0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Wlodek / Agencja GazetaJakub Wlodek / Agenc...

2 października 2108 dziennikarze Onetu opublikowali całe nagranie rozmowy z 2013 roku z warszawskiej restauracji „Sowa i przyjaciele”, w której poza Mateuszem Morawieckim, wówczas prezesem BZ WBK, wziął udział prezes PKO BP Zbigniew Jagiełło, prezes PGE Krzysztof Kilian (jak pisze Onet - wieloletni przyjaciel Tuska) oraz jego zastępczyni Bogusława Matuszewska (materiał Onetu można przeczytać tutaj).

Po tej publikacji politycy PiS musieli się natrudzić, żeby zmniejszyć straty wizerunkowe wywołane uwikłaniem Morawieckiego w „aferę taśmową”. Podstawowe punkty przekazu dnia PiS są proste: to stara sprawa, „odgrzewana afera”, premier nic złego nie powiedział, a że wyrażał się brzydko - to się zdarza.

Kto pierwszy rzuci kamieniem

4 października jako Gość "Wiadomości" TVP wystąpił sam prezes Jarosław Kaczyński, wystawił Mateuszowi Morawieckiemu laurkę i przekonywał widzów, że premier wyszedł z całej sprawy bez szwanku. Okazało się, że nawet, gdy Morawiecki był po złej stronie mocy, czynił dobro: "Jestem przekonany, że to jest człowiek uczciwy, który przez jakiś czas swojego życia pracował w pewnym środowisku i w jakiejś mierze musiał przyjmować jego reguły. Wiem, że także w tym czasie robił bardzo wiele dobrego.

(...) To jest ktoś, kogo uważamy za polityka, kiedyś bankowca, naszej strony i kogoś, kto bardzo dużo dobrego robił dla Polski także wtedy, gdy był w tym niedobrym środowisku. Co mógł uczynić, aby ta dobra Polska, Polska tradycji, Polska przywiązania do wartości funkcjonowała, to czynił. To jest naprawdę nie tylko wyjątkowo uzdolniony polityk, ale także po prostu bardzo dobry człowiek".

"Morawiecki to był strzał w dziesiątkę. Ten atak na premiera Morawieckiego to jest atak na człowieka, który im [tym, którzy dopuszczali się nadużyć] zaszkodził, ale bardzo pomógł Polakom, Polsce", mówił Kaczyński.

"Ostatnio, nawet dzisiaj, pytanie o twarze premiera Morawieckiego. Ta prawdziwa twarz to jest twarz człowieka, który naprawił polskie finanse publiczne i który, to chcę podkreślić, umożliwił to, że przeprowadzamy różne wielkie programy społeczne, że jesteśmy w tej dziedzinie aktywni, że poziom życie tej biedniejszej części społeczeństwa wyraźnie się podnosi", dowodził prezes PiS.

Oczywiście, każdemu może się zdarzyć powiedzieć brzydkie słowo. Kto pierwszy rzuci kamień? "Naprawdę sprawa Mateusza Morawieckiego to jest sprawa człowieka, który uczynił coś bardzo, bardzo pożytecznego i coś bardzo dobrego dla Polski. Bardzo ciężko dla Polski pracuje, a to, że kiedyś mu zdarzało się coś powiedzieć, a nawet użyć słowa tzw. męskiego użyć, mówię o mężczyznach, niech ktoś pierwszy rzuci kamieniem".

Wcześniej Morawieckiego bronili inni politycy PiS, nawet sam prezydent:

  • Rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska odpowiedziała dziennikarzom Onetu, że udzielenie odpowiedzi na ich pytania „nie jest możliwe”, ponieważ toczy się postępowanie, w którym Mateusz Morawiecki „ma status osoby pokrzywdzonej”;
  • Wypowiedzi Morawieckiego świadczą tylko o jego „trosce o Polskę” (mówił tak w TVN24 pełnomocnik ministra sprawiedliwości Michał Woś)
  • To wszystko jest „wściekły atak proniemieckich mediów”, czyli spisek (mówiła tak serwisowi „wPolityce” Krystyna Pawłowicz).
  • Każdemu przecież zdarza się używać brzydkich wyrazów, prawda? W ten sposób tłumaczył Morawieckiego sam prezydent Andrzej Duda w „Polsat News”: „Kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem. To nie było jego wystąpienie publiczne, to była rozmowa ze znajomymi. Bądźmy szczerzy, czasem używa się brzydkich słów, takie jest życie, nie wszystkim musi się to podobać”.

Wszystkie te tłumaczenia są o tyle zabawne, że w dokładnie w identyczny sposób - za pomocą tych samych argumentów - próbowali się bronić po ujawnieniu nagrań z „Sowy i przyjaciół” politycy rządzącej wówczas Platformy. Oni również przypominali, że nagrania były nielegalne (faktycznie zresztą biznesmen Marek Falenta, który według wymiaru sprawiedliwości zorganizował całą sprawę, dostał za to 2,5 roku więzienia), że każdemu zdarza się używać brzydkich wyrazów, kiedy sobie wypije, i że rozmowy były w istocie wyrazem troski o Polskę.

PiS bezlitośnie tłumaczenia polityków PO wyśmiewał. Dziś sam używa dokładnie takich samych.

Cztery dychy

Morawieckiemu ujdzie zapewne także na sucho to, że - jak zeznali kelnerzy - miał podobno dyskutować o kupowaniu nieruchomości na tzw. słupy - podstawione osoby. Tej rozmowy, potencjalnie katastrofalnej politycznie, nie ma jednak na taśmach, a zeznania kelnerów łatwo można zdezawuować (słyszeli coś piąte przez dziesiąte, a poza tym nie muszą być najbardziej kompetentnymi osobami w sprawach handlu nieruchomościami).

Co więc na taśmach jest najbardziej szkodliwe dla Morawieckiego?

Dziennikarze TVN24 przesłuchali starannie rozmowę i zwrócili uwagę na fragment, w którym Morawiecki zastanawia się, jak pomóc dawnemu ministrowi skarbu Aleksandrowi Gradowi. Oferuje mu "ciche wsparcie",

Kilian do Jagiełły: Słuchaj, Aleksander Grad mnie poprosił, żebyś go do jakiejś rady OFE wrzucił. Nie masz jakiegoś OFE? (...)

Morawiecki: A ty słuchaj, a posłuchaj, a o co mu chodzi, żeby pieniądze zarobić?

Matuszewska: Tak, on jest, wiesz, on jest monotematyczny.

Kilian: On był długo w polityce, był długo w polityce, on ma wielodzietną rodzinę, czwórkę dzieci.

Matuszewska: Jemu chodzi o kasę.

Kilian: O kasę, no. My mu możemy zapłacić cztery dychy i koniec. Więcej nie możemy mu zapłacić już teraz.

Morawiecki: No, ale cztery dychy to też nie jest tak mało, nie?

Kilian: Ja wiem.

Matuszewska: No tak, ale on jechał przez ileś tam lat, mając 10 z kawałkiem.

Kilian: ...mając dyszkę brutto. No więc wiesz, jest, trochę słabo jest, nie?

Matuszewska: A dzieci dorosły przez pięć lat.

Kilian: A o niego trzeba zadbać. Zresztą mu się nie dziwię. A on myślisz, czego ucieka z administracji? Po prostu. Matuszewska: No tak, nie daje rady.

(...) Morawiecki: Ma jakąś fundację, stowarzyszenie albo firmę?

Matuszewska: Ma firmę, na pewno ma.

Morawiecki: Zapytajcie go tak po cichu. Ja bym spróbował tak bardziej jednorazowo. Pięć dych czy siedem, czy stówkę mu damy na jakieś badania czy na coś.

W innej części rozmowy Morawiecki załatwia pracę synowi Ryszarda Czarneckiego, który, jak twierdzi na nagraniu prezes Jagiełło, nie chciał tyle pracować. Treść tego fragmentu rozmowy przytoczył TVN24.

To jest niesłychanie kompromitujące dla Morawieckiego fragmenty: wspólnie z kolegami dyskutują o załatwieniu pracy dla znajomego z rządu i ubolewają, że „dyszka brutto” to „trochę słabo jest”. Przypomnijmy, że w 2013 roku - kiedy toczyła się ta rozmowa — mediana zarobków w Polsce mniej niż 2300 złotych „na rękę”. Dla przeciętnego wyborcy 10 tys. brutto miesięcznie to już bardzo dużo, nawet jeśli w realiach biznesowej elity są to okruchy, które skazują człowieka z rodziną na wegetację na pograniczu głodu.

Przypomnijmy również, że PiS bardzo intensywnie wykorzystywał w kampanii wyborczej 2015 roku bardzo podobną w gruncie rzeczy wypowiedź minister infrastruktury w rządzie Tuska Elżbiety Bieńkowskiej. Bieńkowska, podobnie jak Morawiecki w rozmowie ze znajomymi, narzekała na niski poziom płac na wyższych stanowiskach rządowych - który sprawia, że trudno jest przyciągnąć na nie wykwalifikowanych specjalistów. „Za 6 tys. pracuje złodziej albo idiota” - wyraziła się dosadnie. Kiedy PiS doszedł do władzy, próbował obejść ten problem wypłacając najwyższym dygnitarzom państwowym wysokie nagrody, równowartość pobieranych formalnie pensji. Kiedy jednak zostało to ujawnione przez posła PO Krzysztofa Brejzę, kosztowało to partię rządzącą zjazd w sondażach.

Czego więc dowiadujemy się z taśm Morawieckiego?

* Że należał to elity związanej z rządami PO: najbliżsi ludzie Tuska to jego bliscy znajomi.

* Że należał do elity oderwanej od życia zwykłych ludzi. Rozmowy o tym, że 10 tys. na rękę to głodowa pensja, to prezent dla opozycji. PiS uczynił z „ośmiorniczek” jedzonych podczas jednego ze spotkań w „Sowie i przyjaciołach” symbol korupcji elit PO-PSL i oderwania ich od życia „przeciętnych Polaków”. Morawiecki do tych elit należy i jest dokładnie tak samo oderwany od życia. Propaganda PiS dotychczas potrafiła sprytnie ominąć fakt, że premier ludowej partii jest niesłychanie bogatym bankierem i należy do elity elit III RP (i to nie od wczoraj, ale od lat 90.). Teraz nie da się tego odwidzieć.

* Że mówił o życiu „prostego człowieka” - a do takich ludzi PiS się nieustannie odwołuje - z pogardą. Mówi np. o konieczności obniżenia oczekiwań przez nadmiernie jego zdaniem zadłużone społeczeństwa Zachodu. Oto cytat:

„(…) musimy obniżyć nasze oczekiwania. Bo jak obniżymy, to w ślad za tym wszystko pójdzie dobrze, się da zreperować. Będziemy zapier*** i rowy, ku***, kopać, a drudzy będą zakopywać, będziemy zadowoleni. Będziemy (…) wtedy my jako ludzie mniejsze firmy mieć emerytury. Mniejsze oczekiwania”.

Oczywiście te „mniejsze oczekiwania” nie dotyczą ani Morawieckiego, ani jego bogatych i ustosunkowanych znajomych, z którymi jadł kolację u „Sowy”. To wszystko zarówno opozycja, jak i konkurenci Morawieckiego do władzy w PiS będą teraz powtarzać do znudzenia. I słusznie.

;

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze