0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Wojtek Habdas / Agencja GazetaWojtek Habdas / Agen...

19 lipca na konferencji prasowej w Miedzianej Górze w woj. Świętokrzyskim premier Mateusz Morawiecki, reklamując Polski Ład, wspomniał o polityce klimatycznej rządu.

Mówiąc o niedawnych powodziach, przekonywał, że rząd "podchodzi do tego z odpowiednią troską, jednocześnie słuchając specjalistów od meteorologii, hydrologii, a także od zmian klimatycznych, bo zmiany klimatyczne zachodzą w bardzo długich cyklach czasu, wiemy doskonale, że w czasie historycznym, ostatniego tysiąca lat, różne zmiany miały już miejsce".

Morawiecki przyznał, że zmiany klimatyczne przebiegają dynamicznie, uspokajał jednak, że rząd przygląda się im z odpowiednią atencją, "przykładając do tego odpowiednie instrumenty pomiarowe wynikające z zaawansowania technologicznego naszego wieku", a "nasze zmiany w gospodarce są dostosowane do tego tempa w maksymalny możliwy sposób".

Opowieść Morawieckiego brzmi jak kojąca bajka — faktycznie są jakieś zmiany, ale tak bywa, rząd ma wszystko pod kontrolą. Tymczasem bez względu na to, jak nazwiemy szybki wzrost temperatury Ziemi - globalne ocieplenie, zmiana klimatu, katastrofa klimatyczna – stoimy przed jednym z największych wyzwań w historii cywilizacji. Tak twierdzi nauka, mając za sobą co najmniej 165 lat badań.

Wydaje się, że ustalenia naukowców nie dotarły jeszcze w całości w Aleje Ujazdowskie, gdzie urzęduje Morawiecki.

Wszystko, byle nie najprostsza prawda

Wypowiedź premiera wpisuje się w manierę wielu – nie tylko polskich – polityków, by powiedzieć wszystko, byle nie przyznać, że główną przyczyną zmian klimatycznych jest działalność człowieka. 3 lipca podobny unik zastosował Donald Tusk, gdy przejmując władzę w Platformie Obywatelskiej, mówił o naukowcach „spierających się” o przyczyny zmian klimatu, w kolejnych wypowiedziach podkreślał jednak, że "katastrofa klimatyczna nie jest przez nikogo kwestionowana" i trzeba podjąć natychmiastowe środki zaradcze.

Problem w tym, że zmiany klimatyczne, których wszyscy jesteśmy świadkami i z powodu których mamy coraz więcej problemów w Polsce i na świecie, nie są skutkiem żadnych „bardzo długich cykli”. Wypowiedź premiera zdaje się sugerować, że zmiana klimatu jest zjawiskiem naturalnym.

Przeczytaj także:

"Ziemia nie rozgrzewa się, bo ma ochotę"

Tymczasem globalne ocieplenie jest następstwem błyskawicznie zwiększającej się koncentracji dwutlenku węgla (CO2) w atmosferze, co – w skrócie – działa jak coraz szczelniejsza termoizolacja domu. Z tym że Ziemia to nie dom, z którego można wyjść, ewentualnie zrobić szybki remont lub po prostu otworzyć okna.

Swoją drogą już od lat nie wystarczy „przyglądać się z dużą uwagą” zmianie klimatu, potrzebne jest natychmiastowe działanie – to także zdanie nauki.

Wbrew obiegowej opinii, powtórzonej przez Morawieckiego, cykle stricte klimatyczne nie istnieją. Są mające wpływ na klimat Ziemi orbitalne cykle Milankovicia i cykl aktywności słonecznej. Cykle Milankovicia to zmiany orbity i ustawienia osi obrotu Ziemi trwające dziesiątki tysięcy lat. Cykliczne zmiany w aktywności słonecznej są znacznie częstsze; podstawowy cykl słoneczny to ok. 11 lat.

„Zmiany klimatu są rezultatem modyfikacji bilansu energetycznego Ziemi. Te z kolei wymagają zewnętrznych” wymuszeń, takich jak zmiana w ilości docierającego do Ziemi promieniowania słonecznego, zmiana albedo czy koncentracji gazów cieplarnianych. Mogą one być cykliczne, jak w przypadku epok lodowych, ale przy niecyklicznych wymuszeniach mogą przebiegać inaczej. Argument »to tylko faza naturalnego cyklu« jest więc tylko zgrabnie brzmiącym hasłem. Ziemia nie rozgrzewa się, bo ma na to ochotę. Rozgrzewa się, bo coś ją do tego zmusza” – pisze portal „Nauka o klimacie”.

Nauka doskonale wie, co powoduje zmiany klimatu

Oczywiście, jeśli przyjrzymy się historii Ziemi, możemy dojść do wniosku, że na „chłopski rozum” – jedna z ulubionych „metod badawczych” tzw. sceptyków klimatycznych – nasza planeta faktycznie kroczy od ochłodzenia do ocieplenia.

Nawet jeśli przyjmiemy takie mało wnikliwe podejście, to żaden naturalny „długocykliczny” czynnik nie tłumaczy, dlaczego w nieco ponad 200 lat od rewolucji przemysłowej średnia temperatura Ziemi wzrosła o ok. 1,2°C, w tym o ok. 0,9°C tylko względem lat 1951-1980.

„Krótko mówiąc, mówienie o cyklach to myślenie magiczne. Gdy nie wiemy, co jest przyczyną danego zjawiska, to mówimy, że występują »cykle«. Nauka wie doskonale, co powoduje zmiany klimatu. Wymuszenie antropogeniczne [cywilizacyjne emisje gazów cieplarnianych, w tym CO2 – przyp. red.] przekracza w sposób wprost niewiarygodny to, co mogłoby być skutkami cyklów Milankovica i słonecznego” – mówi OKO Press prof. Szymon Malinowski z Instytutu Fizyki UW, współautor podręcznika „Nauka o klimacie” i współprowadzący cytowany wyżej portal pod tą samą nazwą.

Badania pokazują, „że w ostatnim półwieczu wpływ zmian aktywności Słońca na wzrost średnich temperatur na Ziemi był znikomy, a w ostatnich dziesięcioleciach – wręcz ujemny” – pisze „Nauka o klimacie”. Aktywność Słońca spada, ale temperatura Ziemi – rośnie.

1.2 stopnia w niespełna sto pięćdziesiąt lat

„W przypadku klimatu, prawdziwa cykliczność jest niemal wyłącznie powiązana z ruchem Ziemi i innych planet wokół Słońca. Na przykład, długie cykle naprzemiennie występujących zlodowaceń i okresów cieplejszych, wynikają ze zmian parametrów orbity ziemskiej” – mówi OKO Press Piotr Florek, polski klimatolog pracujący w brytyjskim Met Office, odpowiedniku naszego IMGW.

„Zmiany orbitalne zachodzą zbyt powoli, by mogły odpowiadać za obecne ocieplenie planety.

Przykładowo, Ziemia wychodziła z ostatniej epoki lodowej około 10 tysięcy lat, w czasie których średnia temperatura globalna wzrosła o 6 stopni Celsjusza. Obecne globalne ocieplenie osiągnęło 1.2 stopnia w ciągu niespełna stu pięćdziesięciu lat, a zatem w znacznie szybszym tempie.

Jedynym znanym nauce wyjaśnieniem tak błyskawicznego w skali geologicznej ocieplenia jest spalanie paliw kopalnych, które doprowadza do wzmocnienia naturalnego efektu cieplarnianego i szeregu konsekwencji klimatycznych, takich jak podniesienie się temperatury powierzchni Ziemi, ale również wzrost częstości występowania najbardziej intensywnych opadów” – mówi Florek.

Udostępnij:

Wojciech Kość

W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc

Komentarze