0:000:00

0:00

Porównania obu zbrodni pojawiły się w mediach jeszcze przed śmiercią prezydenta Pawła Adamowicza. Prezydent Gdańska zmarł mimo wysiłków lekarzy 14 stycznia 2019 po upływie kilkunastu godzin od momentu, w którym zabójca ugodził do nożem.

Pisał o tym m.in. na Facebooku reżyser Andrzej Saramonowicz:

Bogusław Chrabota, redaktor naczelny„Rzeczpospolitej”, pisał: „Większość komentatorów podkreśla, że za atakiem stoi człowiek chory, pewnie psychopata kierujący się urojeniami i chorobliwą nienawiścią. Pewnie tak jest.

Ale przecież czynu Eligiusza Niewiadomskiego, zabójcy prezydenta Narutowicza, mimo ewidentnie psychopatycznego podłoża nie sposób nie zaliczyć do świata polskiej polityki lat dwudziestych XX wieku.

Na tej samej zasadzie gdański nożownik, który mści się na Pawle Adamowiczu za rzekome tortury, których doznał od Platformy Obywatelskiej, jest jego koszmarnym dziedzicem”.

Czy te porównania są uprawnione?

Częściowo. Jednak historia nigdy się nie powtarza — nie są więc takie same.

Zacznijmy od podobieństw:

* ofiarami padli demokratycznie wybrani politycy wysokiej rangi;

* do ataku doszło w miejscu publicznym, podczas wydarzenia z założenia otwartego - Adamowicz został ugodzony nożem na scenie finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, Narutowicz - podczas wystawy obrazów w Zachęcie;

* oba zabójstwa były dziełem pojedynczego zamachowca (w przypadku Adamowicza nie możemy być jeszcze tego pewni, ale wszystko na to wskazuje);

* w obu wypadkach morderstwo zostało poprzedzone falą agresywnej propagandy ze strony prawicy (chociaż zabójcy nie byli formalnie członkami żadnej partii - o ile wiadomo).

Jak było z Narutowiczem

Prezydent Gabriel Narutowicz został zamordowany 16 grudnia 1922 roku, zaledwie kilka dni po wyborze na urząd prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe (połączone izby Sejmu i Senatu).

Urząd prezydenta nie dostał się jednak narodowej prawicy, która wygrała wcześniej wybory parlamentarne, zdobywając nieco mniej niż połowę mandatów. Narutowicz został wybrany głosami lewicy i mniejszości narodowych, co pozwoliło prasie endeckiej rozpętać na niego nagonkę. Oto garść cytatów (więcej w moim artykule w „Gazecie Wyborczej” 14 grudnia 2012 roku).

I tak np. endecka "Gazeta Warszawska" pisała 9 grudnia 1922 roku:

"Na wieść, że prezydentem ma zostać Narutowicz, z piersi młodzieży wyrwał się żywiołowy krzyk: - Nie chcemy takiego prezydenta! Nie znamy go! Precz z Żydami! Okrzyk ten przeleciał przez ulice Warszawy i wkrótce utworzył się wielki pochód, do którego przyłączyła się młodzież stojąca u wrót Sejmu.

Pochód urósł do imponujących rozmiarów, do młodzieży przyłączały się rzesze warszawian z ulicy i tramwajów. Na ulicach rozbrzmiewały gromkie okrzyki, najczęściej: »Precz z Żydami«".

W innej endeckiej gazecie, „Rzeczpospolitej” (nie mylić z wychodzącym od lat 80. XX w. dziennikiem o tej samej nazwie), czołowy publicysta narodowej prawicy Stanisław Stroński pisał:

„Czy pan Gabriel Narutowicz nie ma poczucia niewysłowionej krzywdy, jaką wyrządza narodowi polskiemu, przyjmując wybór dokonany z podeptaniem najsłuszniejszych zasad tego narodu, który walczył z pokolenia na pokolenie, aby sam naprawdę o swych losach rozstrzygać?

Wybór ten, zadziwiająco bezmyślny, wyzywający, jątrzący, wytwarza stan rzeczy, z którym większość polska musi walczyć i na podstawie którego żadną miarą nie stanie do pracy państwowej, bo byłoby to tylko utrwaleniem rozstroju i zagładą podstawowych pojęć, którymi stoją narody”.

Stroński pisał jeszcze, że Narutowicz to "zawada", „zapora”. Atakował:

„Któż to na drogę wiodącą ku większości polskiej, ku odpowiedzialności, ku ludowi, ku uzdrowieniu, rzucił ten kloc nieczuły, nieruchawy, tępy?”

W „Słowie Polskim” pisano, że Polską rządzą Żydzi, a dzień wyboru Narutowicza był „dniem wielkiego triumfu żydostwa”. Kiedy posłowie i senatorowie partii centrum i lewicy zmierzali na posiedzenie, na którym zaplanowano zaprzysiężenie prezydenta, byli atakowani i obrzucani obelgami przez wrogi tłum.

Posłowie PPS musieli schować się w bramie kamienicy niedaleko Sejmu. Na odsiecz wyruszyła im partyjna bojówka robotników z PPS. Doszło do bójki, padły strzały rewolwerowe. Szczęśliwie nikt nie zginął. Sam Narutowicz, który jechał odkrytym powozem, został obrzucony błotem, kawałami lodu i kamieniami.

Obłęd posłannictwa?

Zabójca Narutowicza, malarz i krytyk sztuki Eligiusz Niewiadomski, został błyskawicznie skazany na śmierć (30 grudnia 1922 r.) i rozstrzelany zaledwie miesiąc później (31 stycznia 1923 r.).

W czasie procesu wygłaszał długie przemowy. Oto próbka:

„Ład moralny i niemoc twórczą zaszczepiło socjalizmowi żydostwo. Po okresie socjalizmu utopijnego rozpoczął się, mniej więcej pół wieku temu, inny okres, który socjaliści zwykli nazywać naukowym, a dla którego właściwym terminem jest: okres żydowski. (...) Żydostwo wniosło do niego pewne pierwiastki własne, pierwiastki rasowe, które spowodowały zwyrodnienie wartości moralnej socjalizmu”.

Już wówczas poddawano w wątpliwość stan psychiczny Niewiadomskiego. Psychiatrzy uznali go jednak za poczytalnego.

Według prof. Patryka Pleskota, autora książki o morderstwie (i mordercy), mógł cierpieć na „obłęd posłannictwa”. Pleskot pisał, że „osoba cierpiąca na to schorzenie po prostu ma poczucie misji, które realizuje bez względu na konsekwencje”. Inne wyjaśnienie mówi, że był socjopatą i megalomanem cierpiącym na antysemicką obsesję.

Do Narutowicza nie czuł żadnej osobistej urazy. Chciał zabić marszałka Józefa Piłsudskiego — ale ponieważ nie mógł się do niego zbliżyć, zdecydował się zamordować prezydenta.

Oto zanotowana przez współczesnych scena tuż po zabójstwie (opisana przez prof. Pleskota): „Do siedzącego nieruchomo Niewiadomskiego zbliżył się roztrzęsiony staruszek, rodzony brat Stanisława Witkiewicza i wuj [malarza] Witkacego.

- Jak mogłeś podnieść rękę na pierwszego obywatela Polski! - nachylił się ze wzburzeniem nad mordercą.

- Za pieniądze żydowskie wybranego! - odwarknął Niewiadomski”.

Nie wiadomo, co będzie miał do powiedzenia zabójca prezydenta Adamowicza na procesie.

Atmosfera linczu: wtedy i teraz

Co różni te zabójstwa?

Status społeczny i wykształcenie. Niewiadomski był człowiekiem z elity, chociaż nie z jej pierwszych szeregów. Zabójca Adamowicza jest kryminalistą, utrzymywanym (kiedy nie siedział w więzieniu) przez matkę. Twierdził, że był „torturowany” przez Platformę Obywatelską. Wiadomo, że siedział w więzieniu skazany za napady na banki.

W obu wypadkach mieliśmy do czynienia z mordercami podejrzewanymi o zaburzenia psychiczne. Pytanie, jak dalece ich zbrodnia była rezultatem tych zaburzeń, a w jakim stopniu — atmosfery czasów i nagonki na politycznego przeciwnika. Tego nie wiemy.

W przypadku rozpoznania postawionego zabójcy Adamowicza - podobno schizofrenii paranoidalnej - warto jednak dodać, że jakkolwiek jest ono ciężkie, samo w sobie nie musi być przyczyną aktów agresji.

Dr Magdalena Nowicka, psycholożka wykładająca na Uniwersytecie SWPS, dementuje mit, że osoby ze schizofrenią stanowią szczególne niebezpieczeństwo: "Osoby chorujące na schizofrenię stanowią zwykle mniej niż 1 proc. wśród sprawców przestępstw we współczesnych metropoliach. Znacznie częściej bywają ich ofiarami".

Zwolennicy PiS będą naturalnie mówić, że to akt samotnego szaleńca. Czołowi politycy tej partii natychmiast potępili przemoc, nawet jeśli podkreślali - jak zrobił to prezydent Duda - że się z Adamowiczem nie zgadzali.

Z drugiej strony, część opozycji wobec PiS będzie twierdzić, że mordercę do zbrodni popchnęła propaganda mediów prorządowych wymierzona w PO i w samego Adamowicza.

Nie ulega wątpliwości, że Paweł Adamowicz należał do najbardziej znienawidzonych przez PiS samorządowców. Był wielokrotnie atakowany przez „Wiadomości” TVP oraz przez sprzyjające PiS media.

Po Narutowiczu skruchy nie było

Warto wiedzieć także, czym się zabójstwo Narutowicza skończyło. Było ogromnym wstrząsem dla dużej części opinii publicznej - ale nie dla narodowych demokratów. Prasa prawicowa uznała Niewiadomskiego za wariata i mordercę, ale też pisała, że dał się ponieść emocjom wyrażanym przez większość Polaków. Krótko mówiąc - Narutowicz sam był sobie winien.

W „Gazecie Porannej 2 grosze” anonimowy publicysta pisał:

„Dziś widzą wszyscy, do czego prowadzi lekceważenie historycznych instynktów narodu i zastępowanie ich surogatem taktycznych posunięć i kluczem partyjnym. Tragedia wczorajsza jest groźną oznaką położenia, w jakie nas wpędziły wpływy obce, międzynarodowe, żydowskie, skoro zaczynamy wbrew narodowemu charakterowi i tradycjom wzajemnie się mordować.

Zguba nad nami wisi, jeżeli tych wpływów nie rozpoznamy i nie skupimy się wokół sztandaru narodowego, w którym jedyny ratunek przed anarchią i katastrofą”.

Stroński, jeden z głównych organizatorów nagonki, pisał „ciszej nad tą trumną”. Nie był to wyraz skruchy, ale przyznanie, że zabójstwo prezydenta przynosi polityczne straty.

Prof. Patryk Pleskot pisze, że grób Niewiadomskiego stał się celem pielgrzymek, a w 1923 roku aż trzysta dzieci otrzymało na chrzcie rzadkie imię „Eligiusz”.

Przeczytaj także:

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze