W polskich statystykach epidemii wszystko się wypłaszczyło – dobowa liczba nowych przypadków, liczba zgonów, hospitalizacji, a nawet zakażonych górników. Za to na świecie koronawirusa jest coraz więcej, bo epidemia wybuchła z wielką siłą w dużych krajach: Brazylii, Rosji, Indiach
Według danych ministerstwa zdrowia w ciągu ostatniej doby zanotowano 380 nowych przypadków SARS-CoV-2, zmarło 10 osób, wyzdrowiało 178.
1 czerwca mamy już 24 165 wykrytych przypadków koronawirusa, zmarły 1074 osoby.
Ciągle więc jesteśmy w sytuacji, w której byliśmy już dwa miesiące temu – nowe przypadki mieszczą się w przedziale 300-400 dziennie. To stan, który eksperci nazywają plateau – dobowy przyrost przypadków utrzymuje się na mniej więcej stałym poziomie. Jesteśmy tu ewenementem, jeśli chodzi o kraje Unii Europejskiej, w których w zdecydowanej większości liczba nowych przypadków spada. Podobny, choć nieco bardziej w trendzie spadkowym wykres prezentuje Szwecja – tam jednak nie wprowadzono ograniczeń w kontaktach międzyludzkich, tylko je rekomendowano.
W Polsce udało się nam poprzez wprowadzenie zasad dystansowania społecznego zahamować wykładniczy wzrost nowych przypadków i „wypłaszczyć krzywą", ratując w ten sposób służbę zdrowia przed zapaścią. Ale potem coś się zablokowało.
Także wykres pokazujący saldo aktywnych przypadków w porównaniu z poprzednim dniem utrzymuje się ostatnio na tym samym poziomie, co nie powinno dziwić, skoro tych nowych przypadków jest od tygodni mniej więcej tyle samo.
Hospitalizowanych z COVID-19 lub z jego podejrzeniem jest tej chwili 2 181 osób. Ta ważna dla oceny stanu epidemii liczba w ostatnich tygodniach lekko spada, co może świadczyć o tym, że sytuacja nieco się poprawia, a przynajmniej nie pogarsza.
I wreszcie zgony – tutaj mieliśmy znaczący spadek, który ostatnio również zwolnił i wyrównał.
W kwarantannie jest w tej chwili w Polsce 77 406 osób, 18 859 pod nadzorem epidemiologicznym, a wyzdrowiało łącznie 11 449. Aktywnych przypadków jest o 200 więcej – i tutaj sytuacja zmierza do równowagi pomiędzy ozdrowieńcami, a aktywnymi zakażonymi.
Jeśli chcemy poszukać wskazówki, że jednak coś się zmienia, to trzeba wziąć pod uwagę, że w ostatnich dwóch tygodniach robiono w Polsce więcej testów. Są one również przeprowadzane przesiewowo w zakładach pracy, jak kopalnie, a więc wykrywa się więcej przypadków bezobjawowych, które wcześniej wymykały się radarowi.
Mogłoby to oznaczać, że w rzeczywistości liczba nowych przypadków w populacji spada, tym bardziej, że jednocześnie rośnie liczba testów, które trzeba wykonać, żeby wykryć przypadek pozytywny – w tej chwili pozytywnych jest poniżej 2 proc.
Ale np. ciągu ostatniej doby wykonano 15,9 tys. testów, mniej niż w ciągu ubiegłych dwóch tygodni, kiedy zaczęto na szeroką skalę testować na Śląsku.
Wciąż najwięcej przypadków jest w województwie śląskim – 196. Oznacza to, że tlące się od połowy kwietnia i najpoważniejsze w tej w chwili w Polsce ognisko na Górnym Śląsku wciąż nie chce wygasnąć, mimo wielokrotnych zapowiedzi władz, że stanie się to lada chwila, że testy przesiewowe w kopalniach wyeliminują zagrożenie. Według ostatniej prognozy rzecznika ministerstwa zdrowia Wojciecha Andrusiewicza miało się to stać pod koniec ubiegłego tygodnia.
Wśród tych 196 wykrytych w poniedziałek zakażonych co najmniej 114 to pracownicy kopalń. Dodatni wynik testu miało ponad 4,1 tys. górników, ale łączna liczba aktywnych przypadków w województwie wynosi 6,3 tys., co oznacza, że dochodzi do zakażeń poziomych poza kopalniami. Nie ma w tym skądinąd nic dziwnego, bo najłatwiej zarazić się w domu, od członka rodziny.
