Polska lewica ma swojego bohatera, z którego za mało korzysta. Demokrata, krytyk klerykalizacji, obrońca prawa i sprawiedliwości przed prawicą i Kościołem. 11 listopada o 13.00 na - nomen omen dla lewicy - Placu na Rozdrożu odsłonięcie pomnika Ignacego Daszyńskiego. Przemówią Czarzasty, Zandberg, Kwaśniewski, Guz, Kądziela.
Odsłonięcie monumentu Lecha Kaczyńskiego, "pomnika całej Polski, Najjaśniejszej Rzeczypospolitej", czy też - jak mówił prezes PiS - "ojca walki z postkomunizmem", ma skupiać całą uwagę w rocznicę niepodległości. Niesłusznie.
Z punktu widzenia polskiej historii i płynącej z niej refleksji politycznej, ważniejsze jest odsłonięcie - dziś o 13.00 - pomnika Ignacego Daszyńskiego. Skromny, stojący niemal na ziemi (cokół ma tylko 30 cm), przypomina, czym ma być w Polsce lewica.
Spośród sześciu ojców niepodległości, czterech (Piłsudski, Witos, Dmowski i Paderewski) ma w Warszawie pomniki. Brakowało socjalisty Ignacy Daszyńskiego i endeka ze Śląska Wojciecha Korfantego (ma monument w Katowicach). Daszyński już "nieoficjalnie" stoi na warszawskim Placu na Rozdrożu, tuż obok swego wielkiego przeciwnika politycznego – ideologa i przywódcy przedwojennej endecji Romana Dmowskiego (trudno powiedzieć, czy obaj byliby z tego zadowoleni).
Podczas odsłonięcia będą obecne najważniejsze siły lewicowe: SLD (przemówią Jerzy Wenderlich, szef komitetu budowy pomnika i Włodzimierz Czarzasty), Razem (Adrian Zandberg; w 2016 jego partia wydała "Daszyniówkę"), PPS, Zieloni (Marek Kossakowski), Inicjatywa Feministyczna (Katarzyna Kądziela) oraz OPZZ (Jan Guz). Głos zabierze także Aleksander Kwaśniewski. Będzie przedstawiciel powstającej partii Roberta Biedronia.
Po 08.00 rano 11 listopada pomnik Daszyńskiego odwiedził prezydent Andrzej Duda. Złożył kwiaty, choć pomnik był jeszcze zasłonięty.
Daszyński przez wiele lat pozostawał w cieniu Piłsudskiego czy Paderewskiego. Dmowski jest na sztandarach ruchów narodowych. PSL nie zapomina o Witosie. Czas na Daszyńskiego, który po stu latach wciąż może być inspirującym symbolem lewicy.
Daszyński jest uznawany za pierwszego premiera wolnej Polski. Jego rząd został powołany 7 listopada 1918 roku w Lublinie. Niektórzy tę datę uznają za rzeczywiste odzyskanie przez Polskę niepodległości.
W manifeście, rząd zapowiadał idące z duchem czasu i z gruntu lewicowe reformy:
12 listopada Daszyński wraz z ministrami swego rządu pojechał do Warszawy i oddał się do dyspozycji Piłsudskiego, któremu władzę przekazała Rada Regencyjna. Piłsudski, naczelnik państwa, dymisję przyjął – chciał stworzyć rząd, który będzie reprezentował wszystkie siły polityczne. Chciał też, żeby Daszyński stanął na jego czele.
Naczelnik musiał z tego planu zrezygnować, bo na Daszyńskiego nie chcieli zgodzić się przedstawicie Narodowej Demokracji. Premierem został socjalista Jędrzej Moraczewski i to jego rząd wprowadził kilka kluczowych reform społecznych, które postulował w manifeście rząd Daszyńskiego: powszechne prawo wyborcze, ośmiogodzinny dzień pracy, legalność związków zawodowych i prawo do strajku.
Daszyński pełnił jeszcze kilka funkcji państwowych. Od 1919 roku aż do śmierci w 1936 roku był posłem. W latach 1922-1927 był wicemarszałkiem Sejmu, a w latach 1928-1930 marszałkiem.
Daszyński od początku działalności politycznej aż do śmierci bronił niepodległości Polski, tak jak jego PPS. Umarł przed II wojną światową, nie dożył przymusowego przyłączenia PPS do komunistów, z czego powstała PZPR.
W sierpniu 1914 roku na krótko założył mundur strzelecki, szybko jednak wrócił do polityki. W styczniu 1918 roku ogłosił w parlamencie austriackim, w którym był posłem, że Galicja, z której się wywodził, chce wejść w skład zjednoczonej i niepodległej Polski. W II RP jego PPS unikał współpracy z komunistami.
Krytykował oderwanie kleru od problemów ludzi, ślepą wierność księży wobec rozkazów, sojusz kościoła z bogaczami. Był konsekwentnie antyklerykalny. W 1924 roku pisał:
„Gdyby kto chciał wierzyć w Boga, ale ominął po drodze księdza, już bluźnierca!
Uroiło im się w głowach, że Bóg jest zawsze po stronie księdza, chociaż przysłowie mówi, że piekło wybrukowane tonsurami księży.
I nic dziwnego, że potem taki klerykał cieszy się z ambony, jeżeli się spali stodoła ludowcowi lub socjaliście we wsi, bo to w jego oczach kara boża za to, że czytał mądrzejszą gazetę lub za to, że nie wierzył w księże brednie na zgromadzeniu wypowiedziane, albo głosował inaczej, niż »jegomość«. Jak się u klerykała stodoła pali, to zwykłe nieszczęście – u socjalisty: »dopust boży«.”
Postulat ośmiogodzinnego dnia pracy i prawa do strajku były dla Daszyńskiego fundamentalne. Już jako poseł do parlamentu austriackiego, w latach 90. XIX wieku, protestował przeciwko wprowadzeniu w Galicji Zachodniej stanu wyjątkowego, który miał osłabić ruch robotniczy.
Przed śmiercią pisał:
"Pracowałem całe życie z robotnikami. Im zawdzięczam, że praca moja nie poszła na marne, ku nim z ostatnią myślą się zwracam, żegnając się z nimi. Mam nadzieję niezłomną, że życie ich stanie się lżejsze, że będą silni i zdrowi moralnie, że urzeczywistnią wspólne ideały".
Obrońca państwa prawa i demokracji, postawił się Piłsudskiemu
Podczas prac nad konstytucją w 1921 roku endecy chcieli, aby w Senacie zagwarantować miejsca z tytułu pochodzenia, a nie z wyboru. Dzięki konsekwentnej postawie Daszyńskiego tego rodzaju zapisy w konstytucji marcowej się nie znalazły, przybrała bardziej demokratyczny charakter.
Krytykował zamach stanu Józefa Piłsudskiego z maja 1926. Był przeciwnikiem reform Piłsudskiego zmierzających do osłabienia parlamentu na rzecz prezydenta i przeciwko antydemokratycznym zmianom w prawie, np. w ordynacji wyborczej. 31 października 1926 roku Piłsudski, niezadowolony z prac parlamentu, przybył do Sejmu z liczną grupą oficerów. Marszałkiem sejmu był wtedy Daszyński.
Nie dał się zastraszyć Piłsudskiemu, odmówił rozpoczęcia posiedzenia w takich warunkach.
Lewicowy profil Daszyńskiego i jego polityczna odwaga w połączeniu z rozwagą, mogą być inspiracją w trudnych czasach politycznego rozdrobnienia i wycofania lewicowych partii. Był w II RP przeciwnikiem wszystkiego tego, co w dzisiejszej Polsce boli ludzi, którzy mają serce po lewej stronie: nierówności i niesprawiedliwości, klerykalizacji życia, naruszeń praworządności Piłsudskiego. Potrafił sprawić, że głos lewicy był słyszalny, mimo tego, jak ówczesna prawica łamała praworządność, prawa pracownicze, prawa kobiet i mniejszości narodowych, zasady demokracji.
["wstaw_tresc kategoria="baner" id="159898"]
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze