Mińsk do perfekcji opanował sztukę pantomimy. Podniesione głosy już dawno wyszły tu z mody. Ludzie są przygaszeni, rozmowy zdawkowe, kroki ciche. Nawet sprzedawczynie w kasach biletowych przerywają milczenie tylko z pomocą teatralnych westchnięć. Cisza jak strachem zasiał.
Samolot, którym przyleciałem ze Stambułu, też ląduje niemal bezgłośnie. Jeszcze bada grunt pod kołami, gdy część pasażerów przepycha się już do wyjścia. Reszta siedzi w spokoju, czterdziestu migrantów, dwie rodziny z dziećmi i dużo młodych ludzi, oczami szorują podłogę. Widać, że mają ściśnięte żołądki i ciężkie kolana, ale trzeba iść.
– Na lewo wiza, na prawo bez wizy – mówi celnik, ale wyraz jego twarzy nie współgra z logo Narodowej Agencji Turystyki i napisem „Białoruś, gościnność bez granic”.
To drugi już materiał reporterskiego cyklu OKO.press. Szymon Opryszek ruszył samotnie trasą tysięcy uchodźców, którzy docierają do granicy polsko-białoruskiej. Pierwszy odcinek rozgrywał się w Stambule.
Dziś odcinek z Mińska i dalszej drogi reportera. Jutro i pojutrze kolejne opowieści z granicy
Idę wraz z tymi z wizami, choć jej nie mam, w rękach mają paszporty z Iraku, Syrii, Kongo. Na widok polskiego dokumentu zatrzymuje mnie drugi celnik, woła trzeciego, ten prowadzi do odpowiedniej sali, a tam celniczka przez dobre dziesięć minut miętosi mój świeży paszport (wyrobiłem nowy dokument, bo planowałem wyruszyć z Libanu, do którego wjazd ze stemplem izraelskim jest niemożliwy), kartkuje, podświetla, zbliża, oddala, aż w końcu uspokojona wyznaniem, że jadę na wieczór kawalerski, zamaszyście wbija pieczątkę.
W hali przylotów nie czeka nikt. Nie ma kwiatów, okrzyków, rzucania się w ramiona. Przed terminalem jeden taksówkarz dopala papierosa. Piszę do Syryjczyka, z którym wymieniliśmy się numerami przed wejściem na pokład. Mieliśmy jechać razem do hostelu. Nie odpowiada.
Kręcę się po hali odlotów, tam też nie ma żadnych migrantów. Zniknęli po tym jak do sieci wyciekły filmy z ludźmi koczującymi na lotnisku. Po dwóch godzinach czekania na współpasażerów z mojego samolotu ruszam sam. Chłopak z Syrii do tej pory nie odpowiedział. Może się bał? A może władze wysłały go prosto na granicę?
Jest mi głupio, że tak sprawdzam Ramiara
To już Ramiar B, Kurd z Iraku, właśnie wrócił do Mińska pod dwóch próbach sforsowania granicy.
– Nie wiem, czy jestem jeszcze człowiekiem. Stałem się zwierzyną, na którą reżimy urządziły sobie polowanie. Odebrali mi człowieczeństwo. Moja zbrodnia polega na tym, że mam najgorszy paszport świata.
Za pierwszym razem było nas pięćdziesięcioro, dużo dzieci, starców i kilka kobiet w ciąży. Złapali nas w lesie koło Brzeziny. Nie patyczkowali się. Wszystkich wyrzucili na drugą stronę.
Strefa śmierci, drugi Irak, tak mówimy na ten wąski pas między Polską a Białorusią.
Mieliśmy szczęście, w naszym obozie białoruscy pogranicznicy przynosili jabłka i ziemniaki, pozwalali podładować telefony. Za darmo! Mój kolega trafił na takich, co za butelkę wody brali dziesięć dolarów. Ludzie mdleli na ich oczach, a oni patrzyli tylko w ciemność, tak żeby móc przed sobą udawać, że nie widzą.
Za drugim razem, 14 października, szliśmy w siódemkę. Było zimno. Ciemno. W okolicy Starego Masiewa moja żona upadła. Ból nogi był okropny. Idźcie, powiedziałem, do znajomych. Są już w Niemczech, cała rodzina. Zadzwoniłem na polskie pogotowie. „Kłamiesz”, „Jesteś na Białorusi”, słyszałem od dyspozytorów. Jeden po prostu odłożył słuchawkę. Ale wciąż próbowałem, chyba dwadzieścia razy, błagałem o pomoc! W końcu powiedzieli mi, żebym poszedł do najbliższej wioski. Zostawić płaczącą Paiwast samą w lesie? Ruszyłem. Na miejscu zamiast karetki czekały dwa wozy Straży Granicznej. Polacy potraktowali mnie jak terrorystę. Tłumaczyłem im, że mam 26 lat, niedawno zacząłem dorosłe życie, w moim kraju spadają bomby, a ja nie zrobiłem nic złego. Jestem dziennikarzem i fotografem. Mój kanał nie spodobał się władzy, nietrudno o to w Iraku. Kilka razy trafiłem do aresztu, bałem się, że wsadzą mnie do więzienia. Nie miałem wyboru, musiałem uciekać.
W końcu zgodzili się pójść po Paiwast. Płakała z bólu i wycieńczenia. I znów do polskiej wioski z żoną na plecach. Mówili mi, że idę za wolno, że ona powinna iść sama. Przyjechała karetka. Chcieli nas rozdzielić, ją do polskiego szpitala, mnie na Białoruś. Nie zgodziliśmy się. Karetka odjechała pusta.
Moja żona chciała skorzystać z toalety. Jeden z pograniczników powiedział, chcecie sikać, wsiadajcie do auta, to pojedziemy. I wywiózł nas pod samą granicę. Proszę, błagałem, moja żona tu umrze, a on wciąż się śmiał, coraz głośniej. Nie wiem, jak długo szedłem z żoną na plecach, aż zatrzymali nas Białorusini. Ubłagałem ich, by wezwali karetkę. Zabrała nas do szpitala w Świsłoczy, na szczęście okazało się, że to tylko mocne stłuczenie.
Wróciliśmy do Mińska, zbieramy siły. Za kilka dni spróbujemy jeszcze raz. Jestem Kurdem, synem wojny i kul. Nie boję się granicy. Boję się ludzi, którzy zapomnieli, jak to jest być człowiekiem.
Z dziennikarskiego obowiązku staram się sprawdzić, czy Ramiar nie kłamie. Szukam dowodów, że był więziony. Analizuję film z karetki i zdjęcie z oddziału w szpitalu w Świsłoczy, nawet tam dzwonię, by dowiedzieć się, że ostatnio było kilku pacjentów z Bliskiego Wschodu lub Afryki. Piszę do znajomych Kurdów, potwierdzają, że pracował w mediach. Jest mi głupio, że tak sprawdzam.
Centrkurort pod okiem Łukaszenki
Podróż śladami Ramiara zaczynam od jego profilu na Facebooku. W kategorii „polubione” znajduję białoruskie biuro podróży Oskartur z Mińska. Rzeczywiście, potwierdza, zapłacił za wycieczkę 3400 dolarów. W cenie był lot i cztery noclegi w hotelu. Do granicy, nieopodal Starego Masiewa dojechał taksówką.
W maju 2021 roku agencja, założona na Białorusi przez Salaha Muhaimena Al-Asadiego, podpisała umowę o współpracy z państwową firmą turystyczną Centrkurort. Faktury i maile z prośbami o wystawienie wiz dla Irakijczyków, które zdobyli dziennikarze Centrum Dossier i Der Spiegel, to jeden z dowodów na to, że władze białoruskie stoją za organizacją siatki przemytu migrantów do granic z Litwą i Polską.
Zwiedzam Mińsk śladami tej sitwy. W okolicach hotelu Yubileiny, w którym kwaterowano niektórych migrantów z Iraku, spotykam dwóch Nigeryjczyków, potem Syryjczyka. Nieopodal jest małe centrum handlowe, tam też zagaduję przyjezdnych. Co tu robicie, pytam. Studiujemy, odpowiadają niemal wszyscy.
Są wszędzie: na skwerach, na dworcach, w galeriach handlowych. Czekają na odpowiedni moment, by ruszyć do Europy. Hotelarze, z którymi rozmawiałem w Mińsku, Grodnie i Brześciu zacierali ręce: takiego ruchu nie było nawet przed pandemią.
Migracyjny biznes wyraźnie lubi ciszę. Może dlatego siedziba Centrkurort znajduje się tam, gdzie bije serce białoruskiej administracji. W tym samym budynku, potężnym i strzeżonym z wszystkich stron, działają resorty: finansów, zdrowia, architektury i edukacji. Tuż obok stoi Dom Rządu. Nad wszystkim czuwa siedmiometrowy pomnik Władimira Lenina przemawiającego do narodu.
Wchodzę do budynku w milczeniu i pokazuję telefon z przygotowaną formułką. „Jestem obcokrajowcem. Nie mówię po rosyjsku. Wykupiłem w państwa biurze wycieczkę. Obiecano mi zwiedzanie Mińska. Nikt nie przyjechał po mnie do hotelu”. Portier woła panią zza biurka, ta dzwoni do przełożonej, wzruszanie ramion, ukradkowe uśmiechy, sprawdzanie słowników, w końcu odpowiedź, która wyrzuca mnie na wycieraczkę i każe czekać.
To był tylko pretekst, by zobaczyć główną siedzibę Centrkurortu. Dotychczasowe śledztwa dziennikarzy stawiają firmę w centrum nielegalnego szmuglowania migrantów. Białoruski operator podpisał umowy z kilkoma krajowymi i nie tylko biurami podróży, by rozwijać turystykę z krajami Bliskiego Wschodu.
Firma dostała bezprecedensowe uprawnienia: mogła wystawiać wizy obywatelom Iraku, których na granicy spotykam najwięcej. W siatce lotów na lotnisku w Mińsku pojawiły się bezpośrednie połączenia z Bagdadu obsługiwane przez firmy Fly Bagdad, Iraqu Airways oraz białoruską Belavię.
Iracki Urząd Lotnictwa Cywilnego dwukrotnie zawieszał loty na Białoruś. Ale to nie oznacza, że władze nie zapraszają migrantów z innych krajów. W ciągu ostatniego tygodnia dostałem kilka wiadomości od tureckich przemytników o planowanych lotach z ich klientami ze Stambułu (cztery, pięć lotów dziennie) lub Dubaju. Jeden wysłał zdjęcie wizy dla Syryjczyka z datą wjazdu na 24 października. Dzień później w Mińsku miał wylądować samolot z Damaszku. Według oficjalnej strony lotniska połączenie zostało skasowane.
– Może to znak, że reżim przestraszył się sankcji? Lub katastrofy humanitarnej na granicy zimą? – zastanawia się, zastrzegając anonimowość, badaczka z Human Rights Watch, która na granicy pracowała nad raportem o sytuacji migrantów. – Widzimy po siatce lotów, że liczba przylotów z Bagdadu do Mińska spadła niemal do zera. Innych narzędzi do badania zjawiska migracji nie mamy, a to szeroki temat, bo przecież wielu ludzi dociera na Białoruś także przez Rosję.
Często z pomocą Centrkurortu, który bezpośrednio podlega Kancelarii Prezydenta Białorusi, a dokładnie Departamentowi Spraw Prezydenta. Podobnie jak w przypadku przynajmniej 79 innych firm, od branży mleczarskiej, przez budowlane, po pamiątki i hotele, a w przeszłości nawet alkohole, dokładnie tanie wina.
Kiedy przeglądałem oficjalną stronę Kancelarii Prezydenta Białorusi natrafiłem na informację, że pod jej zarządem są także Puszcza Białowieska oraz dwa obiekty hotelowe, jeden w Kamieniukach na wysokości Białowieży. Drugi, niemal w środku puszczy, to Dwór Tyszkiewiczów.
Pomyślałem, że skoro Łukaszenko wykorzystuje ludzkie życie w swoim celu, to ja mam prawo wykorzystać Łukaszenkę w swoim planie.
Grodno plotkuje: czarnoskórzy spali u stóp Lenina
Ale najpierw jadę do Grodna, podobno roi się tam od przybyszów z Bliskiego Wschodu i Afryki.
Szykowałem się na nocleg w hostelu przy ulicy Marksa. Jeszcze cztery dni temu był wypełniony migrantami. Nie było wolnych łóżek. Dzieci ganiały po rozbebeszonym przez koparki podwórku. – Było tutaj jak w przedszkolu – opowiadał sąsiad. Teraz świeci pustkami, zamknięty na cztery spusty. 14 października przyjechała policja. Migranci wyszli wężykiem ze swoimi rzeczami wprost do więziennego samochodu. I odjechali. Gdzie? Nie wiadomo.
– Napisał nam o tym czytelnik. Nie mieliśmy nawet zdjęcia. Brakowało materiału na newsa. Ale zadaliśmy prowokacyjne pytanie w poście na komunikatorze Telegram. „Ciekawe, czy wezmą ich do więzienia, czy na granicę”? – opowiada Alieksej Szota, redaktor naczelny niezależnego portalu hrodna.life.
W jego redakcji też panuje cisza. Tylko Szota przychodzi regularnie do biura, reszta dziennikarzy pracuje raczej z domów lub z zagranicy. Na początku września odebrał pismo z sądu gospodarczego o likwidacji firmy z powodu wykroczeń. Zdaniem reżimu redakcja miała „rozpowszechniać materiały ekstremistyczne”.
Cieszy się jednak, że wpis na Telegramie sprowokował milicję do wydania komunikatu. W tytule napisano „Walczymy z fake-newsami”. Zgodnie z oświadczeniem 24 obywateli Iraku przebywało na terenie Białorusi nielegalnie. Najprawdopodobniej przeterminowały się ich wizy, a w tym czasie nie udało im się sforsować granicy. Zapewne zostaną deportowani.
Jedna z nielicznych białoruskich aktywistek od praw człowieka, która też boi się mówić pod nazwiskiem, zwraca uwagę, że to może być czysto marketingowa zagrywka prezydenta Łukaszenki.
– Być może chce zmiękczyć Komisję Europejska, a może chce pokazać, że to on trzyma kierownicę. Podejrzewam też, że przypadki cofania migrantów z granicy lub plany ich deportacji z Białorusi mogą mieć związek z tarciami między resortami, które mają nieco inne podejście do używania migrantów jako narzędzia politycznego – podkreśla kobieta.
A Grodno żyje plotkami. O kobiecie, która wynajmuje swoje mieszkania za sto dolarów za dobę. Na trzydziestu metrach ma mieszkać dwanaście osób. O czarnoskórych migrantach, którzy spali w śpiworach u stóp Lenina w rozwianym płaszczu. O grupie Syryjczyków, którzy szukali na placu targowym wysokich butów, bo wielu przyjechało w klapkach.
– Nic nie wiemy. Zjawiskiem migracji nie zajmuje się żaden niezależny dziennikarz w kraju. Ani żadna organizacja pozarządowa. To dla nas zbyt groźne. Panuje informacyjna cisza. Wiadomości możemy zdobywać tylko przez prowokacje, jak ta nasza na Telegramie. Do czarnej skrzynki nigdy się nie dostaniemy – mówi Szota.
Daj mi wody, mówi do mnie Google
I znów cisza. To pokój wieloosobowy w hostelu w Grodnie, szesnaście łóżek, jedno zajęte. Słyszę oddech. W środku nocy budzi mnie znajomy głos.
„Proszę, pomocy.” „Daj mi wody”. „Nie mam już pieniędzy”, słyszę po angielsku. Potrzebuję chwili, by zdać sobie sprawę, że to syntezator mowy tłumacza Google. I znów „Proszę pomóż mi”. A potem skrobanie ołówka i szept mężczyzny, który wierzy w siłę słów.
To Ali z Tadżykistanu. Ma 28 lat, z kraju wyjechał za pracą do Rosji. Miesiąc temu znajomy powiedział mu o szlaku przez Białoruś. Chce dostać się do Niemiec lub Szwecji. Spróbował już raz, ale białoruscy pogranicznicy złapali go i kazali wracać taksówką do Grodna. Zlitowali się, nie wzięli ani rubla.
– Moi rodzice nic o tym nie wiedzą – zdradza mi o poranku. – Chcę im pomóc, chcę pomóc sobie. W moim kraju nie ma żadnej przyszłości. Nie ma pracy. Nie chcę dużo, chcę tylko pracować.
Tadżykistan jest jednym z najbiedniejszych krajów byłego ZSRR, z ponad 40 proc. stopą bezrobocia.
Ali siedzi w dresie na hostelowej kanapie i wciąż dzwoni. Do kolegów, którym się udało. Do przemytników, których numery zdobył w sieci. W końcu do taksówkarza z Grodna, który podobno wozi migrantów po zaniżonych cenach. Jestem przy tej rozmowie.
– 150 dolarów, a dotrzecie do takiego miejsca ze wzgórzem. Rozejrzycie się, prawo, lewo, jak nikogo nie ma, dacie nura do lasu i za godzinę jesteście w Sokółce – namawia taksówkarz.
Tłumaczę Alemu, że nie mogę iść. Przed wyjazdem przepytywałem prawników, jakie zarzuty groziłyby mi, gdybym znalazł się na terytorium Polski z grupą migrantów. Nielegalne przekroczenie granicy. Przemyt. Udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Nawet do dziesięciu lat.
O ewentualnych zarzutach po białoruskiej stronie i podejrzeniach o np. szpiegostwo na rzecz Polski prawnicy nawet nie chcą myśleć. Dlatego podczas pracy na granicy spotykam się z migrantami, nawet w strefie przygranicznej, ale to krótkie rozmowy. Często nawet nie siadamy. Nigdy z nimi nie idę. Nie pomagam im nieść bagaży. Wyłącznie rozmawiamy, czasem zostawiam im jedzenie lub koce termiczne. A potem się rozchodzimy.
W końcu przyznaję się Alemu, że jestem dziennikarzem. Ale on wciąż nie rozumie, dlaczego chcę jechać na granicę. Wciąż mnie namawia na ten jeden skok. Przecież na pół to będzie 75 dolarów. Tanizna.
Melduję, że Polak szuka żubra
Ostatni fragment drogi ze Świsłocza do Dworu Tyszkiewiczów to chyba najświeższy i najrówniejszy asfalt w całym kraju. Jadę z taksówkarzem, który do pracy najął się dwa dni wcześniej, bo w końcu można nieźle zarobić. Jeszcze przed pandemią i zamknięciem granic szmuglował paliwo, tankował passata do pełna, jechał pod Białystok, spuszczał benzynę z baku i sprzedawał klientowi. Na pozostałych pięciu litrach wracał z 15 dolarami w kieszeni.
A teraz? Właśnie dzwoni do niego znajomy pogranicznik, jest kurs do Mińska, 150 dolarów od głowy. Taksówkarz mlaska z niesmakiem, ale przecież mnie nie wysadzi w lesie. W Świsłoczu jest sześć taksówek, takiego ruchu nie było nigdy.
Dawny dworek myśliwski Tyszkiewiczów w Żarkowszczyźnie, do którego podobno uwielbia przyjeżdżać sam Aleksandr Łukaszenko, oferuje bliskość natury za 44 ruble za noc.
Nocą w hotelu impreza. Już wcześniej widziałem w okolicy ośrodka wozy wojskowe i auta pograniczników. Imprezowicze wyglądają jak wyjęci z filmów o służbach specjalnych. Przywieźli ich dwaj postawni mężczyźni w garniturach. Na stole kilka flaszek wódki, które będą rozbijać o trzeciej nad ranem. Za każdym razem jak przechodzę obok sali, w której mają zebranie, zamykają drzwi.
– To chyba byli policjanci – zagaduję nad ranem recepcjonistkę.
– Tak, jakby – odpowiada speszona.
W ofercie dworu są też rowery górskie, dwa ruble za godzinę. Przez następne dni pedałuję wzdłuż pasa przygranicznego śladami migrantów. Z Cichawoli do Stoków i z powrotem, na południe w kierunku pieszego przejścia granicznego w Białowieży. Unikam głównych dróg, jeżdżę wąskimi ścieżynkami, prowadzę rower na przełaj, a i tak kilka razy łapią mnie białoruscy pogranicznicy.
Czasami spotykam ich w lesie, czasami czają się w krzakach. Mają ściśnięte usta. Ich komendy pozbawione są miękkich znaków. Zaglądają do plecaka. Domagają się zgody na przebywanie w pasie przygranicznym. Straszą aresztem. I dzwonią, za każdym razem gdzieś dzwonią.
– Polak, tuż przy granicy, mówi, że szuka żubrów – mówi jeden przez telefon do przełożonego. Szef chyba bagatelizuje sprawę, bo wkrótce pogranicznik oddaje paszport i szczegółowo tłumaczy, w której części puszczy można zobaczyć zwierzęta.
Innym razem: – Ach, panie władzo, słyszycie? To triochpałyj djatel, dzięcioł trójpalczasty – przed przyjazdem do Puszczy Białowieskiej napisałem do znajomego ornitologa, by pomógł mi udawać amatora ptaków. Pogranicznicy patrzą jak na wariata. A kiedy ornitologia zawodzi, mówię, że jestem z hotelu Łukaszenki. Wtedy dzwonią do dyrektora placówki. A potem puszczają mnie wolno.
Świat się z tego nie wytłumaczy
Swoją drogą, taki dzięcioł potrafi nieźle nastraszyć w lesie. Tak jak uciekające stado saren, pękająca gałązka, czy szeleszczące pod butami liście. Kiedy idę przez las, wyobraźnia pracuje, a przecież jestem tylko turystą, który lekko nagiął zasady.
Do większości migrantów docieram dzięki pinezkom z lokalizacjami. Dostaje je od nich lub od krewnych, którzy zamartwiają się ich losem w różnych częściach świata. Zwykle szukam migrantów w dzień, kiedy próbują stać się niewidzialni, kulą się między zwalonymi konarami lub w zagajnikach brzóz, zbierają siły, by w nocy spróbować jeszcze raz.
Syryjczyk, który nie jadł nic od trzech dni, pokazuje mi, jak wyciska wodę z mchu.
Czworo Irakijczyków, jeden mówi po angielsku, opowiada, że byli już w Polsce, ale rzucili się do ucieczki, gdy usłyszeli psy pograniczników.
Inny z Kurdów idzie i zawsze ma pod ręką sto dolarów zamiast słów.
Kto nie szanuje zasady ciszy lasu, jak Kongijka, którą spotykam wraz z trójką znajomych przy asfaltowej drodze w Cichawoli, gdy ciągnie walizkę na kółkach, najprawdopodobniej wpadnie w ręce białoruskich pograniczników. Jeśli ma pieniądze, pozwolą jej wrócić do Grodna lub Mińska. Jeśli nie ma, przepchną siłą na polską stronę. Ona i jej koledzy nie chcą ze mną rozmawiać. Uciekają wzrokiem, jakbym miał ich wkopać przed pogranicznikami.
Tuż przed zmierzchem dostaję kolejną pinezkę. Jedenaście kilometrów od dworu Tyszkiewiczów, na pewno po białoruskiej stronie. Blisko drogi. Nie ma z nimi pograniczników, to najważniejsze. Jadę. Rodzice z dwójką dzieci, dziewczynka wygląda na pięć lat, chłopiec na trzy, jest w wieku mojego synka. Tulą się mocno do matki. Zgrabiałe rączki trzymają w kieszeniach jej kurtki. Mają mokre nogawki, ubłocone buty.
Wiem, że po tej stronie granicy nikt nie może liczyć na pomoc aktywistów, czy medyków jak w polskich lasach. Działa co prawda białoruski Czerwony Krzyż, ale migranci dzwonią tylko w skrajnych sytuacjach. Wolontariusze zawsze przyjeżdżają w obstawie policji. – Nie mamy żadnych informacji, jak wygląda ta pomoc i na ile jest efektywna – rozkłada ręce aktywistka od praw człowieka.
Mieszkańcy okolicznych wiosek też wolą się nie wychylać. Dla nich migranci są niewidzialni. W Dobrowoli, Cichowoli, czy Świsłocza ludzie grabią liście, strzygą trawniki, wszyscy zajęci swoim podwórkiem. Na ulicę strach teraz wyglądać. Listonosz, leśniczy, sprzedawczynie w sklepach – wszyscy zasłaniają się niewidzeniem.
Tylko pomarszczone staruszki, które widziały już wszystko i niczego się nie boją, mówią wprost. – To nasze soldaty ich przywożą, straszą mi kury, jeszcze trochę i przestaną znosić jajka – opowiada jedna z południowych rubieży Puszczy Białowieskiej.
Inna, z Browska, wypatrzyła mnie na wiejskiej drodze schowana za firanką. Ciekawość nie dawała jej spokoju, dopytuje, czy migrant. Polak, przyjaciel, oddycha z ulgą. Opowiada o ośmiu samochodach, które minionego wieczoru przywiozły ludzi. Wszystkie na mińskich numerach. Wyskoczyli i od razu w las. Potwierdzam jej opowieść u jeszcze dwóch osób, wszyscy to widzieli, bo każdy obcy samochód na tej drodze jest jak ufo. Staruszka nie może się nadziwić, że zdrowe, ładne chłopaki przyszły pod jej dom, a jak im pokazała studnię, to nie potrafili naciągnąć wody. Pokazała im jak, potem rzuciła jeszcze jakieś ciastka na drogę. To jedyna osoba, która przyznaje mi się, że pomogła przybyszom.
Dlatego zawsze zabieram ze sobą jedzenie i picie. Nic więcej nie mogę zrobić.
Ojciec syryjskich dzieci zbliża się do mnie na odległość metra. Widzę, jak drżą mu ręce. Ma papierowe wargi. Nie chce żadnej pomocy. Wyciąga rękę w stronę Europy, dziś w nocy ruszą w tym kierunku. Daję im chleb, wodę i jakieś czekoladki.
Piją.
Patrzymy na siebie.
Przeżuwają.
Maluch się lekko uśmiecha. Dziewczynka obserwuje pająka.
Zdaje mi się, że słyszę łzę spływającą po policzku matki. To najsmutniejsza cisza świata.
Wszystkie historie z białoruskiego lasu są podobne: dramat w kraju, telefon do przemytnika, wiza, podróż, las, głód, pragnienie, zimno, przejście, uda się, albo się nie uda. I wtedy od nowa. Podobne zatęchłe i przemoczone ubrania. I łzy, które wszędzie smakują tak samo. Dlatego milczymy.
Chowam telefon z Google Translatorem do kieszeni. Nic im nie wytłumaczę. Oni mi też nie.
Świat też się z tego nie wytłumaczy.
Jutro i pojutrze „Granica”. Trzecia i czwarta część wyprawy reportera OKO.press
Narodzie sprzedałeś się za 13-tą emeryturę i 500 zł pamiętaj że w niedługim czasie przez ten rząd czeka ciebie to samo
👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍
👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍
Nowy kanał na youtube POLITYKA+ Znajdziecie tam hity polityczne takie jak : MINĘŁA 20, WORONICZA17, FORUM oraz inne materiały dotyczące polityki polskiej i zagranicznej. Wszystko okraszone specyficznym poczuciem humoru prowadzącego. Pozdrawiam serdecznie POLITYKA+ link do kanału poniżej
https://www.youtube.com/watch?v=Qchg58p0F5o
👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍
👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍
To są zwykłe zwierzęta. Są coraz bardziej agresywni trzeba ich wystrzelać
Kolejny dobry tekst. Ogromny szacunek dla autora, który naprawdę sporo ryzykuje jadąc do takiego kraju i wpychając łapy w niebezpieczne miejsca, żeby po prostu zrobić dobry reportarz i zebrać informacje z pierwszej ręki.
———-
"Przed wyjazdem przepytywałem prawników, jakie zarzuty groziłyby mi, gdybym znalazł się na terytorium Polski z grupą migrantów. Nielegalne przekroczenie granicy. Przemyt. Udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Nawet do dziesięciu lat".
I w tym miejscu sugeruję zastanowić się, dlaczego coś takiego właśnie mówi polskie prawo, a w podobnej postaci również prawo innych państw UE? Czy dlatego, że ustawodawcy byli złośliwymi psychopatami, których bawi cierpienie innych? Otóż nie.
Rozumiem motywacje tych ludzi, którzy chicieliby lepszego życia. Dostrzegam przykrości jakie ich spotykają podczas prób nielegalnego przekroczenia granicy Polski a następnie Niemiec. Co nie zmienia jednak faktu, że granice, przepisy o ochronie granic Polski i UE oraz mająca je egzekwować Straże Graniczne istnieją po to, żeby nas chronić. Gdyby było inaczej, gdyby masowa, niekontrolowana imigracja na teren Polski i innych krajów UE nie była uważana za zjawisko nieporządanie i niekorzystne społecznie, to żadne państwo nie ustanawiałoby przecież podobych przepisów ani nie wykładało pieniędzy na ich późńiejsze egzekwowanie.
Niestety ale nasz interes, oraz interes opisanych w reportarzu migrantów są rozbieżne, a wręcz w dużej mierze wzajemnie się wykluczają.
"Co nie zmienia jednak faktu, że granice, przepisy o ochronie granic Polski i UE oraz mająca je egzekwować Straże Graniczne istnieją po to, żeby nas chronić."
Chronić? Przed jakim konkretnie zagrożeniem? Nas? Kogo? Rząd państwa przed ucieczką obywateli z danego państwa? :]
Fakt zniesienie granic pomiędzy państwami Europy musiał być dla ciebie przerażający, musiało ogromnie zmaleć twoje poczucie bezpieczeństwa, jak się z tym czujesz?
Na koniec przyznam ci też rację, że nasz interes, czyli polaków i tych migrantów jest rozbieżny, gdyż oni w głównej mierze chcą iść dalej na zachód (może głupkowaty rząd im nie odpowiada, a może coś innego? :] ), a my potrzebujemy kilku mln migrantów do rozwoju gospodarki i utrzymania emerytów i to od zaraz, a potrzeby te stale rosną przez rozrzutność przedstawicieli wybitnie mało inteligentnego społeczeństwa.
> "Chronić? Przed jakim konkretnie zagrożeniem? Nas? Kogo?"
Nas Polaków, państwo polskie.
Chronić tak przed bieżącymi zagrożeniami i kosztami z jakimi wiąże się obecność dużej liczby obcych kulturowo imigrantów (które można łatwo zaobserwować na przykładzie krajów zachodnich i ich aktualnych problemów z ludźmi obcego pochodzenia), jak też i w długiej perspektywie przed zagrożeniem kulturowo-etnicznej ciągłości samego narodu, której to – przypomnę – Polacy gotowi byli przez długie wieki bronić nawet z narażeniem własnego życia.
> "my potrzebujemy kilku mln migrantów do rozwoju gospodarki"
Nie wiem w jakim miejscu mieszkasz, skoro nie zauważyłeś jakoś kilku milionów wschodnich Słowian (głównie Ukraińców) od prawie dekady mieszkających i pracujących w naszym kraju. Co manifestuje się chociażby w obecności ukraińskojęzycznych reklam, którzy to przybywają do naszego kraju najzupełniej legalnie, pracują i nie sprawiają problemów. I – tak – to też nie są Polacy, ale przedstawiciele narodów nieporównywalnie nam bliższych i zdecydowanie lepiej rokujących w kwestii integracji, gdyby zdecydowali się tutaj osiąść na stałe.
Mając do wyboru legalnie przyjeżdżających pracowników o podobnym do naszego sposobie myślenia i po części nawet zrozumiałym języku, oraz zdesperowanych przedstawicieli zupełnie obcej kultury, którzy (jak pokazuje praktyka) nawet mieszkając gdzieś od pokoleń nadal potrafią pozostawać wyobcowani, sprawiać problemy, czy wręcz starać się narzucać swoje zwyczaje (patrz np: sądy szariackie w Wielkiej Brytanii). Mając wybór pomiędzy tymi dwoma grupami, którą byś wybierał?
A ktoś daje komukolwiek wybór w tej ostatniej materii? Mamy u siebie wielu Ukraińców, świetnie. Potrzebna nam jednak ogromna ilość dodatkowych rąk do pracy, więc co, wystawimy sobie nowe zamówienie do władz w Kijowie? Z pracownikami ochrony zdrowia miało tak to mniej więcej wyglądać i wszyscy wiemy jak wyszło w praktyce 😀
Ci, którzy już tu są, nie osiedlą się w znakomitej większości na stałe i to El Dorado z tanią siłą roboczą ze wschodu może się nagle skończyć, z różnych powodów, w tym geopolitycznych.
Sądy szariackie w Wlk Brytanii i podobne historie z Niemiec czy Szwecji znamy z relacji medialnych zapoczątkowanych w okolicach roku 2015, kiedy, nomen omen, publiczną i raczej neutralną politycznie i światopoglądowo Telewizję Polską wziął we władanie niejaki pan Kura (z początku nikt nie mógł się tak do końca spodziewać co się kroi). To, co wielu bierze za pewnik, to są często wielokrotnie powtarzane, przekłamane, przeinaczone i przekoloryzowane relacje obliczone na konkretny efekt. Niemcy od nas się dowiadują, jak to u nich Muzułmanie paraliżują działanie państwa, służb i czyhają z zamiarem popełnienia gwałtu za każdym zaciemnionym rogiem każdego większego miasta RFN…
Jak to przed jakim zagrożeniem? Przed najgorszymi zagrożeniami z możliwych.
Przed wiedzą i informacją.
Przed koniecznością przestrzegania przepisów prawa i wynikającym z tego imposybilizmem.
Przed skutkami, konsekwencjami i odpowiedzialnością.
Przed poznaniem, rozwojem i postępem.
Przed wątpliwościami, analizą i potrzebą adaptacji.
Przed świadomością i szeroko rozumianym myśleniem.
Słowem, przed najgorszymi koszmarami konserwatystów.
👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍
👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍
Nowy kanał na youtube POLITYKA+ Znajdziecie tam hity polityczne takie jak : MINĘŁA 20, WORONICZA17, FORUM oraz inne materiały dotyczące polityki polskiej i zagranicznej. Wszystko okraszone specyficznym poczuciem humoru prowadzącego. Pozdrawiam serdecznie POLITYKA+ link do kanału poniżej
https://www.youtube.com/watch?v=Qchg58p0F5o
👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍
👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍
(ciąg dalszy, z uwagi na limit długości komentarzy)
Polecam w tym miejscu dokument jaki 12 ministrów spraw wewnętrznych UE wystosowała do Komisji Europejskiej, w tkórym to domagają się oni przystosowania istniejących przepisów do nowych realiów, tak, by UE była w stanie odpowiednio reagować na zagrożenia związane z atakami hybrydowymi i instrumentalie wykorzystywaną do celów politycznych migracją. Zaostrzanie przepisów nie jest tu tylko jakimś "polskim wymysłem", wiele państw dostrzega narastające zagrożenie oraz widzi potrzebę adekwatnej na nie reakcji.
https://www.politico.eu/wp-content/uploads/2021/10/07/Joint-letter_Adaptation-of-EU-legal-framework-20211007.pdf
p.s. A teraz można mnie już zacząć mnie obrażać, za to, że mam odmienną opinię niż część osób tutaj komentujących.
Jak najbardziej się zgadzam że "zaostrzanie przepisów migracyjnych" (łamianie konwencji genewskiej) nie jest polskim wymysłem, bo jest to typowe w wielu krajach Europy i reszty świata także. Greccy pogranicznicy z Lesbos cofają łódki uchodźców wgłąb morza (złamanie prawa morskiego) a nawet do nich strzelają (…). Nie lepiej jest w Stanach gdzie przepoławia się rodziny, zostawiając dzieci same w ośrodkach.
Oczywiście nie znaczy to że Polska ma postępować w ten sam sposób…
Dzięki za pozwolenie na obrażanie, bo czytając pierwszą część twoich wypocin przychodzą mi na usta słowa "naiwna" oraz "rasistka".
Naiwna, bo PiS (jak również prawactwo greckie czy amerykańskie) stosuje zagrożenie i strach do gry politicznej. Warto spojrzeć na stosunek wyników sondaży, nastrojów społecznych, warunków ekonomicznych i z drugiej strony na retorykę PiS-u.
W 2015 byli uchodźcy, identyczne argumenty jak teraz, mimo że nie mieliśmy tylu ludzi na granicy (chyba że o czymś nie wiem?). Duda ostatnie wybory wygrał na dżender/"ideologię LGBT"… zagrożenie kompletnie zmyślone. W Wielkiej Brytanii Torysi jadą po imigrantach oraz (co ciekawe z polskiego punktu widzenia) ludziach na zasiłkach. Wszystko żeby wystraszyć elektorat i stworzyć tematy zastępcze. Łatwiej jest przecież straszyć gejem, niepełnosprawnym czy uchodźcą niż prowadzić skuteczną walkę z COVID-19, zmianą klimatu czy ubóstwem i brakami żywności, dewastacją służby zdrowia czy nieadekwatnym transportem.
> "rasistka"
W żadnym razie nie uważam, żeby jedne rasy ludzkie były lepsze/gorsze od innych ras ludzkich, a jeśli to konieczne, mogę nawet uznać, że rasy ludzkie nie istnieją i nazywać je np. odmianami. Nie uważam się zatem za rasistkę ani za odmianistkę.
> "PiS zagrożenie i strach do gry politycznej"
Ależ oczywiście. W pełni zgadzam się z tą opinią. Obecny kryzys graniczny spadł im wręcz jak z nieba i osobiście obawiam się, że chociaż dużo w temacie krzyczą, to w praktyce mogą go rozwiązywać w taki sposób, żeby trwał możliwie jak najdłużej, bo przynajmniej będzie przykrywał ich nieudolność na wszelkich innych polach. Zwłaszcza, że oprócz buńczucznych deklaracji nie bardzo mają się czym pochwalić, i że na arenie międzynarodowej zaczęli wreszcie zbierać "plony" swojej działalności.
Co nie oznacza jednak, że kryzys graniczny nie jest kryzysem. Z dokładnie takim samym problemem borykają się obecnie państwa bałtyckie i podejmują w związku z nim podobną aktywność jak Polska.
> "W 2015 byli uchodźcy, identyczne argumenty jak teraz, mimo że nie mieliśmy tylu ludzi na granicy"
Na swojej własnej nie. Ale przypominam, że w 2015 spór toczył się dookoła pomysłu, żeby tych imigrantów proporcjonalnie po wszystkich krajach UE rozsyłać. Wtedy również była to woda na młyn PiS-owskich kampanii. I chociaż PiS-u osobiście nie znoszę, to z odmową przyjmowania w Polsce imigrantów zaproszonych przecież wcześniej przez Merkel do Niemiec jak najbardziej się zgadzałam.
> "Łatwiej jest przecież straszyć … niż …."
Oczywiście. Całkowicie się zgadzam.
Rasistka, bo opowiadasz bzdury o "odmienności kulturowej", mimo że wiele miejsc na świecie jest wielokulturowych i nie ma żadnego problemu. "Sądy szariackie w Wielkiej Brytanii" to zwykły fake news. Mieszkam w Szkocji; zupełnie nic takiego nie istnieje. Sporo moich sąsiadów jest Muzułmanami (głównie z Pakistanu) i jako osoba LGBT bardziej obawiam się Szkota który wiecznie narzeka na dzieciaki z klatki czy psa sąsiadów wrzucając podejrzane liściki przez dziurkę na listy ;_;. Albo gościa z faszystowskim znaczkiem na zderzaku który parkuje niedaleko. Rodzina z Pakistanu to spoko ludzie, zawsze mili i da się pogadać. Daję anegdotyczny przykład, bo w gruncie rzeczy Muzułmanie to w gruncie rzeczy zwykli ludzie, a niestety rozmawia się o nich jako "grupach", "hordach" czy "demografii". Jest to bardzo krzywdzące. Przynajmniej Oko.press wydaje się odwracać ten trend, wymieniając imiona czy skupiając się na ludzkich historiach.
Pomijam w ogóle fakt że Polsce do wielokulturowości lata świetlne i rozpatrzanie wniosków o azyl ludziom na granicy z Białorusią niespecjalnie by dużo zmieniło, biorąc choćby pod uwagę to, że większość z nich chce przedostać się do Niemiec.
EDIT
Zdaję sobie sprawę że dałam się trochę wprowadzić w pułapkę rozmawiania o uchodźcach jako Muzułmanach, co jest ewidentnie próbą przekonania ludzi poprzez islamofobię. Uchodźcy to też Chrześcijanie, Jezydzi, Szyici i ateiści. Skoro Polska to taki religijny kraj który walczy z prześladowaniem Chrześcijan, dlaczego nie wpuści uchodźców katolickich uciekających przed Talibanem, ISIS czy Boko Haram?
> "Rasistka, bo opowiadasz bzdury o «odmienności kulturowej»"
Rozumiem zatem, że twoim zdaniem odmienności kulturowe nie istnieją?
Nie bardzo też rozumiem, jaki ma to związek z rasą i rasizmem, bo odmienności kulturowe mogą wykazywać ludy jednorodne etnicznie a nawet posługujące się w praktyce tym samym językiem jak np. muzułmańscy Boszniacy względem Serbów i Chorwatów.
> wiele miejsc na świecie jest wielokulturowych i nie ma żadnego problemu
Wiele też jest na świecie miejsc wielokulturowych gdzie są ogromne problemy, gdzie ludzie ciągle biorą się za łby, a nawet na wzajem zabijają.
Rozbijanie etnicznej i kulturowej jedności społeczeństwa zawsze jest źródłem potencjalnych problemów. Spójrz chociażby jak to wygląda obecnie w Polsce, gdzie w ciągu 30 lat dorobiliśmy się praktycznie dwóch odmiennych, wrogich sobie na wzajem kultur. A teraz wyobraź sobie, że tą społeczną mieszankę wybuchową zechcesz wzbogacić jeszcze o kolejne składniki.
> "Sądy szariackie w Wielkiej Brytanii" to zwykły fake news".
No to – musi – jakiś bardzo popularny fake news, bo nawet Wyborcza pozwoliła się sfekjniusować, pisząc np:
"Wyroki sądów orzekających na podstawie muzułmańskiego prawa religijnego będą w Wielkiej Brytanii egzekwowane na równi z orzeczeniami brytyjskich sądów powszechnych"
Czytałam o tym wielokrotnie w różnych źródłach. Możesz z resztą sama poguglać za:
sądy szariackie wielka brytania
zamiast bez sprawdzenia zarzucać mi powielanie nieprawdziwych informacji.
Sama wyguglaj.
https://fullfact.org/law/uks-sharia-courts/
Nie istnieją "sądy szariackie" tylko rady ds. prawa islamskiego zajmujące się ARBITRAŻEM spraw rodzinnych Muzułmanów. Nie mają one kompetencji ponad systemami prawnymi Zjednoczonego Królestwa.
Ponownie cytując "fekniusy" z Gazety Wyborczej:
"Nowość polega na tym, że teraz wyroki sądów muzułmańskich będą miały identyczną moc prawną z wyrokami sądów powszechnych i będą egzekwowane przez wymiar sprawiedliwości łącznie z sądem najwyższym"
Czyli zasada jest taka, że jeżeli obie strony decydują się na rozsądzenie ich sporu w sądzie szariackim, to system prawny Wielkiej Brytanii będzie respektował ten wyrok tak samo, jak wyrok zwykłego, cywilnego sądu.
Pewną ciekawostką jest fakt, że z tego, co swego czasu czytałam, na skorzystanie szariackich sądów decydują się czasami nawet niemuzułmanie, ponieważ działają one zwyczajnie szybciej, a w wielu kwestiach sprawują się całkiem dobrze.
Zagrożenie jakie tu widzę jest takie, że arabskie kobiety mogą w efekcie być pozbawione możliwości osądzenia swoich spraw (np. rodzinnych) w świeckim sądzie kierującym się literą brytyjskiego prawa. Niby warunkiem jest zgoda obu stron, ale powątpiewam, by zawsze była to zgoda faktycznie dobrowolna, a nawet jeśli dobrowolna, to czy nie wynikająca po prostu z określonego formatowania od dziecka takiej osoby.
Gdyby natomiast nie istniała taka instytucja jak uznawane oficjalnie sądy czy rady szariackie, to każda taka kobieta, stając przed sądem miałaby gwarancję świeckiego rozpatrzenia swojej sprawy wedle europejskich standardów.
Te rady nie są "oficjalnie uznawane" w sposób w jakim myślisz; są konsekwencją prawa anglosaskiego. Są również rady rozstrzygające spory według prawa żydowskiego. Arbitraż mógłby być równie dobrze grą w kółko i krzyżyk jeśli istniałaby odpowiednia instytucja a obie strony zgodziłyby się na to.
Fajny pomysł mieli w najnowszym sezonie The Good Fight, polecam :P.
I chciałabyś, żeby o wyniku twojego sporu rozstrzygała gra w kółko i krzyżyk? A teraz wyobraź sobie, że pochodzisz z kultury, w której takie właśnie rozwiązanie jest uznawane za właściwe i cała twoja rodzina oczekuje, że zdasz się właśnie na taki kółko-krzyżykowy arbitraż pomimo faktu, że mieszkasz obecnie w Wielkiej Brytanii.
Dostrzegasz problem?
Rasizm jest niekoniecznie biologiczny. Ogółem pojęcie rasy to bardziej konstrukt społeczny, ale mniejsza z tym. W Kanadzie do początku obecnego wieku prowadzono politykę "kill the Indian, save the child" przeciwko rdzennym narodom północnej Ameryki. Dzieci porywano z rodzin Indiańskich, zabierając je do "szkół z internatem" zarządzanych m.in. przez Kościół Katolicki (tak, ten KK), aby wynarodowić je i zrobić z nich kulturalnych białasów. Szkoły były fatalnie prowadzone, nad uczniami się znęcano. Tysiące dzieci zmarło, a miejsca masowych grobów nie są do dzisiaj wszystkie znane.
Można się niby spierać czy to faktycznie "rasizm" czy może jakiś "kulturyzm?" ale jednak wygląda to, gdaka i pływa jak rasizm…
Ale rasizm i kulturyzm to jednak dwie różne kwestie.
Rasizm jest niedorzecznym przekonaniem, że jeśli osoba A ma niebieską skórę, a osoba B skórę zieloną, to ten zielony człowiek powinien niebieskiemu czyścić buty.
Z kulturyzmem sprawa nie jest już tak oczywista, bo czy możemy uznać, że wszystkie kultury są równoważne? Czy ludzie stosujący kary obcinania rąk i zabraniający kobietom wychodzić z domów należą do kultury nie gorszej niż nasza?
Nie chcę odpowiadać na twoje pytanie, bo przedstawia ono problem w sposób bardzo abstrakcyjny. Kultury nie są monolityczne, niezmienne czy odizolowane. Zostawanie uchodźców w lesie żeby zamarzli zostało niestety elementem kultury polskiej ale nie musi nim być. W -zupełnie-hipotetycznym-kraju- Afganistanie gdzie zabrania się kobietom wychodzić panuje mizognia, ale niech do powiedzenia mają Afganki! Są afgańskie ruchy feministyczne, reformistyczne itp. i nie mówię że nie mamy im pomagać, ale jest to w gruncie rzeczy ich sprawa którą rozwiązać mogą na własny sposób. Nie można narzucać swojej kultury w imię rozwiązywania nierówności/przemocy, bo to przemoc i dyskryminacja sama w sobie. I nie można sobie zakładać że nasza kultura jest lepsza bez pełnego zrozumienia i szacunku dla tej drugiej. W kulturze indyjskiej i np. hawajskiej tradycyjnie rozpoznaje się więcej płci niż dwie. Przekonani że są lepsi, Europejczycy narzucili im transfobię!
To czy dopuszczalna jest ingerencja w sprawy innych kultur, celem ich poprawienia, to już temat na osobną dyskusję, w której zapewne nie będzie prostej odpowiedzi.
Na początek spróbujmy jednak odpowiedzieć na pytanie, czy możemy uznać, że wszystkie kultury są równe i zasługują na taki sam szacunek? Żeby nie mieszać do tego kwestii rasowych, czy możemy np. powiedzieć, że XVIII-wieczna i XIX-wieczna europejska kultura była gorsza od współczesnej kultury europejskiej?
Jeżeli odpowiemy "tak", to właśnie usankcjonowaliśmy kulturyzm.
Jeżeli odpowiemy "nie", co równouprawnienie kobiet i zniesienie poddaństwa chłopów pańszczyźnianych, trzeba będzie uznać za nieistotne fluktuacje wynikające z aktualnej mody.
> "jako osoba LGBT bardziej obawiam się"
Też jestem osobą LGBT swego czasu nawet aktywną w środowisku. I dodam, że jestem przerażona tym, jak przez ostatnich kilka lat w Polsce przyzwolenie ze strony władzy zaowocowało wręcz jakąś antybranżową histerią.
Ale masowej migracji obawiam się również. I obawiam się jej nawet nie tyle w personalnym wymiarze, co rozpatrując ją z punktu widzenia interesów państwa i tego, co może ona potencjalnie oznaczać dla przyszłych pokoleń Polaków.
> "Daję anegdotyczny przykład, bo w gruncie rzeczy Muzułmanie to w gruncie rzeczy zwykli ludzie, a niestety rozmawia się o nich jako «grupach», «hordach» czy «demografii»".
Trawestując pewne znane powiedzenie:
– jeden muzułmanin to człowiek (który może nawet być sympatyczny),
– milion muzułmanów to statystyka (która może być już demograficznie niebezpieczna).
> "dałam się trochę wprowadzić w pułapkę rozmawiania o uchodźcach jako Muzułmanach, co jest ewidentnie próbą przekonania ludzi poprzez islamofobię".
A czy ja coś pisałam o islamie? Pisałam o odmienności kulturowej. Takie np. nieakceptowalne dla nas "obrzezanie" kobiet jest zwyczajem starszym niż islam.
Osobiście z resztą jestem ateistką, więc wszelkie wiary postrzegam po prostu jako poważny błąd poznawczy, ale nie przeszkadzają mi, dopóki nie próbują w imię swoich wierzeń wymuszać czegoś na mnie lub nawet na całym kraju.
To w końcu osoby odmienne kulturalnie "nie rokują w kwestii integracji" czy wymuszają coś na całym kraju? Nie wiem w jaki sposób nie wyklucza się to logicznie xD.
W sumie to pisałam to ogólnie na temat wszelkich religii, ale gdzie widzisz sprzeczność? Jeśli ktoś się nie integruje z kulturą autochtonów, to z czasem może domagać się nawet, żeby to autochtoni podporządkowali się jego kulturze.
Nasz "rodzimy" katolicyzm jest tu jednym z dobrych przykładów, bo korzystając z politycznego poparcia, sprowadzeni na nasze ziemie kapłani katoliccy zniszczył nasze prawdziwie, rodzime wierzenia.
No ale to dawno temu było, więc może przykład z czasów nam współczesnych. Będzie kolejny "fej nius" tym razem z Rzeczypospolitej:
/—————-
Brytyjscy bibliotekarze w wyniku skarg muzułmanów dostali polecenie, by kłaść Koran i Biblię wyżej niż inne książki. Rozpętała się burza
Zdaniem Związku Organizacji Muzułmańskich (FMO) w hrabstwie Leicestershire Koran powinien znajdować się powyżej zwykłych książek. – Wszystkie teksty religijne powinny mieć swoje miejsce na najwyższych półkach bibliotek. Nie tylko Koran, ale również Biblia. Tego wymagają szacunek oraz zasada równości – twierdzi rzecznik organizacji Suleman Nagdi.
Po konsultacji z FMO brytyjska Rada ds. Muzeów, Bibliotek i Archiwów podległa Ministerstwu Kultury kazała bibliotekom przenieść świętą księgę islamu z dolnych na górne półki. W hrabstwie Leicestershire większość bibliotek już wykonała polecenie
\—————-
Chlip chlip hehehehehehe
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Ooooo, to jednak można wrócić do Mińska? A co z bajkami o białoruskich służbach strzelających z armat do próbujących zawracać biedaków?
To jednak białoruskie władze organizują "wycieczki", to jednak wszyscy mogą się dowiedzieć, że nie jest łatwo przekroczyć polską granicę. A jednak biznes przewozowy się kręci. Kurd co to się kulom nie kłaniał – wymiękł na polskiej granicy – to na poważnie?
Trudny temat …
Skoro ich tu nikt nie chce, są paskudnie traktowani, nikt z Europy nie zgłasza chęci ich przyjęcia to czemu pchają się nieustannie w ramiona śmierci ?? To zachowania samobójcze !! Wloką ze sobą dzieci nie bacząc co je spotka.
Europa powinna przede wszystkim tam u nich na miejscu działać i informować że nie przejdą bo tak tu jest. Nikt ich nie wpuszcza i nikt ich u siebie nie chce – no i to się już nie zmieni. To oni sami postępują niehumanitarnie, wbrew sobie – łamiąc wszelkie prawa i chcą wymusić swoje egoistyczne widzi-mi-się … TAKI FAKT.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.