sprawił, że prezydent nie mógł zachęcać do głosowania na kandydatów KO do sejmiku.
W wyników wyborów widać także, że dla Krzysztofa Żuka nie była to najłatwiejsza kampania. Nie miał chyba do tej pory aż tak wielu głosów krytycznych ze strony mieszkańców (zaangażowanych politycznie lub nie). Widać to było dobitnie gdy na końcówce kampanii administratorzy prezydenckiego Facebooka blokowali autorów nieprzychylnych komentarzy.
Gdyby dokładnie przyjrzeć się wynikom głosowania, można zauważyć, że Żuk traci poparcie i nie chodzi o wymierną liczbę głosów. W 2014 r. jako kandydat na prezydenta otrzymał 35 proc. głosów więcej niż kandydaci PO i Wspólnego Lublina do Rady Miasta. W 2018 r. było o 15,5 proc. więcej, a obecnie to tylko 8 procent głosów więcej niż firmowani przez Żuka kandydaci.
Wróćmy jeszcze do PiS-u, ale nadal w granicach miasta. Robert Derewenda nie poradził sobie na tyle dobrze, żeby doszło do drugiej tury. To już czwarta wygrana Krzysztofa Żuka z kandydatem PiS-u (wcześniej byli Lech Sprawka, Grzegorz Muszyński i Sylwester Tułajew). To pokazuje, że na razie nie ma nikogo w partii Kaczyńskiego, kto mógłby być dla prezydenta poważnym wyzwaniem. Jedyną osobą, która może być zawodnikiem tej samej wagi, wydaje się być tylko Przemysław Czarnek.
W czerwcu będziemy wybierać deputowanych do Parlamentu Europejskiego. Niedzielne rozstrzygnięcia pokazują, że na PiS w lubelskim nie ma mocnych. O eurowyborach partia Kaczyńskiego już może myśleć w kategorii zwycięstwa (ostatnio PiS zdobył tu dwa mandaty na trzy). Zwłaszcza, jeśli wystawi tak mocne marki, jak Przemysław Czarnek, Jarosław Stawiarski i obecna eurodeputowana Beata Mazurek.
Na zdjęciu: Krzysztof Żuk został wybrany na kolejną kadencję prezydenta Lublina
Tekst został ukazał się na portalu Jawny Lublin.
W mediach od kilkunastu lat. Pracował w „Gazecie Wyborczej” (2006 - 2015), „Kurierze Lubelskim” (2015 - 2020) i „Dzienniku Wschodnim” (2020 - 2023). Od 2023 w redakcji „Jawnego Lublina”. Zajmował się polityką, samorządem, ochroną zdrowia, gospodarką i biznesem. W ostatnich latach mocno zaangażował się w nowe media i dziennikarstwo internetowe.
W mediach od kilkunastu lat. Pracował w „Gazecie Wyborczej” (2006 - 2015), „Kurierze Lubelskim” (2015 - 2020) i „Dzienniku Wschodnim” (2020 - 2023). Od 2023 w redakcji „Jawnego Lublina”. Zajmował się polityką, samorządem, ochroną zdrowia, gospodarką i biznesem. W ostatnich latach mocno zaangażował się w nowe media i dziennikarstwo internetowe.
Komentarze