Piłkarze dostaną od FIFA i PZPN ponad 23 mln zł, co oznacza, że premier z 30 mln chciał być hojniejszy. Ustawa o sporcie mówi jednak jasno, że nagrody z budżetu daje tylko minister sportu. Dla reprezentacji wyniosłaby ona 610 tys. zł, gdyby wygrała Katar... Za miejsce 9-16 nagród nie ma
Czy piłkarzom należała się premia z budżetu za awans do 1/8 mundialu w Katarze? Czy premier Morawiecki miał prawo zabawić się w arabskiego szejka? I obiecywać, że "my tu z panem trenerem zapewnimy, żeby była bardzo dobra nagroda" (zobacz na tym filmie od 5 min. i 30 sec). Jak obiecana (i ostatecznie odwołana) "premia Morawieckiego" wygląda na tle przewidzianych w ustawie o sporcie nagród i stypendiów dla najlepszych sportowców? I jak się ma do pieniędzy, jakie skorumpowana FIFA dała PZPN, a ten oddał piłkarzom zachowując sobie 60 proc.? I jak polska "afera premiowa" wpisuje się w zdemoralizowany świat wielkiego futbolu?
Na początek podstawowe fakty.
Bomba wybuchła w poniedziałek 5 grudnia, kiedy Wirtualna Polska ujawniła, że polscy piłkarze za awans do 1/8 finału Mistrzostw Świata w Katarze mają otrzymać do podziału co najmniej 30 mln zł premii od polskiego rządu. Czyli ściśle rzecz biorąc - z pieniędzy podatników. I tych, którzy traktują awans do grona 16 najlepszych drużyn na świecie jako sukces, i tych, którzy uważają, że to minimum przyzwoitości, i tych, którzy futbolem w ogóle się nie interesują. Każdy z nas miał się złożyć na pieniądze dla kadry piłkarzy, z których większość jest milionerami.
A i to nie był koniec, ponieważ wg informacji dziennikarzy „Przeglądu Sportowego” i portalu Meczyki.pl jeszcze w Katarze, przed meczem z Argentyną, piłkarze mieli się pokłócić ze sztabem szkoleniowym o to, jak dzielić gigantyczną premię. A warto przypomnieć, że dzielili wtedy jeszcze skórę na niedźwiedziu, ponieważ przed meczem z Argentyną awans reprezentacji do fazy pucharowej turnieju był prawdopodobny, ale nie do końca pewny: przy porażce z Argentyną i wysokim zwycięstwie Meksyku polska drużyna mogła odpaść. Ostatecznie Meksykowi zabrakło jednej bramki, by Polaków wyeliminować.
Informacje o specjalnej rządowej premii rozpaliły opinię publiczną i nie spotkały się z pozytywnym przyjęciem, tym samym wpędzając rząd i Polski Związek Piłki Nożnej w głęboką konfuzję.
Próbując wywikłać się z afery, szef PZPN Cezary Kulesza opublikował oświadczenie, które brzmiało, jakby zostało napisane w Kancelarii Premiera: podziękował wylewnie rządowi za pomoc i solennie zapewnił, że pieniądze nie trafią na konta piłkarzy, ale zostaną przeznaczone na piłkę nożną dziecięcą i młodzieżową. To samo powtarzali politycy PiS, nie zauważając, że wikłają się tym samym w głęboko absurdalną sprzeczność – wg logiki PZPN oraz Prawa i Sprawiedliwości finansowa pomoc dla dzieci byłaby bowiem uzależniona od wyniku sportowego... dorosłych piłkarzy na mundialu.
Według tej opowieści gdyby dorośli dostali w Katarze baty, dzieci otrzymałyby zamiast pieniędzy figę z makiem.
Nawet rząd Mateusza Morawieckiego nie mógł być chyba tak okrutny.
We wtorek 6 grudnia chaos narastał. Rano premier Mateusz Morawiecki obwieścił, że premie piłkarzom się należą, jeszcze jak, „bo ten sukces wart jest każdych pieniędzy”, by popołudniu zmienić zdanie i ogłosić, że „nie będzie rządowych środków na premie dla piłkarzy”. Szef rządu nie miał zresztą za bardzo innego wyjścia, bo jak za chwilę pokażemy, państwowe premie dla piłkarzy za awans 1/8 mundialu, nie miałyby żadnego umocowania ustawowego.
Według ustawy o sporcie piłkarze najbliżej byli... stypendiów po 2300 zł miesięcznie dla reprezentanta na dwa lata, ale musieliby jeszcze wygrać z Francją, bo należy się ono dopiero za ósme miejsce w mistrzostwach świata.
Ustawa o sporcie z 2020 roku przewiduje, że minister sportu "może przyznawać ze środków budżetu państwa, z części, której jest dysponentem, nagrody pieniężne i wyróżnienia za wybitne osiągnięcia sportowe". Ustawa nie wskazuje innych osób (np. premiera), które mogłyby przyznawać nagrody, zwłaszcza, że nie wiadomo, z jakiego budżetu miałyby zostać wypłacone.
Zgodnie z ustawą "podstawę wysokości nagrody pieniężnej stanowi kwota 2300 zł, a wysokość nagrody nie może przekroczyć 35-krotności tej kwoty". Oznacza to, że wybitny sportowiec czy sportsmenka mogą dostać z budżetu państwa maksymalnie 80 500 zł nagrody.
Nagrody mogą być przyznane za zajęcie pierwszego, drugiego lub trzeciego miejsca na:
Nagrodę można dostać także za
Zawodnikom i zawodniczkom gier zespołowych "przyznaje się nagrodę zbiorową w wysokości do 85 proc. sumy nagród ustalonych dla liczby osób w zespole określonej przepisami międzynarodowymi". Dla piłki nożnej to 26 zawodników.
Rozporządzenie ministra sportu w sprawie nagród i wyróżnień z maja 2020 jest nieco bardziej skąpe.
Precyzuje, że maksymalną nagrodę 80,5 tys. zł można dostać wyłącznie za olimpijskie złoto. Za mistrzostwo świata (indywidualne) już tylko 12-krotność kwoty 2300 czyli 27 600 zł (w grach zespołowych - 23,460 tys.).
Piłkarze reprezentacji dostaliby po 85 proc. tej kwoty czyli 68 425 zł, gdyby oczywiście polska reprezentacja wygrała następne Igrzyska Olimpijskie 2024 w Paryżu.
W Katarze reprezentacja piłkarska mogła liczyć zatem na 26 x 23,460 tys. = 609 960 zł. Oczywiście pod warunkiem, że zdobyłaby złoty medal, np. w meczu z Brazylią (musiałaby najpierw wygrać z Francją, a potem z Anglią i zapewne Portugalią w półfinale).
Polska reprezentacja w 1/8 rozgrywek przegrała jednak z Francją i zajęła miejsce 9-16, za co ustawa nie przewiduje żadnych nagród (ani nawet wyróżnień).
Ustawa nie, ale FIFA tak.
Międzynarodowa Federacja Piłki Nożnej (FIFA) to potężna, niezwykle bogata organizacja zrzeszająca 211 narodowych federacji narodowych, wielokrotnie krytykowana za skandale korupcyjne i wchodzenie w układy z politykami. Przychody FIFA od mistrzostw świata w Rosji w 2018 roku do mistrzostw w Katarze wyniosły 7,5 mld dolarów. Federacja zarobiła nawet na sprzedaży Rosji praw do transmisji z Kataru.
Pewną część swoich zysków, czyli rekordowe 440 mln dolarów, FIFA przeznaczyła na nagrody dla drużyn grających w Katarze. To o 40 mln dol. więcej niż na mundialu w Rosji i 82 mln więcej niż w 2014 r. w Brazylii. Za sam awans na mistrzostwa każda z 32 drużyn dostała po 1,5 mln dol.
Za zwycięstwo w całym turnieju premia wynosi 42 mln dolarów, co przy równym podziale dałoby 1,615 mln dolarów na piłkarską głowę i parę nóg. Dalej:
Inne sporty nie są aż tak bogate, co akurat specjalnie nie dziwi - nie generują globalnego zainteresowania publiczności, a więc nie są tak atrakcyjne np. dla reklamodawców i sponsorów. Za mistrzostwo świata w 2018 roku nasi siatkarze (po wygraniu finału z Brazylią 3:0) dostali od Międzynarodowej Federacji Piłki Siatkowej (FISB)
200 tys. dol. do podziału, czyli (wtedy) ponad 735 tys. zł. To 210 razy mniej niż premia dla zwycięzców w Katarze!
Dawało to ledwie 14,3 tys. dol. (63,9 tys. zł) DLA każdego z członków 14 osobowej drużyny.
FISB dała też nagrody najlepszym zawodnikom, w tym Bartoszowi Kurkowi - 30 tys. dol.
Za zgodą FIFA to same federacje decydują, ile pieniędzy otrzymają zawodnicy. Sporting News podaje np., że niemiecka federacja piłkarska obiecała po 390 tys. dol. dla każdego gracza, jeśli reprezentacja wygra. Reprezentanci Australii mieli otrzymać ok. 146 tys. oraz dodatkowe 187 tys., jeśli wyjdą z grupy - co im się udało.
PZPN ustalił, że jeśli polska reprezentacja wyjdzie z grupy (cel minimum) zawodnicy dostaną 40 proc. wypłaconej przez FIFA kwoty. Tyle samo za każdy następny awans, którego już nie było.
Wychodząc z grupy piłkarze zarobili więc 40 proc. z 13 mln, czyli 5,2 mln dol., co daje 23 mln 244 tys. zł. W składzie każdej reprezentacji jest 26 piłkarzy, czyli pojedynczy gracz zarobił 200 tys. dol. (894 tys. zł) (w tych i innych wyliczeniach nie bierzemy pod uwagę, że w podziale tej kwoty może też brać udział ekipa trenerów, itp.).
Gdyby Polacy wygrali z Francją, a potem jeszcze trzy kolejne mecze i zdobyli tytuł, zarobiliby ponad trzy razy więcej - 16,8 mln dol. (75 ,1 mln zł), czyli po 646 tys. dol. dla gracza, czyli 2,9 mln zł).
Zgodnie z ustawą o sporcie minister może też "przyznać członkowi kadry narodowej stypendium sportowe za osiągnięte wyniki sportowe na okres do 24 miesięcy". Za ósme miejsce w mistrzostwach świata byłaby tylko 1 x podstawa, czyli 2300 zł miesięcznie. Ale nawet na taką sumę nie mógłby liczyć Robert Lewandowski i jego 25 kolegów, bo zajęli w Katarze miejsce 9-16.
Pieniądze, jakie zarabiają najlepsi sportowcy są oczywiście nieporównywalne nawet z hojnością (przemijającą) Morawieckiego. W pierwszej 10 najlepiej zarabiających sportowców świata w 2021 roku nie ma żadnej kobiety, jest za to trzech piłkarzy, czterech koszykarzy NBA, bokser, gracz futbolu amerykańskiego i uwielbiany także przez reklamodawców tenisista Roger Federer, który we wrześniu 2022 zakończył karierę.
1. Lionel Messi, piłka nożna, - 133 mln dol.
2. LeBron James, koszykówka, 121,2 mln dol.
3. Cristiano Ronaldo, piłka nożna, 115 mln. dol.
4. Neymar, piłka nożna, 95 mln dol.
5. Stephen Curry, koszykówka, 92,8 mln dol.
6. Kevin Durant, koszykówka, 92,1 mln dol.
7. Roger Federer, tenis, 90,7 mln dol.
8. Canelo Alvarez, boks, 90 mln dol.
9. Tom Brady, futbol amerykański, 83,9 mln dol.
10. Giannis Antetokounmpo, koszykówka, 80,9 mln dol.
Według rankingu "Sportico", Robert Lewandowski zarobił w 2021 roku 33,8 mln dol. i znalazł się na 63. miejscu. pośród 100 sportowców.
W genialnym dla niej 2022 roku 21-letnia Iga Świątek, która prowadzi w rankingu WTA z dwukrotną przewagą punktową nad drugą Ons Jabeur (11 085 do 5055 pkt), z premii za zwycięstwa uzbierała 9 875 525 dolarów (w całej karierze - 14 735 077 dolarów). Nie wiadomo, ile dostała z reklam, ale "wyceniana jest" nawet na kilkanaście milionów dolarów rocznie.
Powyższy ranking w 2022 roku z całą pewnością wywróci do góry nogami 23-letni francuski piłkarz Kylian Mbappe (w 1/8 finału na mundialu w Katarze asystował przy pierwszej bramce dla Francuzów przeciwko Polsce i strzelił dwie kolejne). Mbappe gra w paryskim Paris Saint Germain, ale latem 2022 kończył mu się kontrakt z klubem i mówiło się o jego przenosinach do Realu Madryt. By zatrzymać go w Paryżu, właściciele PSG, czyli fundusz Qatar Sports Investments, zaproponowali piłkarzowi trzyletni kontrakt opiewający na astronomiczną kwotę 630 milionów euro, czyli - w przeliczeniu - 221 mln. dol. za rok gry. Messi rzuca ręcznik.
