Minister Dworczyk twierdzi, że nowa ustawa o cenach energii jest zgodna z przepisami UE – powołuje się na analizy, jednak nie potrafi ich pokazać. Eksperci ostrzegają, że dostawcy prądu mogą być zmuszeni do zwrotu rekompensaty z odsetkami jako niedozwolon pomoc publiczną. Dla małych firm energetycznych to widmo upadłości. KE już zajmuje się sprawą
Szef kancelarii premiera Michał Dworczyk zapewniał w czwartek 3 stycznia 2019, że przewidziane w tworzonej w chaotycznej atmosferze nowej ustawie dot. cen energii rekompensaty zmniejszonych dochodów dla spółek energetycznych, to nie pomoc publiczna.
Według niego nie zachodzi więc ryzyko interwencji Komisji Europejskiej. Gdyby jednak KE dopatrzyła się tutaj niedozwolonej ingerencji w rynek, wsparcie musiałoby zostać zwrócone z odsetkami, co wprowadziłoby dodatkowy chaos w sektorze energetycznym (a co za tym idzie, w całej gospodarce), a małych dostawców energii mogłoby doprowadzić do upadku.
Rzeczniczka KE Mina Andreewa podkreśliła w czwartek 3 stycznia w Brukseli, że państwa członkowskie są zobowiązane do notyfikowania Komisji Europejskiej o wszelkich działaniach pomocy publicznej przed ich wdrożeniem. Do tej pory nie otrzymaliśmy notyfikacji od polskich władz, ale tego byśmy oczekiwali — zaznaczyła rzeczniczka Komisji. "Działamy na podstawie prawa europejskiego. Zgodnie z nim takie działania powinny być notyfikowane, aby Komisja mogła się im przyjrzeć. Tą kwestią zajmiemy się, gdy otrzymamy notyfikację".
Minister Dworczyk powoływał się w „Salonie politycznym Trójki” na posiadane przez rząd „ekspertyzy, które jednoznacznie wskazują, że nie zostały tu złamane żadne przepisy”. By wzmocnić swoją wypowiedź, używa porównania z ulgami w transporcie publicznym.
Jeżeli mamy ulgi w zakupie biletów kolejowych, to za te ulgi spółce PKP z budżetu państwa są zwracane środki. W związku z tym [w przypadku cen energii] mamy również podobną sytuację, gdzie pewne ulgi wprowadzone przez państwo są rekompensowane z budżetu.
Od czwartku OKO.press wielokrotnie - i niestety bezskutecznie - prosiło Centrum Informacyjne Rządu o udostępnienie tekstów tych ekspertyz lub chociaż podanie powodu, dla którego nie zdecydowano się ich udostępnić opinii publicznej.
Nie udało nam się również uzyskać informacji, kiedy jakąkolwiek odpowiedź moglibyśmy otrzymać.
Wiceprzewodnicząca klubu .Nowoczesnej Paulina Hennig-Kloska, wskazuje jednak na istniejącą ekspertyzę prezesa fundacji ClientEarth Marcina Stoczkiewicza. Stwierdza ona, że 4 mld zł rocznie, które mają być przekazane spółkom obracającym energią w związku z utraconymi przychodami z rachunków, stanowi pomoc publiczną.
Także przewidziane obniżenie akcyzy budzi zastrzeżenia, czy sektor energetyczny nie został uprzywilejowany względem reszty gospodarki.
Podobnego zdania jest dr Magdalena Porzeżyńska, adiunkt w Katedrze Prawa Europejskiego na wydziale prawa i administracji Uniwersytetu Warszawskiego, której wypowiedź ma się ukazać w przyszłym tygodniu w „Pulsie Biznesu”.
„Taki mechanizm rekompensaty budzi zastrzeżenia, czy wybrane przedsiębiorstwa nie zostały uprzywilejowane względem pozostałych” - mówi OKO.press. Zaznacza też, że jeśli zachodzi podejrzenie wystąpienia pomocy publicznej, pomoc taka powinna zostać Komisji zgłoszona.
Nawet jeśli rząd jest zdania, że wsparcie nie stanowi pomocy publicznej, przy bardziej złożonych mechanizmach wsparcia uprzednie zgłoszenie Komisji okazuje się być wręcz pożądane przez wzgląd na pewność prawa – zdarzało się bowiem w przeszłości, że Komisja miała odrębne zdanie niż zainteresowane państwo członkowskie, np. w przypadku rumuńskiego systemu wsparcia energii odnawialnej w postaci tzw. zielonych certyfikatów (podobne przykłady można wyszukać w rejestrze pomocy publicznej KE).
Artykuł 107 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej zakazuje jakiejkolwiek pomocy publicznej, „która zakłóca lub grozi zakłóceniem konkurencji poprzez sprzyjanie niektórym przedsiębiorstwom lub produkcji niektórych towarów”.
Jak podkreśla jednak dr Porzeżyńska,
KE może uznać pomoc za dopuszczalną, jeśli państwo członkowskie wykaże, że pozostaje ona zgodna z unijnymi regułami pomocy publicznej, w szczególności z wydawanymi przez Komisję wytycznymi.
Tak było np. w przypadku wsparcia 804 milionami zł restrukturyzacji PLL LOT albo 40 mld zł na program wsparcia zielonej energii.
Podobnie KE może uznać i w tym przypadku. Jednak nie musi – tym bardziej że wsparcie dla dostawców energii będzie finansowane ze sprzedaży praw do emisji dwutlenku węgla, z których połowa zysków powinna być (według unijnej dyrektywy o handlu emisjami) przeznaczona na rozwój odnawialnych źródeł energii.
W rządowej ustawie — której koszty opiewają na 9 mld zł, tylko 1 mld ma być przeznaczony na bliżej niesprecyzowane zasilenie „Krajowego systemu zielonych inwestycji”.
„W przeszłości przyjmowano już regulacje, co do których istniały uzasadnione wątpliwości z perspektywy zgodności z regułami pomocy publicznej. A wsparcie stanowiące pomoc publiczną udzielone z naruszeniem obowiązku uprzedniego zgłoszenia do Komisji i zatwierdzenia, wiąże się z ryzykiem zwrotu takiej pomocy” – mówi dr Porzeżyńska. W tym kontekście mowa np. o tzw. ustawie antywiatrakowej, zakazie handlu w niedzielę, czy wreszcie regulacjach wprowadzających podatek handlowy.
„A wsparcie stanowiące pomoc publiczną udzielone z naruszeniem obowiązku uprzedniego zgłoszenia do Komisji i zatwierdzenia, wiąże się z ryzykiem zwrotu takiej pomocy”
– ostrzega ekspertka europejskiego prawa.
Jak dodaje prawniczka, na tym etapie sprawa jest już w gestii rządu i KE. Jako obywatele zasadniczo nie możemy już zrobić więcej, niż podnosić ten problem w debacie publicznej. Ta forma nacisku zdawała już egzamin – np. w przypadku systemu aukcyjnego przewidzianego w ustawie OZE, który mimo wcześniejszych oporów ostatecznie został Komisji zgłoszony.
Stawka jest wysoka. Chociaż duzi dostawcy, tacy jak Tauron czy Energa, mogą sobie poradzić z niespodziewanymi wydatkami, to – jak zauważali byli członkowie zarządu koncernu PGE na antenie TOK FM – w Polsce działają również mniejsze przedsiębiorstwa obracające energią, dla których szok związany z koniecznością zwrotu rekompensat z odsetkami mógłby się okazać zabójczy.
Sytuacja jest bez wyjścia? Nie.
Wystarczyłoby się zawczasu upewnić, że KE nie zablokuje kontrowersyjnego programu pomocy dla węglowej energetyki.
O wzroście cen na rynku energii wiadomo było co najmniej od marca 2018 roku, a w sierpniu – gdy ceny na Towarowej Giełdzie Energii osiągnęły rekordową wysokość – konieczność przyszłej zmiany cen dla konsumentów zdawała się już ewidentna.
Rząd albo przeoczył skalę problemu, albo nie chciał go podnosić przed wyborami samorządowymi. Tak czy inaczej, wprowadził niepotrzebny chaos, szukanie rozwiązań na ostatnią chwilę i niepewność po stronie konsumentów i przedsiębiorców. Trudno sobie wyobrazić coś gorszego dla gospodarki.
W komunikacie wydanym 3 stycznia Ministerstwo Energii zapowiedziało, że „będzie stałym kontakcie z Komisją Europejską i deklaruje stałą współpracę jak dotychczas”. Nie mówi jednak nic o procedurze notyfikacji i zaprzecza, jakoby rekompensaty stanowiły pomoc publiczną.
Gospodarka
Michał Dworczyk
Kancelaria Prezesa Rady Ministrów
Komisja Europejska
Unia Europejska
ceny
energetyka
interwencjonizm
pomoc publiczna
prąd
prawo unijne
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Komentarze