0:000:00

0:00

Prawa autorskie: GloryandArmor.comGloryandArmor.com

W Konwencji Rady Europy w sprawie zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, bo taką oficjalną nazwę nosi konwencja antyprzemocowa, w żadnym miejscu nie jest stwierdzone, że źródłem przemocy „z definicji” jest mężczyzna lub rodzina.

Konwencja wskazuje natomiast, „że przemoc wobec kobiet jest wyrazem historycznie nierównych relacji władzy między kobietami a mężczyznami”. To nie mężczyzna ani rodzina są z definicji źródłami przemocy, tylko nierównowaga relacji władzy. Tę nierównowagę doskonale widać w danych.

Według policyjnych statystyk w 2015 roku ogólna liczba ofiar przemocy w rodzinie wyniosła ponad 97 tys. W tej liczbie 69 tys. to kobiety, mężczyźni niecałe 11 tys., a ponad 17 tys. ofiar przemocy domowej to małoletni. Kobiety stanowiły więc 71 proc. ofiar.

Jeśli spojrzymy na statystyki dotyczące sprawców, to proporcje są dokładnie odwrotne. Ogólna liczba podejrzanych o przemoc wyniosła 76 tys. - w tym 70484 mężczyzn i 5244 kobiet.

Mężczyźni stanowili aż 92 proc. sprawców przemocy domowej.

Myli się Lidia Sankowska-Grabczuk, twierdząc, że w konwencji antyprzemocowej mowa jest o tym, że mężczyźni „z definicji” są sprawcami przemocy, ale doskonale widać, że ogromna większość sprawców to właśnie mężczyźni, a większość ofiar to kobiety.

Przeczytaj także:

Mało tego, według raportu policji z 2009 roku pośród 469 zabójstw, których motyw został ustalony, do 221 doszło na tle nieporozumienia rodzinnego (ogólna liczba wszczętych postępowań o zabójstwo wyniosła 729). Był to najczęstszy ustalony przez policją motyw zbrodni. Od 2009 liczba zabójstw zmalała do nieco ponad 500, jednak nie ma powodu by sądzić, że motywy zasadniczo się zmieniły. I znowu – konwencja nie mówi, że „z definicji” to rodzina jest źródłem przemocy, ale widać wyraźną korelację między rodziną a zabójstwami. Nie oznacza to, że rodzina generuje zabójstwa, oznacza to, że często jest miejscem, gdzie zabójstw się dokonuje.

Lidia Sankowska-Grabczuk upierała się również, że „takie zapisy” - czyli zapisy, których tak naprawdę nie ma – są związane z definicją płci społeczno-kulturowej, która jest zapisana w wielu paragrafach konwencji. I znowu pudło. „Płeć społeczno-kulturowe”, „płeć kulturowa”, ani „gender” nie pojawiają się wprost ani razu w treści konwencji.

Pojawia się natomiast definicja płci jako „oznacza społecznie skonstruowane role, zachowania, działania i cechy, które dane społeczeństwo uznaje za właściwe dla kobiet i mężczyzn”.

Należy podkreślić, że samo występowanie słowa "gender" lub "płeć społeczno kulturowa" nie byłoby niczym złym. Manipulacja, której dopuściła się Lidia Sankowska-Grabczuk polega na straszeniu dżenderem jako czymś z gruntu nieodpowiednim, podejrzanym. Tymczasem jest to neutralny termin socjologiczny, obecny również w Słowniku języka polskiego PWN. To właśnie przez ze „społecznie skonstruowanych ról”, o których możemy przeczytać w konwencji, wynika, że to kobiety w Polsce noszą sukienki, a nie mężczyźni.

Udostępnij:

Kamil Fejfer

Analityk nierówności społecznych i rynku pracy związany z Fundacją Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, prekariusz, autor poczytnego magazynu na portalu Facebook, który jest adresowany do tych, którym nie wyszło, czyli prawie do wszystkich. W OKO.press pisze o polityce społecznej i pracy.

Komentarze