Umywanie rąk i zrzucanie odpowiedzialności na Zbigniewa Ziobrę za przemarsz ONR przez Warszawę to nie tylko nieskuteczna i fałszywa obrona przed krytyką. Hannie Gronkiewicz-Waltz powinno być też wstyd, bo to ona dwa tygodnie temu, podczas obchodów rocznicy wybuchu powstania w Getcie Warszawskim, krytykowała "pobłażanie i obojętność" wobec antysemityzmu
Oczekuję od ministra Zbigniewa Ziobry złożenia do sądu wniosku o delegalizację ONR jako ruchu neofaszystowskiego. Wtedy bez prawa do manifestacji.
Hanna Gronkiewicz-Waltz i jej urzędnicy decyzję o zgodzie na marsz tłumaczą sprawą z września 2015 roku, gdy prezydent Warszawy odmówiła ONR prawa do antyimigranckiej demonstracji.
To jednak żadne wyjaśnienie, bo powodem odmowy ratusza był wówczas nie neofaszystowski charakter organizacji, a kwestie bezpieczeństwa - Gronkiewicz-Waltz wskazała na krzyżowanie się trasy marszu narodowców z innymi zgromadzeniami publicznymi oraz reklamówkę marszu, którą uznała za wzywającą do przemocy.
Jej decyzję uchylił wtedy nie sąd, a wojewoda mazowiecki, Jacek Kozłowski z Platformy Obywatelskiej, który uznał argumentację ratusza za niewystarczającą.
Drugi precedens, na który wskazują obrońcy łagodności Hanny Gronkiewicz-Waltz wobec narodowców, jest historia współorganizowanego przez ONR "Marszu Żołnierzy Wyklętych" w podlaskiej Hajnówce.
Sąd uznał odwołanie organizatorów demonstracji i uchylił decyzję burmistrza, który odmówił rejestracji marszu. Również tam nie chodziło jednak o faszystowskie poglądy ONR-owców. Burmistrz Hajnówki uznał, że marsz może powodować "zagrożenia zdrowia, życia oraz mienia o znacznych rozmiarach".
Marszów ONR próbowano dotąd - nieskutecznie - zakazywać tylko z powodu obaw o bezpieczeństwo.
Tymczasem ONR nie ma prawa demonstrować jako organizacja, której istnienie wyklucza art. 13 Konstytucji RP z 1997 roku:
"zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową,
stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa".
Na ten przepis powinna powołać się Hanna Gronkiewicz-Waltz odmawiając rejestracji marszu ONR dwa lata temu. Wówczas, gdyby sprawa trafiła przed sąd, decyzja dotyczyłaby legalności programu ONR w świetle prawa do demonstracji.
Kwestia dbania o bezpieczeństwo to listek figowy, którym zasłaniać się mogą samorządowcy, bo ta argumentacja najczęściej jest skazana na porażkę. Zgodnie z prawem zapewnienie bezpieczeństwa uczestnikom zgromadzeń jest zadaniem policji, więc do uchylenia zakazu wystarczy deklaracja organizatorów, że zgromadzenie ma charakter pokojowy.
Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz, zrzucając odpowiedzialność za demonstrujących w Warszawie narodowców na PiS i Zbigniewa Ziobrę, powinna przypomnieć sobie, co mówiła niespełna dwa tygodnie temu, 19 kwietnia, podczas obchodów 74. rocznicy wybuchu powstania w warszawskim getcie:
"Nam pozostaje wieczna pamięć o ich powstańczym zrywie. Ale oprócz powinności pamięci jesteśmy zobowiązani moralnie do ostrzegania naszego pokolenia, że budowanie murów, obozów otoczonych drutem kolczastym prowadzi do zbrodni. Rok temu mówiłam o spalonej kukle Żyda.
Zwróciłam uwagę na pobłażanie i obojętność na takie zachowanie. Niektórzy nawet wyrazili święte oburzenie na moje słowa.
Ale scenariusz tej sprawy życie pisało przez cały rok. Po skazaniu sprawcy na bezwzględne więzienie prokurator zawnioskował o złagodzenie kary, chociaż sam mówił wcześniej, że byli to siewcy jednoznacznej konotacji związanej z eksterminacją Żydów poprzez ich spalenie. Sąd II instancji zmniejszył wyrok, ale nie przychylił się do wniosku prokuratora o karę w zawieszeniu".
Hanna Gronkiewicz-Waltz, wydając zgodę na demonstrację ONR, powinna pamiętać, że kukłę Żyda spalono we Wrocławiu właśnie... podczas antyislamskiej demonstracji Obozu Narodowo-Radykalnego. Sprawcy nikt nie przeszkodził, choć ONR później odcięło się od tego zdarzenia.
ONR to organizacja neofaszystowska
Nie ma najmniejszych wątpliwości, że ONR jest co najmniej organizacją "odwołującą się w swoim programie" do faszyzmu, oraz taką, "której program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową".
"Deklaracja ideowa" na stronie internetowej współczesnego ONR to nawiązujące do dawnego programu radykałów wewnętrznie sprzeczne, na kilometr śmierdzące faszyzmem mydliny ("potępiając rasizm biologiczny, postulujemy zachowanie stanu homogeniczności etnicznej, który sprzyja utrzymaniu pokoju społecznego i stabilności państwa"), kompletne idiotyzmy ("odrzucamy każdą formę totalitaryzmu, w tym liberalną demokrację") oraz zwykłe nonsensy ("nie zgadzamy się na bezwarunkowe wyrzeczenie się przez Polskę jej dziedzictwa na Wschodzie, a postawę taką, którą forsują obecnie środowiska lewicowo-liberalne, uważamy za przejaw narodowego zaprzaństwa i zdradę").
Spełnienie przesłanek opisanych w konstytucji wynika przede wszystkim z historii Obozu Narodowo Radykalnego. Obchodząc w Warszawie 83. rocznicę powstania ONR, członkowie tej organizacji bez żadnych cudzysłowów nawiązują do polityki prowadzonej przez tę organizację od jej powstania w 1934 roku, za którą została zresztą zdelegalizowana w II Rzeczypospolitej.
Wściekły antysemityzm był głównym przesłaniem ONR, od którego dzisiejsi działacze w żaden sposób się nie odcięli. ONR organizowało bicie, blokady uczelni i stale domagało się zmniejszenia liczby miejsc dla studentów-Żydów (dla których II Rzeczpospolita wprowadziła "getta ławkowe").
"Oprawcy ciągnęli Żydówki za włosy z drugiego piętra na parter. Wówczas dostałam jakiegoś szoku z niemocy i w swoim indeksie skreśliłam zapis «prawa strona aryjska»" - wspominała działalność ONR na przedwojennych uniwersytetach Irena Sendlerowa.
ONR nie stronił od przemocy i terroryzmu, a antysemicka prawica chciała również odebrania praw zawodowych, politycznych i ograniczenia liczby posłów-Żydów w Sejmie. Celebrowany przez ONR w ostatnią sobotę na ulicach Warszawy okres obejmuje również 1938 rok, gdy ONR wydał deklarację "Likwidujemy Żydów".
W podpisanym przez kierownictwo ruchu dokumencie zaproponowano dalsze rozszerzenie prześladowań etnicznych - chciano m.in. pozbawić obywatelstwa polskiego część, zakazać zmiany nazwisk na mające polskie brzmienie, ograniczyć możliwości pracy w wolnych zawodach, usunąć wykładowców-Żydów ze szkół średnich i wyższych, z urzędów państwowych, instytucji samorządowych i armii. Żydzi mieli również nie mieć prawa być żołnierzami wojska polskiego.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Komentarze