Pazerność polskich piłkarzy na (co najmniej) 30 mln zł z podatków obywateli może zniesmaczać, ale nie powinna zaskakiwać. Świat sportu (a zwłaszcza świat piłki nożnej) już od dawna jest jedną z najbardziej zdemoralizowanych gałęzi globalnego kapitalizmu.
Można zacząć od rosnącej roli agentów piłkarzy, którzy wyspecjalizowali się w kompulsywnym przerzucaniu swoich podopiecznych z klubu do klubu w pogoni za kolejnymi prowizjami od transferów. By sprostać rosnącym kosztom i wyśrubowanym oczekiwaniom zawodników i agentów, kluby wyspecjalizowały się natomiast w omijaniu zasad finansowego fair play (wprowadzone przez UEFA, europejską federację piłkarską, stanowią, że kluby nie powinny wydawać więcej pieniędzy, niż zarabiają) przez wykorzystywanie siatki pośredników przy kupowaniu piłkarzy lub używanie instytucji "wypożyczenia" piłkarza zamiast transferu definitywnego.
Sami piłkarze zaś co roku zdobywają mistrzostwo świata w tzw. optymalizacji podatkowej, by fiskusowi płacić jak najmniej, a najlepiej wcale. Za oszustwa podatkowe został skazany Lionel Messi, winnym oszustwa podatkowego został uznany również Cristiano Ronaldo, wątpliwości podatkowe nie ominęły także Roberta Lewandowskiego. Z kolei Neymar wyraził poparcie dla Jaira Bolsonaro przed pierwszą turą paździerrnikowych wyborów w Brazylii, co jego rywal (a obecnie prezydent Lula da Silva komentował: "Boi się, że w przypadku mojego zwycięstwa wyjdzie na jaw, jak umorzono jego długi" (chodzi o darowane piłkarzowi w 2015 roku niezapłacone 35 mln euro podatków).
W tym kontekście niezbyt wygórowanym oczekiwaniem wydaje się zatem,
by piłkarze nie korzystali z podatków innych, skoro sami ich nie płacą.
Jeszcze inną kwestią jest wykorzystywanie pieniędzy publicznych do finansowania zawodowej piłki nożnej. W państwach "piłkarsko cywilizowanych" to się raczej nie zdarza. To znaczy np. na zawodowych piłkarzy niechętnie wydaje się tam pieniądze z budżetów tych krajów, ale już pieniądze z budżetów innych państw, głównie bogatych w ropę azjatyckich satrapii, są witane z mniej lub bardziej otwartymi ramionami.
I tak, jak już wspomnieliśmy, właścicielem paryskiego Paris Saint Germain jest katarski fundusz Qatar Sports Investments, kierowany przez Nassera Al-Khelaifiego, stanowiący własność katarskiego ministerstwa finansów i Katarskiego Komitetu Olimpijskiego oraz spółka zależna państwowego funduszu Qatar Investment Authority.
Manchester City to z kolei Abu Dhabi United Group for Development and Investment, firma z siedzibą w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Jej właścicielem jest szejk Mansour bin Zayed Al Nahyan, minister i członek rodziny królewskiej ZEA. Z informacji opublikowanych przez "Der Spiegel" wynika, że rząd w Abu Dhabi zarządza kontami należącymi do firmy.
Najnowszy przykładem rządowej inwestycji jest angielski Newcastle United, de facto zarządzany od 2022 roku przez saudyjski Public Investment Fund, jeden z największych państwowych funduszy majątkowych na świecie, którego łączne aktywa szacowane są na 620 mld dolarów.
A w Polsce jak to w Polsce: ponieważ ropy w nadmiarze u nas nie ma, na zawodowych piłkarzy, zarabiających krocie w porównaniu do średniego wynagrodzenia przeciętnego Polaka, łożą szerzej nieznane z nadmiaru pieniędzy samorządy (np. w Zabrzu i Wrocławiu), a w arabskiego szejka chce się bawić premier rządu, z tym że na koniec plącze się w zeznaniach, jak polski piłkarz w dryblingu. Tak że nie wiadomo już, czy umierać z oburzenia, czy ze śmiechu.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Komentarze