0:000:00

0:00

Życzymy oczywiście zdrowia pani Beacie Szydło, rannemu funkcjonariuszowi BOR i 21-letniemu Sebastianowi, który nieszczęśliwie znalazł się ze swoim seicento na drodze rządowej kolumny.

Kierowca samochodu pani premier gwałtownie skręcił w lewo, by uniknąć zderzenia z seicento i uderzył czołowo w przydrożne drzewo. Pani premier spędziła tydzień w szpitalu, drugi BOR-owiec jeszcze tam leży ze złamana nogą.

W mediach trwa debata ekspertów, pseudoekspertów i polityków dotycząca okoliczności zdarzenia. Czy kolumna miała włączone wymagane sygnały dźwiękowe i świetlne, czy odstęp między samochodem pani premier a pierwszym samochodem ochrony był za duży, czy w sam raz. I czy jest na miejscu oskarżanie przez członków rządu PiS pana Sebastiana o spowodowanie wypadku, zanim policja i prokuratura się wypowie.

Przeczytaj także:

OKO.press zainteresowała jednak wymiana zdań dotycząca oceny działań kierowcy pani premier.

Anihilować czy unikać

Były dyrektor Biura Ochrony Rządu gen. Marian Janicki powiedział 11 lutego: "Dlaczego mucha zrzuciła z drogi słonia?

Jeden z samochodów ochronnych powinien zajechać drogę intruzowi i zniwelować, zneutralizować go absolutnie. Żeby nawet nie mógł się zbliżyć na bliską odległość do samochodu".

To znaczy, że limuzyna pancerna miała uderzyć w leciutkie seicento. Mówi to b. wieloletni szef BOR, więc widocznie borowcy są (byli) szkoleni do takiego zachowania wobec osób przeszkadzających na drodze. To, że w tym wypadku kierowca rządowy zachował się inaczej, gen. Janicki uznał za złe działanie Biura po czystkach personalnych dokonanych przez rząd PiS.

Wniosek: osoba ochraniana jest ważniejsza niż przypadkowy cywil, który nieopatrznie, nie w złych zamiarach, znalazł się tam, gdzie go nie oczekiwano.

Ripostował mu 13 lutego wiceminister MSWiA Jarosław Zieliński, polityk PiS. "Gdyby kierowca zastosował się do rady gen. Janickiego, to mógł zginąć 21-letni kierowca seicento. Samochód opancerzony waży 4 tony, nie wiemy co mogło się wydarzyć. Samochód mógł być odepchnięty, mógł zostać staranowany. Nie da się tego przewidzieć.

Oczywiście kierowca samochodu, moim zdaniem, zachował się prawidłowo. Starał się oddalić od miejsca zagrożenia, ostatecznie nastąpiło zderzenie z drzewem, ale przecież tego nie chciał. Chciał uniknąć zderzenia z samochodem, wiemy, że to kilka sekund".

Czym kierował się kierowca

OKO.press zainteresowało się więc czym kierował się funkcjonariusz BOR prowadzący samochód pani premier?

Zacznijmy od ustawy o BOR. Jest w niej art. 12 ust.2.

"Funkcjonariusz w toku wykonywania czynności służbowych jest obowiązany do respektowania godności ludzkiej oraz przestrzegania i ochrony praw człowieka".

A w art. 22 ustawy jest treść ślubowania składanego przez każdego funkcjonariusza: "ślubuję służyć wiernie Narodowi Polskiemu, mając zawsze na względzie interes Państwa Polskiego,

nawet z narażeniem własnego życia".

Z tego wynika, że funkcjonariusz BOR powinien być gotów poświęcić własne życie.

Ale nie wiadomo, czy również życie przypadkowych współobywateli dla ratowania Bardzo Ważnej Osoby Ochranianej.

Być może więcej jest w wewnętrznych regulaminach Biura Ochrony Rządu, ale nie są publicznie dostępne.

Uciekać czy zostać?

Zapytaliśmy etyka, prof. Magdalenę Środę, jak powinien działać w tej sytuacji funkcjonariusz? Rozstrzygając dylemat moralny i wybierając mniejsze zło, czy też działać jak automat z wyraźnie ustawionym priorytetem ochrony konkretnej osoby? I czy w związku z tym obywatel widząc kolumnę ma uciekać czy spokojnie może się jej przyglądać.

Jej zdaniem, po pierwsze, zasady działania BOR powinny być jawne i przejrzyste. Prof. Środa chciałaby znać takie zasady.

"Lepiej bym się czuła wiedząc, że jak jedzie konwój, to oni raczej taranują, niż nie taranują, jakie rodzaju mają obowiązki. I wtedy wiem, czy uciekać, czy nie".

"Z moralnego punktu widzenia nigdy nie ma priorytetów jednoznacznie ustawionych. Mogą być prawne. Pierwsza zasada to jest taka, że powinno to być absolutnie przejrzyste. Ale tego rodzaju normy pełnią funkcję doradczą" - mówi prof. Środa.

"Nie można nikomu powiedzieć, że za wszelką cenę musi bronić życia ważnej osoby. I może np. taranować. Bo wtedy on przestaje myśleć. Musi mieć sferę wolnego wyboru, bo na tym polega też moralność. Nie da się zadekretować czego wolno, a czego nie wolno w 100 procentach.

Pani profesor ostrzega: "Dylematu moralnego nie da się usunąć. Trudno mi sobie wyobrazić BOR, który będzie miał listę obowiązków jak działać w każdej sytuacji. Po pierwsze to jest niemożliwe, stworzyć taka listę, po drugie, to jest redukcja tych ludzi do takich filmowych robotów. Zawsze w takiej sytuacji jest wybór, i zawsze trzeba z tego korzystać. Po to jesteśmy wolni, po to jesteśmy w miarę myślący."

A jeśli byłby tam przystanek

OKO.press zapytało więc o hipotetyczna sytuację. A jeśli po drugiej stronie drogi nie drzewo stoi, ale przystanek z ludźmi? Co ma robić BOR-owiec?

"W utylitaryzmie sprawa jest w miarę prosta. Lepsze jest zabicie jednej osoby, niż zabicie wielu osób. Ale ja bym nie chciała mieć takiej etyki, która jednoznacznie rozstrzyga takie sprawy. To właśnie jest etyka - człowiek ma wybór. Na jego sumieniu będzie spoczywać to, w jaki sposób postąpił" - mówi pani profesor.

Idealną sytuacją byłoby, gdyby praktycy, ale i etycy, dyskutowali nad tego rodzaju normami, które mają charakter doradczy: że lepiej w takiej sytuacji postąpić tak, a nie inaczej.

Nie ma mowy o takim myśleniu, w każdym razie nie powinno tak być, że jak ktoś jest VIP-em, to jego życie jest cenniejsze niż nie VIP-a.

Debata na temat zasad, którymi powinien posługiwać się BOR, powinna mieć charakter publiczny. To nie jest służba wywiadowcza, to jest służba, która spotyka się z różnymi obywatelami na ulicy, czy użytkownikami jezdni.

Trzeba wiele osób spytać co myślą o tego rodzaju wyborach, przed którymi stają funkcjonariusze. I na tej podstawie stworzyć pewna normę doradczą. My przyjmujemy, że istnieją jakieś normy i w ogóle nie debatujemy ich treści.

Zamiast epilogu

Zanim Polacy rozstrzygną w debacie, którą proponuje prof. Środa, o normach doradczych, wielu z nich zrzuciło się na nowe Seicento dla 21-letniego Sebastiana. W niedzielę po południu na koncie było już ponad 145 tys. zł. które wpłaciło prawie 8 tys. osób.

;

Udostępnij:

Edward Krzemień

Redaktor w OKO.press. Inżynier elektronik, który lubi redagować. Kiedyś konstruował układy scalone (cztery patenty), w 1989 roku zajął się pisaniem i redagowaniem tekstów w „Gazecie Wyborczej”. W latach 80. pomagał w produkcji i dystrybucji „Tygodnika Mazowsze” i w prowadzeniu podziemnej Wszechnicy „Solidarności”. Biegle zna pięć języków, trzy – biernie. Kolekcjonuje wiedzę na każdy temat. Jego tekst „Zabić żubra” rozpoczął jeden z najgłośniejszych cykli w OKO.press.

Komentarze