W Ministerstwie Aktywów Państwowych powstaje projekt o podatku od nadzwyczajnych zysków. Kontrowersje budzi objęcie nim nie tylko firm energetycznych i banków, ale wszystkich dużych przedsiębiorstw (powyżej 250 pracowników). Co jeszcze jest w projekcie? OKO.press dotarło do dokumentu
„Podatek od nadzwyczajnych zysków” może brzmieć dla wielu nieco alarmująco. Ale jest to rozwiązanie rozważane lub nawet już wprowadzone w niektórych krajach. W największym skrócie chodzi o to, by firmom, które zarabiają w tym roku znacząco więcej z powodu bardzo wysokich cen energii lub np. z powodu wysokich stóp procentowych, nałożyć dodatkowy podatek. W ten sposób uzyskane środki można przekazać w ramach redystrybucji uboższym, by zrekompensować im na przykład skokowy wzrost energii.
Tyle teoria. Natomiast diabeł tkwi w szczegółach. A dotychczasowy sposób procedowania w polskim rządzie wskazuje na to, że wszystko organizowane jest bardzo chaotycznie.
Projekt ustawy nie ujrzał jeszcze światła dziennego. OKO.press dotarło do jego założeń, nad którymi pracuje Ministerstwo Aktywów Państwowych — część szczegółów ujawniły już "Rzeczpospolita" i "Dziennik Gazeta Prawna"
Za chwilę omówimy dokładniej, co się w nim znajduje. Najpierw jednak prześledźmy polityczną drogę projektu.
W pierwszej kolejności mówiło się o podatku od nadmiarowych zysków firm energetycznych. To budzi w projekcie najmniejsze kontrowersje. Firmy te bowiem korzystają na dramatycznie wysokich podwyżkach cen prądu i zmuszenie ich do pomocy w opłaceniu rachunków przez najuboższych powinno się spotkać z poparciem opinii publicznej. Podatek taki byłby zgodny z propozycją Komisji Europejskiej, która ma być omawiana w piątek 30 września na specjalnym spotkaniu ministrów energii państw UE. Chodzi w niej wyłącznie o spółki energetyczne, które mają płacić dodatkowe 33 proc. podatku od nadmiarowych zysków (powyżej średniej z lat 2019-2021, jeśli są większe o co najmniej 20 proc. od zysków z tamtego okresu).
26 września w mediach pojawiły się informacje (które znajdują potwierdzenie w dokumencie, który widzieliśmy), że polską wersją windfall tax miałyby zostać objęte wszystkie firmy zatrudniające powyżej 250 osób. Tak duże przedsiębiorstwa stanowią ułamek polskich firm (0,3 proc. w 2018 roku), ale objęcie ich wszystkich dodatkowym podatkiem jest szeroko oceniane jako kontrowersyjne. Nie każda duża firma, która notuje wysokie zyski, dorobiła się akurat na wyjątkowych, kryzysowych okolicznościach.
A do tego wszystkiego dołożył się jeszcze Marek Suski.
"Nie zgadzam się z tym, że należy opodatkować zyski firm energetycznych. Albo nie będziemy mieć energii wcale, albo będziemy mieć ją drożej. Nie możemy zarżnąć naszych producentów energii" – mówił 26 września poseł Prawa i Sprawiedliwości.
Gdyby jego stanowisko znalazło poparcie, skończyłoby się na opodatkowaniu dużych firm z wyjątkiem spółek energetycznych. Czyli pierwotny pomysł zostałby postawiony na głowie. W PiS i w rządzie muszą więc popracować nad ustaleniem wspólnego stanowiska.
Tymczasem przyjrzyjmy się dokumentowi z założeniami projektu.
„W 2023 roku cena maksymalna sprzedaży energii dla odbiorców wrażliwych oraz samorządów powinna być ustalona na poziomie 618,24 zł/MWh netto, co stanowi 40 proc. procentowy wzrost względem średniej wysokości taryf zatwierdzonych przez Prezesa Urzędu Regulacji Energetyki dla gospodarstw domowych na rok 2022” – czytamy w dokumencie.
Lista podmiotów, które zaliczają się do odbiorców wrażliwych, jest długa. Przytoczmy ją w całości:
Ceny rynkowe prądu będą jednak znacząco wyższe niż ceny chronione. Dlatego rząd chce zapewnić sprzedawcom energii rekompensaty. Choć zamiast "rząd" powinniśmy napisać "ministerstwo Sasina", bo nie wiadomo, w jakim stopniu jest to wspólny projekt rządu. Sprawę komplikuje to, że 27 września późnym popołudniem opublikowano projekt ustawy o ochronie odbiorców energii elektrycznej w 2023 roku, który pilotuje z kolei Ministerstwo Klimatu i Środowiska. Mowa tam jednak wyłącznie o gospodarstwach domowych, nie ma nic o odbiorcach instytucjonalnych. Dlaczego projekty dotyczące zasadniczo tego samego nie powstają w jednym ministerstwie? Nie wiadomo.
Koszt tych rekompensat jest w dokumencie szacowany na 5 mld złotych. A żeby móc je zapewnić, rząd musi skądś wziąć pieniądze. I w tym miejscu pojawia się podatek od nadmiarowych zysków, z którego — jak szacują autorzy projektu — do budżetu państwa ma wpłynąć 13,5 mld złotych.
„Zjawisko rosnących marż nie ogranicza się wyłącznie do sektorów energetycznego czy paliwowego. W konsekwencji danina od nadzwyczajnych zysków powinna obejmować wszystkich dużych przedsiębiorców, którzy dzięki swojej pozycji na rynku windują marże, a w konsekwencji – inflację” – czytamy dalej.
W praktyce sprowadza się to do wspomnianych wcześniej firm, które zatrudniają powyżej 250 osób.
Podstawą do sprawdzenia, czy zysk w 2022 roku był „nadzwyczajny” będzie średnia marża (zysk brutto podzielony przez przychody) z lat 2018, 2019 i 2021 (rok 2020 jest wykluczony przez efekty pandemii). W dokumencie brakuje jednak wyraźnego zdefiniowania, kiedy nadwyżka jest „nadzwyczajna”. Czy każde, nawet minimalne zyski powyżej średniej z tych trzech lat są nadzwyczajne i podlegają opodatkowaniu? To musi zostać uściślone w przepisach.
Takie dodatkowe zyski podlegałyby opodatkowaniu w wysokości 50 proc., ale wysokość należności można zmniejszyć, przeznaczając swoje zyski na inwestycje.
Co to w takim razie oznacza w praktyce? Czy podatek zapłacą wszystkie firmy, które zatrudniają ponad 250 osób? Otóż nie. Tak ten problem wyjaśnia główny ekonomista Pulsu Biznesu, Ignacy Morawski:
„Bazując na danych ze spółek giełdowych, szacuję, że podatek zapłaci nieco ponad połowa firm, przy czym dla medianowej firmy będzie oznaczał koszt rzędu 5-10 proc. zysków. Dla najbardziej zyskownych firm będzie to dużo więcej, a dla niemal połowy obciążenia podatkowe się nie zmienią”.
W przypadku banków podstawą wyliczenia należności byłyby nie przychody, ale wartość aktywów.
Zaliczka z tytułu nowego podatku za pierwszą połowę 2022 roku miałaby być płatna do końca tego roku, za drugą połowę – do kwietnia 2023.
Pojawia się też poważna obawa o konstytucyjność przepisów. Wedle orzecznictwa TK, przepisy podatkowe nie mogą być zmieniane na niekorzyść podatnika wstecz. Czyli nie należy wprowadzać nowych przepisów podatkowych, które dodatkowo obciążą podatnika, w roku ich obowiązywania. Należy je wprowadzić dopiero na kolejny rok podatkowy.
Projekt jawnie godzi w tę zasadę, a autorzy dokumentu doskonale zdają sobie z tego sprawę.
„Dla oceny konstytucyjności proponowanych rozwiązań kluczowy jest wyjątkowy charakter nadzwyczajnych zysków osiąganych w 2022 r. Jest to rok, w którym doszło do rosyjskiej inwazji na Ukrainę oraz związanego z nią o kryzysu energetycznego. Państwa na całym świecie borykają się z rekordową, niewidzianą od dekad inflacją. Zasada pewności prawa zderza się zatem z fundamentalną niepewnością gospodarczą całych społeczeństw oraz wynikającą z niej możliwością osiągania nadzwyczajnych zysków przez nieliczne duże korporacje” – piszą.
Łatwo sobie wyobrazić, że obecny, politycznie opanowany przez PiS, skład Trybunału Konstytucujnego, w przypadku oceny konstytucyjności przepisów użyje dokładnie tych samych argumentów.
Z jasnych przyczyn projekt podatku napotyka ostry opór ze strony środowisk przedsiębiorców.
„Takie rozwiązanie, jeżeli się sprawdzi, uderzy w firmy, spowoduje to zwolnienia, a jakikolwiek kapitał będzie omijał nasz rynek szerokim łukiem. Oznaczać to też będzie spadek realnych oszczędności, wystarczy spojrzeć jak zareagowała giełda czy obligacje. Takie pomysły rujnują polską gospodarkę, kawałek po kawałku” – mówił 26 września główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju Sławomir Dudek dla wnp.pl.
„Podatek od zysków nadzwyczajnych, którym objęte zostaną firmy takich zysków nie osiągające, jest przejawem skrajnie nieodpowiedzialnej polityki rządu. Jego celem jest wydrenowanie z firm pieniędzy, niezbędnych do ich rozwoju, kontynuacji działalności w kryzysie i utrzymania miejsc pracy” – ostrzega z kolei Rada Przedsiębiorczości.
Pisaliśmy już jednak, że projekt nie oznacza, że każda duża firma będzie musiała płacić nowy podatek. Nie wszyscy ekonomiści są programowo przeciwni podatkowi od nadmiarowych zysków w obecnej sytuacji. Część nie jest nawet przeciwna objęciu nim nie tylko banków i firm energetycznych, ale też reszty dużych firm.
„Duże firmy dysponują największą zdolnością ustalania cen i korzystały z niej bez wątpienia chętnie w ostatnich latach” – mówi nam dr Michał Możdżeń z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie – „Czekam na szczegóły rozwiązania (w przestrzeni medialnej pojawiają się różne propozycje modyfikacji i wyłączeń), ale ogólnie konstrukcja podatku nie jest pozbawiona uzasadnienia. Za dobry uważam pomysł dotyczący możliwości odjęcia inwestycji od podstawy opodatkowania. Będzie to dawało zachęty do rozszerzenia zdolności wytwórczych w czasie, kiedy ich bardzo brakuje”.
Dr Możdżeń zastanawia się natomiast, jaką rolę powinien pełnić taki podatek.
„Rząd i komentatorzy wyraźnie wskazują na rolę fiskalną podatku. Mówi się o wpływach rzędu 13,5 mld zł. Istotne jest jednak, by podatek tego typu zniechęcał do ponadnormatywnego podnoszenia marż przez firmy dysponujące siłą monopolistyczną w czasach nieelastycznej podaży, co skutkuje wzrostem cen”.
I podkreśla – ważną rolą takiego podatku powinna być walka z inflacją.
„Dlatego taki podatek powinien być skonstruowany tak, żeby premiował firmy, które oferują niskie marże i wysoki wolumen sprzedaży, co może przecież oznaczać wysokie zyski, nawet jeśli osiągnięte przy niskiej rentowności. Rozważany przez rząd instrument, jeśli zostanie wprowadzony tylko jednorazowo i to pod koniec roku podatkowego takiej funkcji nie będzie spełniał”.
Wspomniany wcześniej Ignacy Morawski pisze z kolei, że nowy podatek jest złem koniecznym, ale jednocześnie widzi sporo poważnych zagrożeń. Wymienia trzy podstawowe:
„Nie mam przekonania, czy wszystkie rodzaje ryzyka zostały przez rząd policzone w analizach w taki sposób, by ograniczyć ich negatywne oddziaływanie” – konkluduje swój tekst ekonomista.
Trzeba też dodać, że przepisy projektowane są w atmosferze sporego politycznego chaosu, o którym wspomnieliśmy na początku tekstu. Słyszymy o tarciach między premierem Morawieckim i wicepremierem Sasinem. Tymczasem przepisy powstają w Ministerstwie Aktywów Państwowych kierowanym właśnie przez Sasina. To absurdalna sytuacja, ponieważ są to przepisy podatkowe, czyli domena Ministerstwa Finansów. W projektowaniu takich przepisów niezbędny jest wgląd w dokładne dane podatkowe, które posiada właśnie MF. Czy MAP z nich korzysta? Zapytaliśmy o to ministerstwo, ale do chwili publikacji tego tekstu nie uzyskaliśmy odpowiedzi.
Swoje podatki od nadmiarowych zysków – co podkreślają też autorzy ministerialnego dokumentu – wprowadzają dziś kolejne kraje w Europie. W dzisiejszych czasach dramatycznych podwyżek cen energii to sensowny pomysł. Ale sposób, w jaki powstają polskie przepisy, każe nam z ostrożnością podejść do planów rządu. Istnieje spore ryzyko, że ten chaos skompromituje całą zasadniczo słuszną ideę i ostatecznie podatku nie zapłaci nikt, nawet spółki energetyczne.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze