Mateusz Morawiecki posiada akcje banku BZ WBK o wartości ponad 5 mln. Jako minister od dwóch lat podejmuje decyzje, które wpływają na ich kurs. Teraz jego władza jeszcze wzrośnie, bo zostanie m.in. zwierzchnikiem Komisji Nadzoru Finansowego. Poprzedni ministrowie finansów - Kluza i Szczurek - swoich akcji się pozbywali
Gdy w listopadzie 2015 Mateusz Morawiecki obejmował tekę ministra rozwoju, jak każdy członek rządu miał obowiązek złożyć oświadczenie majątkowe. Złożył je, ale początkowo nie chciał ujawnić - zrobił to dopiero pod naciskiem mediów. Powściągliwość byłego prezesa banku BZ WBK była zrozumiała - jego majątek robi wrażenie i nie najlepiej koresponduje z budowanym przez marketingowców PiS wizerunkiem "rządu zwykłych ludzi".
Według oświadczenia majątkowego Morawiecki posiadał 13 711 akcji BZ WBK oraz prawa do 3857 kolejnych akcji tego banku. Co poza tym?
Lewica przekonuje, że osoba z tak ogromnym majątkiem nie ma wystarczającego kontaktu z codziennym życiem milionów obywateli, by podejmować decyzje zgodne z interesem większości. Prawica odpowiada, że to bez znaczenia albo nawet - że bogactwo przemawia na korzyść polityka ("skoro siebie dobrze urządził, to może i cały kraj mu się uda").
Jednak majątek to jedno, a bycie współwłaścicielem banku, na którego wyniki finansowe wpływa polityka i regulacyjne decyzje rządu - coś całkiem innego. W tej sprawie Morawiecki zachowuje się co najmniej dziwnie.
Gdy 16 listopada 2015 roku Morawiecki obejmował urząd ministra rozwoju jedna akcja banku BZ WBK była warta 269 zł. Dzisiaj (11 grudnia 2017 roku) cena akcji to 365,50 zł.
W ciągu nieco ponad dwóch lat akcje banku zyskały na wartości o 36 proc. Oznacza to, że
wartość samych akcji należących do Morawieckiego (nie licząc praw do akcji, których też Morawiecki ma sporo) wzrosła o ponad milion złotych.
"W III RP nie było jeszcze tak potężnego konfliktu interesów" - napisał w Super Ekspresie Adrian Zandberg z Partii Razem. "Premier ma w Polsce olbrzymi wpływ na sektor bankowy, bo to jemu podlega Komisja Nadzoru Finansowego. To od decyzji szefa rządu zależy, ile zarobią banki. I czyim kosztem".
Zandberg nie jest pierwszą osobą, która zwraca uwagę na dwuznaczną pozycję Morawieckiego. O sprawie w styczniu 2017 roku pisał Andrzej Kublik z "Gazety Wyborczej".
Morawieckiego w złym świetle stawia także fakt, że jego poprzednicy potrafili zapobiec tego typu wątpliwościom. Mateusz Szczurek, minister finansów w rządzie PO-PSL przed objęciem urzędu sprzedał akcje ING Banku, w którym wcześniej pracował. Podobnie postąpił Stanisław Kluza, minister finansów w rządzie Jarosława Kaczyńskiego.
Sprzedaż akcji nie jest zresztą jedyną możliwością. Politykom z USA i Wlk. Brytanii zdarza się przekazywać swoje aktywa do tzw. "ślepego" funduszu powierniczego (blind trust), w którym polityk nie ma szczegółowej wiedzy ani wpływu na to, w jaki sposób zarządza się jego majątkiem. Ten sposób unikania podejrzeń o konflikt interesów jest jednak podatny na oszustwa (zdarza się, że politycy w istocie dobrze wiedzą, co się dzieje z ich aktywami).
Morawiecki najwyraźniej nie zamierza korzystać z żadnej z tych możliwości. Powinien był to zresztą zrobić już dwa lata temu. Wówczas zadeklarował, że podczas pełnienia urzędu nie będzie sprzedawał ani kupował akcji, a dywidendę (np. w oświadczeniu z 2015 roku - 31 tys zł netto) przeznaczy na cele charytatywne. W żaden sposób nie likwiduje to konfliktu interesów.
Akcje BZ WBK od dwóch lat rosną, ale to nie znaczy, że ten bank - będący de facto filią hiszpańskiego Santandera - jest wyjątkiem. W tym samym okresie, czyli od listopada 2015 roku indeks WIG Banki, w którego skład wchodzą notowane na warszawskiej giełdzie spółki sektora bankowego, wzrósł o ponad 31 proc.
Jak to możliwe, że sektor tak prosperuje pod rządami polityków, którzy zapowiadali, że m.in. zmuszą banki do przewalutowania kredytów frankowych?
Odpowiedź jest prosta: bo z zapowiedzi nic nie wyszło.
"Jest wiele osób, które są w rozpaczliwej sytuacji, które na przykład straciły pracę i dzisiaj nieruchomości, które kupili, z uwagi na zmiany kursowe są wielokrotnie mniej warte niż kredyt, który mają do spłacenia, biorąc pod uwagę także odsetki. To jest sytuacja kuriozalna" - mówił podczas kampanii wyborczej Andrzej Duda.
Spotykał się wówczas m.in. z przedstawicielami ruchu "Stop bankowemu bezprawiu". Duda zaproponował proste rozwiązanie: przewalutowanie kredytów frankowych na złotówki po kursie z dnia zawarcia umowy kredytowej. Duda zapowiadał, że w ciągu 100 pierwszych dni jego urzędowania powstanie projekt ustawy zakładającej pomoc osobom zadłużonym we frankach szwajcarskich. Pomoc dla frankowiczów obiecywała też Beata Szydło.
Koszty przewalutowania z pierwszej wersji prezydenckiej ustawy analitycy z Domu Maklerskiego Trigon oszacowali na 40 mld zł z uwzględnieniem kosztów zwrotu tzw. spreadów (czyli opłat pobieranych przez banki przy przeliczaniu rat kredytów z waluty na walutę). Przy tej ustawie największy koszt poniósłby bank PKO BP (8,4 mld zł) i mBank (6,1 mld zł). BZ WBK, któremu do listopada 2015 roku szefował Morawiecki, straciłby na tej operacji 4 mld złotych.
Ale nie straci, bo kolejne projekty grzęzną w Sejmie. Negatywnie o projektach przewalutowania wypowiadali się przedstawiciele ministerstwa finansów (którym Morawiecki kieruje od września 2016 roku), jak i NBP i KNF (wszyscy mianowani już po wyborach). Ustawowe przewalutowanie kredytów frankowych zagraża ich zdaniem stabilności finansowej polskiego sektora bankowego.
W zamrażarce leży kolejny, stosunkowo łagodny dla banków projekt (tym razem KNF i NBP nie zgłaszają zastrzeżeń). Giełda śledzi tę epopeję z uwagą. Np. 2 sierpnia 2016 roku, gdy Kancelaria Prezydenta ogłosiła zaskakująco łagodny dla banków projekt ustawy, kursy akcji banków wystrzeliły w górę. BZ WBK zyskał 9,38 proc.
"Ja sądzę, że powinni wziąć sprawy we własne ręce i walczyć w sądach" - podsumował problemy frankowiczów roku prezes PiS Jarosław Kaczyński, nieoczekiwanie życzliwy w ocenie polskiego sądownictwa.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Komentarze