0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Grzegorz Skowronek / Agencja GazetaGrzegorz Skowronek /...

"Nie mów mi, kurwa, że tu jest podwyższone ryzyko. Kłamiesz, kłamiesz, kłamiesz!" - tak z Woodstockowej sceny w ostatnich minutach festiwalu 2017 zawołał Jurek Owsiak. Adresat tych słów, minister Błaszczak (nie został wymieniony z nazwiska) musiał się poczuć dotknięty, skoro podległa mu jednostka skierowała do sądu wniosek o ukaranie szefa Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy za tę właśnie wypowiedź. I - uwaga - nie chodzi o zarzut kłamstwa, ale o publiczne użycie słów nieprzyzwoitych" - pisze uczestniczka wielu Przystanków Monika "Pacyfka" Tichy, feministka, pisarka, fanka motorów. W dużym tekście - poniżej - przedstawia Woodstock jako "wyjątkowy fenomenem kultury dzielenia się w świecie wszechobecnej komercji".

Policjant Panek nie lubi brzydkich słów

Policja ministra Błaszczaka uznała, że kilka "kurew" rapującego Owsiaka na koniec festiwalu było wykroczeniem z art. 141. z Kodeksu Wykroczeń. Wniosek o ukaranie Owsiaka do Sądu w Słubicach wysłał 28 sierpnia 2017 komendant Policji w Gorzowie Wielkopolskim Stanisław Panek. Rozprawa ma się odbyć w listopadzie.

Art. 41: "Kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek albo używa słów nieprzyzwoitych, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1500 złotych albo karze nagany".

Owsiak poinformował 5 września, że został przesłuchany przez policję w Warszawie. Wyjaśnił jej, że słowa niecenzuralne były środkiem artystycznym w utworze muzycznym, który wykonywał.

Działania policji Owsiak uznał za „absolutny zamach na wolność słowa". "Tego nie było do czasów Jarocina, nawet w PRL" - dodał. Podkreślił, że na wszystkich festiwalach rockandrollowych ze sceny usłyszeć można „słowa tak zwane niecenzuralne. One się składają na istotę przekazu artysty, nikogo nie obrażają”.

Nie igrajcie z rockantrollem, czyli jak rapował Owsiak

Wieczorem 6 sierpnia 2017 Jerzy Owsiak, jak zawsze na koniec Przystanku Woodstock, przez kilkanaście minut chrypiącym głosem w uniesieniu melodeklamował (co przypominało mało rytmiczny rap) o rockandrollu, polityce, wolności i miłości. Zwrócił się też do polityków PiS, w tym ministra Mariusza Błaszczaka, którzy straszyli, że festiwal stwarza ryzyko dla bezpieczeństwa publicznego.

W tym niesamowitym monologu, który można obejrzeć na FB Owsiaka, padały kilkakrotnie słowa „kurwa” i „pierdolić”. Oto fragmenty wybrane przez OKO.press:

“Wszyscy jesteśmy tacy sami,

Paweł i Gaweł w jednym domu stali.

Polska jest moim krajem i dam się za nią pociąć,

Polska to są takie miejsca jak to tutaj,

Jak każde uczucie miłości, radości, przyjaźni,

Jak mówienie, żeby drugiemu Polakowi też się wiodło.

Rok temu żegnaliśmy się i myślałem,

że coś się naprostuje, ale nie bardzo,

Pierdolę polityków! Fałszywy kraj, fałszywa rzeczywistość.

Rzeczywistość, która jest oderwana od nas, od naszego bytu.

Chcę zapytać ich o jedno,

czy macie kurwa serce do ludzi? (ogromny aplauz)

Miejcie je. Panowie i panie. Rockandroll ma moc niesamowitą

Żeby was nie wciągnął i nie wypluł.

Nie igrajcie z rockantrollem (oklaski)

Nie chcemy ich obalać, nie chcemy być zwycięzcami,

chcemy żyć własnym życiem.

Chcesz mieć swój świat, miej!

ale nie wchodź w mój świat z butami,

nie mów, kurwa, podwyższone ryzyko,

tu w tym miejscu, kłamiesz, kłamiesz, kłamiesz!

Pół miliona, a może i milion ludzie

Gościu! Widziałeś tyle ludzi? Tyle ludzi zadowolonych?

To weź sobie do serca, nie obrażaj nas,

Nie bądź taki, przytul się do nas,

zdejmij swoją kretyńska czapkę i baw się z nami!

Dbajcie, żeby media były wolne, dbajcie o swoją wolność,

Nie dajcie jej sobie zabrać!

Szanujcie wszystkie religie, szanujcie też siebie,

Bądźcie mądrymi Polakami, kochajcie nasz kraj,

Unurzany we krwi, taki nasz pech.

Nie mówcie, że o tym nie wiemy.

Dam się za ten kraj posiekać!

Nie mówcie, że jestem gorszym Polakiem,

Jestem zajebistym Polakiem

Nie mów, kurwa, że jestem drugi sort,

Nie mów mi tego.

Monika Tichy "Pacyfka"

Poniżej cały reportaż z Przystanku Woodstock Moniki Tichy pseudonim "Pacyfka". Autorka jest znana czytelniczkom i czytelnikom OKO.press z tekstu "Kobieta na motorze", w którym opublikowaliśmy m.in. fragment jej opowiadania "Wyjście z szafy" nagrodzonego pierwszą nagrodą w konkursie „Mój #CzarnyProtest”.

Pacyfka mówi o sobie: „Jechanie walcem po wszystkich ludziach, którzy się nie wpisują w wąski stereotyp uprzywilejowany przez władze, coś we mnie zmieniło. Ja się poczułam Polką właściwie dopiero teraz. PiS zrobił ze mnie patriotkę”. Jej osobista relacja z ostatniego Przystanku Woodstock, stanowi odpowiedź na propagandę władz wymierzoną w festiwal i nieporadną represję, jaka spotyka Jerzego Owsiaka. Autorka polemizuje też z feministyczną krytyką (także OKO.press) Owsiaka za wypowiedź o Krystynie Pawłowicz.

Przeczytaj także:

Polska jest na Przystanku Woodstock - opowiada Monika Tichy "Pacyfka"

Główny pasaż to moje ulubione miejsce. Siadam na krawężniku i patrzę na ludzi. W dwie strony płynie tłum kolorowych hipisów, nastroszonych punkowców, czarno-kolczastych metali, przebierańców, żartownisiów z własnoręcznie zrobionymi psami z puszek po piwie czy innymi śmiesznymi instalacjami. Wielu niesie na klacie lub nad głową napisy na kawałku kartonu. Deklaracje o różnej wadze, od "szukam żony" do "wietrzę pachy". Najczęstszym jest "free hugs". Idący z naprzeciwka przytulają się do nieznajomych.

Taki jest Woodstock. Jeśli czegoś potrzebujesz - czy jest to kasa, piwo, jedzenie czy przytulenie - wystarczy, że wyjdziesz na pasaż i poprosisz.

A nawet nie musisz prosić. W Pokojowej Wiosce Kryszny, gdzie serwowane są wegetariańskie posiłki, podchodzi do nas chłopak i pyta czy chcemy zjeść dodawane do nich papadany, bo on nie przepada. Nie chciał wyrzucać jedzenia. Takie rzeczy obserwuję co chwilę.

Żeby się narobić, a nie zarobić

W świecie wszechobecnej komercji Woodstock jest fenomenem kultury dzielenia się. Festiwal nie istniałby bez Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, jednej z największych akcji charytatywnych na świecie. Poczucie bezpieczeństwa zapewnia Pokojowy Patrol - armia wolontariuszy, pracujących w deszczu i upale za miskę zupy. Są świetnie zorganizowani i niesamowicie skuteczni. Zespoły które tu grają, dzielą się swoim talentem zazwyczaj jedynie za zwrot kosztów dojazdu. Wstęp i biwakowanie są bezpłatne dla wszystkich. I jakoś nikomu nie przychodzi do głowy, że skoro przyjeżdża tu pół miliona ludzi, to wystarczyłoby skasować ich po dyszce za dzień i zgarnąć 15 milionów złotych.

Rzeka ludzi migocze różnorodnością. Irokezy, dredy, kolorowe włosy. Nigdzie indziej nie widuję tylu osób niepełnosprawnych co tutaj. Pary on+on lub ona+ona chodzą za rękę. Jeśli widzisz sutannę lub habit, to z daleka nie wiesz, czy to ksiądz albo zakonnica, czy satanista albo fetyszysta.

W wywiązujących się co i rusz dyskusjach osoby o różnych światopoglądach potrafią rozmawiać ze sobą bez spiny i focha. W tym miejscu nie ma tej wszechobecnej wojny polsko-polskiej.

Tutaj nie musisz upodabniać się do innych, ukrywać swoich odmienności. Nie musisz rezygnować z siebie, by móc czuć się częścią wspólnoty. Mam nadzieję, że to oni zbudują przyszłość Polski, w której będzie miejsce na różnice, ale zarazem wola, by razem działać i tworzyć wspólnie dobre rzeczy.

Tu jest Polska

Jaka piosenka jako pierwsza zabrzmiała nad Woodstockiem? "Jeszcze Polska nie zginęła", śpiewana a capella przez chór kilkudziesięciu tysięcy gardeł zgromadzonych pod dużą sceną, na hasło rzucone przez Jurka Owsiaka w pierwszej minucie festiwalu. Człowiek, który od ćwierćwiecza nakręca tę imprezę, powtarza do mikrofonu, że jej podstawą i najważniejszymi współtwórcami są uczestnicy. Woodstock jest dla nich, ale też i oni są za niego odpowiedzialni, poprzez dbanie o porządek i bezpieczeństwo swoje i innych. "To tu jest społeczeństwo obywatelskie" - te słowa wielokrotnie padają z dużej sceny.

Podobnie jest na spotkaniu z Robertem Biedroniem. Duży namiot Akademii Sztuk Przepięknych pęka w szwach, a przed wystawionym na zewnątrz telebimem tłum młodzieży. Plac wypełniony po brzegi, mimo że po nocnej ulewie błoto sięga po kostki.

Tysiące ludzi z pokolenia "polityka mnie nie interesuje" siedzi w tym błocie i słucha, jak prezydent Słupska opowiada, że to nie chodzi o to, by on albo jakiś inny polityk, przyjechał jak rycerz na białym koniu i ocalił nasz kraj. Musimy to zrobić wszyscy, każdy z was.

"Nie palcie komitetów, twórzcie własne", cytuje Jacka Kuronia. Po czym intonuje piosenkę "Bo jak nie my, to kto".

Kolejne osoby podchodzące do mikrofonu proszą i namawiają, by założył partię polityczną, by wystartował w wyborach prezydenckich. A on odpowiada: "to zależy od was". Jakże różna jest to narracja od tej, którą zazwyczaj posługują się politycy: "zagłosujcie na mnie, a ja wam umebluję kraj".

"Je-bać-PiS"

Antyrządowe nastroje obecne są nie tylko w większości wystąpień gości Akademii Sztuk Przepięknych. One wiszą w powietrzu. Rok temu, kiedy PiS pierwszy raz zaczął utrudniać organizację festiwalu, jeszcze się tego nie czuło. Tym razem mamy na wioskach namiotowych napisy "Obóz bez żadnego trybu" albo "PiS" przekreślony jak w drogowym znaku zakazu. Naprzeciw dużej sceny stanął barejowski Miś wielkości naturalnej; “miś na miarę naszych możliwości”. Kiedy w czasie warsztatów społeczności LGBT na pytanie "jak rozwiązać ten problem?" pada "obalić rząd", namiot trzęsie się od aplauzu. Jurek Owsiak wielokrotnie przeprasza woodstockowczów za barierki i rewizje przy wejściu pod dużą scenę - coś, czego na naszym festiwalu wolności jeszcze nigdy nie było.

"Takie są wymogi ministra, wiecie którego. Ale to, jak będzie wyglądał nasz festiwal, zależy także od was. Od tego czy pójdziecie głosować w wyborach i na kogo zagłosujecie. To wy możecie zmienić ten rząd".

Odpowiada mu skandowanie: "JE-BAĆ-PIS! JE-BAĆ-PIS!". Może to mało eleganckie sformułowanie, ale w minimum formy zawiera maksimum treści. Ludzi zgromadzonych pod sceną jest jakieś 150 tysięcy.

Nie interesujesz się polityką? Polityka interesuje się tobą

Głosy przeciwko "upolitycznianiu Woodstocku" są nie na miejscu. Bo to polityka, nieproszona, weszła na nasze święto Miłości, Przyjaźni i Muzyki. To politykom PiS-u nie podoba się tutejsza wolność, bo ludzi wolnych nie da się kontrolować. To rządowi nie podoba się woodstockowa radość, bo ludźmi szczęśliwymi nie da się manipulować, bo nie mają oni agresji, którą można by skierować przeciw komuś.

