Po przegranej w wyborach samorządowych PiS może się już nie podnieść – mówił w TVN24 prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Tymczasem najnowszy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje, że to PiS może zdobyć przewagę w tych wyborach
Prawo i Sprawiedliwość zaczyna rozliczać rząd z obietnic, przede wszystkim z programu „100 konkretów na 100 dni”. Jarosław Kaczyński zarzuca Koalicji Obywatelskiej kłamstwo wyborcze.
W piątek 22 marca mija sto dni od zaprzysiężenia rządu Donalda Tuska. Z tej okazji Prawo i Sprawiedliwość szykuje „ofensywę rozliczeniową” wokół programu Koalicji Obywatelskiej „100 konkretów na 100 dni”. Do tej pory według różnych wyliczeń rządowi udało się zrealizować 8-12 obietnic. Kilkanaście kolejnych jest w trakcie realizacji, kilkadziesiąt pozostałych jest wciąż nierozstrzygnięta.
We wtorek po południu odbyła się konferencja prasowa liderów PiS. Wystąpili podczas niej prezes Jarosław Kaczyński, dwójka byłych premierów — Mateusz Morawiecki i Beata Szydło, a także m.in. Marlena Maląg, Katarzyna Sójka, Piotr Müller, Sebastian Kaleta, Radosław Fogiel.
Kaczyński swoje wystąpienie zaczął od stwierdzenia, że programy wyborcze służą do pozyskiwania głosów. Realizacja obietnic wyborczych to podstawowy mechanizm demokracji.
„Ale jeżeli tego nie czynią, jeżeli zapowiadają coś, o czym z góry wiedzą, że to jest nie do zrealizowania, no to wtedy mamy do czynienia już czymś zupełnie innym. To jest operacja manipulacyjna, to jest po prostu próba prowadzenia społeczeństwa w błąd dla uzyskania celów, o których społeczeństwo, obywatele nie są informowani” – mówił Kaczyński. „Jedynym celem tego rodzaju akcji jest uzyskanie głosów. Oczywiście to w demokracji jest ważne, ale jeżeli to jest uzyskiwane poprzez kłamstwo, takie ewidentne kłamstwo, to wtedy nie mamy już do czynienia z demokracją. Mamy do czynienia z systemem, można powiedzieć, nienazwalnym, bo nie ma nazwy, która w sposób precyzyjny określa tę metodę rządzenia”.
Jako przykład niezrealizowanej obietnicy Jarosław Kaczyński wymienił podniesienie kwoty wolnej od podatku do 60 tysięcy złotych.
Polityk mówił o tym, że społeczeństwo zostało zmanipulowane. Zdaniem Kaczyńskiego przeciwnicy polityczni nie tylko obiecywali na wyrost, ale także kłamali na temat jego partii i metod rządzenia. Nawiązywał do narracji opozycji podczas pierwszych rządów PiS w latach 2005-2007.
„Po roku 2015 to wszystko jeszcze się wyraźnie zaostrzyło. Już wprost mówiono o dyktaturze i pewna część społeczeństwa mimo absurdalności tego stwierdzenia to przyjmowała. Przypominacie sobie państwo ten okrzyk: ”Precz z Kaczorem dyktatorem„? Otóż, ten okrzyk jakby wyrażał w takim spersonalizowany skrócie właśnie tę tezę. Tezę całkowicie nieprawdziwą, śmieszną, mnie aż wstyd powtarzać te oczywistości, że w żadnej dyktaturze nie może działać potężna opozycja jeszcze do tego określająca sama siebie jako opozycję totalną, że media nie mogą być w zdecydowanej większości skierowanej przeciwko rządzącym, a tak przecież było, że opozycja nie może panować w sądach, a przecież sądy są nasze, słynne sformułowanie jednego z ówczesnych posłów PO (...) Myśmy wtedy naprawdę byli bardzo tolerancyjni i sądzę, że Polska była najbardziej tolerancyjnym państwem w Europie, no może nawet do przesady tolerancyjnym” – stwierdził Jarosław Kaczyński.
„Kara będzie liczona w milionach złotych. Przedsiębiorstwo próbowało zrobić manewr, który jest z jednej strony niezgodny z prawem, a z drugiej strony nieetyczny” – mówił wiceminister rolnictwa Stefan Krajewski
We wtorek rano gościem TVP Info był wiceminister rolnictwa Stefan Krajewski.
„Na dniach nałożymy pierwszą karę na firmę, która za rządów PiS-u wprowadziła zboże deklarowane jako techniczne, a później próbowała wykorzystać to zboże do celów konsumpcyjnych i paszowych” – zapowiedział polityk.
„Kara będzie liczona w milionach złotych. Przedsiębiorstwo złamało prawo. Próbowało zrobić manewr, który jest z jednej strony niezgodny z przepisami prawa, a z drugiej strony nieetyczny, niemoralny” – dodawał.
Wiceminister pytany był o to, czy firma, która zostanie ukarana, znajduje się na liście firm sprowadzających zboże z Ukrainy, o której od tygodni mówi wiceminister Michał Kołodziejczak.
„Ta lista, która pojawiła się jeszcze za czasów rządu dwutygodniowego, znalazło się tam dużo firm i podmiotów, które dziś żądają przeprosin od polskiego rządu” – powiedział Stefan Krajewski.
Listę firm rząd PiS utworzył i opublikował w listopadzie 2023 na podstawie danych z podlegających mu inspekcji. Protestujący wtedy rolnicy domagali się tego ze względu na doniesienia, że zboże, które miało być przez Polskę jedynie tranzytowane, w dużej części pozostawało na krajowym.
Przypomnijmy, pierwsze embargo na produkty w Ukrainy, w tym zboża, wprowadzono już 15 kwietnia. O zbożu technicznym prasa branżowa donosiła już pod koniec 2022 roku.
Wiceminister Krajewski wyjaśniał w rozmowie z TVP Info, że przypadek firmy, która ma zostać ukarana, dotyczy wydarzeń sprzed embarga.
„Czym innym jest sprowadzanie zboża do celów technicznych, a potem próba wprowadzenia go na rynek konsumpcyjny, czy paszowy. Czym innym jest lista firm, które tak naprawdę prawa mogły nie złamać, bo takiego zakazu nie było” – wyjaśniał polityk. ”Dziś mamy konkretnie zapisane prawidła. Jeśli ktoś dzisiaj, pomimo embarga sprowadza produkty, to musi ponieść odpowiedzialność".
„Korzystając z list PiS, koledzy z Suwerennej Polski trafili do Sejmu, Senatu, trafią do samorządów. Rozumiem, że mają plany startowania w eurowyborach. Sami grają na siebie. To szkodzi całemu środowisku” – tak Michał Dworczyk komentuje dyskusję, którą zapoczątkował Patryk Jaki
Od kilku dni politycy Suwerennej Polski oraz politycy PiS należący do frakcji Mateusza Morawieckiego ostro ścierają się w internecie. Wszystko zaczęło się od filmu z wystąpieniem Patryka Jakiego, który wytyka błędy Zjednoczonej Prawicy. Najmocniej dostaje się Mateuszowi Morawieckiemu (za „podpisywanie dziadostwa w UE”) oraz prezydentowi Andrzejowi Dudzie (m.in. za zawetowanie Lex TVN i Lex Czarnek).
W odpowiedzi na wypowiedzi zareagował między innymi Paweł Jabłoński, sekretarz stanu w MSZ w rządzie PiS, nazywając Jakiego „chłopczykiem w krótkich spodenkach”, a Suwerenną Polskę „frakcją krzykaczy-radykałów, przez którą PiS stracił umiarkowanych wyborców”.
W wielowątkowej dyskusji uczestniczą także m.in. Piotr Müller, Waldemar Buda, Dariusz Matecki, Sebastian Kaleta.
We wtorek rano Michał Dworczyk, były szef Kancelarii Premiera w rządzie Morawieckiego, został o całą sytuację zapytany w rozmowie w RMF FM.
„Od dłuższego czasu część polityków Suwerennej Polski, w tym Patryk Jaki, krytykuje mniej lub bardziej otwarcie działania Prawa i Sprawiedliwości. Jeżeli tak bardzo negatywnie oceniają to, co się dzieje w naszej formacji, tak krytycznie oceniają kierownictwo, to zastanawiam się, co jeszcze robią w Zjednoczonej Prawicy” – mówił polityk. „Dzisiaj to jest rodzaj układu pasożytniczego”.
Poproszony o wyjaśnienie, co ma na myśli, powiedział:
„Korzystając z list PiS, koledzy z Suwerennej Polski trafili do Sejmu, Senatu, trafią do samorządów. Rozumiem, że mają plany startowania w eurowyborach. Sami grają na siebie. To szkodzi całemu środowisku”.
Dworczyk dodał też, że politycy PiS do tej pory nie reagowali na publiczne zaczepki polityków SP. „Dzisiaj część parlamentarzystów – w tym ja – ma tego dosyć. Uważam, że to jest nieuczciwe” – mówił. Stwierdził też, że Patryk Jaki „szuka indywidualnej popularności politycznej”.
Jaki jest od 2019 europarlamentarzystą. Dworczyk został spytany o to, czy polityk powinien ponownie trafić na listy PiS do PE. „Jeżeli będzie lojalny wobec Zjednoczonej Prawicy, jeżeli będzie akceptował linię PiS-u – jak najbardziej tak. W przeciwnym razie uważam, że nie powinien” – odpowiedział były szef KPRM.
We wtorek na antenie Polsat News o spory z Patrykiem Jakim został zapytany Piotr Müller:
„Przykro mi to powiedzieć, ale myślę, że nie rozumie mechanizmu politycznego, który obowiązuje w Unii Europejskiej” – odpowiedział polityk PiS. „Atrakcyjne jest twierdzenie, że można jednym ruchem coś zablokować, niestety to jest sytuacja dużo bardziej skomplikowana”.
„Uważam, że kwestiach dyskusji związanych z UE potrzeba dużo więcej chłodnej kalkulacji. Chciałbym, żeby w UE była możliwość wetowania rozwiązań, które proponuje Komisja Europejska, ale niestety w większości spraw obowiązuje większość kwalifikowana, a nie jednomyślność. Wbrew temu, co twierdzą niektórzy po prawej stronie, między innymi Konfederacja, nie było możliwości wetowania niektórych rozwiązań” – dodawał.
Poranne wypowiedzi polityka PiS Patryk Jaki skomentował na Twitterze, pisząc, że sam nie chce przeciągania wewnętrznej kłótni, dlatego odmówił udziału w tych programach.
„Jak widać jednak ludzie Morawieckiego nie mają takiej intencji i chętnie te rozmowy wzięli. Kilka dni temu też wyciągnęli stary wycięty z kontekstu film (którego nikt wcześniej nie widział) a teraz dalej dobijają obóz ku uciesze Tuska” – napisał Jaki.
Polityk SP wymienił następnie listę błędów środowiska Mateusza Morawieckiego. W tym m.in. „uzależnienie wypłaty środków od kamieni milowych” „test bezstronności sędziego".
W poniedziałek wieczorem wojsko poinformował o zaginięciu, a następnie awaryjnym lądowaniu amerykańskiego drona.
„Nieuzbrojony bezzałogowy statek powietrzny MQ-9 Reaper sił powietrznych USA w Europie wykonujący zaplanowany kwartalny trening na lotnisku w Mirosławcu stracił łączność z bazą. Trwa oczekiwanie na awaryjne przyziemienie. Służby zostały postawione w stan gotowości” – taki komunikat pojawił się na Twitterze Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych w poniedziałek po godzinie 22.00.
Przed północą poinformowano, że w okolicach Mirosławca doszło do awaryjnego lądowania bezzałogowego statku. „Przyziemienie nastąpiło zgodnie z procedurami w zabezpieczonym terenie niezamieszkanym. Miejsce zostało zabezpieczone przez służby, dochodzenie prowadzi Żandarmeria Wojskowa” – głosi komunikat.
Baza Reaperów znajduje się w Mirosławcu od 2019 roku. Operują z niej dwa drony.
O zaginięcie i awaryjne lądowanie Reapera pytany był generał Waldemar Skrzypczak, który we wtorek rano był gościem stacji RMF FM. Generał wskazał, że utrata łączności z amerykańskim dronem to wynik zakłócenia sygnału.
„Wiemy o tym, że w rejonie Pomorza Zachodniego i południowego Bałtyku Rosjanie prowadzą operację zakłócającą wszystkie możliwe sygnały” – mówił. „Ten dron ma alternatywne systemy. Kiedy ma utracony sygnał, może przejść na autonomiczne kierowanie i samodzielnie wylądować we wskazanym wcześniej przez pilotów miejscu”.
Generał Skrzypczak dodawał, że o zakłóceniach w tamtym rejonie informują także piloci samolotów cywilnych.
Od ponad trzech lat listy kandydatów na polskiego sędziego Europejskiego Trybunału Praw Człowieka są regularnie odrzucane. Szef MSZ Radosław Sikorski zmienił właśnie zasady konkursu
W ETPCz zasiada 47 sędziów, po jednym z każdego państwa, w którym obowiązuje Europejska Konwencja Praw Człowieka. 31 października 2021 roku upłynęła 9-letnia kadencja sędziego Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z ramienia Polski Krzysztofa Wojtyczka.
Proces wyłonienia trojga kandydatów na urząd sędziego ETPCz koordynuje Ministerstwo Spraw Zagranicznych, a wyboru dokonuje Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy.
Do tej pory listy z polskimi kandydatami były odrzucane już trzykrotnie. W dwóch pierwszych turach wystawiono dokładnie tych samych kandydatów. Byli nimi Aleksander Stępkowski, założyciel Ordo Iuris, sędzia Sądu Najwyższego, powołany tam z udziałem neo-KRS; Elżbieta Karska z UKSW, neo-sędzia, prywatnie żona europosła PiS Karola Karskiego, oraz Agnieszka Szklanna, od 18 lat pracująca w Radzie Europy. W trzeciej turze wyłoniono ponowie Elżbietę Karską oraz Agnieszkę Szklanną, a także Kamila Strzępka, prawnika z UKWS.
Przy pierwszym odrzuceniu listy Komisja Rady Europy do spraw wyboru sędziów podnosiła m.in. zarzuty dotyczące braku transparentności procesu ich wyboru. Przy drugim, że nie wszyscy spełniają kryteria do objęcia stanowiska sędziego ETPCz, które wymienione są w konwencji.
Nie wiemy, jak zostali ocenieni konkretni kandydaci. Standard wymaga jednak, by cała trójka spełniała kryteria minimalne, aby Zgromadzenie Parlamentarne mogło wybrać realnie spośród trojga kandydatów. Eksperci wskazywali, że problemem był skład zespołu oceniającego kandydatów. Jego członkowie byli bowiem mianowani przez ministrów sprawiedliwości i spraw zagranicznych, szefa Kancelarii Premiera oraz szefa Prokuratorii Generalnej.
W ubiegłym tygodniu szef MSZ Radosław Sikorski wydał nowe zarządzenie powołujące zespół. Jako pierwsza napisała o tym Gazeta Wyborcza. Od teraz w jego skład wchodzić będą:
Członkowie rządu wskazują członków Zespołu spośród osób, które w przeszłości zasiadały w międzynarodowych sądach i trybunałach lub pełniły najwyższe funkcje sądowe w Polsce, lub funkcję RPO, Rzecznika Praw Dziecka lub ich zastępców. Prezes PAN wskazuje autorytet prawniczy ze środowiska akademickiego. Prezesi KRRP i NRA wskazują osoby, które mają doświadczenie w działalności na rzecz praw człowieka — w obszarze organizacji społecznych lub przy prowadzeniu postępowań przed międzynarodowymi sądami.