0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

W rok od upadku Kabulu, zapamiętanego z powodu przerażających obrazów ludzi za wszelką cenę próbujących uciec z zajmowanego przez talibów Afganistanu, prysły wszelkie złudzenia. Jeśli ktokolwiek wierzył, że stare-nowe władze ucywilizowały się przez ostatnie dwie dekady, koszmarnie się pomylił. Do Afganistanu szybko wróciły dobrze znane demony: ograniczenie praw kobiet, terror wobec współpracujących z siłami koalicji, zapaść ekonomiczna. Na nowo pojawiły się także prześladowania historycznie dyskryminowanych grup etnicznych i religijnych. Wśród jednej z nich mówi się już o ludobójstwie.

Chodzi o Hazarów, którzy jak się szacuje, stanowią trzecią, po Pasztunach i Tadżykach, najliczniejszą grupę etniczną w kraju.

Byli uciskani przez dekady ze względu na odrębność swojego turecko-mongolskiego pochodzenia oraz religii, są bowiem w większości szyitami mieszkającymi w państwie zdominowanym przez sunnitów. W zeszłym roku rozpoczęli na Twitterze akcję #StopHazaraGenocide. Co prawda w rządzonym przez talibów Afganistanie nie ma dla nich obozów koncentracyjnych czy ośrodków pracy przymusowej, ale obawiają się, że rząd Islamskiego Emiratu bada grunt przed bardziej zdecydowanymi działaniami.

Ali Ta’i (imię zmienione), do niedawna wysoko postawiony funkcjonariusz policji w Kabulu, sam będący Hazarem, przypomina mi: "Ludobójstwo jest procesem, nie wydarzeniem. A przemoc wobec tej mniejszości ma w Afganistanie długą i krwawą tradycję".

Hazarowie. Zagłada ku przestrodze

Systemowe prześladowania Hazarów sięgają tutaj jeszcze lat 80. XIX wieku. Gdy Abdorrahman Chan, nazwany później „Żelaznym Emirem”, jednoczył pod swoim panowaniem podzielony walkami o władzę kraj, Hazaradżat był jednym z regionów, który mu się sprzeciwił. Hazarowie chwycili za broń: walczyli o niezależność od Kabulu, oponowali przeciw narzucanym podatkom i poborowi do afgańskiego wojska. Abdorrahman Chan postanowił uczynić z ich losu przestrogę.

„Emirowi chodziło o przykładne ukaranie nieposłusznej społeczności, by pokazać innym, że każda próba oporu wobec władzy centralnej spotka się z ostrą odpowiedzią” - tłumaczy doktor Mateusz Kłagisz, iranista i kierownik Pracowni Interdyscyplinarnych Badań Euroazjatyckich na Uniwersytecie Jagiellońskim. W tym przypadku odpowiedź oznaczała ludobójstwo.

W odwecie za swoje rebelie Hazarowie zostali zdziesiątkowani. Sejjed Askar Musavi, autor książki The Hazaras of Afghanistan, pisze o „wieżach zbudowanych z głów straconych buntowników” oraz tysiącach dzieci i kobiet sprzedawanych w niewolę na targach Kabulu i Kandaharu. Cywile masowo opuszczali swoje domy, by uciec przed prześladowaniami, a władze przesiedlały całe wioski.

Trudno o dokładną liczbę ofiar tej kampanii terroru, niektóre szacowania podają jednak, że w tym akcie ludobójstwa zginęło aż 65 proc. populacji Hazarów w Afganistanie. 25 września 1893 roku, data zakończenia kampanii Abdorrahmana Chana przeciw buntownikom, jest do dziś wspominana jako ich Czarny Dzień.

„Skala i rozmach czystek były porażające” - opowiada dr Kłagisz.

Dodaje: „Hazarowie weszli w XX wiek w stanie rozkładu tradycyjnie wypracowanych struktur społecznych, umiejscowieni na dole drabiny społecznej Afganistanu”.

Tak jak kiedyś tradycyjnie zajmowali się przede wszystkim uprawą roli, po masakrach z rąk Żelaznego Emira zaczęli coraz częściej przenosić się do wielkich miast, a od lat 70. również za granicę – m.in. do Iranu. W kolejnych dekadach wywoływali jeszcze pomniejsze rewolty, próbowali też działać politycznie, jednak do czasu sowieckiej inwazji w 1979 roku pozostawali silnie dyskryminowaną mniejszością. Pod rządami komunistów sytuacja uległa pewnej poprawie – Soltan-Ali Kesztmand, Hazara z Kabulu, przez większą część lat 80. pełnił szereg ważnych funkcji w państwie, m.in. ministra ds. planowania czy premiera. Spora część mniejszości nie popierała jednak wspieranych przez Sowietów władz i niekiedy dołączała w szeregi mudżahedinów, walczących najpierw z okupantami, a następnie, po zakończeniu interwencji, pomiędzy sobą.

Wojna domowa wyniosła do władzy talibów pod wodzą mułły Omara. Ugrupowanie szybko przerodziło się z grupy koranicznych studentów w jedną z najbardziej znaczących sił w postkomunistycznym Afganistanie i w 1996 roku kontrolowało już większość terytorium kraju – w tym stolicę. Dla zmęczonej wewnętrznymi walkami populacji przyjęcie surowego prawa koranicznego było akceptowalną ceną za stabilizację.

Hazarowie jednak znów znaleźli się na celowniku, i to podwójnym.

Jako ugrupowanie wyrosłe z pasztuńskich regionów oraz tradycji i historycznie dowodzone wyłącznie przez Pasztunów, Taliban widział w tej mniejszości wroga na tle etnicznym; jako organizacja sunnickich fundamentalistów, sprowadzająca muzułmanów wyznających inne odłamy islamu do miana niewiernych, prześladował ich z powodów religijnych.

Pięcioletnie rządy ugrupowania, przerwane interwencją Sojuszu Północnoatlantyckiego po zamachach na World Trade Center w 2001 r., były naznaczone nie tylko dyskryminacją szyickiej mniejszości, ale i aktami ludobójstwa. W zdominowanej przez Hazarów prowincji Bamjan na początku 2001 roku zamordowano co najmniej 170 osób, w tym pracowników humanitarnych. Kilkanaście miesięcy później zespół Organizacji Narodów Zjednoczonych znalazł tam także masowe groby ofiar zabitych na dosłownie miesiąc przed upadkiem Islamskiego Emiratu.

Najokrutniejsza była jednak rzeź w mieście Mazar-e Szarif w 1998 roku, gdzie w odwecie za opór wobec nowych władz oraz egzekucję około trzech tysięcy bojowników (na rozkaz sprzymierzonego z hazarskimi mudżahedinami uzbeckiego watażki Abdolmalika Pahlawana) talibowie ze szczególnym bestialstwem dokonali masakry na ludności cywilnej.

"Washington Post" raportował wówczas o wstrząsających scenach: „Hazarów rozstrzeliwano na oczach ich rodzin lub podrzynano im gardła tak, jak robi się to z kozami na huczne muzułmańskie święta. Inni byli wrzucani do przepełnionych cel miejscowych więzień, by następnie stanąć przed plutonem egzekucyjnym, lub do naczep, gdzie pocili się całymi dniami w palącym słońcu, dopóki nie udusili się lub nie dostali udaru. Wieczorami ciężarówki zabierały ciała na pobliską pustynię i wyrzucały całymi stosami, jak śmieci”.

Przeczytaj także:

Hazarowie jako obywatele drugiej kategorii

Gdy do Afganistanu wkroczyły wojska NATO i obaliły talibów, Hazarowie dostrzegli dla siebie szansę. Zapisywali się na uniwersytety, organizowali partie polityczne, dołączali do instytucji pozarządowych, także tych finansowanych przez pieniądze płynące z Zachodu. W próbach tworzenia społeczeństwa obywatelskiego aktywnie brały udział hazarskie kobiety. Dyskryminowana przez dekady mniejszość stała się bardziej widoczna w życiu publicznym, zyskała reprezentację w rządzie, choć i tutaj nie mieli równych szans, nie powierzano im bowiem najważniejszych stanowisk w kraju; przedstawiciel tej mniejszości nie miał chociażby szans na tekę ministra obrony.

„Hazarowie nie mogą zrobić zbyt wiele w kwestii tego, jak postrzegała ich reszta społeczeństwa – a postrzegała ich jako obywateli drugiej kategorii” - twierdzi doktor Rabia Khan, absolwentka londyńskiego uniwersytetu SOAS, której praca naukowa skupia się na zagadnieniach związanych z tą ludnością.

Przedstawiciele grupy może nie byli na celowniku tak jak za czasów talibów, ale nadal pozostawali ofiarami dyskryminacji. „Hazarowie przez swoje pochodzenie często są traktowani jako obcy. Wyróżniają się, mają bardziej azjatyckie rysy twarzy. Nie wszyscy są szyitami, ale tym, którzy twierdzą, że są sunnitami, nikt nie wierzy. W oczach innych Afgańczyków religijna i etniczna tożsamość zlewa się w jedno” - twierdzi dr Khan.

