0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Paweł ŚredzieńskiFot. Paweł Średzieńs...

Do lubelskiego przytuliska trafił mały łoś. Zwierzaka dostrzegła osoba, która była na spacerze. Zobaczyła niezgrabnie poruszające się zwierzę, które kierowało w stronę zabudowań. W pobliżu biegało stado psów bez nadzoru. Jeden z mieszkańców wyszedł do malucha, którego wcześniej zaatakowały psy. Zabrał zwierzę na teren swojej posesji.

„Postanowiliśmy obejrzeć malucha” – relacjonuje Lena Grusiecka ze Stowarzyszenia Leśne Przytulisko – „Faktycznie na boku widoczne były ślady po pogryzieniu, ale na szczęście powierzchowne. Maluch się troszkę chwiał, bo miał zaledwie kilkanaście godzin i oczywiście był bardzo zestresowany całym zamieszaniem. Głodny nie był, pociągnął dosłownie kilka łyczków koziego mleka z butelki. Po konsultacji z Radosławem Miazkiem, który ma duże doświadczenie w pomaganiu łosiom, postanowiliśmy dzieciaka odwieźć w to samo miejsce, ale z nianią na wypadek kolejnego spotkania stada psów”.

Fot. Stowarzyszenie Leśne Przytulisko

Tą „nianią”, która miała obserwować łoszaka z oddali, była Kinga Reszkiewicz. Po zapadnięciu zmroku okazało się, że w stronę malucha zmierza jego matka. Łoszak pobiegł w jej stronę i zniknął razem z mamą w lesie. Oględziny miejsca, gdzie łoś dołączył z powrotem do samicy, potwierdziły, że nie ma już po nim śladu, co oznacza, że cała historia skończyła się szczęśliwie. Niestety, nie zawsze te historie kończą się happy endem.

Najczęściej kończy się inaczej. Mały łoś zostaje zabrany matce, a jeśli od butelki będzie pod opieką ludzi, nie wróci już na wolność. Będzie skazany na dożywocie w zagrodzie. Dlatego tak ważne jest zachowanie rozwagi w przypadku spotkania zwierzęcego malucha.

Nawet jeśli wydaje się nam najsłodszy, nie należy do niego podochodzić, oddalić się jak najszybciej z miejsca, gdzie spotkaliśmy łoszaka.

Szczególnie często do takich sytuacji dochodzi właśnie teraz, w pełni wiosny.

Maj miesiącem narodzin

Maj jest miesiącem, kiedy na świat przychodzą łosie. Nadchodzi czas pokarmowej obfitości, kiedy łatwiej o wyżywienie. Od osiągniętego sukcesu rozrodczego będzie zależeć przetrwanie poszczególnych gatunków. I to, co nam wydaje się sielanką okraszoną słowiczym śpiewem, z perspektywy dzikich zwierząt wcale nią nie jest.

Dzikie zwierzęta, które właśnie się urodziły, mają przed sobą bardzo stresującą perspektywę życia na wolności. Trzeba się zgodzić ze stwierdzeniem, że nie ma życia bardziej obarczonego stresem niż te, które wiodą dzikie zwierzęta. I to od samego początku swojego istnienia.

Najpierw należy doczekać czasu narodzin. Potem zadbać o odchowanie w świecie, w którym tak wiele jest zagrożeń dla życia potomstwa. Jak już maluch szczęśliwie dorośnie, to wtedy znów czeka na niego cała paleta niebezpiecznych sytuacji.

Na miejsce porodu samica łosia wybiera, co dość naturalne i oczywiste, spokojne i ustronne otoczenie. Łosiowe wcześniaki przychodzą na świat już w kwietniu, średnio po ośmiu miesiącach ciąży. Wiele zależy od tego, jak bardzo w czasie jest rozciągnięta ruja. A pamiętajmy, że bukowisko może zaczynać się już w sierpniu, kończyć zaś w październiku. Jednak to w maju przypada kulminacja porodów u łosi. Po ciąży, która trwa od wczesnej jesieni, samica rodzi jedno lub dwa, rzadziej trzy młode. O ile łosiowe bliźniaki spotyka się częściej niż trojaczki, to jednak nie jest to widok powszechny. Wiele zależy od kondycji i wieku matki.

Młodsze samice częściej rodzą jedynaków lub jedynaczki. Starsze – częściej wydają na świat dwójkę maluchów. Sukces reprodukcyjny zależy również od dostępności pokarmu i tego, czy baza pokarmowa zapewni przetrwanie potomstwu. Wiele zależy też od tego, jak spokojne jest siedlisko, w którym bytuje łosza. Najważniejszy jest ten pierwszy ruch, który musi wykonać łosiowy noworodek. A musi stanąć na nogach, żeby zacząć pobierać matczyny pokarm. Choć wydawałoby się, że tak duże zwierzę nie powinno mieć żadnych problemów, los nowo narodzonych łoszaków nie jest wcale takie pewny.

Pierwsze miesiące życia łosia

Przez kolejne miesiące rosnący łoszak wciąż żywi się matczynym mlekiem. Jednak stosunkowo szybko zaczyna również żerować na roślinach. Po pół roku od urodzenia może ważyć już ponad 100 kilogramów. Latem żeruje razem z matką na terenach otwartych, a jesienią przenosi się w zakrzaczenia wierzbowe, gdzie podjada pędy. Jeśli pożywienia będzie odpowiednio dużo, zostanie tam do wiosny. W innym wypadku wyruszy z rodzicielką do sosnowych lasów. Kiedy łosiowa matka całą swoją troskę przenosi na noworodka, starszaki nie mają wyjścia i muszą ustąpić najmłodszemu w rodzinie. Z czasem lęk separacyjny mija, a w następnych latach i one będą odpowiedzialne za przedłużenie gatunku.

Ukończenie pierwszego roku życia jest sukcesem, a młodziak zaczyna drugi etap samodzielnego już życia. Samica, która rodzi kolejnego malucha, odgania ubiegłorocznego potomka lub potomkinię i koncentruje całą swoją uwagę na noworodku. Chociaż starsze rodzeństwo nie odpuszcza i wciąż stara się towarzyszyć matce, przeżywa w tym okresie spory stres. Bywa, że kiedy nowo narodzone potomstwo nabierze sił, samica łosia pozwala przebywać starszemu rodzeństwu przy sobie.

Przeczytaj także:

Nie jest łatwo być łoszakiem

Życie małego łosia do najłatwiejszych nie należy. Na nowo narodzone łoszaki mogą zapolować drapieżniki. Chociaż Polska nie jest Alaską, gdzie łosiowe matki muszą szczególnie uważać na wilki i niedźwiedzie, do interakcji wilków z łosiami dochodzi coraz częściej. Dlatego łosiowa matka stara się odgonić każdego intruza i będzie bronić malucha przed każdym zagrożeniem.

Najczęściej największym stresem jest dla niej spotkanie z człowiekiem. Jeżeli ludzie zbliżają się do łosiowego malucha, jego matka przystępuje do obrony i nie zawaha się natrzeć na osobę, która podejdzie w kierunku zwierzęcia. Szczególnie, jeśli łoszak jest jeszcze nieporadny i nie potrafi salwować się ucieczką. Wtedy łosza przyjmuje pozycję nieustępliwej obrończyni. Fuka, kładzie swoje długie jak na jeleniowate uszy, odgania, a za oręż mogą posłużyć jej nogi, które wyrzuca w kierunku napastnika.

Dlatego, jeśli w kwietniu, maju lub czerwcu zdarzy się nam trafić na nacierającą w naszą stronę samicę, to należy przyjąć, że w pobliżu jest jej niedawno narodzone potomstwo.

Nie wynika to z wrodzonej agresji, ale z naturalnego odruchu obrony swojego cielęcia lub cieląt. I najlepszym sposobem na oszczędzenie stresu jest wycofanie się w kierunku odwrotnym do łosia.

Kilka lat temu w polskim internecie rekordy popularności biło nagranie, na którym dwóch przedstawicieli gatunku Homo sapiens deptało po tropach łoszy prowadzącej młode. Film pochodził zza oceanu, a nagrywający pasażer i kierowca samochodu najeżdżali na samicę łosia, zamiast poczekać, aż sama ustąpi z ich drogi. Polski internet uznał to za sensację, a media, które upowszechniły ten materiał, sugerowały atak, nie wyjaśniając jednak jego właściwej przyczyny.

Łoś jest dzikim zwierzęciem, które nie zdenerwuje się bez poważnego powodu. Tego wyjaśnienia zabrakło w opisie filmu i przekazach medialnych.

O podobnym spotkaniu opowiadał mi Radek Miazek z Lubelszczyzny. Kiedy z aparatem fotograficznym szedł w stronę miejsca, z którego chciał zrobić zdjęcie orlika krzykliwego, w trzcinach nad Wieprzem natknął się na samicę łosia z maluchem. W takich sytuacjach najlepiej jednak zejść łosiom z drogi, szczególnie jeśli kładą uszy, co jest dla tego gatunku charakterystyczną oznaką zdenerwowania. To był sygnał dla Radka, po którym błyskawicznie wycofał się do samochodu, a troskliwa matka mogła spokojnie pójść dalej.

