0:000:00

0:00

Prawa autorskie: UN-MICT/ICTYUN-MICT/ICTY

79-letni, schorowany Mladić odwoływał się od wyroku, który zapadł cztery lata temu. Uznano go wtedy winnym pięciu zarzutów zbrodni przeciwko ludzkości, czterech naruszenia praw i obyczajów wojny i jednego zarzutu ludobójstwa – za masakrę w Srebrenicy w dniach 12-16 lipca 1995 roku.

Nazwisko Mladić było wymieniane w latach 90. XX wieku jednym tchem z nazwiskiem Radovana Karadžicia, politycznego przywódcy bośniackich Serbów. W pierwszym konflikcie zbrojnym w Europie po II wojnie światowej ci dwaj obsadzili się w roli czarnych charakterów – w obronie serbskich interesów w Bośni, która od wieków była zamieszkała przez katolickich Chorwatów, prawosławnych Serbów i nakłonionych przez Turków do przyjęcia islamu Boszniaków zaplanowali bezwzględne etniczne czystki. Świat obiegły filmy i zdjęcia wygłodzonych więźniów w serbskich obozach koncentracyjnych, opowieści o systematycznych gwałtach na kobietach i o tragedii oblężonego Sarajewa, ostrzeliwanego z okolicznych wzgórz.

Mladić został aresztowany w Serbii - gdzie ukrywał się po zakończeniu wojny w Bośni - przez serbskie siły specjalne w 2011 roku i pod naciskiem społeczności międzynarodowej został przekazany do sądu w Hadze.

Przeczytaj także:

Co się stało z mężczyznami ze Srebrenicy?

Lato 1995 roku było w Bośni piękne, słoneczne. Upalne. Ale niespokojne. Padały jedna po drugiej muzułmańskie enklawy w kontrolowanej przez Serbów części Bośni. Nominalnie strefy bezpieczeństwa ONZ, ale jak pokazała historia, nie miało to żadnego znaczenia. Od strony granicy, z Žepy, Srebrenicy i Goražde jechały na tereny kontrolowane przez Muzułmanów, których teraz nazywamy Boszniakami, stare autobusy pełne kobiet, dzieci i starców. Tylko kobiet, dzieci i starców. Zmęczonych, przerażonych, zagubionych.

„Pocisków spadało więcej niż kropli deszczu. Dosłownie przeorywały ziemię, rozrywały okopy i wyrzucały ludzi w powietrze" – opowiadała mi wtedy o upadku swojej enklawy, Žepy, 14-letnia Emira. Jej autobus zatrzymał się przy drodze, żeby ewakuowani mogli odpocząć. „Dlaczego świat nie może pomóc naszym żołnierzom? Dlaczego tylko nas ewakuowano? To byli tacy dobrzy żołnierze, najlepsza armia świata. Tylko że nie mieli amunicji... " – płakała.

Ona zapewne spotkała jeszcze swojego ojca i braci. Obrońców Žepy zginęło tylko 116, reszta uciekła w góry i dotarła do kontrolowanej przez Muzułmanów części Bośni. Nie udało się to 8 373 chłopcom i mężczyznom ze Srebrenicy w wieku od 15 do 77 lat. Dowódca armii bośniackich Serbów gen. Ratko Mladić nakazał oddzielenie ich od kobiet, dzieci i starców. Potem wszystkich wystrzelano albo systematycznie rozstrzelano, przy bierności obecnych na miejscu holenderskich sił ONZ.

Tadeusz Mazowiecki, Specjalny Sprawozdawca ONZ ds. praw człowieka, jeździł codziennie ze swojego hotelu w Tuzli do obozów dla uchodźców i słuchał relacji tych kobiet, starców i dzieci, a jego twarz coraz bardziej się zapadała. W końcu zrezygnował ze stanowiska. „W Bośni ważą się losy międzynarodowego porządku i podstawowych zasad, na których ufundowano cywilizację. Nie jestem przekonany, że punkt zwrotny, na jaki liczyliśmy, nadejdzie, dlatego nie mogę dłużej uczestniczyć w pozornej tylko misji ochrony praw człowieka" – napisał w liście do Sekretarza Generalnego ONZ.

Wszedł Mladić, patrzył na nas, uśmiechał się

Długo nie mogliśmy pojąć rozmiarów tej zbrodni. Kobiety ze Srebrenicy opowiadały o gwałtach i spontanicznych egzekucjach mężczyzn wyciąganych z tłumu próbujących znaleźć schronienie w holenderskiej bazie. „Holendrzy chodzili wszędzie. Musieli to widzieć, musieli słyszeć" – opowiadała jedna z nich. Ale nikt jeszcze nie wiedział, co się stało z resztą mężczyzn, zdolnych zdaniem serbskich dowódców do noszenia broni.

Dlaczego musieli zginąć? Serbowie szukali zemsty za zbrojne rajdy boszniackich żołnierzy z enklawy. Nigdy jednak nie zastosowali na taką skalę zasady „oko za oko, ząb za ząb". Po trzech latach zbrojnego konfliktu i przyzwalaniu społeczności międzynarodowej na coraz większe okrucieństwo nie mieli już skrupułów.

Ocalały z masakry Mevludin Orić tak opisywał to, co stało się w Srebrenicy:

„Rano zabrali nas do wsi Orahovac obok Zvornika i wprowadzili do sportowej hali. Byliśmy tam godzinę, może dłużej. Wtedy wszedł Mladić. Patrzył na nas, uśmiechał się. Był zadowolony. Było nas ponad dwa tysiące. Jak tylko wyszedł, zaczęli nas wyprowadzać. Wszystkim zasłonili oczy, dali gorącą wodę do picia i wywieźli nas w pole, żeby rozstrzelać. To, że żyję to wybór Allaha. Tam w zbożu upadł na mnie mój bratanek. Spędziłem pod nim cały dzień. Udawałem, że jestem martwy. Pod wieczór, gdy skończyli, wydostałem się, znalazłem jeszcze jednego ocalałego i ruszyliśmy dalej. To było straszne. Tak ciężko było stąpać po ciałach martwych, zostawiać ich za sobą. Ale musiałem, nie mogłem ich pochować".

Masakra w Srebrenicy była jednak punktem zwrotnym wojny: w interwencję włączyło się NATO, bombardując pozycje bośniackich Serbów, których zmuszono do podpisania traktatu pokojowego w Dayton, a zbrodniarze wojenni musieli zacząć się ukrywać.

Kiedy gen. Mladić przybył do Srebrenicy, jego żołnierze rozdawali dzieciom czekoladę. Kiedy oddzielano mężczyzn ze Srebrenicy, obiecał im bezpieczeństwo. Na sali sądowej w Hadze zachowywał ironiczny spokój, a jednej z kobiet z enklawy, która z galerii pokazała mu środkowy palec, odwdzięczył się gestem podrzynania gardła.

Dla wielu w Serbii jest bohaterem narodowym.

;

Udostępnij:

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze