0:00
0:00

0:00

„Wszystko zdarzyło się około godz. 10:15. Nic tego nie zapowiadało” – opowiada Robert Kowalski, filmowiec-dokumentalista OKO.press, który jak zwykle filmował miesięcznicę. Jego relacja wideo tutaj:

Wcześniej 162. miesięcznica smoleńska przebiegała w rutynowy sposób. Jarosław Kaczyński podjechał o 08:00 do kościoła seminaryjnego przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie i razem z grupą partyjnych dostojników wziął udział w mszy. W tym czasie na granicy Ogrodu Saskiego, za Grobem Nieznanego Żołnierza, gromadzili się aktywiści i aktywistki Lotnej Brygady Opozycji, wierni towarzysze Kaczyńskiego w comiesięcznym rytuale.

Tym razem przebrani za wiedźmy z „Makbeta”. Trzymali wielki transparent z napisem: „To już koniec Jarosławie K.”.

Orszak partyjno-rządowy podszedł do pomnika Lecha Kaczyńskiego, prezes PiS złożył kwiaty, a potem do pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej w formie czarnych schodów na środku Placu Piłsudskiego.

Lotna Brygada wznosi w tym czasie tradycyjne okrzyki: „Kazałeś lądować bratu?”, „Gdzie jest wrak?”, a także – nowy – „To już koniec Jarosławie K.”.

Tym razem okrzyki niosą się po placu, bo policja nie odbiera – jak zwykle – aktywistom megafonów. Licznie zgromadzeni funkcjonariusze w ogóle są mniej agresywna niż zwykle, można powiedzieć, że wręcz łagodni.

Jarosław Kaczyński musi mieć poczucie, że – jako w pewnym sensie ofiara – bierze udział w politycznym happeningu. Być może tu leży wytłumaczenie jego późniejszego zachowania.

Wydawało się, że już po wszystkim, ale...

W końcu kolumna samochodów odjeżdża, Lotna Brygada Opozycji zaczyna się rozchodzić. Zostaje kilku policjantów przy pomniku Ofiar Smoleńskich.

Przychodzi czas na kolejny punkt smoleńskiego programu. Jak co miesiąc od kwietnia 2018 roku warszawski przedsiębiorca Zbigniew Komosa (tutaj teksty o nim) przechodzi przez plac z dużym wieńcem na stelażu, ozdobionym szarfami i przesłoniętą szybką tabliczką z napisem „Pamięci ofiar Lecha Kaczyńskiego”.

Zwykle po chwili zjawiała się żandarmeria wojskowa i wyrywała mu wieniec, zabierając go (czasem też z Komosą) do Garnizonu Warszawa.

Odjeżdża ekipa filmowa OKO.press. Odchodzi też Komosa.

Zostaje kilku policjantów, którzy zawsze pilnują pomnika oraz dwaj aktywiści ulicznej opozycji: Rafał Łuczkiewicz („Tu obywatele”) i Adam Wiśniewski („Wolne-media”). To oni opowiadają OKO.press, co wydarzyło się dalej.

Udało im się również sfilmować zaskakujący finał miesięcznicy. Udostępnili nam wersję filmową (opublikowaliśmy ją już na FB OKO.press).

Około 10.15 pod pomnikiem zjawia się nie wiadomo skąd Jarosław Kaczyński z prywatnym ochroniarzem. Podchodzi do wieńca, przenosi go kilka kroków dalej i zaczyna szarpać. Sypie się szkło z tabliczki, którą prezes oderwał od wieńca.

Obecny na miejscu Maciej Bajkowski, aktywista z tzw Miasteczka Wolności pod Sejmem widział to z 10 metrów. „Podszedł do wieńca, przeczytał tabliczkę i zaczął go szarpać. Najpierw połamał ramkę, wyrwał i rzucił na glebę. Ja to komentowałem przez głośniki” – mówi OKO.press.

Kaczyński dostrzega dwóch aktywistów, którzy kręcą całą scenę. Do policjantów woła, że jest ministrem do spraw bezpieczeństwa i musi widzieć, kim są te osoby. Policjanci napierają na aktywistów.

Jarosław Kaczyński trzyma drzewiec wieńca pod pomnikiem ofiar katastrofy smoleńskiej w Warszawie. W tle godło Polski
Screen z filmu dokumentującego wydarzenie

Kaczyński atakuje aktywistów, sięga po telefon, pohukuje

Do aktywistów Kaczyński krzyczy, że są przestępcami. Policjant wypycha Wiśniewskiego, a ten powtarza o Kaczyńskim: „To jest przestępca, przestępca. Zniszczył wieniec, proszę aresztować tego pana”.

Kaczyński zbliża się do aktywisty i wydaje dyspozycje mundurowym. „Proszę wylegitymować tego pana”.

Łuczkiewicz o tym czego nie słychać na nagraniach: „Wyzywał nas, że jesteśmy przestępcami. Mówił, że jest ministrem czy premierem ds bezpieczeństwa, że chce znać nasze nazwiska. Wszystkich nas kazał zatrzymać”.

Bajkowski, który zaczął nagrywać dopiero chwilę po zniszczeniu wieńca staje się obiektem zainteresowania prezesa PiS kilka minut później. Aktywista śmieje się z mundurowych, którzy krzątają się wokół niego. „Nie zjemy kaczora. Łykowany, niestrawny i brzydki” – rechocze. Podchodzi do niego sam Kaczyński. „Panowie co to ma znaczyć (krótkie zdanie niezrozumiałe). Proszę zabrać... (niezrozumiałe)”.

Wg. Bajkowskiego prezes kazał wtedy policji zabrać jego telefon. Ci tego nie zrobili.

Mundurowy i Kaczyński przesuwają się do Bajkowskiego, ten się cofa. I przez megafon w swoim rowero wózku – ma tam głośniki i wzmacniacz – mówi: „Przed chwilą towarzysz Kaczyński zniszczył wieniec Zbyszka Komosy”.

Kaczyński wskazuje policjantowi palcem na Bajkowskiego i znów coś mówi.

Podchodzą do aktywisty kolejni mundurowi i sam prezes PiS. Gdy jest na wyciągnięcie ręki słychać jego „no dobra” . Na nagraniu Łuczkiewicza widać wyraźnie jak prezes PiS łapie za telefon aktywisty i próbuje go wyrwać. Bezskutecznie. Policjanci mu w tym nie pomagają.

Na nagraniu dalej słychać wytłumione „Co pan robi? Co pan robi?”

I już przez głośniki: „I jeszcze chce mi ukraść telefonik. Złodziej bandyta Kaczyński”

Bajkowski dodaje; „On krzyczał, że jest funkcjonariuszem publicznym i nie można go nagrywać”. Te słowa słychać na nagraniu.

Dlaczego wojsko nie zabrało wieńca Komosy?

W pewnej chwili Kaczyński wyciąga telefon i głośno kogoś pyta, dlaczego nikt nie interweniował w sprawie (zapewne chodzi o wieniec).

Kaczyński zapewne pierwszy raz widzi wieniec Komosy na własne oczy, bo zawsze szybko konfiskowała go policja. Być może tu kryje się przyczyna jego reakcji.

Komosa mówi OKO.press, że zastanowił go brak żołnierzy z Garnizonu Warszawa. Nigdy wcześniej to się nie zdarzyło, może to czyjaś reakcja dymisjami złożonymi przez głównych wojskowych. „Może Kaczyński osobiście interweniował, bo nie miał kto tego zrobić?”- dywaguje.

Po chwili szef PiS się uspokaja. Podnosi wieniec i odnosi go na miejsce pod pomnikiem. Wygładza nawet szarfy.

Jeden z policjantów (nie podajemy nazwiska, żeby go nie narażać) mówi do jednego ze świadków zdarzenia: „On miał śmierć w oczach. Nie wiedziałem, co robić”.

Zbigniew Komosa zawiadomił policję o zniszczeniu wieńca. Przed godziną 12:00 policyjni technicy zabezpieczali ślady. Policja spisuje też Wiśniewskiego i Łuczkiewicza. „Nie mówili za co” twierdzi ten pierwszy.

Prawnik Komosy – mecenas Jerzy Jurek- twierdzi, że to był zamach na mienie o charakterze „chuligańskim”. „Art. 115 KK mówi, że występkiem o charakterze chuligańskim jest umyślne niszczenie, uszkadzanie cudzej rzeczy, gdy sprawca działa publicznie, bez powodu albo z oczywiście błahego powodu, okazując rażące lekceważenie porządku prawnego.W mojej ocenie to co wydarzyło się pod pomnikiem dziś miało charakter chuligański. Prokurator będzie musiał to ocenić.” zaznacza Jerzy Jurek.

Maciej Bajkowski z kolei deklaruje złożenie zawiadomienia o „bandyckiej napaści i próbie kradzieży telefonu”, też na komendzie na ul. Wilczej.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.

Komentarze