Łosie – nieobecni ojcowie

Łosiowi ojcowie nie biorą udziału w opiece nad potomstwem. Maluch jest zdany wyłącznie na matkę. Rola ojca ogranicza się do reprodukcji i właściwie kończy się już w czasie trwającej od sierpnia do października rui, nazywanej „bukowiskiem”. To jedyny moment, kiedy samce i samice łosia tworzą krótkotrwałe pary i to w ściśle określonym celu podtrzymania gatunku.

Musi minąć parę dni, zanim łoszak nabierze sił i będzie w stanie podążać za rodzicielką. Na szczęście w pierwszych miesiącach życia łosia pokarmu jest pod dostatkiem. Samica nie musi szukać pożywienia daleko. Może wówczas zostawić na pewien czas swoje potomstwo.

Dlatego nie zawsze znalezienie samotnego malucha oznacza, że dzieje mu się krzywda.

Owszem, są i sytuacje, kiedy maluch jest rzeczywiście osierocony, ponieważ łosiowa rodzicielka zginęła na przykład w wypadku. Bez matki mały łoś nie poradzi sobie w pierwszym roku życia. Nie przygarną oseska inne łosie.

Nie odbierajmy łosiowym matkom dzieci

Niestety, takie przypadki zabierania małych łosi wciąż się zdarzają. I chociaż często dzieje się tak ze szlachetnego odruchu pomocy, to w finale taki gest może mieć fatalne konsekwencje. Nie bez powodu parki narodowe, ośrodki rehabilitacji zwierząt przypominają, że należy zostawić malucha w spokoju.

Nawet jeśli łoś trafi do ośrodka rehabilitacji, to kontakt z ludźmi sprawi, że taki osobnik nie poradzi sobie na wolności. Jeśli samiec dorośnie, podczas dorocznego okresu godowego, będzie chciał wydostać się z niewoli.

Simona Kossak opisała historię dwóch takich łosi pochodzących z ogrodu zoologicznego. Były to dwa samce przywiezione do Białowieży z Białegostoku. Od butelki po znanym napoju jeden otrzymał imię Pepsi, a drugi na cześć kierowcy, który go przywiózł, został nazwany Kolą.

Dwójka chłopaków wykarmiona przez Kossak podrosła i trafiła do rezerwatu pokazowego Białowieskiego Parku Narodowego. Tam jednak się okazało, że zew natury był silny, a płot zmurszały, co wykorzystał Pepsi i wybrał się na spacer, który przypłacił życiem. Został zabity przez ludzi, przed którymi nie odczuwał lęku. Jego los podzielił Kola.

O tym niesfornym łosiu, który nie był winny temu, że żył za źle zabezpieczonym ogrodzeniem, opowiadali mi kiedyś pracownicy rezerwatu pokazowego, gdzie sam miałem okazję zajmować się małym, osieroconym łosiem o imieniu Alfred.

Historia Pepsi i Koli uświadamia nam, że łoś, jak każde dzikie zwierzę, najlepiej czuje się na wolności.

O tym, żeby nie zabierać maluchów, przypomina Lena Grusiecka z Leśnego Przytuliska.

„Matki w świecie zwierząt bardzo rzadko porzucają swoje młode. Nawet jeśli zwrócimy im je po kilku godzinach. Maluchy w pierwszych dniach życia nie mogą nadążyć za mamami, więc mają za zadanie czekać na nie i nie ruszać się z miejsca. Malutkie łosie mają chyba wrodzone ADHD, bo wielokrotnie spotykamy się z sytuacjami, że wyłażą na drogi i podchodzą do ludzi, udając, że są biednymi sierotami. Uratować i łosie i nas może tylko spokój, a nie patrzenie na świat rodzicielstwa w świecie zwierząt przez nasz, ludzki pryzmat. Poczekajmy, poobserwujmy, zadzwońmy i się poradźmy. Nie zabierajmy pochopnie dzikich dzieci”.

;
Na zdjęciu Paweł Średziński
Paweł Średziński

Publicysta, dziennikarz, autor książek poświęconych ludziom i przyrodzie: „Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma”, „Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy”, „Puszcza Knyszyńska. Opowieści o lesunach, zwierzętach i królewskim lesie, a także o tajemnicach w głębi lasu skrywanych” i „Rzeki. Opowieści z Mezopotamii, krainy między Biebrzą i Narwią leżącej”.

Komentarze