W tym tygodniu rusza kolejny etap testów w KWK Zofiówka i w KWK Ziemowit.
Jeśli jednak spojrzymy na sytuację poza województwem śląskim, to widać, że i tutaj nowe przypadki zaczęły rosnąć. W poniedziałek najwięcej było ich w łódzkim – 57, a mazowieckim 47. To w większości znów zakażenia szpitalne.
Należy tylko mieć nadzieję, że – mimo iż najwyraźniej koronawirus pozostanie z nami na dłużej – coś w tych wykresach drgnie.
"Do końca roku uczniowie nie wrócą do szkół" – poinformował w poniedziałek minister edukacji Dariusz Piontkowski. W szkolnych murach odbędą się tylko egzaminy ósmoklasisty – od 16 do 18 czerwca, i matury – od 8 do 29 czerwca. Będzie też dodatkowy lipcowy termin egzaminów dla uczniów, którzy w tym czasie będą chorzy lub w kwarantannie.
Obecnie działają tylko przedszkola i klasy I-III, ale wysyłanie do nich dzieci nie jest obowiązkowe. Piontkowski ma nadzieję, że we wrześniu wszyscy uczniowie będą mogli wrócić do szkoły, lecz jego zdaniem zależy to od sytuacji epidemiologicznej.
Z epidemiologicznego punktu widzenia większym zagrożeniem wydaje się jednak otworzenie stadionów piłkarskich, klubów fitness czy zniesienie ograniczeń w kościołach. Wiemy już, że wirus bardzo lubi, kiedy jest dużo ludzi w jednym miejscu, najlepiej niewietrzonym, i ci ludzie głośno krzyczą, śpiewają lub uprawiają wysiłek fizyczny – emitując w ten sposób podczas wydychania powietrza większe ilości wirusa.
Dzieci oczywiście również pasują do tego opisu, ale z ostatnich badań wynika, że mogą się zarażać od siebie mniej niż dorośli i w mniejszym stopniu transmitować wirusa także na dorosłe osobniki homo sapiens.
W poniedziałek 1 czerwca wznowiły również pracę sądy, ale z ograniczeniami. Trzeba oczywiście nosić maseczki, w wielu gmachach sądowych wchodzący mają mierzoną temperaturę, a od decyzji prezesa sądu zależy, czy w rozprawie może uczestniczyć publiczność.
Również od poniedziałku ruszyły loty krajowe. Niektóre z nich będą obsługiwały wycofane z międzynarodowych tras Boeingi 737. W samolotach obowiązuje 50 proc. wypełnienia miejsc, ale pierwsze maszyny startowały raczej z mniejszym obłożeniem.
Za to PKP od poniedziałku sprzedaje bilety na miejsca obok siebie – na mocy rozporządzenia Rady Ministrów z 29 maja można w pojazdach komunikacji publicznej wypełnić 100 proc. miejsc siedzących. Ta sama zasada obowiązuje w tramwajach, autobusach i trolejbusach. Oczywiście wszyscy z wyjątkiem kierowcy powinni nosić maseczki.
„Gazeta Wyborcza" podaje kolejne rewelacje o kokosach, które mieli zarobić przedsiębiorczy mieszkańcy Zakopanego na środkach ochrony osobistej w pierwszym etapie epidemii. Oto firma Katarzyny G., żony zaprzyjaźnionego z braćmi Szumowskimi instruktora narciarstwa z Zakopanego, miała zarobić prawie 120 tys. zł na sprzedaży przyłbic ministerstwu zdrowia. Ujawnili to posłowie Koalicji Obywatelskiej, którzy wzięli udział w kontroli poselskiej w resorcie.
Poseł Michał Szczerba dotarł do dokumentów, z których wynika, że 30 marca Katarzyna G. założyła firmę Kaja. Dzień później zakupiła przyłbice od zakopiańskiej firmy zajmującej się sprzedażą oscypków. Tego samego dnia sprzedała resortowi 3500 przyłbic za 170 145 zł. Poseł Szczerba twierdzi, że zakupiła je za 52 582 zł. Podobnie dobry interes zrobiła firma od oscypków, również sprzedając ministerstwu 3,5 tys. przyłbic za tak zawyżoną cenę.
Nie wiemy jeszcze, jak pandemia odciśnie się na zdrowiu publicznym, ale mamy już pierwsze dane: w ponad połowie ze 155 krajów odpytanych przez Światową Organizację Zdrowia przerwało lub częściowo przerwało terapię innych niż COVID-19 chorób: 49 proc. leczenie cukrzycy i jej komplikacji, 42 proc. leczenie nowotworów i 31 proc. pilne przypadki kardiologicznych. W 63 proc. krajów przerwano zabiegi rehabilitacyjne. Według WHO służba zdrowia ucierpiała najbardziej w biedniejszych krajach.
Gdy wieczorem wrzucaliśmy ten tekst do sieci, globalny obraz pandemii wyglądał następująco:
Przyrost nowych przypadków w ostatnim tygodniu wynika głównie z rozbuchania się epidemii w Brazylii, która wykryła ich już pół miliona, ale także w Indiach, gdzie zakażonych jest już 200 tys., więcej niż we Francji i więcej niż w Niemczech. Trudna sytuacja panuje także w Chile i w Iranie, który najwyraźniej mierzy się w tej chwili z drugą falą epidemii.
W poniedziałek nikt w Hiszpanii nie zmarł na COVID-19. Taki dzień zdarzył się po raz pierwszy od 3 marca, kiedy zmarł tam pierwszy pacjent z koronawirusem. To dla Hiszpanii, która bardzo ciężko przeszła epidemię, symboliczny dzień. Zachęcające jest również to, że nowych przypadków było tylko 209.
W Hiszpanii według oficjalnych statystyk na COVID-19 zmarło już 27 tys. osób, w tej chwili zakażonych jest 62,6 tys.
Wykorzystując pretekst konieczności dystansowania społecznego, chińskie władze zakazały corocznego czuwania upamiętniającego ofiary z Placu Niebiańskiego Spokoju. Odbywało się ona w Hong Kongu co roku od 1990 roku.
Organizatorzy czuwania nadal planują je zorganizować, choć najprawdopodobniej zostanie rozpędzone przez policję. Wezwali też mieszkańców, by zapalili świece w swoich domach i opublikowali zdjęcia online.
Sytuacja w Hong Kongu jest bardzo napięta, zwłaszcza po decyzji chińskich władz, które chcą dokonać kolejnego zamachu na resztki autonomii miasta, narzucając mu chińskie ustawodawstwo w sprawach bezpieczeństwa.
Hong Kong miał zaledwie tysiąc przypadków SARS-CoV-2, a w tej chwili ma ich 47.
W ciągu ostatniej doby zanotowano w Iranie 2,9 tys. nowych przypadków koronawirusa. To najgorszy wynik od początku kwietnia, a wykres dobowego przyrostu przypadków wyraźnie wskazuje na kolejną falę epidemii, która przyszła po poluzowaniu restrykcji w kwietniu.
Rośnie również liczba zgonów – w poniedziałek było ich 81, najwięcej od 27 kwietnia.
Iran jest pod wielką presją, by znieść ograniczenia w kontaktach międzyludzkich ze względu na gospodarkę. Według danych rządowych z niedzieli straciła ona już 2,5 mld dolarów, a inflacja w przyszłym roku może wynieść 24 proc.
Jeśli epidemia może przynieść coś dobrego, to na przykład to: rząd Singapuru zbuduje dodatkowe mieszkania dla 60 tys. cudzoziemskich pracowników, bez których to państwo-miasto nie mogłoby funkcjonować. Z powodu bardzo złych warunków w dormitoriach, gdzie cudzoziemcy spali po kilkunastu w pokojach, wybuchło tam wielkie ognisko koronawirusa. Chorobę przeszło 20 tys. z nich.
W całym liczącym sobie 5,7 mln mieszkańców Singapurze zarejestrowano 35 tys. przypadków SARS-CoV-2, co jest jednym z najgorszych wyników w Azji.
Według nowych rządowych wytycznych w dormitoriach będzie musiało być mniej łóżek na pokój, a także więcej łazienek i toalet. W Singapurze pracuje około 300 tys. cudzoziemskich pracowników.
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Komentarze