0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Renata Dabrowska / Agencja GazetaRenata Dabrowska / A...

Byłaś* wczoraj pod Europejskim Centrum Solidarności?

Byłam wczoraj pod ECS, byłam na Długiej w poniedziałek, pojechałam też zobaczyć, jak jest pod Urzędem Miasta.

To jest absolutnie niezwykłe, jak zorganizowany jest proces godzenia się ze stratą — może nie godzenia się, bo do tego to jeszcze lata, a na pewno miesiące i tygodnie — ale są stworzone warunki do wspólnego przeżywania jakiegoś szoku, przerażenia, niedowierzania. Warunki, żeby ludzie mogli być razem, jakieś ramy do tego.

To, co się odbyło na Długim Targu…

Chodzi o wydarzenie tuż po śmierci Adamowicza…

Tak. Spotkanie, które miało być wsparciem Adamowicza w walce o życie, okazało się pierwszą wspólną próbą radzenia sobie z szokiem. To niezwykle istotne, że zapewniono ludziom możliwość bycia razem, ale też, że odbyło się to w takiej atmosferze: byli przedstawiciele różnych religii, a temu przeżywaniu, które było niemożliwe do wypowiedzenia, nadano formę muzyczną.

Jaką?

„Brzmienie ciszy”, a capella. Głos mężczyzny niosący się po Długiej. Z takim dramatycznym wyrazem, jakby oddane to, że mieliśmy nadzieję i ta nadzieja się skończyła. Ubranie tego w sztukę - to była jedyna możliwość, żeby to przeżyć.

Absolutnie nie próbowano omawiać tego, co się stało. To było raczej powiedzenie: „żegnaj, przyjacielu”.

I że musimy bronić się przed nienawiścią. Ani słowa o polityce. Kompletnie nic. Żadnej próby zrzucenia na kogoś winy, czy nawet próby zrozumienia tego, co się stało. Bo nie rozumiemy, to jest właśnie to. I nikt nie próbuje od razu rzucać kamieniem.

Mnie niezwykle pomaga, gdy dowiaduję się, że wiceprezydent (Piotr Kowalczuk – przyp. OKO.press) był u matki sprawcy. To jest niezwykle cenne. Bo był, żeby z nią rozmawiać. To jest rodzina w bardzo trudnej sytuacji psychicznej, emocjonalnej. Żeby nie doszło do żadnego linczu, żeby ochronić też tę rodzinę. Bo oni też przeżywają swój dramat, składają kondolencje. Nie byli w stanie zrobić więcej: matka ostrzegała, że on jest niebezpieczny. To jest niezwykły gest ze strony wiceprezydenta.

Jestem też pod ogromnym wrażeniem pani wiceprezydent (Aleksandry Dulkiewicz obecnie pełniącej obowiązki prezydent miasta – przyp. OKO.press). Wydaje mi się, że jest widziana jako taka osoba, która przejęła niemal matczyne funkcje.

A wczorajsze wydarzenie?

Wczoraj po pracy nie mogłam się już doczekać, kiedy znajdę się wśród ludzi. To, żeby być wśród ludzi, było najważniejsze. Już w poniedziałek miałam poczucie, że ludzie nie mogli się rozejść: szli, byli ze sobą, nie mogli się rozstać. Potem na przykład było pełno ludzi w restauracjach, co doskonale rozumiem.

Najpierw pojechałam pod urząd miasta. Ludzie w Gdańsku są smutni, ale jak we śnie. Jeszcze nie mogą przeżywać żałoby, nie wiedzą co się z nimi dzieje, są w szoku. Coś, co mnie uderzyło, to że pod UM ludzie stawiali znicze i nie mogli stamtąd odejść, po prostu stali.

Gdańsk po śmierci Pawła Adamowicza
Dziecięce laurki dla prezydenta pozostawione pod Urzędem Miasta

W moim odczuciu jest niezwykle ważne, że zostały wyłożone księgi kondolencyjne. To daje ludziom jakby świecki rytuał do uporania się z tymi przeżyciami. I oczywiście ludzie się wpisują, są kolejki. Jest też zapewniona pomoc psychologiczna, tam gdzie są księgi kondolencyjne, w Urzędzie Miasta.

Można się zgłosić do psychologa?

Tak, tam są dyżury psychologów i tam można pójść, jeśli ktoś potrzebuje. Myślę, że to jest zadbanie o ludzi w bardzo poważny sposób.

Ta tragedia sprawia, że bardzo odzywają się różne ludzkie traumy: utrata rodziców, bliskich. Ludzie nie wiedzą, co się z nimi dzieje. Jak jadę autobusem, to widzę, że oni są w zawieszeniu. Czuje się ten smutek.

No i ECS. Gdańsk jest miastem muzyki, więc była muzyka na żywo. Piękna. I to bardzo pomagało. Oczywiście pieśń solidarności „Chroń mnie, panie, od nienawiści” [Chodzi o „Modlitwę o wschodzie słońca” do słów Natana Tenenbauma - przyp. OKO.press]. I znów, co niezwykle cenne, żadnej próby nazywania teraz, szukania winnego, rozumienia.

Ważny moment: budowano wielkie serce ze zniczy. Każdemu, kto chciał, dano możliwość, żeby powiedział coś, jakieś swoje wspomnienie, był mikrofon, było bardzo dobrze słychać. Czasami widać było, że ludzie płaczą, że nie mogą ułożyć tego w słowa, ale reszta stała i słuchała. Ktoś stwierdził, że nie wie co powiedzieć, że może po prostu powie wieczne odpoczywanie. Każdy tak, jak mógł.

To było pod ECS?

Tak. To jest taka sytuacja, jak ktoś umrze i my już wiemy, że jego już nie ma, to snujemy się po tym mieszkaniu, tu zajrzymy, tam zajrzymy, tu posiedzimy...

I taka tam była atmosfera. Jedni siedzieli, inni stali w długiej kolejce do ksiąg kondolencyjnych. Był wyświetlany film z Adamowiczem o tym, jak powstawało ECS, wiecha zawieszana itd. Sceny jeszcze z czasów Solidarności. Jak biegnie Adamowicz i krzyczy "Solidarność" jako młody człowiek.

Jakaś dziewczynka leżała na ławce i machała nogami. Jakaś kobieta z wózkiem, pora późna, ale ona była, coś czytała i też jej się nie chciało stamtąd odejść. Tłum ludzi ciągle idących, w jedną albo w drugą stronę.

Sama idea, jak myślę o wczorajszym dniu, była taka, żeby uchronić taką myśl, żeby nienawiść nas nie zniszczyła. Nas - gdy my nienawidzimy, pogardzamy. Żeby nie dotykała nas, ale żebyśmy my też tego nie robili.

W tym mieście udało się stworzyć warunki do przeżywania tego pierwszego szoku. Ludzie płaczą, nie ma w ogóle gwaru. W księgarni rozmawiałam chwilę z panią, która tam pracuje i jak wspomniałam, że jest tak smutno, to musiałyśmy tę rozmowę zakończyć, bo i ona płakała i ja płakałam. To jest taki stan.

Powiedziała mi nastoletnia dziewczynka: proszę pani, ja tylko takiego prezydenta miałam, innego nie. Jak się urodziłam, to on już był. Jak się okazuje, Adamowicz był takim prezydentem, że on z tymi dzieciakami był za pan brat, w wielu szkołach był, dzieciaki go znały.

Gdańsk po śmierci Pawła Adamowicza

Dzisiaj jest niezwykle istotne, że ludzie wiedzą, co teraz będzie po kolei. Bardzo konkretnie.

Zwróciłem na to uwagę. Plan jest bardzo dokładny, szczegółowy.

Jest konkretnie powiedziane, co będzie się działo po kolei, gdzie są księgi, gdzie się można wpisywać. Dzisiaj też wiemy.

Kończę pracę o 20.00, pojadę do ECS. Szansę na to, że się dostanę do środka są żadne, ale wiem, że tam jest, że będzie trumna wystawiona. Ludzie mogą przyjść, żeby być razem z tymi, którzy też to przeżywają. W piątek i sobotę komunikacja miejska będzie darmowa.

Na budowie koło ECS jest wielki napis, nie pamiętam dokładnie, ale mniej więcej: „Dziękujemy ci, Pawle, za wszystko, co dla nas zrobiłeś”.

To jest niezwykłe. Jestem dumna, że mieszkam w tym mieście.

*nasza rozmówczyni jest psycholożką, ze względu na dobro pacjentów wolała zachować anonimowość

;

Udostępnij:

Bartosz Kocejko

Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.

Komentarze