W przemówieniu podczas ceremonii powołania nowych ministrów premier Morawiecki - zanim wezwał ich „do roboty” - powiedział, że celem rządu jest budowanie „podmiotowej Polski w ramach silnej Europy ojczyzn”. To deklaracja: chcemy wziąć od Europy jak najwięcej i dać jej jak najmniej
Głównym zadaniem nowego premiera - oraz, jak mówili politycy PiS, głównym powodem wymienienia „ludowej” premier Szydło na Morawieckiego, bankiera z międzynarodowej elity - jest naprawa stosunków z Unią Europejską. Zamiast naprawy wystarczy zresztą poprawa - przede wszystkim oddalenie od Polski groźby sankcji za naruszanie norm demokratycznego państwa prawa (co może pociągnąć za sobą uruchomienie wobec naszego kraju art. 7 traktatu europejskiego).
Szczególnie bolesne dla zaufania inwestorów wobec Polski oraz wewnętrznej pozycji nowego rządu byłoby radykalne zmniejszenie funduszy strukturalnych, które szerokim strumieniem płynęły do Polski od wejścia do Unii w 2004 roku. Na to PiS nie może sobie pozwolić - nawet jego nacjonalistycznie nastawiony elektorat chce utrzymania tempa inwestycji w drogi, szkoły i pozostałą część publicznej infrastruktury.
Bezpośrednio po ceremonii powołania nowych ministrów i pierwszym posiedzeniu rządu w odnowionym składzie Morawiecki poleciał więc do Brukseli, gdzie spróbuje odbudować spalone przez poprzedników mosty.
Wcześniej jednak zachęcił swoich ministrów "do roboty" oraz do budowania Europy - ale w specyficznym kształcie. Co kryje się za sformułowaniem „podmiotowa Polska w ramach silnej Europy ojczyzn”? Co ono mówi o kierunku europejskiej polityki nowego-starego rządu?
Potraktowane dosłownie to wyrażenie jest tyle słuszne, co banalne. Kto nie chce, żeby Polska nie była podmiotowym krajem? Nikt by temu nie zaprzeczył, chociaż do końca nie wiadomo, na czym ta podmiotowość ma polegać i co ją ma wyznaczać. Czy ktoś chce, aby Europa przestała być „Europą Ojczyzn”? Oczywiście nie. Nie jest to zresztą możliwe: Europa „od zawsze” była „Europą ojczyzn”, kontynentem niesłychanie zróżnicowanym i o wielu silnych etnicznych tożsamościach. Nic nie wskazuje na to, aby w Unii Europejskiej Francja stała się mniej Francją, a Polska - mniej Polską.
Jak zawsze w języku polityki ważny jest jednak kontekst.
„Europa Ojczyzn” to hasło, które ma długą historię. Było ono przeciwstawiane przez konserwatystów i prawicę - nie tylko w Polsce - „Europie federalnej”, albo - w wersji retorycznie bardziej radykalnej - „europejskiemu superpaństwu”.
O „Europie Ojczyzn” mówił np. prezydent Lech Kaczyński, a całe sformułowanie Morawieckiego brzmi jak wyjęte z jego przemówienia. Dla Kaczyńskiego oznaczało to ograniczenie centralnych organów Unii Europejskiej - takich jak Komisja Europejska - oraz przyznanie mniejszym i słabszym ludnościowo oraz gospodarczo krajom Unii proporcjonalnie większego wpływu na instytucje całej wspólnoty niż wynikałoby to z ich politycznej wagi.
Kiedy politycy prawicy mówią o „Europie Ojczyzn”, mają także na myśli prymat prawa krajowego nad unijnym czy pozostawienie całej sfery kultury oraz ustawodawstwa obyczajowego (czyli np. dopuszczalności przerywania ciąży oraz związków jednopłciowych). W języku bliskiego PiS przywódcy Węgier Viktora Orbána Europa jest „ojczyzną ojczyzn” (mówił o tym w orędziu z okazji świąt Bożego Narodzenia w 2017 r.). Dla niego oznacza to przyzwolenie na narodowe odstępstwa do modelu liberalnej demokracji w stylu zachodnim: skoro „ojczyzny” są „podmiotowe”, mogą kształtować swoje życie polityczne zgodnie z wyborem własnych obywateli. Jeżeli zdecydują się oni oddać władzę autokracie, który z demokracji uczyni fasadę - Unii Europejskiej nic do tego.
W praktyce sformułowanie użyte przez Morawieckiego nasycone jest sceptycyzmem wobec Unii Europejskiej. Od Unii chcemy, aby gwarantowała nam bezpieczeństwo, wolność podróży, wolność handlu i inwestycji - oraz dawała pieniądze na rozwój biedniejszych regionów. Mamy z Unii jak najwięcej brać i jak najmniej dawać - traktując ją nie jako klub, do którego wchodzimy ze świadomością solidarnie podjętych zobowiązań, ale jako skarbonkę zasilaną przez bogatych idealistów z Zachodu.
Pytanie, czy rozmówcy Morawieckiego w Brukseli uznają tę wizję za atrakcyjną.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze