Nie znałam Izy osobiście. Mieszkałyśmy w jednej wiosce, całkiem niedaleko siebie. Pewnie nie raz minęłyśmy w osiedlowym sklepie albo na placu zabaw. Mamy córki w tym samym wieku. Znam bratowe Izy, chodziłyśmy razem do szkoły. Moje znajome, przyjaciółki zmarłej, piszą do mnie, opowiadając, jaka była.
Czy to wystarczająco blisko, żeby poczuć bezmiar tego bólu, z którym mierzy się rodzina Izy?
Ani trochę.
Od redakcji: zdjęcia zamieszczone w artykule wykonano podczas marszu #anijednejwięcej w Pszczynie.
Siadam do komputera, by napisać ten tekst, a z łóżka wstaje właśnie moja córka. Chce mi pokazać nowy układ taneczny, którego teraz się uczy, patrzę na nią i myślę o Izie, o jej córce. O tym, że Maja już nigdy nie będzie mogła niczym pochwalić się przed mamą, nie będzie mogła przytulić się do mamy, w jej życiu już nigdy nie będzie mamy.
Rozszarpuje mnie ta myśl na kawałki.
Ale wiem, że nie jestem ani trochę bliżej tego bólu. Nie mam do niego prawa, choć tak bardzo chciałabym jakoś pomóc, jakoś go rodzinie zmarłej zabrać.
Patrzę na wypudrowaną twarz Morawieckiego. Czy odważyłby się choć na chwilę zbliżyć do tego bólu?
Kiedy śmiercią tragiczną zginął mój tata, przyjaciel powiedział mi, że ból zostanie już na zawsze ze mną, że będę musiała nauczyć się z nim żyć, ale obiecał, że z czasem będzie coraz mniejszy. Trzymałam się kurczowo tego zdania, było dla mnie jedynym pocieszeniem. Nie udawał, że ból kiedyś odejdzie, ale miał rację – jest trochę mniejszy. Piszę to, bo może to zdanie jakoś wesprze, tak jak wtedy mnie – pomogło nie rozpaść się z rozpaczy.
W wieku 32 lat poroniłam pierwsze dziecko.
Do szpitala trafiłam w 12. tygodniu ciąży, choć badania USG już w 6. tygodniu wskazywały na to, że płód obumarł. Słyszeliście już taką historię? Na pewno, bo przybywa ich coraz więcej. Wszystkie brzmią podobnie. Każda z osobna jest osobistą tragedią, bezmiarem bólu.
Mówię o tym pierwszy raz. Tylko dlatego, że rodzina Izy zechciała publicznie powiedzieć o dramacie córki.
Zaaplikowano mi pigułkę poronną i położono w pokoju przejściowym, który był czymś na kształt korytarza zaadoptowanego na salę, bez drzwi. Każdy pracownik czy pacjent mógł sobie tamtędy przejść i zobaczyć, jak zwijam się w porodowych konwulsjach.
Martwy płód spływał ze mnie w toalecie.
„Co ja mam zrobić” – zapytałam położną.
„A co? Chce Pani robić pogrzeb? To niech pani łapie” – odpowiedziała.
Czy rzecz działa się w pszczyńskim szpitalu? Jakie to ma znacznie? Dzieje się wszędzie.
Przez kilka miesięcy dzień w dzień musiałam powtarzać sobie, że jestem wystarczająco silna, by spróbować zajść w ciążę jeszcze raz.
Słucham, jak Niedzielski ze spokojem stwierdza, że „być może jakaś interpretacja tego orzeczenia, mogła tak działać, stąd będą wydane wytyczne”. Chodzi o wytyczne Ministerstwa Zdrowia – jak więcej nie zabijać polskich kobiet.

„Zaczekają, aż umrze” – wyświetla mi się w głowie sms Izy ze szpitala.
Teraz dzięki nowym wytycznym nie umrze już żadna pacjentka w ciąży?
Wstaje właśnie moja druga córka. Ma zapalenie gardła. Wszystko, czego teraz potrzebuje, to przytulić się do mnie. Myślę o Izie, o jej córce. Rozsadza mnie ból. Ale wiem, że nie mam nawet prawa porównywać go, do tego, który czuje rodzina zmarłej. Nie wiem nawet, czy mam prawo o nim pisać.
Jadę zaraz posprzątać znicze, które zapaliliśmy wczoraj pod pszczyńskim zamkiem dla Izy
Było nas grubo ponad 1000, choć marsz zorganizowaliśmy w ostatniej chwili. Sparaliżowała nas ta sytuacja, te sms-y Izy ze szpitala. Przepraszam, bo wiele osób nie zdążyło się pojawić na marszu. Wiem, że byłoby nas więcej.

Ale była z nami rodzina Izy, szła w tłumie, tylko to ma znaczenie
Spod zamku przepędził nas ochroniarz. Wrzeszczał, że będzie musiał „to” sprzątać, że mamy iść pod szpital.
Dlaczego tam nie poszliśmy? Ze względu na szacunek dla przebywających tam pacjentów. Może powinniśmy byli tam pójść, może pod biuro PiS? Jakie to ma znaczenie? Rodzina Izy prosiła, by podziękować wszystkim, za to że przyszli na marsz. Tylko to ma znaczenie.
Iza szła dwukrotnie w pszczyńskich marszach Strajku Kobiet.
Podczas „Spaceru dla Izy” napisałam na fejsbuku „w tym mieście jeszcze długo będziemy spacerować w ciszy”, a potem zobaczyłam komentarze mieszkańców pod relacją z marszu na pszczyńskim portalu informacyjnym.
„Dlaczego nie poszliście pod szpital? Czyżby odwracanie uwagi?”.
„Czy rodzina życzyła sobie »takiego rozgłosu«, czy to tylko »życzliwi« szukają rozgłosu?”.
82 łapki w górę dla marszu, 102 przeciwko.
Większość nie będzie spacerować w ciszy po Pszczynie, Doroto – mówię sobie.
Na komentarze na moim fejsbuku odpisuję, szybko, w emocjach, bez polskich znaków. Nie mam już siły na polskie znaki.

*Dorota Brauntsch – Absolwentka dziennikarstwa Uniwersytetu Wrocławskiego i Duńskiej Szkoły Dziennikarstwa w Aarhus. Autorka książki reporterskiej „Domy bezdomne” (2019)
Każdy, kto nie uczestniczył w protestach, nie widział transmisji może spojrzeć np. na to zdjęcie powyżej wykonane przez Dorotę Brauntsch. Ludzie, którzy mają dosyć odhumanizowanego systemu, to żadne, agresywne bandy lewackie, jakimi chciałby widzieć ich systemowy partyjny serwis wersji rzeczywistości. Kaczyzm żałuje. Zero napadów na kościoły i wzburzenia. Jaka szkoda, zero karmy dla propagandy… To są zwykli ludzie, których kaczystowski system smuci, niszczy, czasem dopiero co rozczarowuje, ale też i łączy w solidarności z ofiarami tego systemu, ich bliskimi i tymi którzy się na to nie zgadzają. I właśnie takimi nie chce widzieć ich kaczyzm i jego przyklaskiwacze. W odróżnieniu do nich, tym ludziom, nie da się wbić do głów, że to wszystko, "nie ma do czynienia" z nielegalnym i samowolnym, od lat już niekonsultowanym "prawodawstwem". Sprawy zaszły za daleko. Dlategoteż, dziś całkiem normalni, nawet apolityczni ludzie nie muszą być geniuszami, by nawet po pięćdziesiąty raz powtórzonym systemowym sloganie – kolejnym kaczystowskim kłamstwie, czuć ból prawdy. Ból na tyle silny i wyraźny, by poważnie przeszkodzić apodyktycznym panom, w ich programie pisowskiego prania mózgu. Programu ichniej publicznej pralni mózgów i sumień – kaczystowskiej propagandzie, realizowanego na centralny rozkaz samotnego, charakteropatycznego, chorego z nienawiści ciecia.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
W podziemiu aborcyjnym zacierają ręce. Biznes się rozkręca. Tobie grzesiu też coś z tego skapnie.
I tak naczelni eksperci ginekologiczni władzy: Suski i Godek wiedzą lepiej niż reszta.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Działając na prośbę, z upoważnienia i w imieniu grupy obywateli "Nasza Społeczność Pszczyńska", niniejszym oskarżam:
(1) Prezesa PiS – Jarosława Aleksandra Kaczyńskiego,
(2) Pseudo prezes pseudo Trybunału Konstytucyjnego – Julię Annę Przyłębską,
(3) Dyrektora Szpitala Powiatowego w Pszczynie – Marcina Leśniewskiego,
o współudział sprawczy w doprowadzeniu do śmierci Izabeli Sajbor z Ćwiklic, byłej fryzjerki w salonie Studio Fryzur „Cięcie”/Hair Izabela Sajbor przy ul. Kopernika 32A/10, 43-200 Pszczyna, w dniu 22.09.2021 w Szpitalu Powiatowym w Pszczynie.
Odezwa do hierarchów Kościoła Rzymsko-Katolickiego w Polsce:
Podzielając opinię prof. Stanisława Obirka, że to „lęk lekarzy, iż zostaną oskarżeni o przekroczenie kompetencji” skutkował zgonem Izabeli, wzywam najwyższych hierarchów Kościoła Rzymsko-Katolickiego w Polsce do bezzwłocznego ogłoszenia stosownego stanowiska Episkopatu, w którym jednoznacznie zostanie potępiony „motor” zła wyrządzanego polskim kobietom – Jarosław Aleksander Kaczyński oraz wykonawca tego zła – pseudo prezes pseudo Trybunału Konstytucyjnego Julia Anna Przyłębska poprzez wydanie pseudo wyroku tego pseudo Trybunału w dniu 22 października 2020 r., sygn. akt K 1/20.
Oprócz potępienia ww. dwóch funkcjonariuszy państwowych Episkopat powinien wezwać odpowiednie czynniki do spowodowania unieważnienia rzeczonego wyroku w terminie jednego miesiąca od daty stosownego wezwania wydanego przez siebie.
Episkopat powinien zdać sobie sprawę z tego, że jest najwyższy czas, aby Kościół Rzymsko-Katolicki w Polsce podjął próbę samonaprawy, uwiarygodnienia siebie w nowoczesnym i postępowym społeczeństwie oraz powrotu do roli służebnej wobec wiernych. Episkopat powinien przy tym mieć na uwadze gwałtownie rosnące niezadowolenie Narodu z roli obecnie przez Kościół pełnionej, biorąc pod uwagę coraz liczniej ujawniane przestępstwa pedofilii kleru i inne, pomny następstw tego rodzaju przestępstw w Irlandii i innych krajach.
Panie Terlecki,
Jestem głęboko dotknięty pana bezczelnie impertynenckim, chamskim odezwaniem się do tej kobiety, w którym nazwał ją pan obraźliwie „kretynką”.
Jak pan śmie tak się zachowywać?!
Ponieważ u nikogo nie toleruję takich zachowań, w szczególności wobec kobiet, i zwłaszcza u ludzi pełniących wysokie funkcje w moim kraju, a sam takim językiem nie posługuję się, wzywam pana do zmieszczenia, w terminie trzech dni od daty otrzymania niniejszego wezwania, w mediach publicznych, przeprosin Pani Magdy z Krakowa przy jednoczesnej identyfikacji miejsca i daty pana niechlubnego „wystąpienia” wobec Niej.
Brak ww. reakcji pana w podanym terminie na moje wezwanie będzie mieć przykry skutek dla pana, bowiem ktoś musi zadbać o to, aby sprowadzić pana do normalnego poziomu i przypomnieć panu, że nie jest pan niczym więcej niż sługą Narodu, oraz że nie ma pan prawa pomiatania kimkolwiek.
Być może, nie jestem jedyną osobą występującą do pana z tym wezwaniem, ale może jestem pierwszą.
Powoli dojrzewamy aby odnaleźć źródło tego w ideologii katolicyzmu generowanej w Polsce od 1989 roku ustawieniem Kościoła R-K ponad prawem demokratycznego państwa?
Jakoś tak bowiem wygląda jakby to „prawo” wzięło się znikąd.