Marek Jurek jest tak przekonany o konieczności ochrony życia od chwili poczęcia, że w "Sygnałach Dnia" nie cofnął się przed mówieniem nieprawdy i powtarzaniem nieistniejących danych statystycznych
Gdyby prawo traktowano serio, mały Wiktor by nie zginął w szpitalu na Madalińskiego. Zabić dziecko można tylko w warunkach tzw. nieodwracalnego uszkodzenia płodu.
"Godzinę krzyczało dziecko, konające na oczach lekarzy w Szpitalu Świętej Rodziny na Madalińskiego. Tam doszło do makabrycznej zbrodni" - pisał Tomasz Terlikowski. Według relacji przeciwników aborcji w szpitalu przeprowadzono nieudaną aborcję, w wyniku której urodziło się żywe dziecko. Lekarze mieli nie udzielić mu pomocy, więc umierało przez godzinę. "Obrońcy życia" mówili, że jego krzyków nie zapomną do końca życia.
Relacja "obrońców życia" okazała się luźno związana z prawdziwym przebiegiem zdarzeń. "Nie mam zastrzeżeń do pracy lekarzy. To dziecko nie mogło zostać uratowane" - stwierdziła krajowa konsultant ds. neonatologii po zbadaniu sprawy.
Płód - poza zespołem Downa - miał niewydolne nerki i wadę serca. Pięcioosobowe konsylium lekarskie, złożone z trzech ginekologów i dwóch neonatologów zgodnie orzekło, że wady rozwojowe są nieodwracalne, więc zgodnie z prawem stanowią podstawę do przerwania ciąży na wniosek ciężarnej.
Również przebieg zabiegu został przez prawicę zrelacjonowany w sposób daleki od prawdy. Pacjentka zgłosiła się do szpitala w 23. tygodniu ciąży z kompletem badań prenatalnych. Po wywołanym farmakologicznie porodzie dziecko urodziło się z oznakami życia - zanikającym biciem serca i próbami oddychania. Zostało umyte, ubrane i odłożone do respiratora. Zmarło po 22 minutach. Nie istniała ani szansa na to, by dziecko przeżyło, ani żaden sposób, by zmniejszyć jego cierpienie.
Lekarze zgodnie mówią też, że urodzone w 23. tygodniu ciąży dziecko nie mogło krzyczeć, ponieważ wyklucza to stan rozwoju płuc na tym etapie rozwoju.
Marek Jurek w "Sygnałach dnia" wypowiedział się o przyczynach aborcji. Jego zdaniem osiem na dziesięć zabiegów legalnego przerwania ciąży spowodowana jest diagnozą trisomii 21, czyli zespołu Downa. Później w programie III Polskiego Radia powtórzył to Mariusz Błaszczak, minister spraw wewnętrznych i administracji.
80 procent dzieci, które się zabija w wyniku tzw. wyjątku eugenicznego to dzieci z zespołem Downa.
Skąd politycy PiS wzięli te dane - nie wiadomo. W corocznym sprawozdaniu Rady Ministrów rozróżnione są trzy przyczyny przeprowadzania legalnych zabiegów przerywania ciąży: z powodu zagrożenia życia lub zdrowia matki, w wyniku badań prenatalnych i w wyniku czynu zabronionego. Liczba rozpoznań trisomii oraz innych uszkodzeń płodu nie jest ujęta w statystykach.
Wiadomo tylko, że 2014 roku - to ostatnie dostępne dane - przeprowadzono w Polsce 971 legalnych zabiegów aborcji. Aż 94 procent z nich to zabiegi będące wynikiem ujawnienia w badaniach prenatalnych przesłanek medycznych do zakończenia ciąży. W 48 przypadkach przyczyną było zagrożenie zdrowia lub życia matki, a w zaledwie dwóch - ciąża będąca wynikiem czynu zabronionego.
Lekarze natomiast nie mają wątpliwości, że zespół Downa jest wskazaniem do przerwania ciąży. "Zespół Downa jest ciężką, nieodwracalną, nie poddającą się leczeniu wadą płodu, wadą genetyczną. Zgodnie z ustawą podlega możliwości zakończenia ciąży. Nie powinno to budzić wątpliwości i nie ma ich nikt na całym świecie" - mówi prof. Krzysztof Sodowski, ordynator oddziału klinicznego położnictwa i ginekologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Komentarze