0:00
0:00

0:00

Angela Merkel kierowała partią CDU od 2000 do 2018 roku i oddała stery kobiecie, kanclerzem jest od 2005 roku. Także na czele drugiej partii koalicyjnej, SPD, stoi kobieta. Kobieta współprzewodniczy partii Zielonych i partii Die Linke.

Niemcy mają kobietę na czele ministerstwa obrony. Nie oznacza to jednak, że są w czołówce krajów, gdzie kobiety mają wpływ na politykę, gdyż statystycznie nadal kobiet na czołowych miejscach jest niewiele. Stanowią, przykładowo, niewysoki odsetek w parlamentach landów.

Powoli i nielicznie

Kobiety powoli obejmowały kluczowe pozycje w niemieckiej polityce. Podczas pierwszych wyborów, w 1919 roku, w których niemieckie kobiety mogły oddać swój głos (80 proc. z nich skorzystało z tego prawa), kandydowało 300 kobiet, wybrano 37 na 423 posłów.

Do pierwszego powojennego parlamentu Niemiec Zachodnich w 1949 roku weszło 28 kobiet (na 410 deputowanych), stanowiły więc zaledwie 6,8 proc. deputowanych. Pierwszą kobietą na stanowisku ministra była jednak dopiero Elisabeth Schwarzhaupt z CDU w latach 1961-1966, która objęła specjalnie dla niej stworzone ministerstwo zdrowia.

Nie było to jednak wcale oczywiste. Ówczesny kanclerz Konrad Adenauer nie powołał jej dobrowolnie, lecz dopiero pod naciskiem kobiet z CDU, które zablokowały salę posiedzeń rządu. Kilka lat później, w 1972 roku, kobieta - Annemarie Renger z SPD - objęła funkcję przewodniczącej Bundestagu.

Jedną z jej następczyń (1988-1998) była zaangażowana na rzecz pojednania polsko-niemieckiego Rita Suesmuth z CDU. Podczas uroczystej sesji Bundestagu 17 stycznia 2019 roku, podkreślała, co już osiągnięto, ale nawoływała do większego wysiłku, zwracając się do mężczyzn: „Jeśli byście chcieli, moglibyśmy dużo więcej”.

Także obecny przewodniczący Bundestagu Wolfgang Schäuble nawoływał mężczyzn do większego zaangażowania się w wychowanie dzieci i obowiązki domowe, co przyczyni się do realnego równouprawnienia i zwiększenia możliwości kobiet.

Bardzo późno – w 1993 roku – pierwsza kobieta stanęła na czele landu. Premierem została Heide Simonis z SPD, która rządziła w Szlezwiku-Holsztynie aż do 2004 roku. Od tego czasu jednak tylko kilka pań stało na czele rządów landowych.

W Kraju Saary przez lata była to Annegret Kramp-Karrenbauer (na zdjęciu obok Angeli Merkel), obecna szefowa CDU, wysuwana jako potencjalna następczyni Merkel na stanowisku kanclerza. Angela Merkel została kanclerzem w 2005 roku i chce dokończyć swoją obecną kadencję (wybory odbędą się w 2021 roku). Kobieta nigdy jeszcze nie była prezydentem federalnym.

Kobiety rządzą

Wraz z AKK, jak nazywa się nową przewodniczącą chadecji, Merkel jest jedną z wielu czołowych polityczek, które kształtują obecnie obraz sceny politycznej w Niemczech. Ursula von der Leyen z CDU, od 2013 roku jest pierwszą kobietą piastującą stanowisko ministra obrony. Matka siedmiorga dzieci była wcześniej odpowiedzialna za ministerstwa rodziny oraz pracy.

W obecnym rządzie jest, poza panią kanclerz, 6 kobiet (i 9 mężczyzn). Od 2018 na czele socjaldemokracji stoi Andrea Nahles. Została pierwszą przewodniczącą tej najstarszej niemieckiej partii po 153 latach od jej utworzenia.

Pozostałe partie już wcześniej kierowane były przez kobiety, zwłaszcza Zieloni i Die Linke, w których jest dwóch przewodniczących, w tym kobieta.

Na tych czołowych stanowiskach partyjnych liczba kobiet prezentuje się więc dobrze. Ale symptomatyczne jest, że podczas dyskusji przed wyborem następcy Angeli Merkel na stanowisku przewodniczącego CDU padały pytania, czy dobrze, aby po kobiecie funkcję tę objęła kolejna kobieta.

Bundestag robi krok w tył

Inaczej jest w Bundestagu, gdzie odsetek kobiet sięgał w poprzedniej kadencji 37 proc. W obecnej kadencji ten odsetek jest jeszcze mniejszy - posłanki stanowią niecałe 31 proc. deputowanych. W 6-osobowym kierownictwie Bundestagu (przewodniczący i jego pięciu zastępców) są tylko dwie kobiety - Petra Pau z partii Die Linke, najdłuższa stażem na tym stanowisku, oraz Claudia Roth z Zielonych.

Najwięcej kobiet statystycznie zasiada w ławach partii Zieloni (58 proc.). Na kolejnych miejscach są posłanki z Die Linke (54 proc.) oraz SPD (42 proc.). Najsłabiej wypada antyimigrancka prawicowa AfD – 11 proc. kobiet.

Tabela: Liczby kobiet i mężczyzn w Bundestagu z podziałem na frakcje

Źródło: Bundestag 2019

Angela Merkel zauważa wprawdzie, że „Nikt nie wyśmiewa już dziś z małej dziewczynki, gdy mówi, że chce być ministrem czy kanclerzem”, ale jednocześnie zwraca uwagę, że do równouprawnienia jeszcze daleko.

Nadal zdecydowana większość burmistrzów miast to mężczyźni, a w niektórych parlamentach landowych kobiety nie stanowią nawet jednej czwartej członków. W Badenii-Wirtembergii to 24,5 proc., w Meklemburgii Pomorzu Przednim 25,3 proc.

Mniej niż jedna trzecia kobiet zasiada w parlamentach: Dolnej Saksonii, Saksonii Anhalcie, Bawarii, Nadrenii-Północnej Westfalii, Szlezwiku-Holsztynie i Saksonii. Prymusem jest Turyngia (40,6 proc.).

Nie tylko liczby są jednak problemem. Posłanki skarżą się, że podczas ich wystąpień hałas na sali jest większy, a zainteresowanie tym, co mówią, mniejsze, niż podczas wypowiedzi ich kolegów.

Winny system wyborczy?

Brak kobiet w ławach parlamentarnych nie wynika ze słabszej frekwencji wyborczej wśród kobiet. W 1953 roku do urn poszło 85 proc. z nich (i 88 proc. mężczyzn). Od tego momentu frekwencja spadała w odniesieniu do obu płci.

W 2017 roku głosowało 77 proc. kobiet i mężczyzn. Analizy ekspertów wykazują, że odpowiedzialny za taki układ płci w parlamencie jest niemiecki system wyborczy. Każdy obywatel ma podczas wyboru do Bundestagu dwa głosy. Pierwszy oddaje na konkretną osobę - kandydata w jednomandatowym okręgu, a drugi na listę partyjną, na której kandydaci są ułożeni w kolejności ustalonej przez tę partię i w tej kolejności wchodzą do parlamentu (inaczej niż w Polsce, gdzie wyborca wskazuje na kandydata z listy).

W Bundestagu poprzedniej kadencji - jak wspomniałam wyżej - odsetek kobiet wynosił 37 proc., a mężczyzn 63 proc. Mandat bezpośredni uzyskało 79 proc. mężczyzn, a z list wybranych zostało 50 proc. Oznacza to, że ich nadreprezentacja w Bundestagu wywodzi się z faktu ich wyboru w głosowaniu na mandaty bezpośrednie, a nie te z list partyjnych.

Tu zaś odpowiedzialne są partie, które to mężczyzn nominują na kandydatów w wyborach bezpośrednich. Obecnie efekt ten jest silniejszy, ponieważ w Bundestagu zasiada rekordowa liczba posłów. Niemiecki system wyborczy dopuszcza bowiem zwiększenie liczby posłów, jeśli wybrani oni zostaną właśnie przez „mandat bezpośredni”.

Każdy, kto taki mandat otrzyma, wchodzi do parlamentu, nawet jeśli taka liczba posłów przewyższa proporcjonalnie odsetek głosów (wynikających z nich mandatów) uzyskanych w głosowaniu na partie.

Ponieważ liczba mężczyzn w wyborach bezpośrednich jest wyższa niż kobiet, zwiększył się też ich procent w całym Bundestagu. Dodatkowo także wzrósł - w porównaniu z 2013 rokiem - odsetek posłów z CDU, CSU i SPD wybranych właśnie bezpośrednio, a w parlamencie pojawiły się ugrupowania, których w kadencji 2013-2017 nie było: liberałowie z FDP i nacjonaliści z AfD. Wprawdzie ich posłowie wybrani zostali w głównej mierze z list partyjnych, ale na tych listach z kolei przeważali mężczyźni.

Pomysły na zmianę

Zwiększenie liczby kobiet w Bundestagu wymaga dwojakiego rodzaju reform. Z jednej strony pomogłoby zastosowanie obowiązkowego suwaka na listach wyborczych, czyli zasady, że na przemian występują na nich kobiety i mężczyźni.

To zapobiegłoby efektowi występującemu obecnie we frakcji FDP i AfD. Nie rozwiązałoby jednak problemu nadrepezentacji mężczyzn – kandydatów na mandaty bezpośrednie. W tym przypadku równiejszego podziału musiałyby pilnować same partie, jednak na decyzję o kandydacie w danym okręgu wpływ ma też partia właśnie na tym lokalnym poziomie, co wyklucza głęboką refleksję o równym podziale ze względu na płeć w skali całej federacji.

Wiceprzewodniczący Bundestagu Thomas Oppermann (SPD), wystąpił z propozycją gruntownej zmiany systemu wyborczego. Postuluje redukcję liczby posłów oraz reformę samego głosowania. Polityk proponuje zmniejszenie liczby okręgów wyborczych z obecnych 299 do 120, a jednocześnie wystawienie w każdym z nich przez każdą partię dwójki kandydatów – kobiety i mężczyzny. Zamiast obecnego podwójnego głosu, wyborca miałby głos potrójny, oddawałby go na: listę partyjną, kobietę i mężczyznę.

Pomysł zbiera różne komentarze. Eksperci zwracają uwagę, że jego realizacja wymagałaby zmian w konstytucji, czyli poparcia ze strony 2/3 posłów Bundestagu, co nie jest dziś możliwe. Powątpiewa się, czy w obu największych partiach, CDU i SPD, taka reforma spotkałaby się z poparciem. Partie powinny natomiast motywować więcej kobiet do zaangażowania się w politykę i umożliwiać im przejmowanie kierowniczych ról na różnych szczeblach partii.

W gospodarce nie lepiej

Niewielka liczba kobiet na kluczowych stanowiskach w polityce nie odbiega od ogólnej niemieckiej normy. W 2017 roku jedynie 29 proc. stanowisk kierowniczych (zarządy i inne kierownicze stanowiska w handlu, produkcji i usługach) w Niemczech obsadzonych było przez kobiety, a odsetek ten w kolejnych trzech latach się nie zmieniał.

Plasuje to Niemcy w dolnej jednej trzeciej krajów UE. Na Łotwie odsetek ten wynosił wówczas 46 proc., w Polsce i Słowenii – 42 proc. Najgorzej wpadał Luksemburg z 19 proc., przy średniej dla całej UE 34 proc. Także w radach nadzorczych odsetek niemieckich kobiet jest niski (17 proc.). Analizy wskazują, że sytuacja w landach wschodnich w Niemczech jest lepsza niż zachodnich.

W Polsce lepiej, ale nie wszędzie

Dane dotyczące biznesu i reprezentacji w nim kobiet wskazują, że Polska wyprzedza pod tym względem Niemcy. Kobiety stanowią 34 proc. ogółu wyższej kadry zarządzającej w polskich dużych i średnich przedsiębiorstwach, kiedy w Niemczech – 23 proc. Gorzej jest jednak w polityce.

W polskim Sejmie w wyniku wyborów w 2015 roku kobiety stanowiły 27 proc. posłów, co daje najwyższy odsetek po 1989 roku. W Senacie jest ich zaledwie 13 proc., co jest efektem jednomandatowych okręgów wyborczych (w 57 na 100 okręgów nie została wystawiona żadna kandydatka) i stawia Polskę i Niemcy przed podobnym wyzwaniem, związanym z obsadzaniem kandydatów w takich okręgach.

W latach 1989-1991 w niższych izbach parlamentów krajów wyszehradzkich i bałtyckich udział kobiet nie przekraczał 12 proc. Na Łotwie współczynnik ten wynosił zaledwie 5,5 proc., w Estonii − 6 proc., na Węgrzech − 7 proc., na Litwie − 8 proc.

Niewiele więcej kobiet zasiadało w niższych izbach parlamentów Czech, Polski i Słowacji - odpowiednio 9,5 proc., 10 proc. i 12 proc. Do 2014 roku liczby te bardzo się zmieniły. W niektórych krajach pozostały niskie np. na Węgrzech w niższej izbie parlamentu zasiadało w 2014 roku zaledwie 10 proc. kobiet.

W reszcie krajów regionu udział kobiet wzrósł do tego czasu co najmniej do 19 proc. (Estonia, Słowacja, Czechy), w niektórych osiągając nawet 24 proc. (Polska i Litwa) i 25 proc. (Łotwa).

Zmiana w Polsce jest skutkiem m.in. tego, że w 2011 roku parlament spełnił postulat Kongresu Kobiet i uchwalił 35 proc. kwotę płci na listach wyborczych. Mechanizm kwotowy oznacza, że listy wyborcze we wszystkich wyborach powszechnych, w których obowiązuje ordynacja proporcjonalna (wymagająca list kandydatów), muszą składać się w 35 proc. z osób płci niedoreprezentowanej (zwykle kobiet). Inaczej nie zostaną one zarejestrowane przez Państwową Komisję Wyborczą. Nadal jednak mniej kobiet niż mężczyzn chodzi na wybory.

W polskiej historii po 1989 roku trzy kobiety pełniły funkcję premiera, w tym, już w latach 1992-1993 Hanna Suchocka. Obecnie w rządzie zasiada sześć kobiet i 17 mężczyzn.

Tekst jest częścią cyklu #NiemcyWzblizeniu realizowanego przez Instytut Spraw Publicznych www.isp.org.pl i Fundację Konrada Adenauera w Polsce www.kas.pl

;
Na zdjęciu Agnieszka Łada-Konefał
Agnieszka Łada-Konefał

Doktor politologii, niemcoznawczyni. Wicedyrektor Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w Darmstadt. Ukończyła politologię na UW, podyplomowe studia w zakresie psychologii organizacji w Dortmundzie oraz Executive Master of Public Administration na Hertie School of Governance w Berlinie. Była przewodnicząca Rady Dyrektorów Policy Associations for an Open Society (PASOS). Członkini Grupy Kopernika, Rady Polsko-Niemieckiej Współpracy Młodzieży oraz Rady Nadzorczej Fundacji Krzyżowa dla Porozumienia Europejskiego. Autorka licznych publikacji z zakresu problematyki europejskiej i stosunków polsko-niemieckich.

Komentarze