Wprowadzenie podatku „od supermarketów” było kluczowym elementem programu PiS. Podatek miał zwiększyć dochody budżetu, a jednocześnie bronić interesów małych sklepów. Politycy argumentowali także, że największe sieci handlowe kontrolowane przez kapitał zagraniczny nie płacą wcale (lub niewiele) podatku dochodowego CIT. Opodatkowanie przychodu jest skuteczniejsze niż np. podatek CIT – trudniej go uniknąć, sztucznie podnosząc koszty.
Według Związku Przedsiębiorców Polskich cały sektor handlu detalicznego jest wart ok. 600 mld złotych. Same supermarkety i sklepy ogólnospożywcze („niewyspecjalizowany handel detaliczny”) według firmy konsultingowej PWC mają roczne obroty ok. 230 mld złotych.
Krytycy twierdzili, że nowy podatek doprowadzi do podwyższenia cen detalicznych, zwolnień pracowników oraz obniżenia zysków poddostawców.
PiS się wahał.
- Początkowo mówił o podatku obrotowym nałożonym na właścicieli sklepów wielkopowierzchniowych – przy naliczaniu podatku liczyłby się metraż sklepu. Rząd porzucił tę koncepcję na początku 2016 r., mimo poparcia organizacji zrzeszających drobny handel (m.in. Związek Rzemiosła Polskiego, Polskiej Sieci Handlowej Lewiatan, Polska Izba Handlu). Podatek uderzyłby przede wszystkim w zagraniczne przedsiębiorstwa: choć stanowią tylko 4,2 proc. podmiotów, to mają aż 27 proc. udziału w ogólnej powierzchni. Zagraniczne hipermarkety mają też najwyższe obroty: Auchan, Kaufland, Tesco, Carrefour i Leclerc sprzedały w 2014 r. towary za ok. 32,6 mld zł. Rząd porzucił ten pomysł prawdopodobnie ze względu na doświadczenia węgierskie i hiszpańskie. Instytucje unijne zakwestionowały tam podobne regulacje jako niezgodne z prawem unijnym.
- Kolejna wersja „podatku od supermarketów” zakładała dwie stawki (0,7 proc. do 300 mln złotych miesięcznie przychodu i 1,3 proc. powyżej) i wyższe w weekend (1,3 oraz 1,9 proc.). Krytykowały go instytucje eksperckie oraz największe super- i hipermarkety, zarzucając m. in. nierówne traktowanie (sieci byłyby traktowane gorzej niż sklepy detaliczne) oraz wyciskanie pieniędzy od wszystkich, także od polskiego handlu. Ostatecznie i tę wersję rząd porzucił.
Dwie wersje ustawy. W połowie kwietnia 2016 r. rząd poinformował, że prowadzi równolegle prace nad kolejnymi dwiema wersjami ustawy.
- Pierwsza wprowadzała ostrą progresję podatkową z trzema stawkami: 0,4 proc. od miesięcznego przychodu między 1,5 mln i 17 mln zł, 0,8 proc. od przychodu między 17 mln i 170 mln zł oraz 1,4 proc. od przychodu miesięcznego powyżej 170 mln zł. Kwota wolna miałaby wynosić 1,5 mln zł miesięcznie (18 mln zł rocznie).
To rozwiązanie poparł mały polski biznes zrzeszony w sieciach franczyzowych.
Otwarcie popierał on propozycję realizacji progresywnego podatku od całości sieci (pod wspólną franczyzą).
- Druga zakładała podatek liniowy. Min. Henryk Kowalczyk zachwalał jednolitą stawką 0,9 proc. przy kwocie wolnej w wysokości 204 mln zł obrotu rocznie (17 mln zł miesięcznie). Projekt poparł Związek Pracodawców Polskich. Skrytykowali go przedstawiciele polskich sieci handlowych (np. Media Expert), zarzucając rządowi faworyzowanie zagranicznych firm działających na zasadzie pojedynczych sklepów-spółek pod jedną marką (franczyzy). Według portalu money.pl największym beneficjentem byłaby sieć Biedronka (lider rynku). W porównaniu z progresywną wersją podatku mogłaby zyskać ok. pół miliarda złotych.
Mniejsze polskie sklepy ostro protestowały. „Głównym celem podatku miało być wyrównanie szans między mikro i małymi sklepami a wielkimi sieciami. Skala liniowa, nawet ze sporą kwotą wolną, tych szans do końca nie wyrównuje” – powiedziała 26 kwietnia 2016 r. Elżbieta Lutow, ekspertka Związku Rzemiosła Polskiego.
Wybrali progresywny. 25 maja 2016, pół roku od rozpoczęcia prac, do Komitetu Stałego Rady Ministrów wpłynął w końcu gotowy projekt. 22 czerwca projekt wrócił z Senatu i był debatowany w Sejmie.
Rząd postawił na wariant podatku progresywnego od przychodów z kwotą wolną w wysokości 17 mln zł miesięcznie. Stawki to 0,8 proc. (do 170 mln miesięcznie) i 1,4 proc. (powyżej 170 mln) przychodu. Opodatkowanie dotyczy sprzedaży detalicznej, gdy kupującymi są konsumenci. Z podatku zwolniona jest sprzedaż przez Internet, gaz, oleje, leki, jedzenia dla gastronomii. Resort finansów uzasadnia, że podatek ma zwiększyć konkurencyjność małych i średnich firm wobec liderów rynku oraz sfinansować projekty rządowe takie jak „500+”.
KONSEKWENCJE
Budżetowe: W budżecie na 2016 rok rząd przewidywał, że państwo zarobi na podatku od supermarketów 2 mld złotych rocznie. Jednak w dołączonej w czerwcu 2016 r. do projektu ustawy ocenie skutków regulacji planowana kwota na drugie półrocze 2016 r. ma wynieść tylko 500 mln zł (jeszcze w maju szacowano ją na 600 mln). Od 2017 r. ma przynosić fiskusowi co roku 1,5 mld zł. Nie wiadomo, jak zrekompensować spadek planowanych wpływów budżetowych w tym i następnych latach.
Dla klientów: Póki nie ma ustawy, nie wiadomo, czy nowy podatek nie wywoła wzrostu cen, bo sprzedawcy „odbiją” sobie wyższe koszty na klientach. Powstrzymać podwyżki może silna konkurencja wśród firm handlowych (o ile nie nastąpią zakazane zmowy cenowe). Możliwe, że ostatecznie podatek odbije się na poddostawcach – w większości mikro, małych i średnich polskich przedsiębiorcach. Ich pozycja w łańcuchu dostaw jest najsłabsza i już dziś sieci wymuszają na nich pracę na minimalnych (lub zerowych) marżach.
Unijne: 4 maja 2016 r. poseł Adam Abramowicz (PiS), przewodniczący Parlamentarnego Zespołu na rzecz Przedsiębiorczości i Patriotyzmu Ekonomicznego, mówił, że głównym celem ustawy nie jest zwiększenie wpływów budżetowych. Chodzi o wspieranie mikro, małych i średnich firm w rywalizacji z wielkimi koncernami.
Eksperci podkreślają, że uprzywilejowanie podmiotów krajowych wobec europejskich może być sprzeczne z prawem unijnym. Na Węgrzech Komisja Europejska wymusiła wycofanie podatku od supermarketów. KE może też wezwać Polskę do zaprzestania stosowania ustawy, czyli poboru podatku i skierować sprawę do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Jeśli Trybunał wyda orzeczenie niekorzystne dla Polski, Komisja może zażądać zmiany ustawy i nałożyć na Polskę znaczną karę finansową.
Komentarze