Segregację, choć już nie w tak rażącym wydaniu, było widać na uniwersytetach i stanowiskach publicznych. Ali Ta’i wspomina swoje doświadczenia ze stołecznej szkoły oficerskiej: „Gdy przyszedł czas egzaminów i okazało się, że duża część chętnych to Hazarowie, wprowadzono system przyznający miejsca konkretnym prowincjom. Poza tym ustalono, że przyjęci zostaną wyłącznie mężczyźni powyżej 185 cm wzrostu. Hazarowie są zazwyczaj niżsi”.Pomimo systemowej dyskryminacji i reprezentacji mającej często jedynie symboliczny wymiar, kilkanaście lat republiki przyniosło tej mniejszości znaczną poprawę losu w porównaniu do wcześniejszych lat.

„Hazarowie byli entuzjastycznie nastawieni do demokratyzacji, chcieli się edukować, popierali wartości bardziej liberalne, byli otwarci na działanie w ramach społeczeństwa obywatelskiego. Ta pozycja polityczna i ideologia, z którą się utożsamiali, uczyniła ich celem”

- twierdzi dr Khan.

Hazarowie zawsze byli postrzegani przez afgańskich religijnych ekstremistów jako element niepożądany. Tak IS-K, odłam Państwa Islamskiego szczególnie aktywny w Azji Środkowej, jak i Taliban, to sunniccy fundamentaliści uznający szyitów za heretyków. W przypadku tych drugich dochodzi do tego jeszcze element etnicznej tożsamości.

„Talibowie mają wyraźny sznyt pasztuńskgo nacjonalizmu, który odziedziczyli po filozofii państwa afgańskiego z lat 30. i 40.” - zaznacza dr Kłagisz. Obecne władze Afganistanu zapewniały wprawdzie, że nie będą dyskryminować mniejszości, ale to pusta retoryka. Raport przygotowany przez Bolaq Analyst Network, analizujący pierwszy rok rządów Talibanu, wylicza wiele przykładów dyskryminacji. Wszystkie partie, założone w czasach republiki, zostały rozwiązane w marcu, i od tamtego czasu reprezentacja tej mniejszości w procesach politycznych zmalała niemal do zera. „Szybko przestali udawać, że są inkluzywni wobec Hazarów” - mówi dr Khan.

Ograniczana jest ekspresja własnej tożsamości. Media, którymi zarządzali Hazarowie, albo zostały zamknięte, albo ograniczono treści, które mogły pokazywać. W niektórych prowincjach zakazano obchodów Aszury, jednego z najważniejszych szyickich świąt, upamiętniających męczeństwo Husajna, wnuka Mahometa, a żałobne flagi zamieniono na sztandary Talibanu. W Kabulu w marcu tego roku przestał działać szyicki meczet. Program hazarskich imprez kulturalnych, m.in. festiwalu Dambora w Bamjanie, gdzie mężczyźni i kobiety przez ostatnie kilka lat występowali razem na jednej scenie, został anulowany. W tym samym mieście tuż po upadku Kabulu nowe władze zniszczyły pomnik Abdolalego Mazariego, mudżahedina i polityka reprezentującego interesy szyickiej mniejszości, zamordowanego przez bojowników mułły Omara w 1995 roku.

Edukacja, pole, na którym w czasach republiki Hazarowie radzili sobie ponadprzeciętnie, teraz wpadła w ręce talibów, a profesorowie, którzy po upadku Kabulu uciekli z kraju, zostali zastąpieni przez popleczników nowej władzy.

Raporty Rukhshana Media, organizacji zajmującej się prawami kobiet w Afganistanie, donosi o regularnym oblewaniu studentów hazarskiego pochodzenia na uniwersytetach przez wykładowców mianowanych na stanowiska przez talibów. Rzadko kiedy istnieje możliwość odwołania, jako że osoby na najwyższych stanowiskach na uczelniach musiały albo pójść na kompromis z nowymi władzami, albo zostać przez nie wyznaczone. Dyskryminacja w edukacji najmocniej dotyka oczywiście dziewczyn, jako że Taliban od momentu przejęcia kontroli nad krajem konsekwentnie utrudnia nauczanie kobiet na poziomie ponadpodstawowym, niezależnie od ich pochodzenia etnicznego.

Nowy-stary Taliban

O systemowych prześladowaniach wiemy niewiele ze względu na blokadę przepływu informacji z kraju. Wygląda jednak na to, że to wciąż mniej brutalny aspekt ciężkiej sytuacji Hazarów. Jednocześnie bowiem dotyka ich fizyczna przemoc. W większości szyicka mniejszość znalazła się na łasce dwóch nienawidzących jej fundamentalistycznych ugrupowań, ścierających się ze sobą w Afganistanie. Według raportu przygotowanego przez Bolaq Analyst Network Hazarowie byli celami ataków terrorystycznych co najmniej 18 razy w przeciągu dwunastu miesięcy od przejęcia Kabulu przez talibów. Ponad połowę z nich przeprowadziło IS-K, które oprócz uderzenia w szyitów może też pokazać zamachami, że mniejszości nie mogą czuć się bezpiecznie pod rządami starych-nowych władz.

„Taliban twierdzi, że potępia te ataki i że nie na nie miejsca w ich kraju. Ale gdy w październiku ubiegłego roku dokonano dwóch zamachów na szyickie meczety w Kunduzie i Kandaharze, nie zrobiono nic, nie zabezpieczono tych miejsc, nie zapewniono ochrony w trakcie świętego szyickiego miesiąca Muharram, w trakcie którego znowu doszło do kilku ataków na Hazarów. Taliban zrzuca winę na ISIS-K, by pokazać, że się zreformował. W rzeczywistości zmiana jest głównie w języku, który nie jest już tak ostry. W działaniach widać jednak wiele podobieństw do lat 90.” - twierdzi dr Rabia Khan.

Pod rządami talibów przedstawiciel hazarskiej mniejszości ginie średnio co 1,64 dnia.

W najkrwawszym z dotychczasowych ataków zginęło co najmniej 68 osób, a ponad 100 zostało rannych. Dla władz to głównie problem wizerunkowy, bo podważa ich kontrolę nad krajem i umacnia pozycję IS-K. Ale Taliban sam także uderza w tę społeczność.

„Gdy zabijasz Hazara, od jednej kuli ginie dwóch nieprzyjaciół: szyita i etniczny wróg” - mówi Ali Ta’i. Raport Bolaq Analyst Network wnioskuje, że co najmniej 4 zamachy zostały przeprowadzone właśnie przez lub przy udziale rządzącego Afganistanem ugrupowania. Liczba ta, ze względu na kontrolę przepływu informacji z kraju, może być jednak znacznie wyższa. Celami są meczety, demonstracje, placówki edukacyjne, dzielnice większych miast zamieszkane przede wszystkim przez Hazarów. Taliban nawet jeśli oficjalnie je potępia, aktywnie przyczynia się do nakręcania spirali przemocy i utrudnia niesienie pomocy; na przykład po zamachu na liceum w Kabulu w kwietniu tego roku bojownicy stosowali przemoc wobec osób chcących oddać krew.

Ugrupowanie rządzące krajem nie przyznaje się wprawdzie do aktów terroryzmu, ale jest zaangażowane w porwania oraz morderstwa ważnych dla hazarskiej społeczności osób: aktywistów, doktorów, wojskowych współpracujących z poprzednimi władzami. Badacze Bolaq Analyst Network wymieniają m.in.:

  • śmierć policjanta Mohammada Zaboliego,
  • aresztowanie i późniejsze zniknięcie 11 kobiet protestujących przeciwko talibom w prowincji Bamjan,
  • a także zabójstwa dwóch młodych doktorów z rąk „nieznanych sprawców”.

We wrześniu Amnesty International opisało morderstwo sześciu osób w trakcie nalotu na dom Mohamada Muradiego, wcześniej szefa lokalnej milicji, w tym jego syna i dwóch córek – jednej zaledwie dwunastoletniej. Sam Muradi został ranny, a następnie wywleczony przed własny dom i zabity strzałem w tył głowy.

Inne doniesienia organizacji walczących o prawa człowieka wskazują na szeroko zakrojoną akcję przesiedleń ludności hazarskiego pochodzenia. W październiku ubiegłego roku Human Rights Watch biło na alarm, gdy talibowie zmusili setki rodzin w prowincjach Helmand, Balch, Dajkundi, Uruzgan i Kandahar do opuszczenia swoich domów. Dano im zaledwie kilka dni na przygotowania i odmówiono możliwości obrony prawnej.

Z kolei w regionie Balchab dziesiątki tysięcy ludzi zostało zmuszonych do ucieczki ze względu na walki pomiędzy bojownikami Talibanu a grupą kierowaną przez zbuntowanego dowódcę ugrupowania, Maulawiego Mehdiego. Ziemie, z których wygnani zostają Hazarowie, przekazuje się następnie osobom wiernym nowemu reżimowi. Część przekazano również Koczi, pasztuńskim nomadom trudniącym się pasterstwem i przez to od wielu pokoleń będącym w konflikcie z hazarskimi rolnikami. Ta grupa również ucierpiała w ostatnich latach, głównie za sprawą powodzi i suszy, ale ze względu na etniczne pokrewieństwo może teraz liczyć na wsparcie władz.

Takiego samego traktowania nie może się spodziewać w większości szyicka mniejszość. Według informacji zebranych przez Global Campus of Human Rights, ponad 80 proc. Hazarów nie ma dostępu do pomocy humanitarnej (w całym kraju potrzebuje jej 24 miliony obywateli – ponad połowa populacji). W przypadku katastrof naturalnych, regularnie nawiedzających Afganistan, potrafią być od niej systematycznie odcinani przez władze. Na przykład w trakcie sierpniowych powodzi w prowincji Ghazni talibowie dostarczyli zapomogę poszkodowanym, omijając jednak skrzętnie te dystrykty, w których dominowali Hazarowie.

To najprawdopodobniej wyłącznie wycinek prześladowań.

#StopHazaraGenocide

„Prawdziwy obraz tego, co dzieje się w Afganistanie, jest ciężki do określenia ze względu na blokadę przepływu informacji przez talibów” -przypomina dr Khan. Niewykluczone, że rzeczywista skala przemocy, porwań, a także systemowego wymazywania Hazarów z życia społecznego, jest znacznie większa. Przez ostatni rok władze cementowały swoje rządy w państwie i testowały, dokąd mogą się posunąć w prześladowaniach mniejszości. Zważywszy na to, że wezwania poszkodowanych do akcji okazały się, przynajmniej na razie, głosem wołającego na puszczy, nic dziwnego, że ataki, zarówno ze strony IS-K, jak i talibów, stają się coraz częstsze.

Hazarowie, którym udało się uciec z kraju, liczą na pomoc z zewnątrz. „O ile w Iranie i Pakistanie, gdzie istnieją liczniejsze mniejszości hazarskie, trudno jest zaangażować się w działalność polityczną, o tyle diaspory w Australii i Wielkiej Brytanii są bardzo aktywne” - podaje dr Khan. Przestrzegają przed bagatelizowaniem tematu i wiarą w zapewnienia Talibanu. Jako mniejszość w podwójnym znaczeniu – etnicznym i religijnym – z długą historią przeszłych prześladowań, często odrębną tożsamością polityczną i brakiem międzynarodowego wstawiennictwa, Hazarowie są szczególnie narażeni w kraju rządzonym przez religijnych fundamentalistów. Dlatego już teraz piszą o ludobójstwie na Twitterze pod hasłami #StopHazaraGenocide, organizują demonstracje, prowadzą marsze; we wrześniu zaprezentowali nawet raport na temat dyskryminacji Hazarów w brytyjskim parlamencie. W końcu już raz, za sprawą edyktu „Żelaznego Emira”, stanęli na krawędzi zagłady, i nie mają zamiaru czekać, aż podobny dekret wydadzą talibowie.

Post scriptum

30 września w centrum edukacyjnym Kaaj w dzielnicy Kabulu zamieszkanej przez Hazarów wysadził się zamachowiec samobójca. Wśród co najmniej 54 ofiar większość stanowili studenci i studentki, piszący w tym czasie próbny egzamin uniwersytecki. Nikt nie wziął odpowiedzialności za atak, a rzecznik Talibanu potępił atak na Twitterze, określając go mianem wielkiej zbrodni. Jednocześnie władze brutalnie stłumiły wystąpienia hazarskich kobiet, protestujących przeciwko przemocy wobec ich dzieci. Talibowie otworzyli nawet ogień, by rozgonić demonstracje.

W odpowiedzi na zamach Muhammad Mohaqiq, jeden z politycznych liderów Hazarów w Afganistanie, stwierdził, że „nóż dotarł już do kości” i dał swoje przyzwolenie każdemu członkowi swojej społeczności, by otwarcie sprzeciwić się Talibanowi.

;
Na zdjęciu Jakub Mirowski
Jakub Mirowski

magister filologii tureckiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, niezależny dziennikarz, którego artykuły ukazywały się m.in. na łamach OKO.Press, Nowej Europy Wschodniej czy Krytyki Politycznej. Zainteresowany przede wszystkim wpływem globalnych zmian klimatycznych na najbardziej zagrożone społeczności, w tym uchodźców i mniejszości, a także sytuacją w Afganistanie po przejęciu władzy przez talibów.

Komentarze