To Partii nie podoba się festiwalowe braterstwo, bo oni chcą, by monopol na poczucie wspólnoty miał kościół i definiowany przez nich brunatniejący “patryjotyzm”.

To polityka wlazła z buciorami na Woodstock, poprzez kłamliwe opowieści o rzekomym "podwyższonym ryzyku", nakładając na fundację absurdalne wymogi i zmuszając do niepotrzebnych wydatków, jak np. ogrodzenie całego terenu imprezy. To o tym śpiewał na zakończenie Piotr Bukartyk, w piosence specjalnie napisanej na tę okazję.

"Sami sobie zgodnie z prawem budujemy kraj bezprawia. Niech i do was drogie dzieci dotrze wreszcie, że zdobyć się na jakiś sprzeciw czas, bo w oczy wam się łże. Wypełzają dziwne trolle ze swych jam i grot, między tobą a rock and rollem chcą swój postawić płot".

Skok przez płot

Kiedy po koncercie Hey okazało się, że barierki stojące wewnątrz tłumu stanowią dla bawiących się ludzi zagrożenie, Owsiak nie wytrzymał i w porozumieniu z kostrzyńskim ratuszem je zdemontował. "Umawiamy się - mówił ze sceny - że nikt tu nie wnosi szkła i alkoholu. Nie będziemy was sprawdzać, ufamy wam. To jest umowa społeczna - wielka rzadkość w naszym kraju". I ta umowa okazała się skuteczna. Przypadki prób przemycenia browarów pod scenę okazały się sporadyczne. Na marginesie, jakie półmilionowe miasto w Polsce może poszczycić się, że przez cztery dni zdarzyło się w nim zaledwie 150 przestępstw? Z czego 2/3 to posiadanie nielegalnych substancji, a czyny na szkodę współobywatela, głównie drobne kradzieże, to parędziesiąt przypadków?

W którym mieście jest takie społeczeństwo, że większość złapanych przestępców zostaje ujęta przez obywateli, a nie policję?

W którym mieście można zostawić swoje rzeczy na cały dzień w niezamkniętym namiocie i po powrocie znaleźć je wszystkie na miejscu?

Zjawisko, o którym śpiewał Grabaż: "żyję w kraju, w którym wszyscy chcą mnie zrobić w chuja" tutaj jakoś nie działa.

Opium dla mas

Prorządowe media ostrzegały, że na Woodstocku uczestnicy, szczególnie kobiety, będą "przerabiani na dżihadystów". Idę festiwalową alejką, piwo leje się strumieniami, dziewczęta chodzą w nie w hidżabach, ale w bikini albo i w toplesie, a wolontariusze rozdają prezerwatywy. Tak, szariat na całego :-) Jeśli ktoś uprawia tu religijną propagandę, to duchowni i świeccy z pobliskiego Przystanku Jezus. Chodzą pomiędzy ludźmi i proponują rozmowy. Włączam się do jednej z tych pogadanek.

Młody kleryk nie moralizuje, nie poucza, tylko słucha, a na koniec proponuje, że się za mnie pomodli. To też jest inna jakość kontaktu niż ta, z którą zazwyczaj mamy do czynienia w kościele.

Trochę mnie jednak wnerwia, że "Jezusowicze" przyjeżdżają tu z założeniem, że woodstockowcy to ludzie "pogubieni", którym "trzeba pomóc". Czyli jedno opium zastąpić drugim?

"Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, byłbym niczym"

Krystyna Pawłowicz, która prawdopodobnie nigdy nie była na festiwalu, stwierdziła, że: "na Woodstocku dochodzi do szczucia na Kościół. Ci ludzie prezentują wartości satanistyczne". Jurek Owsiak w odpowiedzi zachęcił posłankę PiS-u, by spróbowała miłości fizycznej. Słowa te, przyjęte entuzjastyczną owacją przez słuchaczki i słuchaczy, padły ze sceny ASP, tuż obok namiotu Czarnego Protestu i Strajku Kobiet. Znienawidzone przez panią Pawłowicz i jej partię “morderczynie płodów” zostały tu zaproszone przez człowieka, którego nazajutrz media nazwały seksistą.

Typ skojarzeń zależy od zawartości umysłu - słuchacza, a nie mówiącego. Słowa Jurka komentowano, przywołując takie zjawiska jak "dyscyplinowanie kobiet seksem", "dyskryminacja tych, których nikt nie chciał", "przemoc werbalna". (Przy okazji wypomniano Owsiakowi brak parytetu, jeśli chodzi o gości ASP i występujących artystów).

Doszło nawet do tego że mój ulubiony portal informacyjny walił czytelnikom po oczach nieprawdziwym i zmanipulowanym tytułem: "Woodstock z opozycją, ale bez kobiet. Ani jedna nie zasłużyła na zaproszenie".

Otwieram sobie program, a tam Katarzyna Grochola... Została zaproszona, zaproszenie przyjęła, ale tuż przed imprezą odwołała swój przyjazd.

Widocznie nie dla wszystkich oczywistym jest, że zanim się nazwie kogoś seksistą, na podstawie wypowiedzi uwikłanej w tak skomplikowany kontekst, jakim jest historia wystąpień publicznych pani Pawłowicz, szykany jej partii wobec fundacji WOŚP oraz akcje społeczne Jurka Owsiaka, warto wziąć pod uwagę całokształt działań i postaw danej osoby. Oceniać ją przez pryzmat jej intencji, a nie własnych skojarzeń.

Jak rapował z małej sceny mój ukochany Łona: "Patrz trochę szerzej". Trudno mi bowiem uwierzyć, że człowiek, który przez kilkadziesiąt lat działalności publicznej i dziennikarskiej nie uczynił nic szowinistycznego, w wieku 63 lat stał się nagle seksistą.

Swoją drogą, czy płeć adwersarzy tego konfliktu nie jest przypadkowa? Przecież ten spór dotyczy czegoś zupełnie innego. Czy ta internautka, która podobną, tylko bardziej nieparlamentarną radę skierowała do pani Krystyny, lub ten internauta, który przy innej okazji życzył Jarosławowi Kaczyńskiemu, by ten "w końcu wyszedł za mąż", są seksistami?

MAKE LOVE, NOT WAR

Powiem szczerze, że i ja życzę, naprawdę ze szczerego serca, wszystkim ludziom na całym świecie, tym, których lubię, i tym, którzy mi się jakoś narazili, a w szczególności przywódcom religijnym i politycznym wszelkich opcji, aby mieli udane i satysfakcjonujące życie miłosne, zarówno w jego duchowym, jak i fizycznym wymiarze. Zgodnie z odkrytą przez Freuda zasadą, że popęd przeradza się w albo w miłość, albo w agresję, rada, by swą energię ukierunkować na to pierwsze, wydaje się pożyteczna nie tylko w życiu osobistym każdej jednostki, ale także społecznie i międzynarodowo. Tak samo jak słowa Owsiaka odbieram radę Człowieka Wargi, udzieloną z dużej sceny na dobranoc: "Idźcie się kochać do swoich namiotów". Ten, kto (się) kocha, nie rusza na wojny z całym światem.

Letnia szkoła społeczeństwa obywatelskiego

Mija ćwierć wieku od pierwszego finału Wielkiej Orkiestry. Byłam wtedy w pierwszej klasie liceum; zrobiłam w szkole pogotekę, na której zebraliśmy sporo kasy na pomoc dzieciom z wadami serca. Gdy w telewizyjnym studiu Jurek zdartym do granic głosem krzyczał “ponad milion dolarów!” popłakałam się i do dziś, kiedy myślę o tej chwili, nie daję rady nie płakać – także teraz, gdy to piszę. Skala dobra okazanego przez zwykłych ludzi była niewyobrażalna, szokująca. Nikt się nie spodziewał że ocalimy nie jedno, nie pięcioro, ale kilkadziesiąt, może nawet sto dzieci. Od tej pory WOŚP wyposażyła szpitale w sprzęt za miliard złotych, a istnień ludzkich ocalonych przez nią nie sposób zliczyć. A to wszystko zaczęło się od tego, że mało znany dziennikarz muzyczny obejrzał film dokumentalny o dzieciach skazanych przez niewydolne polskie państwo na śmierć, bo mogłyby żyć, ale “nie ma pieniędzy” na technologię, leczącą ich chorobę.

Tam gdzie państwo nie daje rady, robimy to my, obywatele. Bo jak nie my, to kto.

;

Komentarze