Podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach premier Morawiecki powiedział, że jesteśmy „netto wielkim płatnikiem kapitału”. Pomieszał przepływy prywatne i publiczne. Po co? Żeby zniechęcić Polaków do Unii Europejskiej? Analizujemy manipulację
Premier Morawiecki wielokrotnie krytykował transfery zysków za granicę z Polski przez zagraniczne firmy, które prowadzą u nas interesy. Zrobił to ponownie w czasie Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach 15 maja. Mówił tam o dominacji obcego kapitału w Polsce, który - zdaniem premiera - „bardzo tanio wykupił nasz przemysł, 60 proc. naszego przemysłu, handel”. Wypływ kapitału z Polski za granicę oszacował na 100 mld zł rocznie.
A netto z Unii Europejskiej przypływa do Polski 25 mld zł. Więc my jesteśmy netto wielkim płatnikiem kapitału zagranicy w sensie przepływów (…) Nie mówię bilansowo, tylko z punktu widzenia flow, jak ekonomiści mówią, jesteśmy płatnikiem
Morawiecki wskazał na istotny problem – który dotyczy nie tylko Polski, ale wielu otwartych gospodarek, które importują kapitał zza granicy (więcej o tym niżej).
Jego wypowiedź była jednak manipulacją: zestawił bowiem przepływy publiczne – transfery do Polski z Unii – z prywatnymi, czyli zyskami firm zagranicznych wywożonymi za granicę.
Sięgnijmy najpierw po aktualne - przygotowane przez Ministerstwo finansów - zestawienie transferów z Unii Europejskiej do Polski i w przeciwnym kierunku. Zestawienie można znaleźć tutaj.
Według MF od 1 maja 2004 roku (data wejścia Polski do Unii) do 1 marca 2018 roku Polska otrzymała 147 mld 569 mln 577 tys. oraz 8 euro. Wpłaciła zaś do budżetu Unii 48 mld 419 mln 37 tys. 428 euro.
W praktyce „na czysto” dostaliśmy więc blisko 99 mld euro, które wydaliśmy na drogi, szkoły, wspieranie rolnictwa, rozwój obszarów wiejskich i sto jeszcze innych celów.
Z transferów unijnych aż 92 mld euro przypada na politykę spójności, czyli fundusze służące wyrównywaniu poziomu rozwoju pomiędzy Polską i „starą” Unią. Jest to, mówiąc krótko, gigantyczna pomoc rozwojowa dla naszego kraju, której Unia nie nazywa w ten sposób głównie przez grzeczność.
Problem z wypowiedzią Morawieckiego polega na zawartej w niej sugestii, że tracimy na wejściu do Unii Europejskiej – i że do przynależności do tego klubu dopłacamy.
Skąd wzięło się w wypowiedzi Morawieckiego 100 mld złotych? Bardzo możliwe, że z raportu think tanku Global Financial Integrity z grudnia 2015 roku (tutaj jego omówienie w dzienniku „Polska the Times” z 29 grudnia).
Według GFI Polska jest jedynym krajem Unii, który znalazł się w pierwszej dwudziestce krajów najbardziej poszkodowanych przez nielegalne transfery finansowe – w tym wywołane oszustwami na podatkach oraz cłach. Straty Polski z tego tytułu mają wg GFI sięgać 100 mld złotych rocznie.
Morawiecki mógł mieć jednak na myśli nie tylko działalność o kryminalnym charakterze, ale również legalny transfer zysków zagranicznych firm, które robią u nas interesy. Międzynarodowe korporacje stosują różne metody tzw. optymalizacji podatkowej – czyli technicznie legalnych księgowych i prawnych manipulacji, które pozwalają im wykorzystać różnice w systemach podatkowych różnych krajów i w ten sposób zaoszczędzić na podatkach. W praktyce sprowadza się to do tego, że nie płacą podatków na miejscu albo płacą ich znacznie mniej, niż powinny. Morawiecki mówił o tym przy różnych okazjach, np. w „Sygnałach dnia” w lutym 2018 roku.
„Jednym z kolejnych kierunków, oprócz mafii VAT-owskich, oprócz tych przestępców, których będziemy ścigać bezwzględnie, (...) jest transfer zysków za granicę bez opodatkowania tego w kraju”
-mówił wówczas premier. Wspominał o kontrolach w międzynarodowych firmach i nakładaniu domiarów za różne techniki unikania opodatkowania w Polsce – np. wielkie opłaty płacone przez polskie oddziały centralom za używanie logo zagranicznej spółki-matki. Te zabiegi nie muszą być technicznie nielegalne (bogate firmy stać na dobrych prawników). Często są sprytnym omijaniem systemu podatkowego w intencji pozbawienia skarbu polskiego dochodów.
Sprawa jest złożona: z jednej strony zagraniczna firma inwestująca w Polsce może oczekiwać, że pieniądze, które na tym zarobi, będzie mogła wywieźć za granicę, bo stamtąd je przywiozła. Zagraniczne firmy przywożą do Polski kapitał, technologie i know-how; oczekują zwrotu z inwestycji. Z drugiej – państwo ma prawo oczekiwać, że wszystkie podmioty gospodarcze działające w Polsce (a więc np. korzystające z publicznej infrastruktury czy kształconych za publiczne środki pracowników) nie będą unikać swoich zobowiązań.
Problem – powtórzmy - istnieje. Nie jest jednak, jak sugeruje Morawiecki, wcale związany z obecnością Polski w Unii Europejskiej! Dotyczy wszystkich krajów, które mają mało własnego kapitału, a więc muszą importować cudzy. W raportach GFI najbardziej poszkodowane przez nielegalne transfery finansowe są kraje niemal wyłącznie spoza Unii Europejskiej, często mające problemy z demokracją (takie jak Rosja, Wenezuela czy RPA).
Krótko mówiąc: gdybyśmy nie należeli do Unii, mielibyśmy zapewne taki sam problem, być może nawet w większej skali.
Manipulacja Morawieckiego polega więc nie tyle na tym, że problemu, o którym mówi, nie ma – ale na tym, że obwinia o niego Unię Europejską.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze