0:000:00

0:00

"Kosy miał otwory po kulach w ciele. Natomiast ostatni odczyt z obroży telemetrycznej Miko pochodzi z polany otoczonej trzema ambonami myśliwskimi. Nie mamy jego ciała, znaleźliśmy tylko tę obrożę" - mówi OKO.press dr hab. Sabina Nowak ze Stowarzyszenia dla Natury "Wilk".

"Ale nie została rozkręcona, a nie da jej się ściągnąć inaczej niż ucinając głowę martwemu zwierzęciu" - dodaje.

Organizacja o śmierci zwierząt dowiedziała się z obroży telemetrycznych, które rejestrują funkcje życiowe i ich ustanie. Również dzięki nim można było ustalić, co wilki robiły krótko przed śmiercią. "Liczymy, że dane z obroży GPS/GSM pomogą w ujęciu sprawców. Badania telemetryczne demaskują ogromną skalę łamania prawa przez myśliwych" - informuje na Facebooku stowarzyszenie.

W obu przypadkach natychmiast wezwano policję. W sprawie Miko już toczy się śledztwo. Wilk to gatunek ściśle chroniony, jego zabicie bez specjalnej zgody Generalnego Dyrektora Ochrony Przyrody jest złamaniem przepisów ustawy o ochronie przyrody.

Przeczytaj także:

Kosy osierocił szczenięta

"Kosy był pięknym, zdrowym wilkiem rozmnażającym się w swojej grupie rodzinnej. Niemal całej jej terytorium leży na obszarze Roztoczańskiego Parku Narodowego, również miejsce rozrodu, był to więc wilk parkowy" - opowiada dr hab. Nowak. Miał ok. 6 lat i ważył 40 kg, był więc potężnym wilkiem.

Kosy w styczniu 2019 r. Fot. Stowarzyszenie dla Natury "Wilk" / Facebook

Kosy został zastrzelony 12 września wcześnie rano - z ambony myśliwskiej, po tym jak wyszedł na pole sąsiadujące z parkiem narodowym. To teren obwodu łowieckiego nr 28, który jest dzierżawiony przez Koło Łowieckie nr 59 „Słonka” w Zwierzyńcu (Zarząd Okręgowy PZŁ w Zamościu). "Obficie krwawiąc, resztką sił dobiegł pod osłonę drzew i tam padł" - czytamy na fanpejdżu organizacji.

Martwy Kosy. Fot. Stowarzyszenie dla Natury "Wilk" / Facebook

Problem w tym, że wspólnie ze swoją partnerką Debrą odchowywał czteromiesięczne młode. "Dzięki obroży telemetrycznej wiemy, że jeszcze wczoraj przyniósł swoim młodym pokarm. Ponieważ go zastrzelono, to osierocone szczenięta straciły dostarczyciela pożywienia, bo taka jest rola ojca w grupie rodzinnej" - mówi badaczka.

"Jego brak odbije się poważnie na przeżywalności szczeniąt. Mówiąc po ludzku, można się spodziewać że część młodych padnie z głodu" - dodaje.

Miko przeżył wypadek, zginął od kuli

Wilk Miko został odratowany przez Stowarzyszenie "Wilk", Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami Oddział w Głuszynku i filmowca Marcina Kostrzyńskiego po tym, jak w lutym 2018 r. uderzył w niego samochód. Po wyleczeniu i rehabilitacji w ośrodku w Napromku został wypuszczony w Puszczy Bydgoskiej w marcu 2018.

Miko podczas leczenie i rehabilitacji w ośrodku w Napromku w lutym 2018. Fot. Stowarzyszenie dla Natury "Wilk" / Facebook

"Miko, choć był po przejściach, był w świetnej formie. W marcu tego roku zdecydował się na dyspersję - wędrówkę celem założenia rodziny" - opowiada dr hab. Nowak. Z Puszczy Bydgoskiej Przewędrował kilkaset kilometrów do lasów około Olesna i Kluczborka.

Jak podaje organizacja, został zastrzelony 14 sierpnia w nocy koło wsi Biadacz, niedaleko Kluczborka, na polu otoczonym trzema ambonami, na terenie obwodu łowieckiego nr 153, dzierżawionego przez KŁ nr 9 Brzezina w Opolu (Zarząd Okręgowy PZŁ Częstochowa).

Obroża telemetryczna Miko, którą zakopał najpewniej zabójca wilka. Fot. Stowarzyszenie dla Natury "Wilk" / Facebook

"Ostatni namiar mamy z ok. godz. 1 w nocy, gdy był jeszcze żywy. Z polany, przy której stoją myśliwskie ambony. Późniejszy sygnał wskazywał już na to, że zwierzę nie żyje i do rana leżało w pobliżu okolicznej drogi. Potem na cztery dni w ogóle straciliśmy sygnał" - mówi badaczka. Kiedy złapano go ponownie, to udało się znaleźć tylko obrożę.

"Przypuszczamy więc, że przez ten czas martwy Miko był ukrywany, ucięto mu głowę i zdjęto obrożę, a samo ciało zabrano. Co ciekawe, obroża została zakopana na terenie sąsiedniego koła łowieckiego, pewnie po to, by zrzucić na nie winę za zdarzenie" - mówi dr hab. Nowak.

Obrożę zakopano w lesie na terenie obwodu nr 24 należącego do KŁ nr 1 Szarak w Kluczborku (Zarząd Okręgowy PZŁ Opole) niedaleko Lasowic Wielkich.

Pomyłka? "Nie sądzę"

Czy zwierzęta mogły zginąć przez pomyłkę podczas polowania? "To były duże, 5-6-letnie - czyli dorosłe - wilki. Kosy był największym wilkiem na Roztoczu, o ciemnym umaszczeniu. Miko również był wielki. Sam polował na podrośnięte cielęta jeleni. Filmowaliśmy go przy zdobyczach w lasach koło Olesna (Bory Stobrawskie)" - mówi dr hab. Nowak.

"Powiem wprost: trzeba być ślepym, by pomylić je z jakimkolwiek innym zwierzęciem. Nie sądzę, by to była pomyłka" - dodaje.

Od lat ze strony myśliwych narasta presja, by objąć wilki odstrzałem i znieść całkowitą ochronę tego gatunku.

;

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze