Jeszcze latem przewidywano, że cena masła jesienią zacznie spadać. I spada, ale nie tak szybko jak chcieli eksperci i jak chcieliby konsumenci. Producentom nie opłaca się obniżać cen, bo klienci płacą nawet za droższe masło. A do tego Chiny zamawiają po obecnych cenach o 30 proc. masła więcej niż rok temu
Gwałtowny wzrost cen masła od wiosny tego roku spowodowany był wieloma czynnikami. Wśród nich jest także zmiana nawyków żywieniowych, która pozwala producentom utrzymywać ceny na wysokim poziomie bez obniżenia wielkości sprzedaży.
Niegdyś masło było uważane za szkodliwe dla serca, dziś następuje nawrót do jak najmniej przetworzonych produktów. Na to wszystko nakłada się rosnąca zamożność Chin i Chińczyków, którzy w tym roku kupią najwięcej masła w historii. Jednocześnie w Europie produkcja masła spadła i nic nie wskazuje, by szybko miała wzrosnąć. Ale po kolei.
Światowe spożycie masła rośnie po latach spadków, szczególnie silnych w ostatniej dekadzie XX w. kiedy udało się zachęcić ludzi do zastępowania masła margaryną, która zawiera mniej niepożądanego cholesterolu. Cholesterol okazał się być nie tak groźny, zaś XXI w. to era przestawiania się społeczeństw krajów rozwiniętych i rozwijających się na diety złożone z jak najmniejszej ilości produktów wysoko przetworzonych, a do takich należy margaryna.
Zgodnie z danymi Departamentu Rolnictwa USA wzrost spożycia masła w ostatnich pięciu latach w Unii Europejskiej wyniósł ponad 6 proc. – w 2015 roku każdy z obywateli Unii zjadł ok. 4,1 kg masła. Podobnie było w USA, gdzie obecnie zjada się ok. 2,6 kg masła.
Ten wzrost można uznać za stabilny, ale zapotrzebowanie w Chinach może poważnie zachwiać rynkiem. Z amerykańskich danych wynika, że Chińczycy sprowadzą w 2017 roku o ok. 40 proc. masła więcej niż w 2016 roku, zaś wg danych MMO (unijnej agendy raportującej sytuację rynku mlecznego) już do września Chiny sprowadziły o 27 proc. więcej masła niż rok temu. Jeszcze kilka lat temu notowano na tamtym rynku spadek zapotrzebowania – wzrost jest więc gwałtowny. Co ważniejsze dla nas, niemal cały import masła do Chin pochodzi z krajów Unii Europejskiej i Nowej Zelandii.
Od wiosny tego roku ceny masła rosną niewspółmiernie do innych produktów mlecznych. Jeśli sery we wrześniu tego roku były średnio droższe o 16,5 proc. w stosunku do września zeszłego roku, masło jest droższe średnio o 53 proc. (chodzi o obszar całej Unii Europejskiej).
Szczyt wzrostu cen masła przypadł na lipiec tego roku, ale nic nie wskazuje na to, by jego cena miała opadać równie dynamicznie. To konsekwencja zachowań konsumenckich (sprzedaż nie spada), zapotrzebowania w Chinach, ale też zmiany zachowań po stronie producentów, na które miały wpływ uwolnienie rynku mleka w Unii Europejskiej czy embargo rosyjskie sprzed trzech lat.
Kiedy w 2014 Rosja zablokowała import żywności z Europy najgłośniej było o polskich jabłkach, ale dla europejskich producentów oznaczało to również zmniejszenie o 24 proc. zapotrzebowania na masło. W efekcie ceny spadły do szokujących poziomów.
Zachwianie rynku produktów rolnych po rosyjskim embargu rok później zostało wzmocnione przez likwidację w UE tzw. kwot mlecznych, czyli kwot maksymalnej produkcji przydzielanych krajom unijnym. Po zniesieniu limitów produkcja wzrosła. Rok temu cena mleka zaliczyła więc kolejne dno - mleko było tańsze od wody mineralnej. To z kolei spowodowało spadek produkcji mleka, redukcję stad. A zatem spadła też produkcja masła.
Tłuszcz mleczny jest najbardziej wartościową częścią mleka. Opłaca się zebrać śmietanę (to maksymalnie 5,5 proc. objętości mleka, zwykle 4-4,5 proc.) i zrobić z niej masło. Nie opłaca się jednak sprzedawać odtłuszczonego mleka, bo Unia Europejska od początku 2015 roku przestała wspierać jego skup. To był dodatkowy czynnik zmniejszający ilość masła na rynku, bo spowodował, że mleczarze postanowili przesiąść się na produkcję serów, które są również dochodowe, ale można je dłużej przechowywać – są więc produktem bardziej stabilnym.
Spadek produkcji mleka i masła zanotowano na całym świecie (w roku 2016 zła pogoda obniżyła produkcję rolną w Australii i Nowej Zelandii), więc z powodu rosnącego zapotrzebowania w Chinach doszło do gwałtownego wzrostu cen na początku tego roku.
Mleczarze nie zdążyli zwiększyć produkcji. Stad nie da się odtworzyć z dnia na dzień. Dane europejskie jednoznacznie wskazują, że tylko w trzech krajach (Polsce, Austrii i Irlandii) w tym roku odnotowano większe pogłowie krów mlecznych zaś w pozostałych krajach Unii są mniejsze średnio o 5 proc. Tak też kształtuje się produkcja masła - jest niższa o ok. 5 proc. mimo rosnącego zapotrzebowania. Bowiem wzrost produkcji mleka w celu zwiększenia produkcji masła, oznaczałby jednocześnie zwiększenie niesprzedanych zasobów w magazynach mleka odtłuszczonego (w proszku). Nic dziwnego zatem, że ceny masła wzbiły się na szczyty.
Mimo wzrostu zapotrzebowania na masło jego produkcja nie będzie wzrastać zbyt szybko. Unia Europejska interwencyjnie wykupiła nadmiary odtłuszczonego mleka, rolnicy nie mają więc powodu, by dokonywać gwałtownych ruchów. Eksperci wskazują, że w 2018 roku produkcja masła utrzyma się na obecnym poziomie. Nie ma więc żadnego czynnika, który skłaniałby do gwałtownej obniżki cen masła.
Wpływ na to ma rynek chiński. W tym roku Chiny kupiły o 30 proc. więcej masła niż w 2016 roku, ale wydały na to o 70 proc. więcej pieniędzy. Długoterminowe kontrakty skłaniają producentów europejskich do eksportu na Daleki Wschód, co utrzymuje niedostatek masła w Europie i jego wysokie ceny.
Ceny masła postanowił zbadać Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Urzędnicy zaznaczają, że sprawa nie jest prowadzona przeciw którejś z firm, ale w sprawie. Żadne dane nie wskazują bowiem, by doszło do zmowy cenowej w sprawie masła, a sieci sklepów raczej zmniejszają swoją marżę, byle nie windować ceny detalicznej (takie dane publikuje "Financial Times" w stosunku do Wielkiej Brytanii).
Jak na razie Polacy nie zmniejszają spożycia masła, mimo rosnących cen. Więc dlaczego miałyby spadać.
Komentarze