AKTUALIZACJA. Dobra wiadomość z niedzielnej nocy: lwy, które jadą z Odessy do Poznania, są w trakcie odprawy weterynaryjnej. Przez cały dzień wpuszczenie ich do Polski blokował Graniczny Lekarz Weterynarii. Po północy dyrektor zoo w Poznaniu Ewa Zgrabczyńska napisała nam tak: „Oby lwy przeżyły, ale autentycznie musiałam poruszyć niebo i ziemię. A raczej niebo :)”
„Te zwierzęta, które do nas dotarły, czują się dobrze. A martwiliśmy się, bo chodzi o 17-letnią tygrysicę i kilkoro małych” – mówi Ewa Zgrabczyńska, dyrektor Zoo w Poznaniu. Rozmawialiśmy z nią w sobotni poranek (5 marca). Na stronie facebookowej zoo opublikowało zdjęcia tygrysów i lwów, które dotarły z Kijowa do stolicy Wielkopolski: jedne rozładowują emocje po podróży zabawą, inne odsypiają albo leżą dostojnie w kojcach. Wcześniej mieszkały w zwierzęcym sanktuarium przy kijowskim lotnisku u Natalii Popovej.
Lwy z Ukrainy, czyli Arka Noego
Jechały do Polski ponad dwa dni, a po drodze otoczyły ich rosyjskie wojska. „Traciliśmy nadzieję, ale stał się cud! Obrońcy Kijowa przeprowadzili transport przez linię okupanta” – napisali pracownicy Zoo na Facebooku.
„Jechały w wielkim stresie, przez bombardowania i ostrzały. Wszystkie przeżyły, to cud” – mówi Ewa Zgrabczyńska.
„Współczesna arka Noego” – tak o akcji ratunkowej pisały zachodnie media. Zwierzęta, które dojechały do Polski, odpoczną przez kilka dni, a potem część z nich pojedzie dalej, do innych europejskich ogrodów.
Zoo w Poznaniu jednak się nie zatrzymuje i zaraz po udanej ewakuacji podaje: „Kochani, jeszcze nie złapaliśmy oddechu, ale pomagamy dalej, bo Władze Miasta Poznania i zoo nie pozostaną obojętne na los ludzi i zwierząt Ukrainy! Właśnie z Odessy, z piekła, z kolejną bohaterką Ukrainy wyruszyły dwa lwy, które Poznań spróbuje ocalić!”.
Dzielna Zoya i dwa lwy
„Są już na granicy w Korczowej, jadą z dzielną Zoyką. Ona zostanie w Polsce, w Poznaniu. Kłopot polega na tym, że mimo życzliwości Głównego Lekarza Weterynarii i innych urzędów, mamy kłopot z Granicznym Lekarzem Weterynarii. Powiedział, że po pierwsze nie uzna niepodpisanego przez GLW papieru, który mógłby pomóc we wjeździe zwierząt egzotycznych.
Po drugie powiedział, że w Kijowie działają wszystkie urzędy administracji państwowej, więc tam trzeba załatwić stosowne dokumenty i przywieźć oryginały na granicę.
Budynek, w którym mielibyśmy to załatwić, jest zbombardowany. W końcu uznał, że zatrzymają je na granicy, bo mają do tego warunki”.
„To jakiś wyjątek na skalę światową, bo wiele ogrodów zoologicznych nie ma odpowiednich warunków dla lwów. I mamy na koszt mój lub naszego ogrodu zoologicznego trzymać te lwy przy granicy, aż nie przywiozę oryginałów dokumentów z Kijowa. To jest katastrofa, wyziębione zmęczone lwy z Zoyą, która narażała życie, żeby je uratować” – mówi nam Ewa Zgrabczyńska.
Jak dodaje, tych zwierząt nie można cofnąć: „Tam jest wojna, chociaż Granicznemu Lekarzowi wydaje się, że wcale jej nie ma i urzędy ukraińskie działają jak zwykle. Ten weterynarz to jest państwo w państwie” – wzdycha dyrektorka zoo.
Lekarz chce się „trzymać prawa”
Granicznym Lekarzem Weterynarii, który kontroluje przejścia w Medyce i Korczowej, jest Wiesław Tomaszewski. Zadzwoniłam do niego, jednak nie zgodził się na cytowanie go w tekście.
Potwierdził jednocześnie to, co mówi dyrektor Zgrabczyńska. Podkreślił wielokrotnie, że w związku z sytuacją wojenną granicę bez wymaganych wcześniej formalności przekraczają psy, koty i fretki – żadnego rozporządzenia dotyczącego zwierząt egzotycznych nie ma. Jego zdaniem wpuszczenie dwóch lwów będzie złamaniem prawa, a łamanie prawa tylko ułatwi Rosji zwyciężyć wojnę (!). Obawia się również chorób, które mogą przywieźć ze sobą lwy. Na pytanie, czy sam nie może ich zbadać jako weterynarz, nie odpowiada.
W jaki sposób poprzedni transport kotowatych przeszedł przez granicę? Wiesław Tomaszewski odpowiada: szturmem. Tej wersji nie potwierdza ani dyrektorka zoo w Poznaniu, ani rzecznik praw zwierząt przy Ministerstwie Rolnictwa, Albert Kurkowski. Oboje w rozmowie ze mną potwierdzają, że transport miał zgodę Głównego Lekarza Weterynarii i nie wjechał szturmem, tylko po wielogodzinnej odprawie.
Problem? Sobota
„Organizujemy właśnie transport koni z ukraińskiej stadniny, wcześniej pomagaliśmy wysłać karmę i krewetki dla flamingów w zoo w Kijowie” – wymienia Kurkowski. Jak dodaje, w czasie wojny wiele rzeczy jest możliwych.
Dlaczego więc lwy z Odessy nie mogą wjechać do Polski? Rzecznik Praw Zwierząt mówi, że bez kontaktu z Głównym Lekarzem Weterynarii ma związane ręce. A jest sobota, urzędy nie działają.
To samo podkreśla Ewa Zgrabczyńska: w sobotę niczego nie załatwimy formalnie. Potrzeba po prostu dobrej woli.
SMS-ujemy jeszcze popołudniu. O 17:00 dyrektorka pisze: „Nic się nie zmieniło, dalej na granicy. Straż graniczna ok, strona ukraińska ok, tylko pan Tomaszewski. Wieziemy kobietę, która ledwo żyje, lwy zziębnięte i umęczone. Jak tak można”.
O postępach w sprawie będziemy informować na bieżąco.
A jak w rzeczywistości wyglądają przepisy? Czy ów weterynarz nie ma aby racji? Mam nadzieję, ze aktualizacje zdołają odpowiedzieć na te pytania. Bo z mojej perspektywy sytuacja wygląda jak standardowe zachowanie pisuarnego rządu: olewanie prawa, za które oczywiście nikt ich nie ściga, ale jakby zwykły weterynarz tego samego spróbował to zaraz będzie miał zarzut.
Tym bardziej, że czytałem na początku inwazji, jak konwój z pomocą nie mógł przez weekend wyjechać z Polski, bo rząd nie pomyślał wcześniej o specjalnych przepisach, a pogranicznicy nie chcieli nadstawiać karku.
nie ma co się bawić w wersal. ten weterynarz to po prostu tępy prostak, głupi urzędniczyna. podobno karma wraca, niech jego też dosięgnie i to szybko i dobitnie
Właśnie czytałam na Twiterze, dobre wieści przed snem. Tylko czemu trzeba ruszać wierchuszkę, żeby się przebić przez urzędniczą skorupę? Nadgorliwość gorsza od faszyzmu.
A jeszcze 3 tygodnie temu jakis ukrainski urzednik przetrzymywał na granicy pociagi do Polski.Sprawa przepisow,czy celowe działanie?
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Nic do tego Pana nie mam, ale gdyby tak niechcący utknął w klatce takiego głodnego pluszaka w celu sprawdzenia, czy to kot domowy, to dla spokoju mógł by odbyć potem podróż do Mariupola w celu uzupełnienia dalszej dokumentacji, a dla twórcy przepisów nagroda Darwina to chyba nie wygórowany zaszczyt, nieprawdaż? I cieszy fakt, że mocą ustawy rząd 3RP wpuszcza Rosjan, nawet aktywistów Janukowycza, byle posiadali paszport UA, bo jest wojna i nadaje przywileje pomocy większe niż obywatelom polskim. Z jednej strony pomoc UA z tyłu ,,polichocki" paluch.