0:000:00

0:00

W wywiadzie dla "Deutsche Welle" 16 lutego dziennikarz zapytał wicepremiera i ministra rozwoju Mateusza Morawieckiego o wypowiedź jego ojca z 26 listopada 2015 r. (stosowny fragment można zobaczyć tu). Kornel Morawiecki powiedział wówczas w Sejmie podczas debaty o Trybunale Konstytucyjnym:

Prawo jest ważną rzeczą, ale prawo to nie świętość. Przecież pani pytała o przyzwoitość - nad prawem jest dobro Narodu! Jeśli prawo to dobro zaburza, to nie wolno nam uważać to za coś, czego nie możemy naruszyć i zmienić. To mówię - prawo ma służyć nam! Prawo, które nie służy narodowi to jest bezprawie!

Wicepremier bronił wypowiedzi ojca, używając niefortunnego porównania rządów prawa do III Rzeszy:

Po krytyce w mediach - m.in. w "Newsweeku" i "Gazecie Wyborczej" - Morawiecki próbował wyjaśnić, co miał na myśli:

Mówiąc, że prawo nie jest najważniejsze, protestowałem przeciwko bezrefleksyjnemu podejściu prawniczemu, tak zwanemu prawniczemu pozytywizmowi, który może mieć drastyczne skutki (...) W tym kontekście można przywołać zjawiska takie jak: apartheid, pozbawienie niemieckiego obywatelstwa osób pochodzenia żydowskiego, segregacja rasowa w USA, które były ustanowione i usankcjonowane przez prawo.

Sens wypowiedzi wicepremiera jest więc jasny: nie chwalił Trzeciej Rzeszy Hitlera, tylko chciał zwrócić uwagę na to, że wierność prawu nie zawsze jest czymś dobrym - bo samo prawo może być moralnie nie do przyjęcia.

Porównanie, którego użył, jest jednak nietrafione - i to z dwóch powodów.

1. III RP to nie III Rzesza

Wicepremier Morawiecki posłużył się przykładami prawa tworzonego w ustrojach niedemokratycznych - w hitlerowskiej Rzeszy, w RPA czasów apartheidu i w Stanach Zjednoczonych czasów segregacji (w których duża część Afroamerykanów była wykluczona z udziału w polityce i nie mogła głosować). To kluczowa różnica, ponieważ prawo w III RP (a do niego odnosiła się wypowiedź Kornela Morawieckiego) było stanowione w zgodzie z demokratycznymi procedurami.

Można zasadnie twierdzić, że obywatel jest w znacznie większym stopniu moralnie zobowiązany do przestrzegania prawa stanowionego demokratycznie niż narzuconego przez niedemokratyczną władzę.

Przeczytaj także:

2. Praworządność w Niemczech Hitlera była fikcją

Wicepremier mylił się także w ocenie porządku prawnego w III Rzeszy. To prawda, że hitlerowskie Niemcy kładły duży nacisk na wierność procedurom - między innymi dlatego, że (jak twierdzi autor monografii poświęconej nazistowskiemu sądownictwu Ingo Muller) miało to wywołać u Niemców poczucie, że żyją w praworządnym państwie. Była to jednak fikcja. Nazistowskie prawo nie tylko było traktowane jako narzędzie - kiedy np. okazało się, że na podstawie zwykłego kodeksu karnego nie można skazać niektórych wrogów reżimu, powołano do życia "Trybunał Ludowy", który miał bardzo rozległe uprawnienia wykraczające poza prawne ramy. Oskarżonym odmawiano notorycznie prawda do obrony i sprawiedliwego procesu.

Nazistowskie Niemcy wprowadziły także w życie ideę "prewencyjnej izolacji" - czyli uwięzienia ludzi, którzy nie tylko nie byli o nic oskarżeni, ale nawet podejrzani - sprzeczną ze wszystkimi zasadami państwa prawa. Na takim stanowisku stanęli też sędziowie trybunału w Norymberdze, w którym sądzono wkrótce po wojnie 16 wysokich rangą przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości Trzeciej Rzeszy (przy czym słowo "sprawiedliwość" należy tu wziąć w cudzysłów): uznali oni, że mimo całego wyrafinowania prawniczych argumentów sądy hitlerowskie nie były instrumentem sprawiedliwości, ale narzędziem totalitarnego państwa.

Wicepremier Morawiecki mocno się więc zaplątał w obronie ojca: posłużył się mocno naciąganym przykładem sądownictwa III Rzeszy, żeby podeprzeć jego tezę.

;

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze