0:00
0:00

0:00

Czy dzieci bardziej przejmują się wojną niż dorośli? - pytam Melanię Jasnyj, która od miesiąca chodzi do polskiej szkoły.

"Jak dziecko musi siedzieć w piwnicy, żeby przestrzegać przepisów, to się potem martwi" - tłumaczy Melania. Brat cioteczny, który do niej w Polsce dołączył, wciąż jeszcze na widok samolotu na niebie, potrafi zacząć krzyczeć, że trzeba go zestrzelić, czemu nikt nie strzela, przecież to mogą być Rosjanie.

W Warszawie Melanii się podoba, nie przejęła się nawet jak dostała dwójkę z angielskiego, którego się nie uczyła. Gdyby jeszcze miała w klasie koleżankę z Ukrainy...

"Jeżeli mama wróci do Kijowa, to mogę zostać z Zacharem [18-letni brat], on się mną zaopiekuje. Tylko kota nam jednego przywieźcie" - deklaruje. Cała rozmowa z Melanią - dalej.

Przed Melanią rozmawiamy z jej mamą, Jaryną Jasnij, lektorką języka polskiego i tłumaczką, dyrektorką Centrum Edukacji Polskiej w Kijowie*.

Jest w Warszawie od marca, z dwójką, a teraz trójką dzieci, pracuje zdalnie i w fundacji Szkoła z Klasą.

Jaryna opowiada o wojnie.

Wyjechali całą rodziną, 24 lutego o szóstej rano, gdy tylko usłyszeli, że się zaczęło. Mąż Iwan Jasnij jest znanym dokumentalistą, w czasie wojny o Donbas w 2014 roku filmował m.in. słynną bitwę o lotnisko donieckie, jego filmy oglądali podobno nawet w Pentagonie.

Zabrali dzieci: Zachara (wtedy 17 lat, ale 12 kwietnia skończył 18 lat) i Melanię (12 lat.). Zostawili dom w podkijowskiej wsi-dzielnicy Biłohorodka, na południe od Irpienia i Buczy, tam, gdzie doszło do strasznych zbrodni rosyjskich.

Pojechali w dwa samochody do Tarnopola, do rodziców Jaryny. Po drodze widzieli jak samolot bombarduje, nad szosą latały helikoptery.

Wiadomo było, że Iwan ich zostawi i wróci walczyć

"To znaczy, mąż nie walczy bronią, trzyma w rękach kamerę, ale ma mundur jak żołnierz. Jest na wschodzie, nie mogę powiedzieć, gdzie. Raz na trzy - cztery dni dostaję wiadomość typu OK, żyję - mówi Jaryna. - Kupił kilka kamer go-pro, takich nakładanych na hełm, za własne pieniądze. Jest w tym piekle".

Ale zanim Iwan ruszył na wojnę, zaczął się dramat z Zacharem. Nie chciał wyjeżdżać z Ukrainy, chciał walczyć, jak ojciec. "Był płacz, histeria, uciekł nam we Lwowie. Poprosiłam Iwana, żeby z nim porozmawiał, bez rezultatu. Obiecałam mu więc solennie, że jeżeli 12 kwietnia postanowi, że chce bronić ojczyzny, to nie będę temu przeciwdziałać, zresztą nie będę mieć prawa, bo będzie pełnoletni. Ale wcześniej to ja decyduję".

Chciała być pewna, że zrobiła wszystko, by ochronić Zachara. Wiedziała, że nawet jeśli nie pójdzie na wojnę, jako pełnoletni już nie wyjedzie z Ukrainy.

Potem zaczął się problem z Melanią, dzieckiem straumatyzowanym wojną.

W wiosce pod Tarnopolem słychać było syreny. Nawet jak wyły w nocy, Melania upierała się, żeby biec do piwnicy domu dziadków. Ciemno, brudno, mokro, a Melania nie chce wyjść, boi się. "Postanowiłam, że trzeba jechać dalej, do Warszawy".

Od 3 marca są w Warszawie.

Zachar przyzwyczaił się, zaczął chodzić jako wolny słuchacz na uczelnię, polubił to, wojna odeszła na dalszy plan. "Mój plan matki zadziałał".

Melania decyduje: idziemy do szkoły

Przez jakiś czas Melania (przypomnijmy - 12 lat, już prawie nastolatka), nie chciała nawet słyszeć, żeby w Warszawie pójść do szkoły. Koleżanka psycholożka doradziła Jarynie, żeby nic nie robić na siłę.

Melania uczyła się on line ze swoją ukraińską klasą, ale zaczęła narzekać, że brakuje jej kontaktów. Potrafiła usiąść na ławeczce na Marszałkowskiej, gdzie wynajmują mieszkanie, i zaczepiać obcych ludzi, wciągać ich w rozmowę.

Jaryna: "Niedobrze - pomyślałam. Melania jest silnie związana z ojcem, jak się urodziła Iwan miał 40 lat, wymarzona córeczka, była jego księżniczką, tak ją nazywał. Starszy brat nie może jej dać męskiego oparcia. Płakała, że nikt jej nie lubi".

I nagle, na początku maja postanowiła ("bo Melania jest zawsze zdecydowana"), że pójdzie do szkoły.

A właściwie, pójdą oboje, bo w międzyczasie siostra Jaryny Oksana przywiozła jej ze Lwowa swojego synka, Markijana, który też ma 12 lat. Dzieciak skrajnie zestresowany. We Lwowie wszyscy się jako tako przyzwyczaili do alarmów, ale Markijan nie. Uparł się, żeby spać w łazience, bo najbezpieczniej. Ciągle zbiegał do piwnicy.

Kiedy już w Warszawie zobaczył samolot, zaczął krzyczeć, że trzeba go zestrzelić, czemu nikt nie strzela, przecież to mogą być Rosjanie.

Nie chciał się zgodzić na zamieszkanie z nimi na IX piętrze, bo za daleko do piwnicy.

"Powiedziałam siostrze, która musiała wracać na Ukrainę, żeby go z nami zostawiła. Pójdą razem z Melanią do szkoły, będzie im lepiej we dwójkę".

W rejonowej szkole dostali informator, inne dokumenty - wszystko po ukraińsku. Przyjęli ich oboje po 10 minutach rozmowy. "To było zaraz po waszych świętach konstytucji, na początku maja". Jaryna jest zaskoczona, jak to łatwo poszło.

Markijan został z nimi, objawy powoli mijają.

"Ale wczoraj mi nagle wypalił, że musimy iść szybciej, bo już prawie 20, zaraz zaczyna się godzina, jak to się u was nazywa?

- Policyjna".

Siostra Jaryny wróciła do Lwowa, ale jak Rosjanie zaczęli walić rakietami, znowu jest tutaj, z trzyletnią córeczką. "Muszę odespać" - powiedziała.

Dwója z angielskiego. Melania: nieważne jaka ocenka

Szkoła się postarała. Melania i Markijan dostali plecaki, a w nich piórnik i zeszyty, farby, jakieś wyklejanki. Melania przyszła szczęśliwa, bo przypisali ich do klasy, gdzie jest dwóch chłopców i dziewczynka z Ukrainy, Katarzyna.

"Następnego dnia opowiada uśmiechnięta. Mamo, jaka fajna szkoła, przy takim Ogrodzie [Saskim], mam swoją szafkę, dali mi kluczyk.

A jak z Katarzynką? - pytam.

I Melania zaczyna płakać, nie ma koleżanki, już wróciła do Ukrainy. Ale za to mamy Dymitra i Pawła w klasie - sama się próbuje pocieszyć, bo Melania tak zawsze robi.

Pani dyrektorka mówi, że przygarnęli z 50 uczniów, może tam jest jakaś dziewczynka mniej więcej w wieku Melanii, ale nie jest pewna. Jak przychodzę do sekretariatu, wszyscy zmęczeni, rozumiem, że moje biadolenie, że córka nie ma koleżanki, to nie brzmi poważnie.

Powiedziałam Melanii, żeby poczekała.

Poprosiłam, żeby byli w szkole jako wolni słuchacze, bo zaczynają za późno i muszą skończyć edukację ukraińską on line, pani dyrektor się zgodziła.

Chodzą na niektóre zajęcia. I zdarzyła się przykra rzecz, że Melania dostała dwójkę z angielskiego, nikt jej nie zapytał, czy uczyła się tego języka. Markijan dostał dobry stopień, bo już długo uczy się angielskiego. Melania była w klasie z niemieckim, angielski miała dopiero od września.

Melania i Markijan - dwie inne osobowości. Ona przychodzi zadowolona, dostałam dwójkę, ale nie szkodzi, pani nie krzyczy, nieważne jaka ocenka. Markijan wraca zestresowany testem. Jakby on to przeżył, gdyby dostał dwóję?

Szkoła zafundowała Melanii niepotrzebny stres - stwierdzam.

"Takie jest życie, nie możemy ich ochronić przed wszystkim. Poza tym mają dobrze w szkole. Wychowawczyni poprosiła, żeby opowiedzieli klasie o sobie. Melania mówiła, a Dymitr, który jest od dwóch miesięcy w Polsce i sobie świetnie radzi, był jej tłumaczem. Pytałam, jak się porozumiewa z polskimi dziećmi. Trochę na migi, po angielsku, po ukraińsku, po niemiecku.

Problemem jest strach, że powie coś nie tak, że dzieci się będą śmiały".

Kilka dni temu Melania wraca do domu nie ta sama, szczęśliwe dziecko. Otwierając szafkę usłyszała, że dwie dziewczynki mówią po ukraińsku. Starsze o rok, ale sobie pogadały.

"Dziecko samo sobie załatwiło taki kontakt. Nie mam pretensji do szkoły, ale dobrze byłoby informować, gdzie są inne dzieci z Ukrainy, pomóc im nawiązywać relacje.

Któregoś dnia mówię Melanii, że nie musi iść do szkoły, pójdziemy razem do muzeum. Ale ona postanowiła, że jednak idzie do szkoły. W Kijowie to by się nigdy nie wydarzyło, siedziałaby przy drzwiach, żebym się nie rozmyśliła".

Z Melanią rozmawiamy on line. Chętnie odpowiada, jej mama tłumaczy, gdy nie rozumiem i dodaje coś od siebie.

Czy dzieci bardziej przejmują się wojną niż dorośli?

Melania: Jak dziecko musi siedzieć w piwnicy, żeby przestrzegać przepisów, to się potem martwi. A Markijan bał się grać w piłkę z chłopakami, bo nie zdąży do piwnicy, a musiał słuchać mamy, że wszyscy muszą być w jednej piwnicy. Więc biegł, biegł, żeby zdążyć do piwnicy.

Czy teraz jesteś bardziej uczennicą szkoły polskiej, czy ukraińskiej?

Melania: Polskiej. Mnie się tutaj podoba, dzieci są dobre. Kiedy tylko przyszłam, od razu podchodzili, pytali coś, mówili "cześć". I tak jest ciągle, nie czuję się osobno. Jak Markijan nie przyszedł na sprawdzian, to się pytają, czemu nie przychodzi, interesują się.

Nie wszystko rozumiem, ale jest dobra taka atmosfera w szkole, w klasie. Patrzą, uśmiechają się, jak przyjaciele.

A jak było z tą dwójką z angielskiego?

Kacper rozdawał testy z angielskiego, wszyscy brali. Markijan wziął, bo chciał pokazać, że dobrze zna angielski, dostał piątkę. Ja powiedziałam, że nie chcę, pokręciłam głową, Kacper rozdał innym. Pani powiedziała, że muszę wypełnić.

Próbowałaś pani wytłumaczyć?

Pani coś mówiła, ale nie zrozumiałam. Chciałam powiedzieć, że I don't, I don't, ale musiałam pisać.

Dostałaś jakieś inne oceny?

Na informatyce 5 w pierwszy dzień no i ta dwója z angielskiego. Od września już będzie normalnie.

