0:000:00

0:00

Suchy zbiornik retencyjny w Gliwicach będzie miał 10 hektarów, powstaną tam ścieżki, ławki, leżaki, zabaw i siłownia, zostaną posadzone nowe drzewa, krzewy i byliny. "Zostaną dobrane odpowiednie gatunki dostosowane do panujących warunków, pożyteczne dla owadów i małych zwierząt" - informuje urząd miasta.

Na terenie zbiornika powstaną też drogi rowerowe, ścieżki spacerowe oraz mała architektura rekreacyjna. W razie podniesionego poziomu wody zbiornik ma przyjąć jej nadmiar z potoku Wójtowianka, dopływu rzeki Kłodnicy.

Sama budowa będzie kosztować ponad 16 mln zł, a 85 proc. tej kwoty inwestor, czyli należące do miasta Przedsiębiorstwo Remontów Ulic i Mostów, pokryje z funduszy unijnych. Środków na „małą architekturę” władze miasta jeszcze szukają.

Zbiornik, jak piszą władze miasta na stronie internetowej, ma „zabezpieczyć centrum miasta przed powodzią, ale na co dzień będzie służył mieszkańcom jako miejsce wypoczynku i rekreacji”.

Ostatnia dzika dolina

Z tym planem jest jeden problem. Część mieszkańców protestuje - nie chce nowego miejsca wypoczynku i rekreacji. Wolą to, co ma zostać zrównane z ziemią w związku ze stworzeniem zbiornika: Wilcze Doły. To dzika, zielona dolina biegnącą między polami uprawnymi, wzdłuż potoku Wójtowianka. Teren spacerowy mieszkańców osiedli Sikornik i Wójtowa Wieś.

„To jest ostatnia naturalna dolina tak blisko centrum miasta. Mamy tutaj teren bardzo mało przetworzony, rolniczy, mamy naturalną dolinę potoku, roślinność nadrzeczną i siedliska ptaków” – mówił w październiku 2020 w rozmowie z OKO.press Jakub Słupski, prawnik i aktywista zaangażowany w obronę Wilczych Dołów.

Przeczytaj także:

Mieszkańcy od ponad roku blokują rozpoczęcie inwestycji. Ale miasto nie ustępuje i twierdzi, że budowa suchego zbiornika ruszy już w tym roku, a zakończy się w 2022. Pod inwestycję będzie trzeba wyciąć prawie ponad 660 drzew i jeszcze więcej krzewów.

Wilcze Doły
Wilcze Doły, fot. Jolanta Zygmunt-Więzik/Ratujmy Wilcze Doły

Czy Wilcze Doły są cenne przyrodniczo?

„Mamy ekspertyzy potwierdzające występowanie w tym miejscu gatunków rzadkich i chronionych” - mówi Jakub Słupski, pokazując ponad 60-stronicową ekspertyzę entomologiczną, czyli dotyczącą owadów. A w niej informację o 25 gatunkach wpisanych do Czerwonej Księgi i 16 chronionych.

„Przeprowadzone obserwacje pozwoliły na odnotowanie znacznego zróżnicowania gatunkowego owadów występujących na tym obszarze, a dokonana analiza gatunków (pod względem ich biologii) na wykazanie, iż jest to bogactwo »specyficzne«, ściśle związane z określonymi warunkami siedliskowo-pokarmowymi obszaru. Wydaje się, że daje to asumpt do stwierdzenia, iż obszar ten funkcjonuje w zurbanizowanym krajobrazie jako »wyspa środowiskowa«” – czytamy w dokumencie sporządzonym przez dr Romana Hałaja z Polskiego Towarzystwa Entomologicznego.

Naukowiec tłumaczy w swojej ekspertyzie, że jakakolwiek fragmentaryzacja takiej „wyspy” będzie prowadzić do wyginięcia gatunków i utraty bioróżnorodności.

To właśnie wartość przyrodnicza jest jednym z największych punktów spornych na linii mieszkańcy-miasto. Rzecznik urzędu miasta Łukasz Oryszczak w mailu do OKO.press przekonuje, że Wilcze Doły nie są cennym przyrodniczo miejscem, a płynący przez nie potok przez dziesiątki lat zbierał zanieczyszczenia z ogródków działkowych i nawozy z okolicznych pól.

"Dodatkowo wśród roślinności porastającej potok zidentyfikowano szereg gatunków inwazyjnych, zarówno roślin jak drobnej fauny. Przed przejęciem terenu przez miasto i jego uporządkowaniem (wcześniej był to teren prywatny) wzdłuż koryta istniał cały szereg mniejszych lub większych dzikich wysypisk śmieci" - wylicza rzecznik Łukasz Oryszczak.

Mieszkańcy argumenty miasta odpierają. Jakub Słupski zaznacza, że opracowano również ekspertyzę dotyczącą ptaków. Wykazała obecność co najmniej 45 gatunków chronionych. Żyje tam m.in. muchołówka białoszyja i derkacz objęte w Polsce ścisłą ochroną gatunkową. Zaobserwowano tam również sześć chronionych gatunków nietoperzy.

GDOŚ pozwoli na niszczenie siedlisk?

„Miasto zwróciło się do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska o pozwolenie na niszczenie siedlisk. RDOŚ wydał decyzję zgodną z wolą miasta. Złożyliśmy od niej odwołania, a sprawa trafiła do Generalnej Dyrekcji. Dopóki GDOŚ nie wyrazi zgody na niszczenie siedlisk ptaków i płazów, prace nie mogą się rozpocząć. Z tego, co wiemy, na razie miasto ma zgodę dotyczącą płazów. Na drugą wciąż czeka” – wylicza Słupski. „My też czekamy na to, co się stanie. Żyjemy jak na bombie, obawiając się najgorszego” – dodaje.

