Czy wyborcy Dudy tworzą tylko jedną czwartą polskiego PKB? Czy po wyborach należy odłączyć Podkarpacie i Lubelszczyznę od Polski? Emocje zwolenników opozycji po porażce są zrozumiałe, ale udostępniane przez część z nich mapy poparcia w województwach i gminach nie tłumaczą dobrze wyniku drugiej tury
Nowe wybory, nowe dane do analizy. Wśród różnych sposobów przedstawienia danych wyborczych szczególnie popularne są mapy. Niestety, te bywają bardzo zwodnicze.
Emocje powyborcze są wciąż wysokie, a przyjemnie jest otrzymać potwierdzenie, że dokonało się słusznego wyboru. Czasem lepiej poczuć pomaga wniosek, że wyborcy przeciwnika politycznego są od nas gorsi, np. biedniejsi. Ale to droga donikąd.
Jedna z popularnych analiz pokazuje, że województwa, w których wygrał Andrzej Duda, wytwarzają zaledwie 26,3 proc. PKB
I w ogólności to prawda. Ale w ten sposób możemy dojść do zupełnie błędnych wniosków. Ten tweet i przekaz wzmocnił portal INN:Poland, z jawnie nieprawdziwym tytułem: „Wyborcy Andrzeja Dudy tworzą małe PKB. Najbogatsi poparli Trzaskowskiego”.
To interpretacja nieprawdziwa i szkodliwa.
Po pierwsze, trudno powiedzieć, dlaczego wartość PKB wytwarzanego przez wyborców miałaby świadczyć o "wartości" ich głosów. Wybitni ekonomiści regularnie już przestrzegają przed fetyszyzowaniem Produktu Krajowego Brutto, ale nawet oni byliby zdziwieni, że ktoś używa tego wskaźnika w tak ekstremalny sposób.
Po drugie, nie jesteśmy w stanie sprawdzić, jaką część PKB wytworzyli wyborcy jednego i drugiego kandydata. Głosowanie jest tajne i nigdy nie dowiemy się np. jak głosują najbogatsi Polacy. Prawdą jest, że Andrzej Duda ma największą przewagę w mniej zamożnych regionach. Ale to nieprawda, że Polacy głosujący na Dudę wytwarzają znacznie mniej bogactwa. Maciej Samcik, autor serwisu „Subiektywnie o Finansach” postanowił oszacować, jak wyglądałyby wyniki wyborów, gdyby Polacy głosowali za pomocą portfela. Choć to przede wszystkim zabawa liczbami, bo twardych danych brak, to wynik jest daleki od tego wynikającego z przeliczenia PKB województw według zwycięzców w drugiej turze. Według Samcika takie wybory wygrałby Rafał Trzaskowski z wynikiem 50,8 proc. głosów. Kłóci się to z mitem, że wyborcy PiS to jedynie biedni mieszkańcy wschodniej Polski, a zwolennicy Trzaskowskiego to wyłącznie bogata elita.
Udział tych sześciu województw w PKB jest właściwie stały od 20 lat. W 2000 roku było to 26,7 proc. Gdy wybieraliśmy między Donaldem Tuskiem a Lechem Kaczyńskim – taki sam. Pięć lat później to 26,4 proc., a gdy pierwszy raz wybraliśmy Andrzeja Dudę – 26,3 proc. Polska rozwija się w miarę równomiernie. Najwięcej zyskuje woj. mazowieckie, dlatego reszta województw traci, ale nieznacznie.
Zostawiając już regionalne PKB za sobą, mapka według województw wciąż jest myląca. Zwolennicy Trzaskowskiego mogą na nią spojrzeć i zastanawiać się, dlaczego ich kandydat przegrał, skoro wygrał w większości Polski. Jak mylący jest to podział, można zobaczyć, wyłączając z wyników wyborów stolice województw. Wówczas Trzaskowski bierze osiem województw - traci mazowieckie (poza Warszawą Duda zdobywa w województwie 55,2 proc. głosów) i minimalnie (o 100 głosów) opolskie. Jeśli na Śląsku odliczyć dwa największe miasta – Katowice i Częstochowę – tylko siedem. Jeśli to samo zrobimy w województwie kujawsko-pomorskim z Bydgoszczą i Toruniem – Trzaskowskiemu zostaje sześć województw.
W powyborczej wojnie na mapki niektórzy przeciwstawiali mapę wyborów według województw mapie gmin. Wówczas, pomarańczowy kolor mocno ustępuje niebieskiemu. Wrażenie, że to Duda opanowuje całą Polskę, jest jeszcze mocniejsze niż w przypadku Trzaskowskiego i województw.
Ta mapa również jest myląca. Przede wszystkim dlatego, że w wyborach głosują ludzie, a nie hektary. A rozmieszczenie ludności jest nierównomierne.
Bardzo dobrze tłumaczy to grafika przygotowana przez Szymona Zdziebko na Twitterze:
Po pierwsze mamy tutaj zniekształconą Polskę, aby lepiej oddać liczbę głosów w różnych gminach – im więcej głosujących, tym większy obszar na mapie zajmuje gmina. Po drugie, z prawej strony widzimy lżejszą kolorystykę. Dzięki niej widzimy, że w bardzo dużej części kraju obaj kandydaci byli stosunkowo blisko siebie.
Polacy faktycznie są ostro podzieleni pod względem swoich preferencji politycznych, ale jednocześnie zwolennicy jednego i drugiego kandydata mieszkają koło siebie w całej Polsce.
Dlatego wynikające ze złej interpretacji wyborczych map apele, żeby bojkotować Podkarpacie lub Lubelszczyznę - nie jeździć tam na wakacje, nie kupować tamtejszych produktów - są absurdalne.
Pisarka Maria Nurowska zaproponowała na swoim profilu na Facebooku referendum za rozdzieleniem kraju na wzór Czechosłowacji. Ilustracją jest mapa województw według tego, kto zwyciężył w drugiej turze. Na stronach z petycjami pojawiły się apele o odłączenie Podkarpacia od Polski lub przyłączenie go do Ukrainy razem z Lubelszczyzną.
Etyczność tych wezwań pozostawimy na boku i zwrócimy uwagę, że nawet pod pragmatycznym względem artykułowanie takich pomysłów jest koszmarnie przeciwskuteczne. Trudno wyobrazić sobie, że wyborca Andrzeja Dudy z lubelskiej prowincji zmieni preferencje wyborcze, bo liberalny wyborca z Warszawy czy Wrocławia postanowił obrazić go w Internecie i nie odwiedzić jego okolicy.
Wśród rozpowszechnianych po wyborach map, największym przebojem po wyborach jest rzekoma mapa przemocy domowej i alkoholizmu. Uważny obserwator zwróci uwagę, że każda gmina ma tylko jeden kolor, a przecież alkoholizm i przemoc domowa to dwa odmienne problemy (choć oczywiście często się łączą).
Według rozpowszechniających mapę osób ma ona pokrywać się z poparciem dla PiS. Wniosek ma być oczywisty – alkoholicy i sprawcy przemocy domowej głosują na PiS. I prawdą jest, że mapa ta idealnie pokrywa się z poparciem dla PiS. Bo, jak w czerwcu 2019 zauważył Konkret24, jest to po prostu mapa poparcia dla PiS w wyborach europejskich 2019, z podmienionym opisem.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze