0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Kuba Atys / Agencja GazetaKuba Atys / Agencja ...

Pierwsza prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska usiłuje zrobić „coś albo coś”, żeby nie wyszło na to, że nie wykonuje orzeczeń TSUE dotyczących Izby Dyscyplinarnej, ale i żeby nie wyszło na to, że je wykonuje – wbrew np. wyrokowi Trybunału Przyłębskiej zwalniającemu Polskę z obowiązku wykonywania postanowienia tymczasowego TSUE zawieszającego Izbę Dyscyplinarną. Wygląda to żałośnie, zważywszy że w dniu wydania wyroku przez Trybunał Przyłębskiej (wątpliwego, bo z udziałem dublera) prezes Manowska z hukiem odwiesiła tę izbę.

Pisma poczekają u prezes

Prezes Manowska zorientowała się, że odwieszając Izbę, znalazła się na spalonym, bo władza dryfuje ku jakiemuś kompromisowi z Unią. Więc najpierw zaapelowała do władz wykonawczej i ustawodawczej o zmianę prawa, bo bez zmiany prawa ona rzekomo nic zrobić nie może (wszak stanęła na stanowisku, że nie może działać na podstawie orzeczeń TSUE), po czym uznała, że jednak może działać.

I w czwartek wydała zarządzenia, żeby wszelkie pisma dotyczące odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów, wniosków o uchylenie im immunitetów, a także spraw z zakresu prawa pracy i ubezpieczeń społecznych dotyczących sędziów SN i przenoszenia sędziów w stan spoczynku trafiały do jej sekretariatu.

Ona zaś będzie je tam przechowywać do czasu „wprowadzenia do polskiego systemu prawnego rozwiązań legislacyjnych umożliwiających efektywne funkcjonowanie systemu odpowiedzialności zawodowej sędziów w Rzeczypospolitej Polskiej, jednak nie dłużej niż do dnia 15 listopada 2021 r.”.

Osobne zarządzenie zostało wydane dla Izby Dyscyplinarnej, osobne dla pozostałych izb, do których mogą trafiać takie sprawy. Oba zaś prezes Manowska opatrzyła blisko stronicową „preambułą”, zaczynającą się od zdania: „Mając na względzie dobro Rzeczypospolitej Polskiej, Jej suwerenność oraz tożsamość konstytucyjną, gwarantującą ochronę praw człowieka i podstawowych wolności w zakresie nie mniejszym niż wynikający z członkostwa Polski w Unii Europejskiej oraz w Radzie Europy…”. Do tego w zarządzeniu apeluje do prezesa Izby Dyscyplinarnej (bo kazać mu nie może), żeby wstrzymał bieg spraw już się toczących i nie przydzielał nowych.

Przeczytaj także:

Mogła więcej, ale czy na pewno?

Prawnicy, w tym działacze organizacji sędziowskich, już zauważyli, że postanowienia prezes Manowskiej nie wykonują w pełni orzeczeń TSUE: wyroku z 15 lipca w sprawie postępowań dyscyplinarnych ani postanowienia tymczasowego wiceprezeski TSUE zawieszającego działania Izby Dyscyplinarnej wobec sędziów i skutki dotychczas wydanych orzeczeń – głównie chodzi o zawieszenie sędziom immunitetów.

Tymczasem aby je wykonać, dwa ruchy prezes Manowska mogła zrobić od ręki: wykonać orzeczenie Sądu Pracy w Olsztynie, który zawiesił wykonalność odebrania immunitetu Pawłowi Juszczyszynowi i nakazał opatrzenie orzeczenia Izby Dyscyplinarnej w tej sprawie odpowiednią adnotacją. I to samo zrobić w stosunku do prezesa Izby Pracy Józefa Iwulskiego, któremu Izba Dyscyplinarna odebrała immunitet na wniosek IPN (on sam nie uznaje odebrania mu immunitetu i pracuje).

Wreszcie mogła zarządzeniem zawiesić pracę Izby Dyscyplinarnej, a nie przejmować jej korespondencję. Zawiesić nie chciała, skoro niedawno odwiesiła. Ale pojawia się pytanie: czy izba by jej posłuchała?

Bo – co zauważył TSUE w wyroku – ma tak daleko idącą autonomię (własne biuro, sekretariat, własne finanse, odrębny system wynagrodzeń), że jest praktycznie niezależna od pierwszego prezesa SN.

Zaraz po wyroku TSUE jej prezes Tomasz Przesławski wydał oświadczenie, że orzeczenia TSUE adresowane są do władzy politycznej, a nie do sędziów, i że izba wraca do orzekania, czekając na ewentualne zmiany w prawie. A we wtorek jeden ze składów izby (neosędziowie Sławomir Niedzielak i Konrad Wytrykowski, przy udziale ławniczki) w sprawie o odebranie sędziemu immunitetu wydali postanowienie o podobnej treści, tyle że podlane sosem patriotycznym i suwerennościowym. Stwierdzili, że orzeczenia TSUE nie są obowiązującym w Polsce prawem, są „bezskutecznie skuteczne” (!), a „państwo nie może działać na skinienie TSUE”, reagować „błyskawicznie na wszelkie jego zalecenia niezależnie od prawa krajowego”. I wreszcie zadeklarowali, że będą bronić polskiego porządku prawnego przed TSUE równie niezłomnie co żołnierze na Westerplatte: „Sąd Najwyższy stoi na stanowisku, że tym bardziej w czasie, kiedy powtarzają się próby ograniczania suwerenności Rzeczypospolitej Polskiej, szczególnie ważne jest wypełnianie przez sędziów ich zadań i działanie oparte na treści ustaw i Konstytucji. (…) Niezależnie bowiem od ataków na sędziów Sądu Najwyższego orzekających w Izbie Dyscyplinarnej, medialnego linczu, ostracyzmu środowiska sędziowskiego sąd w obecnym składzie podziela pogląd jednego z największych Polaków w historii, że każdy znajduje w życiu jakieś swoje Westerplatte. (…) Nie można zdezerterować”.

Wzruszając się tą bohaterską deklaracją, warto pamiętać, że jej autorzy odbierają sędziom immunitety za obronę zasady sędziowskiej niezawisłości. I coraz bardziej realna staje się groźba, że władza polityczna zareaguje na orzeczenia TSUE w taki sposób, że mogą oni stracić swoje przywileje. A może nawet urzędy? Kto wie: 770 mld zł piechotą nie chodzi.

Ten secesjonistyczny ton oświadczeń prezesa Izby Dyscyplinarnej i postanowienia jej neosędziów mogą być wyjaśnieniem, dlaczego prezes Manowska nie zawiesza izby – co mogłoby być nieskuteczne i naraziłoby jej autorytet – tylko wydaje zarządzenie o przekazywaniu jej korespondencji. A więc de facto chce – wbrew woli prezesa ID i jej neosędziów – uniemożliwić izbie orzekanie w sprawach sędziów. Jest już precedens: Manowska wydała zarządzenie o przekazywaniu jej korespondencji do Izby Karnej, bo część spraw przekazanych do kompetencji Izby Dyscyplinarnej jest tam kierowana przez tych, którzy Izby Dyscyplinarnej nie uznają – tak robi np. samorząd adwokacki z odwołaniami od jego orzeczeń dyscyplinarnych. Manowska wzywa do siebie prezesa Izby Karnej Michała Laskowskiego i w jego obecności odsiewa taką korespondencję, przekazując ją Izbie Dyscyplinarnej.

Teraz sytuacja miałaby być inna. Prezes Manowska zamierza wstrzymywać bieg spraw, chowając je do szuflady. Nie ma takiego uprawnienia. Mało tego: naraża się na odpowiedzialność za nadużycie władzy skutkujące naruszeniem prawa do sądu, a także utrudnianiem pracy prokuraturze, jak chodzi o wnioski o uchylenie immunitetu sędziowskiego w celu pociągnięcia do odpowiedzialności karnej.

Czy Zbigniew Ziobro będzie się temu przyglądał z założonymi rękami? I jako szef prokuratury, i jako zwierzchnik rzeczników dyscyplinarnych? A także jako zadeklarowany polityczny wróg Unii Europejskiej?

Siedząc okrakiem na barykadzie, prezes Manowska znalazła się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Cokolwiek nie zrobi – oberwie od którejś ze stron. Zawsze jednak może z barykady zejść. Najlepiej na tę stronę, która przystoi sędziemu europejskiemu.

Ewa Siedlecka jest publicystką „Polityki”. Ten tekst ukazał się na jej Blogu Konserwatywnym.

;

Udostępnij:

Ewa Siedlecka

Dziennikarka, publicystka prawna, w latach 1989–2017 publicystka dziennika „Gazeta Wyborcza”, od 2017 publicystka tygodnika „Polityka”, laureatka Nagrody im. Dariusza Fikusa (2011), zajmuje się głównie zagadnieniami społeczeństwa obywatelskiego, prawami człowieka, osób niepełnosprawnych i prawami zwierząt.

Komentarze