0:000:00

0:00

Państwo polskie nie jest ani "kamieni kupą" ani wielkim nieefektywnym molochem. Jest natomiast całkiem sprawnym i solidnym średniakiem jeśli chodzi o sprawność administracji - wynika z raportu uniwersytetu w Oxfordzie, który zbadał efektywność administracji publicznej w kilkudziesięciu państwach. (Szczegóły poniżej).

Przypomnijmy, że po wielkim poruszeniu opinii publicznej nagrodami dla rządu, premier Morawiecki zapowiedział likwidację takich nagród dla ministrów i sekretarzy stanu. Ale większość z nich nie straci dochodów, bo jednocześnie premier zapowiedział, że ci z sekretarzy stanu, którzy są jednocześnie parlamentarzystami (np. Patryk Jaki), zaczną otrzymywać dodatkowo sporą część uposażenia poselskiego lub senatorskiego - ich dochody dzięki temu znacząco wzrosną.

Podsekretarze stanu mają z kolei wejść w skład korpusu służby cywilnej, co też może zwiększyć ich zarobki.

W 2016 roku PiS zlikwidował konkursy i obniżył wymagania dla wyższych urzędników służby - taki manewr jest więc możliwy.

Przeczytaj także:

Morawiecki nie ograniczył się jednak do sprawy nagród i swoje wystąpienie przeplatał hasłami, które kojarzą się z opowieścią o "tanim państwie", znanej z czasów rządów PO.

"Sprawne i efektywne państwo to państwo, które działa w oparciu o bardzo profesjonalne kadry, nierozbudowane, nie w oparciu o rozbudowaną biurokrację, i dlatego

będziemy starali się zmniejszać biurokrację na wszystkich poziomach"

- powiedział premier i zgodnie z zasadami technokratycznej poetyki pochwalił się swoją korporacyjną karierą.

"Mam od ponad 20 lat doświadczenia w zarządzaniu dużymi organizacjami i to nie jest tak, że im więcej ludzi, dyrektorów, tym lepsza praca. Czasami efekt jest odwrotny. Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść".

W służbie cywilnej powinno zatem pracować mniej ludzi, którzy "powinni pracować na jak najwyższym poziomie profesjonalizmu, efektywności".

To odważna teza w ustach polityka PiS - partii, która znacząco obniżyła wymagania stawiane wyższym urzędnikom.

Nienowa zresztą. Przypominamy jego wypowiedź sprzed półtora roku. "Będziemy odchudzać administrację publiczną, by zmniejszyć koszty jej funkcjonowania, a także wprowadzać nowoczesne mechanizmy zarządzania" - mówił Morawiecki w sierpniu 2016 roku.

Zmiana tematu z nagród na odchudzanie Morawieckiemu udała się nieźle, bo w OKO.press zaczęliśmy się zastanawiać, jak zmierzyć efektywność administracji publicznej. Okazuje się, że się jest możliwe, a wynik tego pomiaru będzie zaskakujący dla polityków, którzy od zawsze na pierwszych stronach tabloidów walczą z biurokracją.

Nie tylko dla nich zresztą:

myślenie o państwie polskim jako nieefektywnym biurokratycznym molochu jest czymś powszechnym. Tymczasem Polska ma całkiem efektywną administrację publiczną. Przynajmniej tak wynika z badań.

Polska - niezła jakość za niską cenę

W 2017 roku Uniwersytet w Oxfordzie opublikował duży raport na temat efektywności administracji publicznej w kilkudziesięciu państwach. Opracowanie stanowi próbę stworzenia międzynarodowego wskaźnika efektywności administracji publicznej (The International Civil Service Effectiveness - InCiSE - Index).

Autorzy chcą, by wskaźnik stał się narzędziem obywatelskiej kontroli: dzięki niemu obywatele mogą dowiedzieć się, jak spisuje się ich państwo w kluczowych dziedzinach. Z kolei politycy się uczą: widzą, które państwa wypadają najlepiej, w których dziedzinach i mogą wzorować się na obcych rozwiązaniach.

Wskaźnik ma według naukowców wspierać realizację 16. celu zrównoważonego rozwoju ONZ (Sprawiedliwość, pokój i silne instytucje). Wszystkich celów jest 17.

Naukowcy wzięli pod uwagę kilkanaście funkcji realizowanych przez państwo oraz cech administracji. To m.in.:

  • polityka (tworzenie prawa i polityk publicznych),
  • zarządzanie majątkiem i finansami publicznymi (tworzenie i realizacja budżetu),
  • regulacja (skala i jakość regulacji oraz udział zainteresowanych grup społecznych w jej tworzeniu),
  • zarządzanie kryzysowe i ocena ryzyka,
  • zarządzanie zespołami ludzi (poziom merytokracji w administracji publicznej),
  • cyfryzacja, administracja elektroniczna,
  • finanse (ich szczelność i efektywność),
  • administracja podatkowa,
  • inkluzywność,
  • uczciwość.

Polska już na wstępie wypada nieźle. Badacze konstruując wskaźnik wzięli pod uwagę aż 76 różnych miar. Tylko w dwóch państwach dostępne były wszystkie z nich (Wielka Brytania i Norwegia). W przypadku Polski do dyspozycji było 73, podobnie jak w Szwecji i Norwegii.

Błyszczymy pod tym względem na tle Europy Wschodniej - to m.in zasługa tego, że nasze państwo zbiera sporo informacji na własny temat.

Jak zatem wypadamy w rankingu? Dobrze. Spośród 31 rozwiniętych krajów wziętych pod uwagę w zestawieniu jesteśmy na 21 miejscu.

Jesteśmy nieco poniżej średniej rankingu, ale wyprzedzamy kilka państw naszego regionu, w tym, o dziwo, Niemcy. Bardzo dobrze wypadamy natomiast, gdy wynik skorygować o PKB per capita (wiadomo, że biedniejsze państwa wypadają gorzej). Polska w tak skorygowanej skali jest powyżej średniej - jest 12. na 31 państw.

Źródło: InCiSE

Ciekawe są szczegółowe dane. Polska w większości branych pod uwagę funkcji i cech administracji nie odbiega bardzo od średniej dla krajów rozwiniętych. Bardzo wyróżnia się pod dwoma względami.

Polska administracja okazała się najbardziej inkluzywna. To efekt dużej liczby kobiet pracujących w administracji.

Fatalnie wypadamy natomiast w kwestii efektywności administracji skarbowej - jesteśmy na samym końcu rankingu. Skupienie rządu na uszczelnieniu podatków jest więc ze wszech miar uzasadnione. W raporcie nie widać jeszcze efektów tych zmian. Zwłaszcza wprowadzenie Jednolitego Pliku Kontrolnego we wszystkich rodzajach przedsiębiorstw powinno zrobić dużą różnicę.

Z drugiej strony nie widać też jeszcze PiS-wskiej rewolucji w służbie cywilnej (obniżenie wymagań i likwidacja konkursów) - tutaj trudno spodziewać się pozytywnego efektu. W 2018 roku Polska znacząco spadła też np. w rankingu percepcji korupcji (podobnie jak Węgry; zawłaszczanie państwa przez jedną partię sprawia, że obywatele przestają ufać administracji).

Autorzy raportu zwracają też uwagę, że Polsce przydałoby się również wzmocnienie administracji cyfrowej - bo poprawa jej jakości miałaby pozytywny wpływ na wszystkie mierzone wskaźniki.

Konkludują też - to szczególnie istotne w kontekście wypowiedzi Morawieckiego - że koszty administracji są w Polsce relatywnie niskie.

Tak jest w każdym razie w ubezpieczeniach społecznych (historie o ZUS-wskich pałacach są najczęściej mocno przesadzone - koszty własne zakładu to zaledwie 1,7 proc. jego budżetu).

Z raportu wyłania się obraz państwa polskiego, które nie jest ani "kamieni kupą", ani wielkim nieefektywnym molochem. Jest natomiast całkiem sprawnym, choć niedofinansowanym średniakiem.

Ma sporo do poprawy, ale jakość administracji jest lepsza niż wskazywałby na to jej budżet. Warto o tym pamiętać za każdym razem, gdy rządzący szukają winnych swoich niepowodzeń wśród urzędników, zapowiadają rewolucję lub opowiadają o wielkiej nieefektywnej biurokracji.

Bo najgorszy PR polskiemu państwu robią sami politycy.
;

Udostępnij:

Bartosz Kocejko

Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.

Komentarze