0:000:00

0:00

Im dłużej trwa pandemia, tym bardziej nas męczy czytanie o niej, słuchanie o niej, chronienie się przed nią, no i przede wszystkim ta ciągła obawa, że wirus prędzej czy później nas dopadnie.

Stąd też coraz powszechniejsze stają się opinie, że oficjalna prawda podawana nam przez naukowców, polityków i media to spisek – Big Pharmy, żeby sprzedać nam szczepionki; Billa Gatesa, żeby nas przy tej okazji zaczipować, i tak dalej, i tym podobne.

Psycholożka i socjolożka Joanna Heidtman wyjaśniała OKO.press, że to całkowicie normalne: „Epidemia sprawiła, że przejrzeliśmy się jak w zwierciadle. Ujawniła się nasza ludzka tendencja do poszukiwania najprostszych wyjaśnień – takich, które nie wymagają przebijania się przez dane i fakty. Poszukujemy wtedy dwóch rzeczy – obniżenia niepokoju i jasnego obrazu sytuacji”.

Przeczytaj także:

OKO.press postanowiło więc sprawdzić najczęstsze mity związane z epidemią koronawirusa. Żeby je wyodrębnić, nie było trzeba wielkiego wysiłku – wystarczyło poczytać, co piszą komentujący pod naszymi raportami o COVID-19.

Mit pierwszy – maseczki nie działają, a w dodatku od ich noszenia można dostać grzybicy.

Aktor Tomasz Karolak zdecydowanie nie miał dobrego dnia. Wyjazd do IKEA „po parę drobiazgów”, czyli wyprawa zajmująca kilka godzin, zakończyła się wyproszeniem go ze sklepu z powodu braku maseczki.

Aktor upierał się, że nakaz noszenia maseczek jest niezgodny z Konstytucją, poza tym „ma ważne testy z krwi”, które udowadniają, że nie jest chory.

Tym, czy „testy z krwi” mogą o tym świadczyć, zajmiemy się w kolejnym odcinku. Kwestia zgodności z Konstytucją również nie jest tematem niniejszego tekstu.

Karolak twierdzi też, że nie może nosić maseczki, bo mu to szkodzi. I to już można zweryfikować. Zresztą aktorowi wytłumaczyli już obserwujący jego profil na Instagramie, że

  • a) mógłby w takiej sytuacji nosić przyłbicę;
  • b) daje zły przykład innym;
  • c) maseczki nosi się bardziej dla bezpieczeństwa innych niż własnego.

Jeszcze kilka miesięcy temu wiedzieliśmy o maseczkach naprawdę niewiele. Badana była skuteczność maseczek chirurgicznych, dzięki którym chirurdzy podczas operacji nie zarażają niczym pacjenta. Jeśli chodzi o zwykłe, szyte w domu, zasłony na usta i nos z materiału, poważne badania na ich temat można było policzyć na palcach jednej ręki.

A jednak prosta wiedza o tym, że transmisję wydychanego wirusa można przerwać w mechaniczny sposób, zasłaniając sobie usta i nos, towarzyszy nam już od dawna.

We Włoszech i Francji w XVII i XIX w. „doktorzy plagi” (dżumy) nosili charakterystyczne maski z dziobem, wypełnionym ziołami. Na zdjęciach z epidemii hiszpanki z początku XX wieku widzimy całe oddziały amerykańskiej policji w maseczkach, zupełnie jak dzisiaj.

Od dawna też w krajach Dalekiego Wschodu osoby przeziębione, albo te, które nie chcą się zarazić, używają maseczek w komunikacji publicznej i w większych skupiskach ludzi.

Odpowiadający za walkę Chin z koronawirusem epidemiolog George Gao mówił w marcu w wywiadzie dla „Science", że wielkim błędem europejskich rządów było to, iż nie rekomendowały ani nie nakazały noszenia maseczek podczas pierwszego uderzenia pandemii.

Tymczasem Światowa Organizacja Zdrowia, bardzo ostrożna, jeśli chodzi o podpieranie swoim autorytetem hipotez, które nie zostały odpowiednio zweryfikowane, bardzo długo nie rekomendowała noszenia maseczek przez osoby, które nie są chore, albo nie opiekują się chorymi.

Z początków epidemii pochodzi też wyśmiewana teraz przez internautów opinia ówczesnego ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, że maseczki nic nie dają. Minister powtarzał po prostu opinię WHO.

Jednak kiedy zmienił stanowisko i w kwietniu zarekomendował nakaz noszenia maseczek, część opinii publicznej odebrała to jako przejaw niekompetencji i chaotycznego zarządzania.

Tymczasem kolejne badania – możliwe dlatego, że miliony ludzi na świecie chodzą dziś w maseczkach – udowadniają, że zasłanianie ust i nosa naprawdę działa.

Dlatego i Światowa Organizacja Zdrowia zmieniła w końcu swoje rekomendacje – przypomina, że te wszystkie badania nie zdążyły być jeszcze powtórzone i zrecenzowane, ale coraz więcej wskazuje na to, że maseczki nosić warto.

Według amerykańskiego „Health Affairs" w 15 stanach Stanów Zjednoczonych i w Dystrykcie Kolumbia w pięć dni po wprowadzeniu nakazu noszenia maseczek przyrost nowych przypadków zwolnił o 0,9 proc., a po trzech tygodniach – o 2 proc.

Z kolei według niemieckiego badania, w którym przeanalizowano, jak wpłynęło na dynamikę epidemii wprowadzenie już 6 kwietnia obowiązku noszenia maseczek w miejscu publicznym w mieście Jena, zmniejszyło to przyrost nowych przypadków SARS-CoV-2 o 40 proc.

Po przeanalizowaniu danych z prawie 200 krajów badacze wykryli też negatywną korelację pomiędzy śmiertelnością z powodu COVID-19 a noszeniem maseczek.

Innymi słowy – tam, gdzie nosi się maseczki, śmiertelność jest mniejsza.

Tam, gdzie się ich nie nosiło, w ciągu tygodnia po pierwszym śmiertelnym przypadku wzrosła o 55 proc. W krajach, gdzie istnieje kultura zakrywania ust i twarzy w przestrzeni publicznej albo szybko to rekomendowano – tylko o 7 proc.

Słynna jest też anegdotyczna historia dwóch fryzjerek z Missouri, które zakaziły się koronawirusem, ale ponieważ w pracy cały czas nosiły maseczki, nie przekazały go żadnemu ze swoich 140 klientów (którzy również zakrywali usta i nos).

Jaka maseczka? FFP2, czy uszyta przez babcię?

Maseczki przede wszystkim chronią osoby zakażone SARS-CoV-2 przed zarażaniem innych ludzi. Z przeprowadzonych dotychczas badań wynika jednak, że działa to i w drugą stronę – to znaczy maseczka blokuje również wirusy wydychane przez osoby ich nie noszące.

Na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o hamowanie transmisji wirusa, są maseczki medyczne oznaczone jako FFP2 i FFP3 (według nomenklatury USA N95 i N98).

Przylegają one ściśle do twarzy i chronią przed nawet najmniejszymi dawkami patogenu. Nie tylko przed przenoszeniem go drogą kropelkową (kiedy ktoś kaszle, kicha i pryska mikroskopijnymi cząsteczkami śliny podczas mówienia).

Także przed tzw. transmisją powietrzną – groźniejszą, bo zawierające wirus aerozole mają średnicę mniejszą niż 5 mikrometrów i długo swobodnie unoszą się w powietrzu. SARS-CoV-2 przenosi się najprawdopodobniej na oba sposoby – uważa tak wiele badaczy, choć WHO tradycyjnie jest jeszcze sceptyczna.

Mimo to nowe rekomendacje WHO w sprawie maseczek zalecają użycie tych typu FFP2 i FFP3 ze względu na ich skuteczność pracownikom medycznym, seniorom, osobom z chorobami współistniejącymi i tym, którzy mają symptomy COVID-19 lub pozytywny wynik testu na koronawirusa.

Wiele krajów dba, aby takie maseczki trafiały przede wszystkim do pracowników medycznych, narażonych na wielkie dawki wirusa, a nie były wykupywane przez „cywilów".

Drugie miejsce na podium zajmują jednorazowe maseczki chirurgiczne, które według badań trzy razy lepiej niż maski z materiału blokują transmisję powietrzną wirusów.

Jeśli chodzi o maseczki z tkanin, to im gęściej są tkane i im więcej mają warstw (w rozsądnej liczbie), tym lepiej. Najlepiej też, żeby to były różne warstwy. Według tego brytyjskiego badania najlepiej sprawdzają się maseczki, które łączą super gęsto tkaną bawełnę z jedwabiem czy flanelą. Filtrują 80 proc. cząsteczek mniejszych niż 0,3 mikrometra i ponad 90 proc. większych.

Badacze z University of Illinois study twierdzą z kolei, że maseczka składająca się z trzech warstw może być równie skuteczna jak chirurgiczna. Najmniej skuteczne są chusty i pojedyncze warstwy bawełny, ale i tak według brytyjskiego badania ci, którzy zabezpieczają się w ten sposób, mają o 54 proc. mniejsze szanse na zarażenie się.

Na pewno swojej roli nie spełniają maski z wentylami, bo przecież wydychane powietrze wydostaje się z nich na zewnątrz bez żadnej przeszkody.

Lepsza maseczka czy przyłbica?

Coraz popularniejszą formą zasłaniania twarzy są dziś przyłbice. W ich przypadku do czasów pandemii w ogóle nie mieliśmy żadnych badań i analizowanie ich skuteczności dopiero się zaczęło. Z tych wstępnych analiz wynika, że przyłbice nie zatrzymują wirusów wydychanych czy wykaszlanych, które swobodnie przedostają się bokami. Za to bardzo dobrze chronią przed zakażeniem tego, kto je nosi, choć zostało to jak na razie sprawdzone w warunkach laboratoryjnych.

Czy maseczki mogą nam zaszkodzić?

Pozostaje kwestia grzybicy płuc i innych niebezpieczeństw związanych maseczkami.

Nie ma żadnego przekonującego dowodu, że jest jakiś związek pomiędzy noszeniem maseczek a tą chorobą.

Ale na Facebooku, takie informacje roznoszą się, nomen omen, jak wirusy (ten pod linkiem został oznaczony przez Fb jako fake news).

„Nie ma dowodów" może znaczyć oczywiście, że nikt ich jeszcze nie znalazł. Ale o wiarygodnych anegdotycznych przesłankach też jak na razie nie słychać.

A ewentualny wzrost zachorowań na grzybicę płuc powinien być już widoczny. Wiele ludzi obawia się również, że tworzą one coś w rodzaju obiegu zamkniętego, powodując, że wdychamy z powrotem wydychany przez nas dwutlenek węgla. Na to także nie ma żadnych dowodów.

Zdaniem specjalistów kłopoty z oddychaniem mogą mieć przy noszeniu maseczek osoby z ciężkimi chronicznymi chorobami płuc. Oczywiście maseczki z tkanin trzeba regularnie prać, przechowywać w zamykanej plastikowej torebce, jeśli się ich nie nosi.

View post on Twitter

Czy to wszystko, co napisano wyżej, jest prawdą?

Nie uwierzy w to wielu z Państwa, którzy nie wierzą w zalety maseczek. Tak jesteśmy skonstruowani. Pomaga to nam złagodzić dysonans poznawczy.

Jest na ten temat świetna książka Carol Tavris i Elliota Aronsona „Błądzą wszyscy, ale nie ja. Dlaczego usprawiedliwiamy głupie poglądy, złe decyzje i szkodliwe działania".

Dlatego autorka tego tekstu lubi naukę, bo tam przyznanie się do błędu i zmiana zdania – tak jak w przypadku zaleceń noszenia maseczek – jest zasadą wpisaną w proces tworzenia wiedzy.

;

Udostępnij:

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze