Politycy Prawa i Sprawiedliwości chwalą się "niebagatelnymi" kwotami, które ich rząd przeznacza na pomoc ofiarom syryjskiego konfliktu. Uzasadniają w ten sposób, że Polska nie musi przyjmować uchodźców, gdyż tak bardzo pomaga "na miejscu". W rzeczywistości skala polskiej pomocy humanitarnej dla tego regionu jest wyjątkowo niska
W rzadkich momentach, gdy politycy i polityczki PiS nie wygłaszają ksenofobicznych komentarzy na temat napływu uchodźców, nie zrównują uchodźców z terrorystami, ani nie nazywają ich migrantami ekonomicznymi, starają się pokazać „ludzką twarz”.
Deklarują wówczas, że nie jest im obojętny los ofiar konfliktu na Bliskim Wschodzie i choć dalej sprzeciwiają się przyjmowaniu uchodźców na terytorium Polski, to pomagają „na miejscu”, czyli wysyłają pomoc humanitarną tam, gdzie toczy się wojna.
Premier Beata Szydło pokazuje całej UE, że można pomagać uchodźcom „na miejscu”. Pieniądze są przekazywane, chociażby z rezerwy budżetu państwa. Skala pomocy to już ponad 100 mln zł.
Polska stara się poszerzać zaangażowanie humanitarne w regionie, to nie są bagatelne pieniądze.
Po niedawnym zamachu w Londynie (3 czerwca 2017) Beata Kempa, szefowa Kancelarii Premiera i Konrad Szymański, wiceminister spraw zagranicznych, zaczęli wychwalać olbrzymi wkład Polski w pomoc dla uchodźców "na miejscu". Szymański mówił o „niebagatelnych” kwotach, a Kempa o 100 mln zł wydanych na pomoc na Bliskim Wschodzie.
OKO.press sprawdza ile faktycznie wydajemy na cele humanitarne i czy to rzeczywiście tak dużo na tle innych krajów.
Wydajemy więcej…
W 2015 roku na całą zagraniczną pomoc humanitarną Polska przeznaczyła ok. 22,5 mln zł. Z tego 11,2 mln zł na kryzys syryjski, jak podawał raport Grupy Zagranica.
W 2016 roku rząd wyasygnował na pomoc humanitarną dwukrotnie więcej - około 46 mln zł, z tego około 40 mln przeznaczono na przeciwdziałanie skutkom konfliktu w Syrii.
Latem 2016 roku rząd przyjął też „pakiet pomocy humanitarnej na Bliskim Wschodzie”. Zakłada on, że w 2017 roku Polska, oprócz pieniędzy na pomoc uchodźcom w krajach sąsiadujących z Syrią, zorganizuje programy edukacyjne w Libanie i sfinansuje wymagany wkład własny polskich organizacji pozarządowych, które będą starały się o pieniądze na pomoc dla uchodźców od Komisji Europejskiej.
Z informacji podanych OKO.press przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych, polski rząd przeznaczyć ma na ten program kwotę „na poziomie nie niższym niż w roku ubiegłym”.
Pieniądze te trafiają do międzynarodowych funduszy (np. UNICEF Syria, Biura Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej i Funduszu Powierniczego UE).
Po zsumowaniu wyjdzie nam około 114 mln zł na pomoc humanitarną, w tym jakieś 91 mln zł na sam konflikt w Syrii. Mamy więc około 100 milionów, o które mogło chodzić Beacie Kempie.
Wychodzi więc na to, że kwota podana przez szefową Kancelarii Premiera to bilans trzyletni.
100 mln zł to suma, która zostanie wydana do końca 2017 roku od początku eskalacji kryzysu uchodźczego (2015).
…ale nadal tyle, co nic
Same organizacje pozarządowe w Polsce, przeznaczają na pomoc w Syrii więcej niż rząd.
Tylko jedna z nich - Polska Akcja Humanitarna - przeznaczyła w latach 2014-16 więcej, niż polskie władze w tym samym okresie - 21,6 mln USD, czyli około 80 mln zł po obecnym kursie. Nie korzystała przy tym w ogóle z publicznych środków. Rząd wyasygnował wówczas jakieś 56 mln zł.
Polska od dawna wypada źle pod względem nakładów na wszelką zagraniczną pomoc.
Jesteśmy na samym końcu listy państw OECD zrzeszonych w Development Assistance Committee (DAC – forum stworzone w celu niesienia pomocy rozwojowej). W 2016 roku przeznaczyliśmy na pomoc zaledwie 0,13 proc. dochodu narodowego brutto. To znacznie poniżej średniej dla DAC, która wynosi 0,32 proc. DNB.
Szwecja przeznacza na pomoc rozwojową relatywnie wobec rozmiaru swojej gospodarki ponad 7 razy więcej niż Polska. Procentowo więcej od nas wydają Czesi, a nawet doprowadzona niedawno do gospodarczej ruiny Grecja (po 0,14 proc.). Wyraźnie wyprzedza nas Słowenia (0,18 proc.)
W liczbach bezwzględnych to 0,6 mld USD z polskiego budżetu - po obecnym kursie to jakieś 2,32 mld zł. Jednak suma ta nie obejmuje jedynie pomocy humanitarnej. Spora część to np. kredyty preferencyjne dla państw rozwijających się, które potem do Polski wracają. Duża część nie jest też dobrowolna i wynika m.in z członkostwa w Unii Europejskiej (jest częścią składki, którą płacimy do wspólnego budżetu). W 2015 roku należności do budżetu UE stanowiły ok. 57 proc. Polskich wydatków na pomoc rozwojową.
Ostatnio Komisja Europejska uruchomiła tzw. Instrument Pomocy dla Uchodźców w Turcji, na mocy którego Polska w latach 2016-19 ma wpłacić 57 mln euro na pomoc osobom przebywającym w tureckich obozach dla uchodźców - to jakieś 2,8 proc. całej kwoty z Instrumentu, która wynosi 2 mld euro.
Socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge, analityk Fundacji Kaleckiego. Publikował m.in. w „Res Publice Nowej”, „Polska The Times”, „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Dzienniku Opinii”.
Socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge, analityk Fundacji Kaleckiego. Publikował m.in. w „Res Publice Nowej”, „Polska The Times”, „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Dzienniku Opinii”.
Komentarze