W szkole w Ukrainie nie było ci lepiej?

Melania: Miałam koleżankę, na przerwach sobie mogłyśmy porozmawiać, i po szkole. A tutaj jestem sama.

Jaryna: Ale jak teraz poznałaś te dziewczynki?

Melania: Z siódmej klasy. Szłam wczoraj przez park i widzę, że są te dziewczynki z Ukrainy, powiedziałam cześć. One też mi powiedziały "cześć". Ale brakuje mi, żeby koleżanka była tak przez cały dzień.

Jaryna: Melania i Markijan bardzo chcieli spróbować jedzenia w stołówce. W ich kijowskiej szkole jest super zdrowe jedzenie, dużo surowych warzyw,

więc dzieci fantazjowały, że może w Polsce dają croissanty, burgery czy po prostu całe zestawy McDonald'sa z frytkami.

Ale jakoś się nie udało zjeść, bo okazywało się, że to nie ta przerwa, albo że trzeba jednak płacić, albo że obiad będzie dopiero po religii, a one nie chodzą na religię.

Melania: Jeżeli porównać z ukraińską szkołą, to tylko gdyby tutaj jeszcze była koleżanka... Jeżeli mama wróci do Kijowa, to mogę zostać z Zacharem, on się mną zaopiekuje. Tylko kota nam jednego przywieźcie.

Jaryna: To dla nas sygnał, że w ukraińskiej szkole nie było dobrze. Jak się wojna skończy, to się zastanowimy, czy Melanii nie przenieść do szkoły prywatnej.

Melania, a czy chodzisz na WF?

Jaryna: Melania nie może wykonywać wielu ćwiczeń. To się nazywa protruzja, dyskopatia kręgosłupa. Takie są traumatyczne skutki uprawiania sportu, bo Melania ćwiczyła skoki na nartach, Zachar był nawet mistrzem Ukrainy.

Melania: We free style'u.

Miałabyś iść po wakacjach do siódmej klasy? Jak sobie poradzisz?

Melania: W lecie nauczę się polskiego, czytać i pisać, będą codziennie zajęcia.

Jaryna: Na platformie Tandu, która współpracuje ze Szkołą z klasą. W ich klasie Dmytro już dobrze mówi po polsku, w dwa miesiące zintegrował się z klasą i nauczył.

A czy opowiadasz dzieciom o wojnie?

Melania: Nie. I tak wszystkie dzieci wiedzą o wojnie, nie jest dobrze opowiadać, bo to są bardzo złe uczucia, a tutaj jest fajnie, spokojnie. I żeby ich nie przestraszyć. Było mi tam strasznie, a tutaj dzieci są wesołe, nie chciałabym, żeby były smutne. Nie potrzebuję opowiadać o strachach.

Jaryna: Zaraz po przyjeździe Melania jeszcze bardzo się bała, co będzie, jak tutaj też będzie wojna, teraz się uspokoiła.

Co z wami będzie dalej?

Jaryna: Mamy swoje marzenia. Jeżeli jutro skończy się wojna, to wracamy do domu, bo mamy gdzie wrócić, mamy dom, o którym marzyliśmy, to jest nasz kraj.

Melania: Warszawa mi się podoba, i szkoła.

Córka ci się spolszyczyła?

Jaryna: No jakoś tak. Nie wiem, jak Iwan na to wszystko zareaguje. On jest bardzo głęboko związany z Ukrainą. Jako dokumentalista miał dużo propozycji pracy we Francji czy w USA, ale to nigdy nie wchodziło w grę.

Jak już będzie pokój, to czeka nas poważna rozmowa, ja łatwiej zapuszczam korzenie. Ukraina też nie będzie taka sama jak przed wojną.

Najważniejsze, żebyśmy znowu byli razem i żeby wojna się skończyła.

*Centrum pomaga kandydatom i kandydatkom z Ukrainy dostawać się na studia w polskich uczelniach i organizuje kursy języka polskiego

;
Na zdjęciu Piotr Pacewicz
Piotr Pacewicz

Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze