30 października lekarze rezydenci zakończyli trwający 28 dni protest głodowy. Ich postulaty – zwiększenie nakładów na służbę zdrowia do 6,8 proc. PKB, zmniejszenie kolejek i podwyższenie pensji – pozostają niezmienne. Od dziś będą rezygnować z dodatkowych prac i wypowiadać klauzulę opt-out, czyli pracować maksymalnie 48 godzin tygodniowo. Kolejki się wydłużą
Klauzula opt-out to specjalny zapis w umowie o pracę, w którym lekarze zrzekają się regulowanego czasu pracy. W praktyce pracują w związku z tym dużo dłużej, niż przewidziane przez Kodeks Pracy 48 godzin tygodniowo. Opt-out dotyczy lekarzy i diagnostów laboratoryjnych, jej wypowiedzenie ma miesięczną karencję. Młodzi lekarze szacują, że efekty wypowiedzenia opt-out – czyli brak personelu na dyżurach – skumulują się w styczniu i w lutym.
Drugim aspektem protestu jest rezygnacja z dodatkowych etatów. Większość młodych lekarzy, oprócz etatu w ramach rezydentury dorabia bowiem pracując na pogotowiu ratunkowy i nocnej pomocy medycznej.
Jarosław Byliński z Porozumienia Rezydentów powiedział w trakcie konferencji prasowej: "Nie kończymy walki o idee, o nasze sztandarowe postulaty – zwłaszcza o podniesienie nakładów na ochronę zdrowia. Zmieniamy jedynie formę protestu – wypowiadamy klauzulę opt-out, przestajemy pracować tę niebotyczną liczbę godzin i niezgodnie z kodeksem pracy. Przestajemy łatać dziury w systemie i traktować pacjenta jak liczbę, tak, jak chce tego NFZ. Stawiamy na jakość".
Łukasz Jankowski z Porozumienia Rezydentów dodał: "Dzisiaj zarejestrowaliśmy u marszałka sejmu Komitet Inicjatywy Ustawodawczej. Przez ostatnie 4 dni zebraliśmy ponad 30 tys. podpisów. W Szpitalu Pediatrycznym, gdzie trwała głodówka, zebraliśmy 8200 podpisów. Nadal będzie można się tutaj pod projektem podpisywać".
Krzysztof Bukiel, przewodniczący Związku Zawodowego Lekarzy zaapelował do prezydenta Andrzeja Dudy i premier Beaty Szydło: "Państwo chyba nie zdajecie sobie sprawy, jak naprawdę wygląda służba zdrowia i nie rozumiecie powagi sytuacji. Szpital, w którym obecnie się znajdujemy jest zadłużony na kilkadziesiąt tysięcy złotych. Wasza propozycja – 6 proc. PKB za 8 lat – to będzie mniejsza kwota niż to, co wydajecie na zdrowie dziś".
Protest będzie dla pacjentów oznaczał jeszcze trudniejszy dostęp do lekarzy i dłuższe oczekiwanie na wizytę. Jarosław Byliński powiedział, że sami rezydenci zastanawiają się, czy to jest etyczne, ale że nie mają innego wyboru: "Od początku protestu toczy się debata o tym, czy etyczne jest odchodzenie od łóżka pacjenta. Cały czas tego nie wiemy – wysłaliśmy w tej sprawie zapytanie do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Ale nie chcemy już więcej firmować bylejakości w służbie zdrowia. Długofalowo chyba etyczniej jest postawić sprawę na ostrzu noża już teraz, żeby pacjenci w przyszłości nie umierali w kolejkach. To rząd musi wykonać odpowiednie kroki, żeby zwiększyć liczbę personelu. My chcemy leczyć pacjentów zgodnie ze standardami".
W 2004 roku, po wejściu do UE, Komisja Europejska dała Polsce 7 do 9 lat na wycofanie klauzuli opt-out i zwiększenie liczby personelu medycznego. Tymczasem do tej pory żaden rząd nie wykonał żadnych konkretnych kroków w tej kwestii.
Porozumienie Zawodów Medycznych zostało włączone do Rady Dialogu Społecznego z prawem głosu. Byliński powiedział jednak, że nie wiąże z tym dużej nadziei: "Jak pokazuje życie, Rada nie ma dużego wpływu na rząd. 12 uchwał podjętych przez Radę nie weszło w życie. Rząd bagatelizuje ten dialog, który tak naprawdę jest monologiem".
Dodał, że młodzi lekarze apelują o realne podjęcie dialogu. Na zeszłotygodniowej Komisji Zdrowia wiceminister potwierdziła, że według najnowszej propozycji nakłady na służbę zdrowia w 2018 roku wyniosą 4, 67 proc. PKB. Zdaniem rezydentów ta propozycja oznacza, że zamiast rosnąć, nakłady na zdrowie w przyszły roku spadną o 114 milionów złotych. PKB według szacunków ma bowiem wzrosnąć.
Minister Radziwiłł nazwał żądania młodych lekarzy „nierealistycznymi”. Określenie „nierealistyczne żądania” w ustach Radziwiłła dziwi tym bardziej, że jego własny resort twierdzi, że 6 proc. PKB to „kwota niezbędna do sprawnego działania ochrony zdrowia”. Takie stwierdzenie pada w ministerialnym dokumencie z lipca 2016 „Strategia zmian w systemie ochrony zdrowia w Polsce”.
O jakich kwotach mówimy? Wg. dokumentu Ministerstwa Zdrowia: „W 2016 roku wysokość środków publicznych (na szczeblu centralnym) przeznaczanych na służbę zdrowia to kwota 76 mld 967 tys. 604 zł. Zakładając wielkość środków publicznych gwarantującą sprawne działanie ochrony zdrowia na poziomie 6 proc. PKB, kwota powinna wynosić ok. 102 mld 120 tys. 396 zł. Brakuje ok. 26 miliardów zł”.
Podniesienie nakładów na zdrowie do 6 proc. PKB kosztowałoby nieco więcej niż roczny koszt programu 500 plus, który według przyjętego we wrześniu budżetu na 2018 rok wynosi 24 mld zł. 6,8 proc. jakich żądają rezydenci, kosztowałoby budżet nieco więcej – 29,5 mld zł.
Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.
Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.
Komentarze