W połowie listopada mieszkańcy zauważyli, że na terenie Wilczych Dołów pojawił się ciężki sprzęt. Rzecznik urzędu potwierdza: prace ruszyły. "Miasto uzyskało prawomocną zgodę dotyczącą płazów i gadów, czekamy na rozstrzygnięcie odwołania od decyzji dotyczącej ptaków. Prace zostały rozpoczęte, w tej chwili prowadzone są poza siedliskami ptaków" - informuje.

„Jeśli teraz zaczną wycinkę, jeszcze przed uzyskaniem kompletu zgód z GDOŚ, będzie to nielegalne” – zaznacza Jakub Słupski. Dodaje, że jakiekolwiek prace przygotowawcze mogą już zaszkodzić żyjącym tam zwierzętom i pokazuje zdjęcia połamanych gałęzi. "Niszczenie siedlisk już się zaczęło" - mówi.

Prace w dolinie ruszyły, mieszkańcy skarżą się na pierwsze zniszczenia siedlisk fot. Ratujmy Wilcze Doły

Opinia Komisarza

Mieszkańcy od miesięcy walczą o dolinę. Zorganizowali protesty w tej sprawie, wystawy zdjęć z Wilczych Dołów, a pod petycją zebrali ponad 10 tysięcy podpisów. W obronę dzikiej doliny zaangażowali też polityków, w tym europosła Łukasza Kohuta. Dzięki niemu sprawą udało się zainteresować Komisję Europejską.

W lutym 2021 do Gliwic przyszła opinia Komisarza ds. Środowiska Virginijusa Sinkevičiusa. Komisarz zaznacza, że miasto uznało inwestycję za niemającą znaczącego oddziaływania na środowisko. W czerwcu 2016 Regionalny Dyrektor Ochrony w Katowicach wydał decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach dla tego przedsięwzięcia.

„W dniu 12 sierpnia 2020 r. organ odwoławczy, tj. Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska (GDOŚ) w Warszawie, wszczął procedurę o unieważnienie decyzji RDOŚ. GDOŚ nie podjął jeszcze decyzji. W związku z powyższym władze polskie nadal mają możliwość zapewnienia zgodności projektu z prawodawstwem UE w zakresie ochrony środowiska, w tym z dyrektywą ptasią i dyrektywą OOŚ” – pisze Sinkevičius.

GDOŚ finalnie odmówił unieważnienia decyzji. To łamanie prawa unijnego – mówią mieszkańcy zaangażowani w obronę Wilczych Dołów. Dopatrzyli się również możliwych nieprawidłowości w przyznawaniu środków z unijnego Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko dla budowy suchego zbiornika. Jakich? Między innymi to, że projekty akceptowane w Programie powinny skupiać się na wykorzystaniu naturalnej retencji, być jak najmniej szkodliwe dla środowiska oraz chronić zarówno przed powodzią, jak i suszą.

Tymczasem – tłumaczy Jakub Słupski – projekt zakłada wycinkę drzew, a więc nie chroni przyrody. Zbiornik nie będzie zatrzymywał wody, a więc nie będzie można jej wykorzystać w razie suszy. Z kolei inwentaryzacja przyrodnicza – zdaniem zaangażowanych w sprawę mieszkańców – jest bardzo pobieżna i nie zgadza się ze zleconymi przez nich ekspertyzami.

Zbiornik przyciągnie inwestorów?

Jakub Słupski podkreśla jeszcze jeden zarzut wobec inwestycji: zbiornik zaprojektowany przez miasto jego zdaniem jest zbyt duży. „To przyciągnie przedsiębiorców. Wilcze Doły znajdują się na planowanym miejskim obszarze gospodarczym. W planie zagospodarowania przestrzennego strefa jest przeznaczona do zabudowy przemysłowo-logistycznej nawet w 90 procentach. To będzie betonowy, szczelnie zabudowany teren, bez powierzchni biologicznie czynnej, dla którego ochrona przed powodzią jest niezbędna. Inaczej woda nie będzie miała gdzie spływać i gdzie się wchłaniać” – wyjaśnia.

Dlaczego – pyta retorycznie – przez interes inwestorów mają cierpieć mieszkańcy? "Nam nie chodzi o walkę z obszarem gospodarczym ani nie życzymy przyszłym inwestorom powodzi. Myślę jednak, że jeśli przedsiębiorstwa miałyby swoje systemu przeciwpowodziowe, to aż tak duży zbiornik miejski nie jest potrzebny. Tak to działa w innych miejscach w Gliwicach" - dodaje.

O strefę przemysłową zapytaliśmy rzecznika urzędu miasta. Przyznaje, takie tereny inwestycyjne są przewidziane w miejscowym planie zagospodarowania. Powstaną w pobliżu wybudowanej w 2020 roku obwodnicy.

"Projekt zbiornika uwzględnia przewidzianą w planach zabudowę zlewni (mieszkaniową i przemysłową). Warto dodać, że powstające w mieście nowe inwestycje przemysłowe mają nakaz budowy własnych zbiorników retencyjnych. Robienie zarzutu z tego, że taka budowla uwzględnia przyszły rozwój miasta jest kuriozalne. Czy lepiej byłoby, gdyby projekt był niedostosowany do tego, co w tej części miasta może wydarzyć się w kolejnych latach?" - komentuje rzecznik Łukasz Oryszczak.

Nie wiadomo jeszcze, jakie zakłady miałyby powstać w okolicy Wilczych Dołów.

Jakub Słupski dodaje: "My nie jesteśmy przeciwni ochronie przeciwpowodziowej, powtarzamy to od początku. Są jednak alternatywne metody, można by było zapewnić ochronę przeciwpowodziową bez niszczenia doliny".

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze