Wróciłeś do pracy po chorobie i złamałeś nogę? Masz osłabioną odporność i często łapiesz infekcje? Trudno, musisz pracować. Taki plan na oszczędności ma polski rząd. Kosztem pracowników ekipa Morawieckiego chce znaleźć dodatkowe 400 milionów złotych
Rząd chce ograniczyć prawo pracowników do zasiłku chorobowego, gdy są na zwolnieniu chorobowym. Jeśli zmiany wejdą w życie, po zachorowaniu będziemy musieli czekać 90 dni, aby móc pójść na kolejne zwolnienie. Będzie więc trzeba pracować, niezależnie czy będzie to zapalenie płuc, złamana noga, czy gruźlica.
Dlaczego rząd to planuje? Aby zaoszczędzić ok. 400 milionów złotych dla budżetu i łatwiej spełnić unijne zasady budżetowe.
OKO.press sprawdza, skąd wziął się ten pomysł.
12 sierpnia 2019 Joanna Mucha z PO zapytała w poselskiej interpelacji Ministra Finansów:
„W Aktualizacji Programu Konwergencji na lata 2019-2022 pojawiła się informacja, że z tytułu »ograniczenia unikania płacenia składek na ubezpieczenie emerytalne i rentowe (efekt netto) do budżetu wpłynie dodatkowe 2,542 mld zł«. Wskazano również kolejne planowane źródła finansowania: »działania ZUS uszczelniające system składek«, z których ma wpłynąć kolejne 1,717 mld zł.
W związku z powyższym proszę o informację, jak mają w praktyce wyglądać działania uszczelniające, mające przynieść 4,2 mld zł dodatkowych wpływów?”.
Na interpelację odpowiedział Leszek Skiba, podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów: „Zgodnie z tegoroczną aktualizacją Programu Konwergencji, planuje się wprowadzenie od 2020 roku następujących zmian:
Co oznaczałaby w praktyce takie zmiany w prawie?
„Dotychczas pracownik miał prawo do skorzystania z zasiłku chorobowego po 30 dniach od rozpoczęcia pracy. Rząd planuje zmianę tego okresu na aż 90 dni” – komentuje dla OKO.press Katarzyna Duda, specjalistka do spraw polityki społecznej w OPZZ.
„Dla samozatrudnionych ten czas wydłuża się z 90 do 180 dni. W pierwszym przypadku okres wydłuża się aż trzykrotnie, w drugim - dwukrotnie.
Takie zmiany są dla pracowników bardzo niekorzystne. Pracownik będzie zmuszony do pracy w okresie 90 dni, a samozatrudniony 180 dni od podjęcia pracy, nawet jeśli poważnie zachoruje".
Duda: „Te zmiany są też niekorzystne dla pracodawców. Chory pracownik będzie zagrożeniem dla innych pracowników. Może ich zarażać, zdestabilizować pracę firmy”.
Nowa regulacja uderzyłaby również w osoby na zasiłku opiekuńczym i kobiety na macierzyńskim.
Wcześniej "okres wyczekiwania" ich nie dotyczył, teraz świadczenie także im przysługiwałby po 90 dniach od podjęcia pracy.
Zmiany oznaczają również, że jeżeli pracownik otrzyma od lekarza zwolnienie chorobowe na i wróci do pracy, ale nastąpi nawrót choroby, to nie będzie można pójść na zwolnienie ponownie. Będzie ono przysługiwało dopiero po 90 dniach od zakończenia ostatniego zwolnienia.
Uwaga! W dokumencie najprawdopodobniej (nie jest to doprecyzowane) chodzi o okres zwolnienia, za który płaci państwo, czyli ZUS. Za 33 dni zwolnienia w roku kalendarzowym płaci pracodawca. Przykładowo oznacza to, że jeżeli przejdziemy ciężką grypę, która przekroczy ten okres, a następnie zachorujemy ponownie, to nie dostaniemy zwolnienia, bo będzie trzeba odczekać na nie 90 dni. Czyli będzie trzeba pracować lub wziąć urlop bezpłatny.
Katarzyna Duda: „To jest kuriozalny pomysł. Pracownik ma być pozbawiony ochrony przez trzy miesiące, bo raz już zachorował?”.
OPZZ zgłosiło już swój sprzeciw wobec tych zmian.
„Opublikowaliśmy stanowisko natychmiast, gdy usłyszeliśmy o tych propozycjach" - mówi nam Katarzyna Duda.
"Jeśli wpłynie do nas dokument do oceny, to nasza opinia będzie oczywiście negatywna. Nie ma żadnych korzyści dla pracowników z tego rozwiązania. Postrzegamy to jako dążenie do wprowadzenia odpowiedzialności zbiorowej za nieskuteczność rządu w uszczelnianiu systemu, czyli walce z nieuczciwymi zwolnieniami.
To obciążanie chorych odpowiedzialnością za przypadki nadużyć w pobieraniu zasiłków chorobowych”.
Nie mówimy jednak o gotowych projektach ustaw. Jak pisze posłanka Mucha, pomysł znalazł się w aktualizacji Planu Konwergencji na lata 2019-2022. Co to takiego?
Unijne kryteria konwergencji zostały przyjęte w traktacie z Maastricht w grudniu 1991 (przyjęty w lutym 1992). To wskaźniki gospodarcze, które kraj musi osiągnąć, aby dołączyć do strefy Euro. To między innymi:
W praktyce dojście do tych wskaźników jest skomplikowane, a na wysokość deficytu budżetowego wpływają wszystkie wydatki państwa. Aby je redukować, trzeba oszczędzać.
Dlatego częścią Programu Konwergencji jest wykazywanie, gdzie te oszczędności można znaleźć.
Ogółem, działania ZUS uszczelniające system składek mają przynieść w 2020 roku 1,7 miliarda złotych. Jednym ze sposobów ma być ograniczenie możliwości pobierania z ZUS świadczenia chorobowego. W Programie Konwergencji czytamy:
„Oczekiwany wzrost dochodów ze składek z powodu ograniczenia liczby dni zasiłkowych wyniesie 0,4 mld zł w 2020 roku”.
Według GUS w 2018 roku PKB Polski wyniósł 2,025 biliona złotych, czyli ponad 2 tys. miliardów. Jeżeli wzrost gospodarczy wyniósłby w 2019 i 2020 roku tyle, ile prognozuje bank Credit Agricole, czyli odpowiednio 4,2 proc. i 3 proc., to w 2020 roku PKB Polski wynosiłoby ok. 2,3 biliona złotych.
Wówczas oszczędność z powodu ograniczenia prawa do zasiłku chorobowego to 0,02 proc. PKB Polski.
Rząd chce walczyć z wyłudzeniami świadczeń z ZUS. Jednak na ten problem odpowiada przede wszystkim wprowadzony już system elektronicznych zwolnień lekarskich. W Planie Konwergencji wypisane są skutki finansowe wprowadzenia tego systemu:
„W porównaniu z lutym 2018 r. nastąpił spadek liczby dni absencji chorobowej o 7,1%, natomiast w stosunku do stycznia 2019 r. spadek o 12,5%. Liczba zaświadczeń lekarskich zmniejszyła się w porównaniu z lutym 2018 r. o 7,0%, zaś w porównaniu ze styczniem 2019 r. o 8,4%”.
Konieczność wprowadzenia zwolnienia do elektronicznego systemu najpewniej ogranicza więc fałszywe zwolnienia. Trudno wyobrazić sobie jak na ten problem odpowiedzieć miałoby zablokowanie prawa pracownika do pójścia na zwolnienie lekarskie przez trzy miesiące.
To wszystko oznacza więc, że rząd kosztem zdrowia pracowników szuka oszczędności w wysokości 400 milionów złotych rocznie. Oszczędność stanowiłaby więc 0,1 proc. rocznych dochodów budżetu. Za 400 mln zł można również kupić jeden nowoczesnym myśliwiec F35, Polska ma w planach zakup 38 takich maszyn.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze