0:00
0:00

0:00

Od tygodni Biały Dom publicznie ostrzega Ukraińców oraz europejskich sojuszników przed rosyjską agresją i możliwymi prowokacjami. Amerykanie informowali między innymi o planowanej przez Rosjan akcji prowokacyjnej wobec rosyjskiej mniejszości na Ukrainie, która mogłaby posłużyć za pretekst do inwazji. A kiedy ściśle współpracujący z Amerykanami Brytyjczycy oświadczyli, że celem Rosjan jest siłowa zmiana władzy na Ukrainie, wywiad amerykański informacje Brytyjczyków potwierdził.

Zastępczyni sekretarza stanu Wendy Sherman przyznała, że co prawda nie wie, czy Putin podjął decyzję o ataku, ale „wszystko wskazuje na to, że użyje siły militarnej pomiędzy dniem dzisiejszym a połową lutego”. Nawet sam prezydent USA Joe Biden, podczas rekordowo długiej konferencji prasowej przyznał w pewnym momencie, że jego zdaniem Putin „wejdzie” do Ukrainy, bo „musi coś zrobić”. W ostatniej rozmowie z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełeńskim amerykański prezydent miał powiedzieć – tak twierdziła część mediów powołując się na źródła po stronie ukraińskiej – że inwazja jest „praktycznie pewna”. Administracja w Waszyngtonie te wiadomości zdementowała. Według oficjalnego komunikatu prezydent oświadczył, że istnieje „wyraźna możliwość” ataku.

W międzyczasie Biden postawił w stan gotowości 8,5 tysiąca amerykańskich żołnierzy i zapowiedział zdecydowaną reakcję na ewentualną agresję Rosji.

Nord Stream 2 na celowniku

Waszyngton co prawda wykluczył wysłanie swoich oddziałów do walki. W grę wchodzi jednak między innymi:

  • intensyfikacja wsparcia militarnego dla Ukrainy,
  • zwiększenie liczby żołnierzy w krajach wschodniej flanki NATO,
  • sankcje ekonomiczne na konkretne rosyjskie instytucje finansowe,
  • zakaz sprzedaży niektórych technologii do Rosji,
  • a nawet sankcje na samego Putina i… ujawnienie jego majątku.

Wszystkie te groźby zawiera „Ustawa o obronie suwerenności Ukrainy” [ang. Defending Ukraine Sovereignty Act] przygotowana przez Demokratów w Senacie.

Ustawa określa też rurociąg Nord Stream 2 jako „narzędzie szkodliwego wpływu Federacji Rosyjskiej”. Stwierdza, że Stany Zjednoczone powinny rozważyć wszelkie środki zapobiegające jego uruchomieniu i zachęca prezydenta do przywrócenia sankcji na firmy zaangażowane w ten projekt.

Rzecznik Departamentu Stanu informował, że w razie inwazji „Nord Stream 2 nie ruszy”. Dzień później również minister spraw zagranicznych Niemiec powiedziała, że „w przypadku nowego aktu agresji [Rosji na Ukrainę; przyp. Ł.P.] mamy do dyspozycji szeroki wachlarz reakcji, nie wyłączając Nord Stream 2”.

Gaz spoza Rosji?

W poniedziałek 31 stycznia 2022 w Waszyngtonie dojdzie do spotkania Bidena z emirem Kataru. Jednym z tematów rozmów ma być dostarczenie gazu do Europy na wypadek przykręcenia kurka przez Rosję. Wszystko po to, by tym bardziej zachęcić państwa europejskie – przede wszystkim Niemcy – do zajęcia twardego stanowiska wobec działań Kremla. 7 lutego do Waszyngtonu wybiera się niemiecki kanclerz Olaf Scholz.

Niezależnie od tego, jak ocenimy działania Bidena, na trzy elementy warto zwrócić uwagę.

  1. Waszyngton poświęca temu kryzysowi wiele czasu i uwagi.
  2. Robi wiele dla zachowania jedności członków NATO, czy szeroko rozumianej społeczności Zachodu. Chociaż Amerykanie prowadzą bezpośrednie rozmowy z Rosją, jednocześnie regularnie konsultują się z partnerami europejskimi.
  3. Wartość ich wsparcia militarnego dla Ukrainy zdecydowanie przekracza to, co do tej pory zaoferowały państwa europejskie.

Naprawdę nietrudno wyobrazić sobie amerykańskiego prezydenta, który w podobnej sytuacji zachowałby się zupełnie inaczej.

O co chodziło z "pomniejszym atakiem"?

W amerykańskich i europejskich mediach nie brakuje komentarzy chwalących dotychczasowe kroki ekipy Bidena i przewidujących, że agresja Putina przyniesie skutki odwrotne od zamierzonych. Przywróci bowiem znaczenie NATO, doprowadzi do zwiększenia liczby żołnierzy Sojuszu na flance wschodniej, zachęci do członkostwa Szwecję i Finlandię, a inne państwa europejskie skłoni do zwiększenia potencjału obronnego. Podważy też przekonanie o stabilności relacji gospodarczych z Rosją.

Ale jednocześnie Biały Dom zalewa fala krytyki z różnych stron politycznego spektrum. Niekiedy zarzuty są słuszne – jak wówczas, gdy krytykuje się fragment wspomnianej już konferencji prasowej. Biden zasugerował wtedy, że „pomniejszy atak” [ang. minor incursion] ze strony Rosji wywoła odpowiednio słabszą reakcję Zachodu, bo część państw NATO nie będzie skłonna do surowego karania Putina.

Są w przestrzeni publicznej interpretacje, że było to celowe zagranie. Miało stworzyć Putinowi drogę wyjścia z trudnej sytuacji. Piotr Łukasiewicz, były ambasador RP w Afganistanie i analityk Polityki Insight, tak mówił w rozmowie z „Krytyką Polityczną”:

„Mam wrażenie, jakby Biden wypuszczał piłkę Putinowi, czego nie mógł zrobić w indywidualnej, utajnionej rozmowie, bo Rosjanie by to natychmiast wykorzystali. Zasugerował zatem Putinowi publicznie: wiemy, że chcesz zaatakować, wiemy, że znalazłeś się w sytuacji trudnej z własnej głupoty (…). Jeśli więc zrobisz coś niewielkiego, cokolwiek by to było – bo coś musisz, by zachować twarz autorytarnego cara – to może się to jakoś uda… rozminować”.

Nie przekonuje mnie to wytłumaczenie. Przede wszystkim dlatego, że współpracownicy prezydenta niemal natychmiast zaczęli tłumaczyć się z jego słów. Wycofał się z nich także sam Biden, zapewniając, że każda inwazja spotka się z ostrą reakcją. Poza tym prezydent globalnego mocarstwa nigdy nie wypada dobrze, kiedy publicznie wchodzi w rolę analityka i zamiast po prostu powiedzieć, co zamierza osiągnąć, zaczyna publicznie rozważać swoje ograniczenia.

Biden za bardzo czy za mało pro-ukraiński?

Krytyczna ocena fragmentu konferencji to jednak nic w porównaniu z tym, co spotyka Bidena w mediach skrajnie prawicowych i lewicowych.

Tucker Carlson, największa gwiazda najpopularniejszej w USA stacji „informacyjnej” Fox News, nie zostawia na prezydencie suchej nitki. Przymiotnik "informacyjnej" celowo zapisałem w cudzysłowie, bo analizy Carlsona są jakby żywcem wyjęte z przekazów propagandowych Kremla.

W opinii prezentera Ukraina to odległy, nieznany Amerykanom, niemający żadnego znaczenia strategicznego i skorumpowany kraj. Obawy Rosji są natomiast jak najbardziej uzasadnione. W jednym z programów pytał, dlaczego stawanie po stronie Rosji w tym konflikcie ma być złe, a po stronie Ukrainy słuszne. W innym krytykował prezydenta za to, że chce bronić granic Ukrainy, a jednocześnie otwiera amerykańskie granice dla imigrantów. Skoro imigracja i różnorodność są dobre, to dlaczego nie wpuścimy na Ukrainę czekających na granicy imigrantów z Rosji – zastanawiał się na antenie.

Jednocześnie przekonywał, że do konfliktu popychają Stany Zjednoczone wielkie amerykańskie korporacje liczące na zysk. A jedynym, który potrafił postawić interes Ameryki ponad absurdalne zobowiązania międzynarodowe, był Donald Trump.

To zabawne o tyle, że najwyżsi urzędnicy administracji Trumpa również krytykują Bidena. Zarzucają jednak prezydentowi, że nie wspiera Kijowa dostatecznie mocno i nie dość twardo stawia się Putinowi.

Mike Pompeo, były sekretarz stanu, a obecnie komentator Fox News, mówił, że „Ameryka nie może przewodzić z tylnego siedzenia” i że „powinniśmy wysyłać broń i sprzęt na Ukrainę każdego dnia”. Nikki Haley, ambasadorka przy ONZ z czasów Trumpa, również zarzucała Bidenowi słabość, która rzekomo ośmieliła Putina.

Radykalna amerykańska lewica jak Fox News?

Paradoksalnie, do izolacjonistycznej narracji Carlsona znacznie bliżej jest dziś radykalnej lewicy. Na przykład w magazynie „Jacobin” znajdziemy teksty mówiące, że „CIA hoduje na Ukrainie nazistowskich terrorystów”, Ukraina to państwo „zainfekowane nazizmem”, a konflikt można by łatwo rozwiązać „po prostu zgadzając się na formułowane od dawna żądania Rosji, aby wyznaczyć twarde granice ekspansji NATO na wschód”.

„Ekspansja” to w tym kontekście bardzo ważne słowo, sugeruje bowiem, że Sojusz dokonywał podboju państw Europy Środkowej i Wschodniej.

O wieloletnich staraniach zamieszkujących te państwa narodów o przyjęcie do NATO nie znajdziemy w tych tekstach ani słowa.

Podobnie jest zresztą w przypadku analiz różnej maści „realistów”, wyśmiewających liberalne ideały budowania międzynarodowej wspólnoty demokracji. We wszystkich tych analizach Europa Środkowa jest po prostu obszarem, na którym ścierają się interesy dwóch mocarstw, a NATO poprzez swoją „ekspansję” naruszyło interesy rosyjskie. Wola narodów środkowoeuropejskich, ich obawy i krwawe doświadczenia w relacjach z Rosją są po prostu pomijane. Niestety, podobna perspektywa przenika także do centrowych mediów, a pytania o to, czy przyjęcie państw naszego regionu do NATO nie było błędem, pojawiają się regularnie.

Niezależnie więc od tego, jak oceniamy dotychczasowe działania administracji Bidena, warto wziąć pod uwagę kontekst, w jakim operuje. Wśród Amerykanów wyraźnie maleje apetyt na odgrywanie roli globalnego policjanta, obrońcy Zachodu czy strażnika wartości liberalno-demokratycznych. Dlatego groźba wojny na Ukrainie powinna być dzwonkiem alarmowym przede wszystkim dla Europejczyków. Mam wrażenie, że ludzie Bidena bardzo starają się nam to uświadomić.

;
Łukasz Pawlowski

Publicysta, doktor socjologii, doradca polityczny. Wspólnie z Piotrem Tarczyńskim prowadzi „Podkast amerykański” [https://www.facebook.com/podkastamerykanski]. Autor książki „Druga fala prywatyzacji. Niezamierzone skutki rządów PiS” [2020]. Dawniej sekretarz redakcji tygodnika „Kultura Liberalna”.

Komentarze