0:000:00

0:00

„Płaca? Jasne, jest problemem. Moje pensum to 32 godziny, czyli prawie dwukrotność ustawowego czasu pracy nauczyciela. Mimo to jako nauczyciel z pięcioletnim stażem zarabiam 3,5 tys. brutto podstawy, czyli ok. 2,5 tys. na rękę. Gdyby nie wsparcie rodziców, nie przetrwałbym pierwszego roku w szkole. Pasek, który wtedy dostawałem, opiewał na zawrotną sumę 1,5 tys. zł netto.

Ale nie to mnie najbardziej boli. Tylko to, że nauczyciel w Polsce jest »popychańcem«. Można nas bezkarnie obrzucać błotem, podważać nasze kompetencje. Nikt się z nami nie liczy, a przykład idzie z góry. Skoro rząd ma nas gdzieś, tym bardziej gdzieś mają nas rodzice uczniów i w rezultacie całe społeczeństwo” – mówi OKO.press Artur Sierawski, nauczyciel historii w Liceum, Technikum i Szkole Podstawowej, jeden z założycieli koalicji „Nie dla chaosu w szkole”, która powstała w 2016 roku jako głos sprzeciwu wobec reformy edukacji PiS.

Rozmowa z Arturem to pierwszy z cyklu tekst o młodych nauczycielach i nauczycielkach. To oni w strajkowym boju są kluczowym ogniwem. Bez nich publicznej edukacji w kraju po prostu nie będzie.

Średnia wieku nauczycieli to dziś 43 lata. Tylko w Warszawie od września 2018 roku brakuje 1,6 tys. etatów. Pauperyzacja nauczycieli i awans innych grup zawodowych sprawiają, że młodzi coraz rzadziej wybierają studia pedagogiczne, a nawet jeśli trafią do szkoły, to szybko rezygnują. Artur nie wyobraża sobie życia poza szkołą, ale wyobraża sobie inną szkołę. OKO.press opowiada o motywacji, obawach i przebiegu pierwszych dwunastu dni strajku.

Przeczytaj także:

„Cała moja praca skupia mankamenty deformy”

Artur Sierawski: „Naturszczyk, chyba tak można mnie nazwać. Nikt w rodzinie nie był nauczycielem. Pod tablicę popchnęła mnie pasja do historii i dobrzy pedagodzy, na których trafiłem w szkole – szczególnie w liceum w Legionowie. Do dziś pamiętam moją nauczycielkę od historii, Panią Kingę, to ona zaraziła mnie pasją do historii. Ona dziś także strajkuje. Tak jak moja nauczycielka z gimnazjum w Skrzeszewie. Z jedną i drugą do dziś mam kontakt, na każdą z nich mogę liczyć.

Nauczyciel to nie jest łatwa praca.

Wstaję o 05:30 i lecę do pierwszej szkoły, gdzie mam trzy/cztery godziny lekcyjne. 45-minutowe okienko wystarcza, by przemieścić się 20 km dalej. Biorę dwa kęsy kanapki, łyk kawy i zaczynam kolejne zajęcia. Pod tablicą stoję nieprzerwanie do 16:00/16:30. W domu siadam do papierów – głównie kartkówek i sprawdzianów. Mój dzień szkolny kończy się między 22:00 a 24:00.

Nawet w trakcie akcji protestacyjnej muszę kursować między dwoma szkołami, żeby podbić karty strajkowe. Tak właśnie wygląda praca nauczyciela po reformie edukacji. Szkoda, że wciąż nie umiemy praktykować bilokacji. W zasadzie cała moja praca skupia mankamenty administracyjnej demolki PiS.

Uczę historii klasy siódme i ósme szkoły podstawowej. Widzę ich przemęczenie. W szkole spędzają średnio osiem, dziewięć godzin. Nowe podręczniki do historii to kobyły przepełnione szczegółami. Staram się wychodzić naprzeciw uczniom i uczennicom, i wnikliwie selekcjonuję treści, które omawiamy. Uczyłem też historii ostatnie roczniki likwidowanego gimnazjum, zajęcia prowadzę też w liceum. Tu wpływ reformy odczujemy dopiero po rekrutacji tzw. podwójnego rocznika, gdy zamiast 8 będziemy mieć w szkole 16 oddziałów.

Nieszczęściem dla młodych nauczycieli i nauczycielek jest też wydłużenie ścieżki awansu zawodowego z 10 do 15 lat. Dziś mieszkam z rodzicami, bo inaczej nie byłbym w stanie samodzielnie się utrzymać. Zastanawiam się, czy naprawdę będę musiał czekać jeszcze 10 lat, żeby pozwolić sobie chociażby na wynajęcie mieszkania w stolicy. Tak czy siak, skrupulatnie liczę wydatki, a i tak ciągle powtarzam, że jestem w uprzywilejowanej sytuacji. Bo choć koszty życia w Warszawie są wysokie, to mamy też majętny samorząd, który wypłaca wysokie dodatki motywacyjne i funkcyjne. Są gminy, które do podstawy mogą dorzucić 20/30 zł, bo subwencja na nic więcej im nie wystarcza. To śmieszne.

Problemy nauczycieli i nauczycielek nie zaczęły się oczywiście wraz z reformą edukacji. Dla mnie to szczególnie ważne, bo borykam się z nią przez połowę stażu zawodowego. Ale wiem, że od lat dojeżdża nas biurokracja. Zamiast poświęcić czas uczniowi, musimy wypełniać setki tabelek. Ja akurat jestem z tym na bakier. Najważniejszy jest dla mnie młody człowiek i lekcja. Są jednak tacy, którzy się boją. Dlaczego?

Bo gdy zaczyna się kontrola to nikt nie sprawdza czy uczniom została przekazana najpotrzebniejsza wiedza, czy mają umiejętności krytycznego myślenia. Nie. Sprawdza się, czy nauczyciel wypełnia obowiązki administracyjne.

Strajk, czyli „jak nie teraz, to nigdy”

Każdy dzień wygląda podobnie: wpisujemy się na listę strajkową, siedzimy i rozmawiamy. Często oglądamy konferencje prasowe ZNP lub ministerstwa. I oczywiście na żywo komentujemy. Szczególnie rozpalają nas kolejne pomysły rządu na »porozumienie«. Dzięki zainteresowaniu opinii publicznej powolutku odkłamujemy mity na temat zawodu nauczyciela, a jako grono pedagogiczne integrujemy się. Reforma edukacji rozwaliła zespoły nauczycielskie, teraz mamy czas, żeby się poznać. Uczymy się współodpowiedzialności za szkołę. Wiemy, że możemy na siebie liczyć. To doświadczenie nie do przecenienia.

W szkole podstawowej strajk ma łagodniejszy przebieg, bo egzaminy są już za nami. W liceum ciągle wracamy do tematu klasyfikacji uczniów. Pojawiają się głosy, że przecież nie możemy skrzywdzić młodzieży. Z drugiej strony – trwa strajk, więc nieobecność na Radach Pedagogicznych jest całkowicie usprawiedliwiona. Boimy się też, że rząd wyda specustawę, która odgórnie sklasyfikuje wszystkich uczniów, a wtedy nasza trzyletnia praca pedagogiczna pójdzie na marne. Czekamy do ostatniego momentu. Jeszcze do środy – 24 kwietnia – możemy podjąć uchwałę klasyfikacyjną. Na szczęście mamy olbrzymie wsparcie uczniów, absolwentów i ich rodziców. Codziennie przychodzą z poczęstunkiem i słowami otuchy.

Najczęściej słyszymy: »nie możecie się poddać«, »jak nie teraz, to nigdy«. To dla nas największa motywacja.

Co mi przeszkadza? Chaotyczna komunikacja ze związkami zawodowymi. Skupieni na negocjacjach nie dają jasnych sygnałów nam nauczycielom, jak mamy się zachować. Klasyfikować czy nie? Zawieszać czy trwać? Cieszę się, że zawiązały się lokalne komitety strajkowe i zostaną włączone do kolejnych rozmów z rządem.

To my siedzimy w szkołach i strajkujemy, to my tracimy wynagrodzenie, to my widzimy bolączki systemu edukacji. Mam nadzieję, że to pozwoli tchnąć w strajk nową energię.

„Boję się, że najlepsi odejdą z zawodu”

Odpływ nauczycieli z zawodu jest ogromny, szczególnie młodych. W ciągu roku odeszło dwoje moich znajomych, teraz pracują w korporacjach i zarabiają duże pieniądze. Mówią mi, że byli głupi, że stracili kilka lat w szkole – niedocenieni. Dwójka młodych nauczycieli w naszej szkole wytrzymała miesiąc. Gdy zobaczyli pasek z wynagrodzeniem, stwierdzili, że nie ma szans, żeby utrzymali się w Warszawie. I zrezygnowali.

Zatrudnienie nauczyciela jest dziś cudem. Jesteśmy postrzegani jako nieudacznicy: jak nie masz pomysłu na siebie, jak nic ci nie wyszło, to możesz zostać nauczycielem.

Nasza dyrekcja od miesięcy szuka nauczycieli przedmiotów ścisłych – bezskutecznie.

Boję się, że jeśli strajk rozejdzie się po kościach, to najlepsi odejdą z zawodu. To zresztą pojawia się w rozmowach i na forach nauczycielskich: jeśli nic się nie zmieni, z końcem roku szkolnego odchodzę. Boję się też o morale w pokojach nauczycielskich, dziś jednoczy nasz wspólny cel i poczucie wpływu. Jeśli się nie uda, może być nam trudno z podniesioną głową wrócić pod tablice.

Moja wymarzona szkoła

Idealna szkoła to szkoła bez polityki i polityków. Marzy mi się, żeby wyjąć MEN spod wpływów partyjnych i oddać ją w ręce Izby Nauczycielskiej, gdzie eksperci wraz z rodzicami decydowaliby o kształcie edukacji. Jeśli miałbym szukać wzorców, to wskazałbym na Finlandię. To tam nauczyciel ma ogromną autonomię, a nauczanie jest zindywidualizowane, czyli dostosowane do potrzeb i pasji młodego człowieka.

A jeśli chodzi o kształcenie nauczycieli, to zdecydowanie podniósłbym poprzeczkę. Tu inspirowałbym się modelem francuskim, gdzie by zostać pedagogiem, musisz skończyć specjalistyczne studia i zdać egzamin państwowy. Nie chcemy przecież nauczycieli z przypadku czy urzędników oświatowych, którzy odbębniają swoje. Chcemy, żeby nauczyciele byli elitą”.

;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze