0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Wlodek / Agencja GazetaJakub Wlodek / Agenc...

Właściwe negocjacje akcesyjne rozpoczęły się pod koniec 1998 roku, kiedy Mateusza Morawieckiego już w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej nie było – został radnym AWS we Wrocławiu, a potem doradcą w Banku Zachodnim.

Więc użycie określenia „negocjowałem wejście Polski do UE” jest - delikatnie mówiąc - dużym skrótem myślowym.

Ja sam negocjowałem przystąpienie do Unii Europejskiej 20 lat temu i doskonale wiem, jak w Unii Europejskiej negocjuje się najlepsze transakcje

Wiec wyborczy w Sandomierzu,19 sierpnia 2018

Sprawdziliśmy

Był jednym z kilkuset urzędników wspierających negocjatorów i to tylko przez kilka miesięcy. Ale sam nie negocjował

"Gdyby powiedział, że uczestniczył w procesie negocjacji, to byłaby prawda. Ale to co powiedział, to o jeden krok za daleko od prawdy" - mówią OKO.press ówcześni pracownicy Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej. Pragną zachować anonimowość, bo dziś pełnią różne funkcje w systemie instytucji europejskich i nie mogą uczestniczyć w politycznych sporach w Polsce.

Chłopcy Czarneckiego

Gdy po wyborach parlamentarnych jesienią 1997 roku powstał rząd Akcji Wyborczej Solidarność, to premier Jerzy Buzek mianował nowym szefem Komitetu Integracji Europejskiej Ryszarda Czarneckiego (do 1996 roku prezesa Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego). Przed nim szefem KIE był premier Włodzimierz Cimoszewicz, a Urząd Komitetu Integracji Europejskiej organizowała Danuta Hübner.

Czarnecki przyprowadził ze sobą "desant" kilkunastu młodych ludzi. Jednym z nich był Mateusz Morawiecki. Został wicedyrektorem departamentu negocjacji akcesyjnych w Urzędzie KIE. Na kilka miesięcy.

Czarnecki mówił w 2015 roku „Wyborczej”: „Szukałem wtedy młodych, zdolnych ludzi spoza bieżącej polityki. Mateusz był kandydatem idealnym: świetne wykształcenie na uczelniach w Stanach, Niemczech i Szwajcarii, i znajomość języków. No i miał świetne nazwisko, co też nie było bez znaczenia".

Szefem Departamentu Negocjacji Akcesyjnych był Wiktor Anselm, mianowany jeszcze przez Danutę Hübner. Miał dwie wicedyrektorki - Annę Stępniewską i Ewę Kubis. Czarnecki dołożył mu dwóch kolejnych wicedyrektorów - Mateusza Morawieckiego i Jacka Czaputowicza, obecnie szefa MSZ.

(Ewa Kubis zorganizowała później - już po odejściu Czarneckiego i Morawieckiego - Departament Obsługi Negocjacji Akcesyjnych, w skrócię DONA, który zajął się przede wszystkim obsługą Kułakowskiego, który jeździł na spotkania z rolnikami, górnikami i różnymi grupami społecznymi, by przekonywać do akcesji, a także przygotowaniem materiałów drukowanych i konferencji. Dziś w niektórych mediach te dwa departamenty są mylone.)

Wszyscy wiedzieli, że to nie dyrektor Anselm wyznacza zadania dla Morawieckiego i Czaputowicza. Wykonywali oni różne prace dla ministra Czarneckiego. To był - jak nam mówią - departament kadłubkowy, miał czterech wicedyrektorów i tylko kilku pracowników.

Niewidzialni eksperci

Ekipa Czarneckiego nie integrowała się z resztą zespołu. To był desant polityczny. Negocjacje z Komisją Europejską prowadził wtedy Jan Kułakowski, miał oficjalny tytuł Głównego Negocjatora, urzędował w Kancelarii Premiera i miał wokół siebie zespół negocjacyjny złożony z wiceministrów i sekretarzy stanu z poszczególnych resortów.

Cezary Lewanowicz pracował wtedy u zastępcy Głównego Negocjatora, Piotra Nowina-Konopki, a potem u Głównego Negocjatora Jana Kułakowskiego. OKO.press mówi, że wtedy nie spotykał Mateusza Morawieckiego.

"Nie było z nich - Morawieckiego i Czaputowicza - żadnego pożytku" - słyszymy od innego z ówczesnych urzędników z otoczenia Głównego Negocjatora. Czy pozostały jakieś ich opracowania? Nie wiadomo. Archiwa UKIE są w MSZ. Co naprawdę wtedy robił Mateusz Morawiecki, wiedzą więc dwie osoby - sam Morawiecki i Ryszard Czarnecki.

Kolejny nasz rozmówca przypomina sobie, że ludzie mogą nie pamiętać Morawieckiego, bo pracował on w innym rytmie, przeważnie przychodził popołudniami. A nawet jak był w ciągu dnia, to się nie integrował. To izolowanie się było na tyle posunięte, że osoba, która pracowała wtedy w sąsiednim pokoju, dziś zarzeka się, że w ogóle go nie pamięta z Urzędu.

Podkreśla, że Morawiecki miał dużą wiedzę teoretyczną, o Europie i procesach integracyjnych, ale widział to kategoriach gier politycznych i narodowych. Dla niego Europa to nie była wspólnota, tylko teatr, w którym państwa narodowe toczą grę o swoje interesy. Zupełnie inna wizja od tej, którą miała większość ekspertów i urzędników pracujących w 30 zespołach negocjacyjnych.

W lipcu dymisja Czarneckiego, jego "chłopcy" też się zwijają

27 lipca 1998 roku Ryszard Czarnecki został przez premiera Buzka odwołany z szefa KIE, przyczyną były silne konflikty paraliżujące pracę Urzędu. Buzek sam stanął na czele Komitetu Integracji Europejskiej. W ślad za swoim patronem z UKIE odszedł po wakacjach także Mateusz Morawiecki. Najpierw wystartował w wyborach samorządowych do sejmiku dolnośląskiego i został radnym, potem - w październiku był już doradcą w Banku Zachodnim.

W jego życiorysie w Wikipedii jest informacja, że "był członkiem zespołu rządowego negocjującego warunki przystąpienia Polski do Unii Europejskiej w dziedzinie bankowości i finansów". Osoby, z którymi rozmawiało OKO.press, wskazują, że ten zapis nie zgadza się z kalendarzem negocjacji.

Właściwe negocjacje w dziedzinach, które były w jego kompetencji, zaczęły się już po jego odejściu z Urzędu KIE. I tak „swobodny przepływ usług”, który obejmował też bankowość i usługi finansowe, zamknięto dwa lata później - w grudniu 2000 roku. Z kolei negocjacje nt. swobodnego przepływu kapitału zakończono dopiero w marcu 2001 roku. Ostatni rozdział, czyli „budżet i finansowanie”, zamknięto w 2002 podczas rozmów w Kopenhadze.

Prof. Orłowski: negocjatorów było kilku

Witold Orłowski, profesor ekonomii, w latach 1998-2003 doradca Głównego Negocjatora Jana Kułakowskiego powiedział OKO.press: "Mateusz Morawiecki przez jakiś czas w 1998 roku był wicedyrektorem Departamentu Negocjacji Akcesyjnych, gdzie zajmował się obszarem instytucji finansowych. Na pewno wykonywał ważną pracę. Ale negocjatorami nazywamy tych, którzy podejmują decyzje".

Orłowski: "Jeśli zastosowalibyśmy miarę premiera Morawieckiego, to prawo do miana negocjujących wejście Polski do UE mogłoby rościć sobie kilkaset osób, bo tyle było zaangażowanych w proces negocjacyjny, który był bardzo długi i skomplikowany. Wymagał ogromnych przygotowań i ogromnego nakładu pracy – i ja nie odbieram premierowi Morawieckiemu jego wkładu. Ale negocjatorów było kilku, a cała reszta tylko ich wspierała.

Ja sam byłem przez wiele lat doradcą ministra Kułakowskiego, a jeszcze wcześniej, na początku lat 90., kiedy negocjowana była umowa stowarzyszeniowa, byłem dyrektorem w Urzędzie Integracji Europejskiej. Ale nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby powiedzieć, że to ja negocjowałem wejście Polski do Unii Europejskiej. A moja rola była pewnie większa od roli premiera Morawieckiego".

Negocjacje akcesyjne to długi i skomplikowany proces

Jak wyglądał proces negocjacji wejścia Polski do UE? Orłowski: "Najpierw w latach 1990-1991 negocjowana była umowa stowarzyszeniowa, którą negocjowali Jacek Saryusz-Wolski i Andrzej Olechowski. Wspierało ich kilkudziesięciu urzędników i doradców. Potem nastąpił długi okres tzw. negocjacji przedwstępnych i w marcu 1998 roku Komisja Europejska formalnie zgodziła się na otwarcie negocjacji akcesyjnych, które trwały aż do 2003 roku. Wtedy ze strony polskiej zaangażowane było kilkaset osób wspierających negocjatorów".

Pierwsza faza to był tzw. screening, czyli porównanie stanu prawnego w Polsce ze stanem prawnym UE w 30 obszarach, które zostały wyodrębnione do negocjacji. To właśnie w tym pierwszym okresie pracował w UKIE Mateusz Morawiecki. Faktyczne negocjacje zaczęły się pod koniec roku, toczone oddzielnie w każdym obszarze. Ale premier Morawiecki pracował już wtedy w Banku Zachodnim.

Orłowski: "Zasada była następująca: wszystkie ustalenia są prowizoryczne do czasu, kiedy zakończą się negocjacje we wszystkich obszarach. Tak samo, jak dzisiaj w przypadku Brexitu. W praktyce oznaczało to, że najpierw negocjowano obszary mniej kontrowersyjne, a np.politykę rolną, albo wolny przepływ pracowników na samym końcu.

Teoretycznie w dniu wejścia do UE powinniśmy byli bowiem wprowadzić w życie cały dorobek prawny UE, a to byłoby bardzo kosztowne. Dlatego w niektórych kwestiach prosiliśmy o okres przejściowy, np. w kwestii regulacji sprzedaży ziemi cudzoziemcom. Trzeba też pamiętać, że negocjowaliśmy wprawdzie z Komisją Europejską, ale ostatecznie z zapisami umowy musiały zgodzić się wszystkie kraje członkowskie.

Kraje członkowskie też mogły domagać się okresów przejściowych - np. Niemcy i Austria domagały się okresu przejściowego w kwestii swobody przepływu pracowników.

Punkt kulminacyjny negocjacji to była tzw. noc negocjacji podczas szczytu w Hadze w 2003 roku, kiedy zostały ustalone najtrudniejsze kwestie. Polskę reprezentował tam premier Leszek Miller.

Oczywiście mniej spektakularne negocjacje ciągnęły się znacznie wcześniej. Ale jeśli ktoś może powiedzieć o sobie, że wynegocjował wejście Polski do Unii, to właśnie te osoby, które negocjowały w tym ostatnim, najtrudniejszym momencie”.

;
Na zdjęciu Edward Krzemień
Edward Krzemień

Redaktor w OKO.press. Inżynier elektronik, który lubi redagować. Kiedyś konstruował układy scalone (cztery patenty), w 1989 roku zajął się pisaniem i redagowaniem tekstów w „Gazecie Wyborczej”. W latach 80. pomagał w produkcji i dystrybucji „Tygodnika Mazowsze” i w prowadzeniu podziemnej Wszechnicy „Solidarności”. Biegle zna pięć języków, trzy – biernie. Kolekcjonuje wiedzę na każdy temat. Jego tekst „Zabić żubra” rozpoczął jeden z najgłośniejszych cykli w OKO.press.

Na zdjęciu Monika Prończuk
Monika Prończuk

Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.

Komentarze