W rewizjonistycznych zapędach PiS idzie coraz dalej. Po historii Polski zabiera się za dane makroekonomiczne. Mateusz Morawiecki ocenia, że tempo wzrostu z lat 2014 i 2015 to wynik przekłamania. Twierdzi, że napędzały go „lewe faktury” i zapowiada powtórne liczenie. Tymczasem karuzele VAT kręcą się dalej (choć nieco wolniej). I raczej nie pompują wzrostu
O co chodzi wicepremierowi Mateuszowi Morawieckiemu, które jest też ministrem rozwoju i ministrem finansów? Wypowiedź jest mało precyzyjna, ale sugeruje, iż wzrost gospodarki odnotowany za PO, wyższy od tego, który osiąga obecnie PiS, to efekt tzw. karuzeli VAT. Chodzi o fałszywe faktury wystawiane przez polskich przedsiębiorców na towary rzekomo sprzedawane za granicę. Dzięki temu polski eksport „na papierze” miał zyskać, zdaniem ministra, około 20-30 mld zł i wywindować gospodarcze notowania za koalicji PO-PSL.
Wiemy, że 20-30 mld zł eksportu w roku 2014 i 2015 to był eksport fikcyjny wynikający z pustych faktur, związany z karuzelami VAT. To znaczy, że wzrost gospodarczy w latach 2014-2015 był zdecydowanie przeszacowany.
Karuzele VAT to potoczna nazwa mechanizmu oszukiwania skarbówki. Wymaga udziału przynajmniej dwóch spółek (choć zazwyczaj jest ich więcej) – jednej w Polsce, drugiej w innym kraju UE. Zawierają ze sobą transakcję na fikcyjną sprzedaż towarów. Pozorują eksport, by za transakcję otrzymać zwrot VAT.
Proceder ten rzeczywiście napędza eksport, i faktycznie, jego apogeum w Polsce przypada na lata 2013-2015.
Ogólna nieszczelność systemu podatkowego i wyłudzenia VAT są w Polsce dużym problemem. Według wyliczeń Komisji Europejskiej tzw. luka VAT, czyli różnica między wpływami, które budżet państwa powinien uzyskać z tego tytułu, a ich faktycznym poziomem, wyniosła w 2015 r. niemal 27 proc.wpływów z VAT, czyli ponad 40 mld zł (10,1 mld euro). Tylko pięć państw UE wypada pod tym względem gorzej: Grecja, Litwa, Łotwa, Rumunia i Włochy. Według analityków PwC straty mogły być jeszcze większe i sięgać aż 53 mld zł.
Karuzele to tylko jeden z powodów wyciekania należności z VAT.
Reszta to wpuszczanie przez przedsiębiorców „w koszty” zakupów, które wcale firmie potrzebne nie były, w tym wydatków stricte prywatnych. Dochodzą różne rodzaje legalnej „optymalizacji” podatkowej, VAT niezapłacony przez firmy, które zbankrutowały, czy też po prostu błędy i niedopatrzenia po stronie przedsiębiorców i urzędników.
Obejmując władzę PiS obiecywał zwiększenie ściągalności podatków. Miało to finansować wydatki socjalne zaplanowane przez partię rządzącą. Rząd Szydło wprowadził nowe przepisy, bardziej drobiazgowe kontrole i większe kary dla oszustów.
I wygląda na to, że rządowi PiS udało się zmniejszyć podatkową lukę.
Analitycy PwC przewidują, że w 2016 roku może być nawet o 8 mld zł mniej straconych pieniędzy. Brak jednak danych, jak duża część pochodzi z powstrzymanych wyłudzeń za pomocą karuzeli.
Oznacza to, że nawet jeśli „karuzele” pompowały wzrost za Platformy, to w niewiele mniejszym stopniu robią to za rządów PiS. Gdyby rozumowanie Morawieckiego miało sens, oznaczałoby, że także wzrost gospodarczy za rządu PiS nie dość, że jest raczej niski, to w znacznej mierze sztucznie "podciągnięty".
Najistotniejsze jest jednak co innego. Trudno z tak dużą dozą pewności twierdzić, że zjawisko faktycznie zawyżało wzrost.
Po pierwsze, do PKB liczy się nie eksport, ale eksport netto (czyli eksport minus import). A w przypadku karuzeli, żeby dalej obracać towarami, które fikcyjnie eksportowała, firma musi je fikcyjnie importować. Bilans handlowy w tej transakcji się zeruje (lub niemal zeruje). Dlatego proces ten nazywa się karuzelą – bo towary na papierze robią kółko i „wracają”.
Po drugie, jeśli towary w Polsce zostają, to nie po to, żeby zalegać w magazynach. Najczęściej są sprzedawane "na lewo", a wtedy napędzają konsumpcję w szarej strefie. A GUS od dawna stosuje metodologię liczenia PKB uwzględniające szarą i czarną strefę. Prawdopodobnie jej nie doszacowuje, ale mimo wszystko uwzględnia.
Takie operacje w szarej strefie mogą nieco zakłamywać poziom wzrostu, ale w stopniu bardzo nieznacznym.
To, co mówi Morawiecki, jest zapewne próbą przygotowania opinii publicznej na kiepskie wyniki wzrostu w 2016 r. , które zostaną ogłoszone na początku lutego 2017. Polska gospodarka nie osiągnie nawet 3 proc. w 2016, mimo planowanych 3,8 proc, a Bank Światowy przewiduje wręcz 2,5 proc.
Dlatego strategią rządu może być obniżanie punktu odniesienia, czyli wzrostu w czasach politycznych przeciwników.
Taki propagandowy zabieg może jednak zagrozić pozycji gospodarczej Polski. Wicepremier Morawiecki chyba nie zastanawia się nad tym, co się stanie, jeśli zagraniczni inwestorzy uwierzą w jego rewelacje.
Informacja, że dane o polskiej gospodarce w ostatnich latach były zafałszowane, szczególnie w ustach wicepremiera i ministra finansów, może nadszarpnąć malejące ostatnio zaufanie zagranicznego kapitału do naszego kraju.
To zaś sprawi, że ograniczone zostaną i tak zwalniające już inwestycje zagraniczne. A już teraz jest to jedna z najistotniejszych przyczyn słabego wzrostu.
Gospodarka
Mateusz Morawiecki
Rząd Donalda Tuska (pierwszy)
informacja publiczna
oszustwa podatkowe
PKB
wzrost gospodarczy
Socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge, analityk Fundacji Kaleckiego. Publikował m.in. w „Res Publice Nowej”, „Polska The Times”, „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Dzienniku Opinii”.
Socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge, analityk Fundacji Kaleckiego. Publikował m.in. w „Res Publice Nowej”, „Polska The Times”, „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Dzienniku Opinii”.
Komentarze