Na „Capstrzyku Niepodległości” 10 listopada Antoni Macierewicz opowiadał Polakom, że tylko „czyn zbrojny” prowadził do odzyskania niepodległości. Dodał też, że przed stu laty Polacy nie prosili innych krajów o ingerencję w sprawy Rzeczpospolitej. I jedno, i drugie to fałszowanie historii
Ceremonia została zorganizowana przed pomnikiem Józefa Piłsudskiego na Pl. Piłsudskiego w Warszawie. To odrodzenie dawnej tradycji - podobne organizowano w przeddzień świąt narodowych przed II wojną światową.
Minister obrony przedstawił w przemówieniu swoją wizję ostatnich 200 lat historii Polski. Szkoda, że przynajmniej w dwóch kluczowych punktach rozminął się z historyczną prawdą.
Powiedział, że w nowożytnej historii Polski są dwie daty, nad którymi żaden Polak nie może przejść do porządku dziennego: upadek państwa w 1795 r. i odzyskanie niepodległości w 1918 r. Mówił:
Brak czynu zbrojnego i zdolność do czynu zbrojnego to były te dwie fundamentalne przesłanki, które w pierwszym wypadku (1795) Polskę doprowadziły do zguby, a w drugim – ją odrodziły (1918)
Otóż jest to nieprawda: ani w 1795 r. nie przesądził o upadku Polski brak czynu zbrojnego, ani w 1918 r. nie tylko czyn zbrojny zadecydował o odzyskaniu niepodległości.
Przypomnijmy: ostatni rozbiór Polski w 1795 r. był następstwem przegranego powstania kościuszkowskiego w 1794 r. Wcześniej Polacy próbowali zreformować swoje państwo w czasie Sejmu Wielkiego (1788-1792), a potem przegrali wojnę z Rosją w obronie Konstytucji 3 Maja (1792 r.).
Walk zbrojnych w obronie niepodległości więc nie brakowało - i Polska upadła pod naporem zewnętrznych sił, wspieranych przez polskich przeciwników reform i zagranicznych agentów.
Konfederacja Targowicka nie przesądziła o upadku państwa, tylko obca interwencja, której nie byliśmy w stanie militarnie odeprzeć.
W 1918 r. Polska odzyskała zaś niepodległość nie tylko w wyniku walk zbrojnych, ale także działań dyplomatycznych i wcześniejszych przygotowań prowadzonych pod okupacją niemiecką i austro-węgierską od 1915 r. Od tego czasu powstawała na ziemiach Królestwa Polskiego rodzima administracja i system edukacji (m.in. w 1916 r. reaktywowano polski Uniwersytet Warszawski w miejsce dawnego rosyjskojęzycznego). Później Rzeczpospolita stoczyła wojny o granice (m.in. z Ukraińcami czy bolszewicką Rosją), ale niepodległość nie została wywalczona w efekcie powstania.
Macierewicz dopuścił się jeszcze jednego istotnego nadużycia:
Nie było w tamtym czasie ludzi, którzy byliby gotowi przywoływać obce siły przeciwko własnemu narodowi (...) I nikomu nie przyszło do głowy, żeby pisać listy wywołujące interwencję wobec własnego państwa
Tym razem jest to półprawda. Rzeczywiście w 1918 r. nikt nie pisał listów do instytucji międzynarodowych, domagając się ingerencji w polskie sprawy - także dlatego, że ich wtedy nie było.
Warto jednak przypomnieć, że
polscy politycy nie wahali się w tamtych czasach wciągać obcych w wewnętrzne, narodowe sprawy. Robili to zarówno Roman Dmowski, jak i Józef Piłsudski.
W 1905 r. Piłsudski myślał o wywołaniu powstania na terenach Polski z pomocą Japonii (wygrywającej wówczas wojnę z Rosją na Dalekim Wschodzie). Dmowski, który był przeciwnikiem walki zbrojnej, pojechał wówczas do Tokio sparaliżować jego plany. Opowiadał o tym niedługo przed śmiercią (zmarł w 1939 r.):
„Dowiedziałem się, że Piłsudski zamierza jechać do Japonii, by uzyskać pomoc dla przygotowywanego powstania w Królestwie. (...) uważałem wybuch powstania za niewskazany i postanowiłem udać się do Tokio by paraliżować akcję Piłsudskiego. Przyjechałem też do Tokio przed nim”.
Dmowski pojechał do Tokio za pieniądze Japończyków i na ich zaproszenie. Podobnych sytuacji można wyliczyć więcej.
Macierewicz manipuluje więc polską historią na dwa sposoby: po pierwsze gloryfikując powstanie i wysiłek zbrojny jako jedyną skuteczną drogę do niepodległości; po drugie - kłamiąc, że Polacy nigdy nie odwoływali się do sił zewnętrznych w walce politycznej w kraju, podczas gdy robili to nawet ojcowie niepodległości Polski.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze