W samochodach, na rowerach, a czasem pieszo, ale z zachowaniem bezpiecznego dystansu - zobacz jak warszawianki i warszawiacy podczas epidemii protestowali przeciwko zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej i kryminalizacji edukacji seksualnej
"Maseczki mamy, ust nie zamykamy" - to jedno z haseł, które pojawiło się dziś, 14 kwietnia 2020, na bezprecedensowym proteście w centrum Warszawy.
Na godzinę, od 12:00 do 13:00, ruch na rondzie Dmowskiego został zablokowany, bo na ulice wyjechało kilkaset osób sprzeciwiających się drakońskim ustawom, które 15 i 16 kwietnia będą procedowane w Sejmie. Chodzi o zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej i kryminalizację edukacji seksualnej (więcej o projektach piszemy niżej).
Wydawało się, że spontaniczny protest zmechanizowany będzie skromny. Pierwszą rundę przejechało osiem oflagowanych w strajkowe hasła i emblematy samochodów. Po 10 minutach ruch stanął. Z każdej przecznicy wyjeżdżały kolejne pojazdy - samochody lub rowery - dołączając do korowodu.
Rozległ się dźwięk klaksonów. To sygnał ostrzegawczy, który protestujący wysłali dziś rządzącym.
Z okien samochodów powiewały flagi strajku kobiet. Część wystawiała też parasolki, symbol "Czarnego Protestu" z 2016 roku, pierwszej masowej mobilizacji Polek i Polaków w obronie praw reprodukcyjnych.
Inni w szyby wkleili hasła: "Piekło kobiet trwa", "Odrzuć projekt Godek" czy "Walczcie z wirusem, nie z kobietami". Były też mocniejsze: "Jarku, a ty ile dzieci z gwałtu urodziłeś?" czy "No pasaran, zwyrole".
Policja była bezradna. Formalnie, ze względu na epidemię, obowiązuje zakaz zgromadzeń. Ale sznur samochodów i rowerzystów przejeżdżających w jednym momencie przez centrum Warszawy, ciężko uznać za nielegalne zgromadzenie.
Z głośnika policja nadawała komunikat wzywający do rozejścia się: "Mamy stan epidemii, prosimy o opuszczenie tego miejsca. Chroń siebie i bliskich". Jednak zamiast wlepiać mandaty, funkcjonariusze starali się rozładować korek.
Kilka upomnień dostały osoby, które z plakatami stały na chodnikach. Po godzinie osoby kierujące pojazdami, które nie stosowały się do poleceń policji, zostały wylegitymowane i wręczono im mandaty. Ale nie za złamanie przepisów dotyczących zakazu zgromadzeń podczas epidemii, ale - jak poinformował OKO.press rzecznik stołecznej policji - za złamanie przepisów ruchu drogowego, m.in. nieuzasadnione używanie klaksonu czy brak świateł.
Protest zmechanizowany to najbardziej spektakularna część ogólnopolskiego strajku, który zaczął się już w weekend 11 kwietnia. Ci, którzy zostali w domach, wywieszają z okien i balkonów plakaty, banery oraz parasolki. W różnych miastach trwają też protesty kolejkowe, w oczekiwaniu do sklepów.
Wszyscy domagają się, by posłowie i posłanki wyrzucili szkodliwe projekty do kosza.
Jak mówiła OKO.press Klementyna Suchanow z Warszawskiego Strajku Kobiet, organizatorki akcji OSK i WSK, będą uważnie przyglądać się temu, co dzieje się w Sejmie. I jeśli posłowie nie odbiorą sygnału ostrzegawczego, to mimo epidemii możliwych jest więcej akcji protestacyjnych. Akcje protestacyjne w różnych miastach można śledzić na wydarzeniu "STOP Barbarzyńcom".
15 i 16 kwietnia posłowie zajmą się obywatelskimi projektami ustaw, które nie wyszły z sejmowej zamrażarki przed wyborami parlamentarnymi. Zgodnie z ustawą o projektach obywatelskich „przechodzą” one do kolejnej kadencji, a nowy Sejm ma 6 miesięcy, by się nimi zająć. Termin na podjęcie prac legislacyjnych mija właśnie na najbliższym posiedzeniu.
Największe emocje wzbudza projekt ustawy zaostrzający prawo antyaborcyjne. Od 1993 w Polsce przerywanie ciąży jest legalne w trzech przypadkach: gdy zagrożone jest zdrowie lub życie kobiety; gdy ciąża jest wynikiem czynu zabronionego lub
„gdy badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu”.
I właśnie tę ostatnią przesłankę chcą usunąć twórcy projektu. W praktyce oznaczałoby to delegalizację aborcji, bo 98 proc. zabiegów w kraju, wykonywanych jest właśnie ze względów embriopatologicznych.
Drugi obywatelski projekt pod mylącą nazwą "Stop pedofilii" wprowadza karę trzech lub pięciu lat więzienia za „propagowanie lub pochwalanie podejmowania przez małoletniego [do 18 lat – red.] obcowania płciowego lub innej czynności seksualnej (…) w związku z wychowywaniem, edukacją, leczeniem małoletnich lub opieką na terenie szkoły”. W praktyce oznacza on zakaz edukacji seksualnej, co w uzasadnieniu wprost wskazują wnioskodawcy. „Odpowiedzialne za »edukację« seksualną środowiska wchodzą do kolejnych placówek oświatowych w Polsce, rozbudzając dzieci seksualnie oraz promując wśród uczniów homoseksualizm, masturbację i inne czynności seksualne” - piszą autorzy.
Przepisy nie mają swojego odpowiednika w żadnym z demokratycznych czy niedemokratycznych państw na świecie, ale konstrukcją przypominają zakaz homoseksualnej propagandy w Rosji. Są one bowiem tak niejasne, że - jak w jednym z wywiadów przyznał sam inicjator projektu Mariusz Dzierżawski z Fundacji „Pro - prawo do życia” - to
prokurator za każdym razem będzie rozstrzygał co propagowaniem jest, a co nim nie jest.
Obydwa projekty idą pod włos opinii publicznej w Polsce. W sondażu IPSOS dla OKO.press z lutego 2019 roku zadaliśmy pytanie: „Czy kobieta ma prawo do aborcji do 12. tygodnia ciąży?”.
Aż 53 proc. respondentów uznało, że tak.
Tylko 35 proc. było na nie.
Za to z badania z października 2019 wynika, że aż 65 proc. Polek i Polaków uważa, że w szkołach publicznych powinny być prowadzone lekcje edukacji seksualnej, podczas których otwarcie mówi się o sprawach seksu, płci, orientacji seksualnej czy antykoncepcji.
Kobiety
Protesty
"Stop pedofilii"
"Zatrzymaj aborcję"
aborcja
czarny protest
edukacja seksualna
koronawirus
Ogólnopolski Strajk Kobiet
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Fotografka streetowa, fotoreporterka. Od 10 lat dokumentuje wydarzenia związane ze środowiskiem feministycznym, LGBT, wolnościowym. Kiedyś członkini redakcji magazynu LGBT+ „Replika“, obecnie stale współpracuje z redakcją OKO.press. Członkini kolektywu Archiwum Protestów Publicznych
Fotografka streetowa, fotoreporterka. Od 10 lat dokumentuje wydarzenia związane ze środowiskiem feministycznym, LGBT, wolnościowym. Kiedyś członkini redakcji magazynu LGBT+ „Replika“, obecnie stale współpracuje z redakcją OKO.press. Członkini kolektywu Archiwum Protestów Publicznych
Komentarze